pawo pisze: ↑19 lut 2023, 13:48
[.....] jakoś bardzo osobiście to odbieram, a przecież Andrzeja nie znam.
od soboty chodziłem jakbym sam startował.
niedzielny poranek to "refresh" apki na komórce. Niepokój, gdy wyniki zatrzymały się na 40km, jedno z najdłuższych 10 minut, gdy pokazał się czas Andrzeja. I ulga plus radość równocześnie.
jakoś bardzo osobiście to odbieram, a przecież Andrzeja nie znam.
@Andrzej_Witek , jeśli to czytasz, to wiedz, że kibicowało Ci znacznie więcej ludzi, niż przypuszczasz.
Gratulacje i niski ukłon!
Coś w tym jest, podobnie to odczuwam. Chyba bardzo potrzebujemy takich pięknych historii, osób, które nie idą typową ścieżką zawodowca ale są "profesjonalizującymi się" amatorami. Którzy obierają sobie bardzo trudny cel i realizując go pokazują, że nie ma co "szukać sobie ograniczeń".
Wielki szacunek.
pawo pisze: ↑19 lut 2023, 13:48
Gratulacje.
Dziwne, ale poczułem się jakby to mi coś się udało, jakoś bardzo osobiście to odbieram, a przecież Andrzeja nie znam.
Mam wrażenie, że większość co oglądała ten maraton była bardziej zainteresowana wynikiem Andrzeja niż co nabiegają nasi pro.
Ja również tak samo. W ogóle to był jak dla mnie najciekawszy "uliczny" projekt biegowy w Polsce w ostatnich latach i śledzenie zmagań Andrzeja było nie tylko bardzo emocjonujące, ale też pouczające. Ogromnie się cieszę, że się udało, chociaż jest też jakiś dziwny rodzaj lekkiego smutku i rozrzewnienia, że ten projekt został wczoraj zamknięty.
Kiedy Andrzej mówił w wywiadzie z Bartkiem kilka miesięcy temu, że chce zamknąć ten projekt "szybko i sprawnie", to pomyślałem wtedy, że to dosyć optymistyczne podejście. Nawet nazwę bloga już sobie zmienił zawczasu. Nie żebym nie wierzył, że Andrzej to zrobi - wręcz przeciwnie, kiedy gość biegnie w samotnym biegu bez karbonu 2:23:30, to raczej ciężko mieć jakiekolwiek wątpliwości, że 2:20:00 jest w realnym zasięgu. Mimo wszystko spodziewałem się, że to będzie wymagało od niego jednak poświęcenia większej części sezonu i będzie miał spory dylemat czy odpuścić góry i skupić się na 2:20 (co też czasem może nie wyjść z przyczyn losowych), czy próbować łapać kilka srok za ogon. Ale jak powiedział tak zrobił - szybko i sprawnie. Patrząc bliżej samego startu, to obserwując jego przygotowania, to już od jakiegoś czasu było dla mnie jasne, że jeżeli się nie wydarzy nic dziwnego, to On to zrobi. Praktycznie każdy mocniejszy trening pokazywał, że forma jest wybitna. I to nie był jakiś jednorazowy dzień konia, tylko widać było w tym sporą powtarzalność. Więc byłem bardzo mocno przekonany, że się uda. Możliwość zabrania się z grupą najlepszych kobiet, to na pewno też była bardzo sprzyjającą okoliczność.
Najbardziej fascynuje mnie w tej wręcz filmowej historii to, że to tytułowe 140 minut było rzucone losowo, bez zrobienia żadnych treningów biegowych. Tylko na podstawie tego, że najlepsi biegają 120-kilka minut - a to przecież ja 140 spokojnie powinienem dać radę. Każdy normalny człowiek po kilku treningach by stwierdził, że jednak mocno "przyjanuszował" i nie wiedział o czym mówi. A ten się uparł i to zrobił, chociaż 12 lat mu to zajęło. 12 lat ciągłego próbowania, szukania, często dostawania po mordzie, ale jednak z wyciągnięciem wniosków i próbowania dalej. Bez zacietrzewienia na jakiejś idei i biadolenia. Myślę, że każdy biegacz - niezależnie od tego czy szybszy czy wolniejszy od Andrzeja, może dużo wyciągnąć dla siebie z tej historii. Teraz czas na góry:) trzymamy kciuki dalej!