CEL? FUN! Przemo i jego droga.
Moderator: infernal
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7x333m w 65, 67, 69, 71, 73, 75, 77s p. 7' + 3x30, 3x50, 3x100 na 90%, p. 3'
koniec!
chcielibyście koniec mikrocyklu, gdzie miałem równe dwa tygodnie biegania pod rząd. jednostki łatwiejsze, trudniejsze. w 35 jak i 15 stopniach.
trochę mnie nogi bolą, ale generalnie weszło wszystko bardzo ładnie.
więc obciążenia były idealnie dobrane.
chyba nawet mam lekkie wyrzuty sumienia, że jutro będę robił nic
a wracając do biegania.
dzisiaj biegało mi się te kółka jakoś lżej niż w tamtym tygodniu. mimo, że było jedno więcej i to w dodatku szybciej.
szczerze mówiąc, czas kontrolowałem tylko podczas pierwszego koła. później był już bieg na czuja.
najcięższe były koła chyba 2 i 3, bo nie byłem w stanie wejść w jakiś rytm oddechowy. 4 to była stabilizacja i 5, 6, 7 byle do końca. oddech w miarę rytmem, krok też w miarę mimo obolałych nóg.
w karbonach pewnie by było lżej, ale jakoś nie chce mi się nosić trzech par butów do pracy.
w dodatku ostatnie dwa przy próbie zwolnienia miałem wrażenie, że człapakiem jestem, więc po prostu starałem sie biec w miarę "luźnym tempem"
a tu connect z wykresami i liniowym wzrostem tętna
30 i 50 biegało mi się o wiele lżej niż w tamtym tygodniu. czułem taki luz i moc w nogach, zapowiadało się nieźle przed 100m.
ale same setki już lekkie rozczarowanie. nie wiem czy to efekt wcześniejszego biegania, dwóch tygodni ciągiem czy biegania po bieżni 333.
1. 13,5
2. 13,6
3. 13,9
biegane po trzecim torze, gdzie ok maks 10m jest po lekkim łuku.
pierwsze chyba najluźniej, drugie takie już ciut więcej roboty trzeba było a ostatnie na zmęczeniu i jeszcze pod koniec straciłem rytm więc wyszło jak wyszło.
chyba nie będę sprinterem.
koniec!
chcielibyście koniec mikrocyklu, gdzie miałem równe dwa tygodnie biegania pod rząd. jednostki łatwiejsze, trudniejsze. w 35 jak i 15 stopniach.
trochę mnie nogi bolą, ale generalnie weszło wszystko bardzo ładnie.
więc obciążenia były idealnie dobrane.
chyba nawet mam lekkie wyrzuty sumienia, że jutro będę robił nic
a wracając do biegania.
dzisiaj biegało mi się te kółka jakoś lżej niż w tamtym tygodniu. mimo, że było jedno więcej i to w dodatku szybciej.
szczerze mówiąc, czas kontrolowałem tylko podczas pierwszego koła. później był już bieg na czuja.
najcięższe były koła chyba 2 i 3, bo nie byłem w stanie wejść w jakiś rytm oddechowy. 4 to była stabilizacja i 5, 6, 7 byle do końca. oddech w miarę rytmem, krok też w miarę mimo obolałych nóg.
w karbonach pewnie by było lżej, ale jakoś nie chce mi się nosić trzech par butów do pracy.
w dodatku ostatnie dwa przy próbie zwolnienia miałem wrażenie, że człapakiem jestem, więc po prostu starałem sie biec w miarę "luźnym tempem"
a tu connect z wykresami i liniowym wzrostem tętna
30 i 50 biegało mi się o wiele lżej niż w tamtym tygodniu. czułem taki luz i moc w nogach, zapowiadało się nieźle przed 100m.
ale same setki już lekkie rozczarowanie. nie wiem czy to efekt wcześniejszego biegania, dwóch tygodni ciągiem czy biegania po bieżni 333.
1. 13,5
2. 13,6
3. 13,9
biegane po trzecim torze, gdzie ok maks 10m jest po lekkim łuku.
pierwsze chyba najluźniej, drugie takie już ciut więcej roboty trzeba było a ostatnie na zmęczeniu i jeszcze pod koniec straciłem rytm więc wyszło jak wyszło.
chyba nie będę sprinterem.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
20x 333/167 w 68 i 45
są sukcesy, muszą być i porażki.
DNF. Kupa 1:0 Przemek.
to bieganie trzeba podzielić na dwie części:
przerwa ~2'30
a tutaj pełen wykres.
ale od początku.
ogólnie dzisiaj ciężki warun. 28 stopni, czyli na bieżni pewnie więcej, bo tam zero cienia. dodatkowo dosyć mocny wiatr, nawet do 30km/h
niby wczoraj miałem dzień wolnego, ale jakoś nie do końca się zregenerowałem. ponad 8h snu a i tak wstałem niewyspany.
nogi jeszcze lekko obolałe, ale nie ma co tam psioczyć.
już podczas abc i dogrzewania jelita zaczęły pracować na tyle, że nic dobrego to nie wróżyło. i tu dochodzimy do kluczowej kwestii:
gdyby pomieszczenia socjalne przy boisku były otwarte normalnie, to bym przed daniem głównym poszedł, zrobił co miał zrobić i byłoby po temacie. ale, żę wszystko jest pozamykane na cztery spusty a toi toia nie ma - pomimo tego, że jest bieżnia, boisko ze sztuczną nawierzchnią a także całkiem spory plac zabaw dla dzieci - to ludzie nie mają gdzie zrobić siku o dwójce nie wspominając.
zmieniam buty na startowe i lecę.
wiatr kręcił akurat jedną stronę. więc wypadało, że pod wiatr było pierwsze 100 lub ostatnie 100. czyli dosyć sprawiedliwie.
dzisiaj pierwsze 6 weszło dosyć swobodnie. wszedłem w taki fajny rytm i na szybkich i na luźnych. po prostu leciałem. 7 zrobiło się cięższe pod względem oddechowym, a podczas 8 odezwały się jelita. próbowałem walczyć ile się dało, ale po 10 jak złapało, to luźny odcinek przedłużył się do prawie 50sek.
więc stop, opcja tętno regeneracyjne i 2 minuty odliczania. stanąłem w miejscu w bezruchu, wypłukałem usta bo wysuszyło fest.
dwie minuty mineły, kicha się uspokoiła. próbujemy. i tak to już nie jest to co miało być, ale chociaż wypadałoby skończyć.
ale to już nie było to. raz, że wypadłem z rytmu, dwa spokój był na dwa odcinki. trzeci to już walka, czwarte zrobione z przyzwoitości. koniec. nie ma co rzeźbić bo wstyd byłoby się zesrać w portki.
szkoda, bardzo szkoda.
trening jak najbardziej do zamknięcia dzisiaj był, do momentu przerwy bardzo fajnie wyczułem tempo i rytm biegu. oddechowo było ciężko, ale jednak pod kontrolą skoro potrafiłem się zakręcić wokół tego 68.mimo kiepskich warunków pogodowych. temperatura i wiatr nie pomagały. nogi też ciężkie.
z drugiej strony - może i powinienem - ale jakoś bardzo mnie to nie martwi, że nawet na siłę nie domknąłem.
ba, uważam, że w dłuższej perspektywie może wyjść mi to na dobre, bo jednak trochę obolały jestem tu i ówdzie
niestety jest to urok biegania zaraz po pracy, mimo ostatniego posiłku o 10:30 i takie kwiatki potrafią się przydarzyć.
ale głowa do góry i lecimy dalej swoje.
są sukcesy, muszą być i porażki.
DNF. Kupa 1:0 Przemek.
to bieganie trzeba podzielić na dwie części:
przerwa ~2'30
a tutaj pełen wykres.
ale od początku.
ogólnie dzisiaj ciężki warun. 28 stopni, czyli na bieżni pewnie więcej, bo tam zero cienia. dodatkowo dosyć mocny wiatr, nawet do 30km/h
niby wczoraj miałem dzień wolnego, ale jakoś nie do końca się zregenerowałem. ponad 8h snu a i tak wstałem niewyspany.
nogi jeszcze lekko obolałe, ale nie ma co tam psioczyć.
już podczas abc i dogrzewania jelita zaczęły pracować na tyle, że nic dobrego to nie wróżyło. i tu dochodzimy do kluczowej kwestii:
gdyby pomieszczenia socjalne przy boisku były otwarte normalnie, to bym przed daniem głównym poszedł, zrobił co miał zrobić i byłoby po temacie. ale, żę wszystko jest pozamykane na cztery spusty a toi toia nie ma - pomimo tego, że jest bieżnia, boisko ze sztuczną nawierzchnią a także całkiem spory plac zabaw dla dzieci - to ludzie nie mają gdzie zrobić siku o dwójce nie wspominając.
zmieniam buty na startowe i lecę.
wiatr kręcił akurat jedną stronę. więc wypadało, że pod wiatr było pierwsze 100 lub ostatnie 100. czyli dosyć sprawiedliwie.
dzisiaj pierwsze 6 weszło dosyć swobodnie. wszedłem w taki fajny rytm i na szybkich i na luźnych. po prostu leciałem. 7 zrobiło się cięższe pod względem oddechowym, a podczas 8 odezwały się jelita. próbowałem walczyć ile się dało, ale po 10 jak złapało, to luźny odcinek przedłużył się do prawie 50sek.
więc stop, opcja tętno regeneracyjne i 2 minuty odliczania. stanąłem w miejscu w bezruchu, wypłukałem usta bo wysuszyło fest.
dwie minuty mineły, kicha się uspokoiła. próbujemy. i tak to już nie jest to co miało być, ale chociaż wypadałoby skończyć.
ale to już nie było to. raz, że wypadłem z rytmu, dwa spokój był na dwa odcinki. trzeci to już walka, czwarte zrobione z przyzwoitości. koniec. nie ma co rzeźbić bo wstyd byłoby się zesrać w portki.
szkoda, bardzo szkoda.
trening jak najbardziej do zamknięcia dzisiaj był, do momentu przerwy bardzo fajnie wyczułem tempo i rytm biegu. oddechowo było ciężko, ale jednak pod kontrolą skoro potrafiłem się zakręcić wokół tego 68.mimo kiepskich warunków pogodowych. temperatura i wiatr nie pomagały. nogi też ciężkie.
z drugiej strony - może i powinienem - ale jakoś bardzo mnie to nie martwi, że nawet na siłę nie domknąłem.
ba, uważam, że w dłuższej perspektywie może wyjść mi to na dobre, bo jednak trochę obolały jestem tu i ówdzie
niestety jest to urok biegania zaraz po pracy, mimo ostatniego posiłku o 10:30 i takie kwiatki potrafią się przydarzyć.
ale głowa do góry i lecimy dalej swoje.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7km po 4'20 + 4x60
eh i od nowa trzeba się adaptować do temperatury.
pogoda normalnie gorsza niż wczoraj. jak było słońce, to duchota niesamowita. jak zachodziło za chmury, to wiało niesamowicie.
ogólnie nogi bolą. czuje ciągle w nogach ostatni mikrocykl a także wczorajsze bieganie. do tego stopnia, że znowu wyjąłem roller.
a także nie pije piwa żeby się lepiej wysypiać. a i mam wrażenie, że 8h to jest mało bo zdarza mi się wstawać niewyspanym
sam bieg to takie mieszane uczucia. niby szło w miarę równo ale samo odczuwanie tempa nieadekwatne do wysiłku. na zegarze pomiędzy 4'15 a 20 a poczucie miałem takie, że lecę po 4'00.
dodatkowo warun też podbijał tętno.
ale dalej cierpliwie robimy swoje.
eh i od nowa trzeba się adaptować do temperatury.
pogoda normalnie gorsza niż wczoraj. jak było słońce, to duchota niesamowita. jak zachodziło za chmury, to wiało niesamowicie.
ogólnie nogi bolą. czuje ciągle w nogach ostatni mikrocykl a także wczorajsze bieganie. do tego stopnia, że znowu wyjąłem roller.
a także nie pije piwa żeby się lepiej wysypiać. a i mam wrażenie, że 8h to jest mało bo zdarza mi się wstawać niewyspanym
sam bieg to takie mieszane uczucia. niby szło w miarę równo ale samo odczuwanie tempa nieadekwatne do wysiłku. na zegarze pomiędzy 4'15 a 20 a poczucie miałem takie, że lecę po 4'00.
dodatkowo warun też podbijał tętno.
ale dalej cierpliwie robimy swoje.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
10km po 4'20
!@#$% bieganie po mieście.
ile bym dał żeby gdzieś w pobliżu mieć jakąś płaską pętle bez świateł. według garmina, dzisiaj stojąc na światłach zmarnowałem prawie 2,5minuty.
dawno nie miałem tak rwanego biegu. dodatkowo trasa, którą wybrałem to góra dół i tak ciągle.
nie wspominam o wietrze, który dzisiaj tak dawał, że mi czapkę podrywało do góry.
ogólnie to dziwny to był bieg. niby lekko, ale jakoś tak ciężko jednak. może przez ten wiatr. jak zacząłem czuć się dobrze na tempie, wynosiło ono prawie 4'00/km.
podsumowując - odfajkowane do zapomnienia.
!@#$% bieganie po mieście.
ile bym dał żeby gdzieś w pobliżu mieć jakąś płaską pętle bez świateł. według garmina, dzisiaj stojąc na światłach zmarnowałem prawie 2,5minuty.
dawno nie miałem tak rwanego biegu. dodatkowo trasa, którą wybrałem to góra dół i tak ciągle.
nie wspominam o wietrze, który dzisiaj tak dawał, że mi czapkę podrywało do góry.
ogólnie to dziwny to był bieg. niby lekko, ale jakoś tak ciężko jednak. może przez ten wiatr. jak zacząłem czuć się dobrze na tempie, wynosiło ono prawie 4'00/km.
podsumowując - odfajkowane do zapomnienia.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7km po 4'20 + 4x60
3 piwka i 5h snu to nie jest dobre połączenie
zresztą ciasto po piwie tym bardziej. ale za to po takim paliwku jak szło!
o 6:15 było 12 stopni. mogę zaryzykować stwierdzenie, że chyba zmarzłem. ale fajnie się biegało, dosyć rześko było.
wczoraj przyszedł pistolet do masażu, więc wypróbowałem. ciekawa opcja, tylko muszę rozpracować jak dobrze rozbijać łydki. no jest różnica w stosunku do rollera.
trochę za szybko było, ale tętno niziutko więc nie zwalniałem zbytnio. a i czasem musiałem zwalniać aby nie przedobrzyć.
i świateł nie było
3 piwka i 5h snu to nie jest dobre połączenie
zresztą ciasto po piwie tym bardziej. ale za to po takim paliwku jak szło!
o 6:15 było 12 stopni. mogę zaryzykować stwierdzenie, że chyba zmarzłem. ale fajnie się biegało, dosyć rześko było.
wczoraj przyszedł pistolet do masażu, więc wypróbowałem. ciekawa opcja, tylko muszę rozpracować jak dobrze rozbijać łydki. no jest różnica w stosunku do rollera.
trochę za szybko było, ale tętno niziutko więc nie zwalniałem zbytnio. a i czasem musiałem zwalniać aby nie przedobrzyć.
i świateł nie było
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
4x 2km w 7:10 (otwarcie 300m w 54sek), p. 4'
sumując ilość snu, ponad 10h też nie jest dobrym pomysłem
wczoraj oprócz tego snu jeszcze popełniłem jeden błąd: zamiast ładować węgle to ładowałem karkówkę z grilla i ciasto
w porównaniu do wczoraj, dzisiaj pogoda dopisała. około 20 stopni, ale za to okropny wiatr. ze 30km/h to wiał spokojnie, bo tempo potrafiło spaść ok 10s/km.
no nie będę ukrywał. strasznie utrudniał ten wiatr.
1. (55,6 + 2:31,5) 3:27,1 + 3:38,4 = 7:05,5
2. (52,1 + 2:32,9) 3:25 + 3:41,1 = 7:06,1
3. (52,4 + 2:33,7) 3:26,1 + 3:41,1 = 7:07,2
4. (52,6 + 2:37,5) 3:30,1 + 3:38,2 = 7:08,3
jezu, ile matematyki. więcej czasu mi zajmie zliczenie tego aniżeli pisanie relacji...
mógłbym na chama zostawić tylko connect - jak tu - ale lubię mieć ładnie rozpisane wszystko
pierwsze takie bezjajeczne trochę. niby byłem dogrzany ale jednak płuco nie przewentylowane. 300m chciałem luźno pobiec, to pobiegłem ciut za luźno. później puściłem nogę wolno żeby stopniowo wytracać prędkość, ale jakoś nie szło. po około 300-400m udawało się odzyskać równowagę oddechową, więc pozostawało wejść w jakiś rytm biegu. a to było utrudnione przez ten cholerny wiatr. o ile w plecy fajny rytm był, tak pod krok się skracał i bieganie robiło się bardziej siłowe.
drugie zdecydowanie lepiej. płuco przewentylowane, noga dogrzana, rytm jakiś złapany. trzysetka żwawiej, reszta jak wcześniej. ok 400m na oddech i reszta w miarę równym rytmem. to był jeszcze czas, kiedy starałem się walczyć z wiatrem. pierwszy km dosyć szybko a później odliczanie kółek.
trzecie chyba weszło najciężej pod względem wysiłku. drugie trzysta równo, następnie podmuch wiatru powoduje, że w momencie zwalniam i przez 100m toczę się byle jak bo wieje. następnie udaje się złapać jakiś rytm. a drugi kilometr to już spokojne klepanie byle odbębnić.
ostatnie postanowiłem po prostu przebiec. byłem wymęczony wiatrem przede wszystkim. butami w sumie też, bo adidas adios pro2 nie jest butem na takie bieganie. generalnie chyba najsłabszy but z carbonem dla mnie. albo się po prostu na tartanie nie sprawda.
300 po raz kolejny w 52 z ogonem. ale to co dostałem podmuch na kolejnych stu, to praktycznie mnie postawiło. tempo nawet bliżej 4:00/km mogło się pojawić. a reszta to zwyczajnie szukanie tempa, rytmu czy oddechu.
jedynie ostatnie 400m trochę żwawiej pobiegłem, żeby wstydu nie było w ogólnym rozrachunku.
po wczorajszym grillu i tej ilości snu czułem się dzisiaj strasznie. ospały, zamulony i ociężały. żeby była jasność. z alkoholu wypiłem 20ml nalewki truskawkowej.
bieganie samo w sobie było wymagające ale bez jakieś zajezdni. zapewne byłoby łatwiej, gdybym nie musiał walczyć z hiperwentylacją ale też nie była ona jakoś wielka.
300-350m i oddech był stabilny.
generalnie jakoś poszło.
sumując ilość snu, ponad 10h też nie jest dobrym pomysłem
wczoraj oprócz tego snu jeszcze popełniłem jeden błąd: zamiast ładować węgle to ładowałem karkówkę z grilla i ciasto
w porównaniu do wczoraj, dzisiaj pogoda dopisała. około 20 stopni, ale za to okropny wiatr. ze 30km/h to wiał spokojnie, bo tempo potrafiło spaść ok 10s/km.
no nie będę ukrywał. strasznie utrudniał ten wiatr.
1. (55,6 + 2:31,5) 3:27,1 + 3:38,4 = 7:05,5
2. (52,1 + 2:32,9) 3:25 + 3:41,1 = 7:06,1
3. (52,4 + 2:33,7) 3:26,1 + 3:41,1 = 7:07,2
4. (52,6 + 2:37,5) 3:30,1 + 3:38,2 = 7:08,3
jezu, ile matematyki. więcej czasu mi zajmie zliczenie tego aniżeli pisanie relacji...
mógłbym na chama zostawić tylko connect - jak tu - ale lubię mieć ładnie rozpisane wszystko
pierwsze takie bezjajeczne trochę. niby byłem dogrzany ale jednak płuco nie przewentylowane. 300m chciałem luźno pobiec, to pobiegłem ciut za luźno. później puściłem nogę wolno żeby stopniowo wytracać prędkość, ale jakoś nie szło. po około 300-400m udawało się odzyskać równowagę oddechową, więc pozostawało wejść w jakiś rytm biegu. a to było utrudnione przez ten cholerny wiatr. o ile w plecy fajny rytm był, tak pod krok się skracał i bieganie robiło się bardziej siłowe.
drugie zdecydowanie lepiej. płuco przewentylowane, noga dogrzana, rytm jakiś złapany. trzysetka żwawiej, reszta jak wcześniej. ok 400m na oddech i reszta w miarę równym rytmem. to był jeszcze czas, kiedy starałem się walczyć z wiatrem. pierwszy km dosyć szybko a później odliczanie kółek.
trzecie chyba weszło najciężej pod względem wysiłku. drugie trzysta równo, następnie podmuch wiatru powoduje, że w momencie zwalniam i przez 100m toczę się byle jak bo wieje. następnie udaje się złapać jakiś rytm. a drugi kilometr to już spokojne klepanie byle odbębnić.
ostatnie postanowiłem po prostu przebiec. byłem wymęczony wiatrem przede wszystkim. butami w sumie też, bo adidas adios pro2 nie jest butem na takie bieganie. generalnie chyba najsłabszy but z carbonem dla mnie. albo się po prostu na tartanie nie sprawda.
300 po raz kolejny w 52 z ogonem. ale to co dostałem podmuch na kolejnych stu, to praktycznie mnie postawiło. tempo nawet bliżej 4:00/km mogło się pojawić. a reszta to zwyczajnie szukanie tempa, rytmu czy oddechu.
jedynie ostatnie 400m trochę żwawiej pobiegłem, żeby wstydu nie było w ogólnym rozrachunku.
po wczorajszym grillu i tej ilości snu czułem się dzisiaj strasznie. ospały, zamulony i ociężały. żeby była jasność. z alkoholu wypiłem 20ml nalewki truskawkowej.
bieganie samo w sobie było wymagające ale bez jakieś zajezdni. zapewne byłoby łatwiej, gdybym nie musiał walczyć z hiperwentylacją ale też nie była ona jakoś wielka.
300-350m i oddech był stabilny.
generalnie jakoś poszło.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7km po 4'20 + 4x60
całkiem żwawo jak na niecałe 5h snu
miód pitny i mistrzostwa świata w USA będąc w Polsce to nie jest dobry pomysł.
generalnie po wczoraj nogi całkiem sprawne, cały bieg praktycznie na czuja (mimo, że powinienem bardziej pilnować tempa). biegło się dosyć przyjemnie, tempo nie sprawiało jakiegoś wielkiego problemu. nawet dużego zmęczenia nie było.
więc jest okej!
całkiem żwawo jak na niecałe 5h snu
miód pitny i mistrzostwa świata w USA będąc w Polsce to nie jest dobry pomysł.
generalnie po wczoraj nogi całkiem sprawne, cały bieg praktycznie na czuja (mimo, że powinienem bardziej pilnować tempa). biegło się dosyć przyjemnie, tempo nie sprawiało jakiegoś wielkiego problemu. nawet dużego zmęczenia nie było.
więc jest okej!
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
10km po 4'20
jutro będzie ciekawy dzień
30 stopni. a jutro ma być jeszcze cieplej. człowiek się zaadaptował, to się zimno zrobiło. organizm się przestawił, to znowu gorunc.
żeby nie było, nie narzekam na upał. tylko niech on będzie ciągiem.
dzisiaj się starałem pilnować tempa. bo raz, że dyszka a dwa ciepło.
o ile w kroku faktycznie to 4:20 zaczyna wchodzić coraz luźniej, tak w tlenie dzisiaj lekko nie było. jak w piekarniku. jak człowiek się zatrzymał albo nie wiał wiatr, to jakbym do sauny wszedł.
dobrze, że bez koszulki biegam obecnie, to chociaż trochę wiatru przynosi ukojenie.
jutro będzie ciekawy dzień
30 stopni. a jutro ma być jeszcze cieplej. człowiek się zaadaptował, to się zimno zrobiło. organizm się przestawił, to znowu gorunc.
żeby nie było, nie narzekam na upał. tylko niech on będzie ciągiem.
dzisiaj się starałem pilnować tempa. bo raz, że dyszka a dwa ciepło.
o ile w kroku faktycznie to 4:20 zaczyna wchodzić coraz luźniej, tak w tlenie dzisiaj lekko nie było. jak w piekarniku. jak człowiek się zatrzymał albo nie wiał wiatr, to jakbym do sauny wszedł.
dobrze, że bez koszulki biegam obecnie, to chociaż trochę wiatru przynosi ukojenie.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
3x2km w 7:00, p. 4'
Nie dałem rady. Za gorąco. Ostatnie 2km rozbite na km p. 1 i 2x500 p. pomiędzy 45sek.
Jak nie dostanę udaru to będę zadowolony.
a no i muszę kupić pas HR, bo ten coraz częściej przerywa
ze 35 stopni w pełnym słońcu to było spokojnie. człowiek siedzi i się poci, a co dopiero biegać.
dzisiejszą robotę przeniosłem sobie w teren, bo jakoś nie uśmiechało mi się kręcić po bieżni w kółko. czy był to dobry pomysł? nie wiem. być może łatwiej byłoby pod względem ukształtowania terenu, z drugiej strony w dzisiejszych warunkach jeden pies gdzie miałem zdychać.
pierwsza dwójka weszła najłatwiej, mimo trasy bardziej pod górę i pod wiatr. tempo solidnie, równie szło. było to wymagające powtórzenie, ale jednocześnie pod kontrolą. nawet za mocno. być może z perspektywy czasu powinienem pobiec to wolniej, to by bomba przyszła później.
problem jest taki, że ja nie czuje tempa 3'25-30 w biegu ciągłym. noga ciągnie do przodu, ciężko mi złapać odpowiedni rytm.
druga dwójka to sinusoida. pierwszy km lekko z górki, więc można było spokojnie "odpocząć" aniżeli pracować. pod koniec tego km lekka górka, kawałek płaskiego i znowu z górki.
ale drugi km to już trzeba było pracować. jak biegłem tempem z górki, to nagle zrobiło się tempo ok 3'40 i musiałem ganiać. dodatkowo zamknąłem pętle pod górę i znowu trzeba było ganiać pod wiatr. i to mnie chyba zabiło. straszna katorga. do tego stopnia, że co 100m mniej więcej odliczałem ile do końca.
pierwsze co zrobiłem po odbiciu drugiego km, to od razu usiadłem. nie, że się podparłem czy kucnąłem. od razu usiadłem. i tak z dobrą minutę musiałem odchorować.
trzecie od samego początku szło jak krew z nosa. stopniowo kurek z tlenem był przykręcany. i wtedy zaczęło spadać i tempo i chęci. czułem się trochę tak jak podczas zawodów na dychę. nie było czym oddychać. a jak nie ma czym oddychać to i charakterem się nie nadrobi. szybka decyzja: doczołgać się do km i minuta przerwy. złapać trochę tlenu i ruszyć.
no i tak zrobiłem. ale był kolejny lekki podbieg, który znowu mnie zabił w tej temperaturze. czyli kolejne skrócenie do 500m. miało być 30sek przerwy ale było za mało. to ciut dłużej i byle skończyć.
tutaj też od razu usiadłem na krawężniku i siedziałem.
jak dotarłem do auta, to praktycznie na raz wypiłem 2L płynów. w mordze sahara, że nie było nawet czym splunąć.
wróciłem do domu to od razu mnie głowa zaczęła boleć. miałem iść z żoną i młodą na spacer to się cofnąłem do domu.
i o. jakby z 10 stopni mniej było to by było lżej.
Nie dałem rady. Za gorąco. Ostatnie 2km rozbite na km p. 1 i 2x500 p. pomiędzy 45sek.
Jak nie dostanę udaru to będę zadowolony.
a no i muszę kupić pas HR, bo ten coraz częściej przerywa
ze 35 stopni w pełnym słońcu to było spokojnie. człowiek siedzi i się poci, a co dopiero biegać.
dzisiejszą robotę przeniosłem sobie w teren, bo jakoś nie uśmiechało mi się kręcić po bieżni w kółko. czy był to dobry pomysł? nie wiem. być może łatwiej byłoby pod względem ukształtowania terenu, z drugiej strony w dzisiejszych warunkach jeden pies gdzie miałem zdychać.
pierwsza dwójka weszła najłatwiej, mimo trasy bardziej pod górę i pod wiatr. tempo solidnie, równie szło. było to wymagające powtórzenie, ale jednocześnie pod kontrolą. nawet za mocno. być może z perspektywy czasu powinienem pobiec to wolniej, to by bomba przyszła później.
problem jest taki, że ja nie czuje tempa 3'25-30 w biegu ciągłym. noga ciągnie do przodu, ciężko mi złapać odpowiedni rytm.
druga dwójka to sinusoida. pierwszy km lekko z górki, więc można było spokojnie "odpocząć" aniżeli pracować. pod koniec tego km lekka górka, kawałek płaskiego i znowu z górki.
ale drugi km to już trzeba było pracować. jak biegłem tempem z górki, to nagle zrobiło się tempo ok 3'40 i musiałem ganiać. dodatkowo zamknąłem pętle pod górę i znowu trzeba było ganiać pod wiatr. i to mnie chyba zabiło. straszna katorga. do tego stopnia, że co 100m mniej więcej odliczałem ile do końca.
pierwsze co zrobiłem po odbiciu drugiego km, to od razu usiadłem. nie, że się podparłem czy kucnąłem. od razu usiadłem. i tak z dobrą minutę musiałem odchorować.
trzecie od samego początku szło jak krew z nosa. stopniowo kurek z tlenem był przykręcany. i wtedy zaczęło spadać i tempo i chęci. czułem się trochę tak jak podczas zawodów na dychę. nie było czym oddychać. a jak nie ma czym oddychać to i charakterem się nie nadrobi. szybka decyzja: doczołgać się do km i minuta przerwy. złapać trochę tlenu i ruszyć.
no i tak zrobiłem. ale był kolejny lekki podbieg, który znowu mnie zabił w tej temperaturze. czyli kolejne skrócenie do 500m. miało być 30sek przerwy ale było za mało. to ciut dłużej i byle skończyć.
tutaj też od razu usiadłem na krawężniku i siedziałem.
jak dotarłem do auta, to praktycznie na raz wypiłem 2L płynów. w mordze sahara, że nie było nawet czym splunąć.
wróciłem do domu to od razu mnie głowa zaczęła boleć. miałem iść z żoną i młodą na spacer to się cofnąłem do domu.
i o. jakby z 10 stopni mniej było to by było lżej.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
5km luźno
no w nogach trochę siedzi.
dzisiaj rano wstałem w sumie bólem głowy, który na szczęście z czasem przeszedł.
pogodowo to dzisiaj był chyba większy armagedon niż wczoraj. mimo to, samopoczucie w trakcie biegu było całkiem dobre.
o ile spodziewałem się bólu łydek (w next% biega się trochę jak w kolcach. zupełnie inny but karbonowy niż inne), tak wczorajsze bieganie poszło w uda. i to tak solidnie.
oddechowo do pewnego momentu szło spoko, ale jak zawsze na podbiegu oddech przyspieszył w sumie tak został.
generalnie nie było źle.
no w nogach trochę siedzi.
dzisiaj rano wstałem w sumie bólem głowy, który na szczęście z czasem przeszedł.
pogodowo to dzisiaj był chyba większy armagedon niż wczoraj. mimo to, samopoczucie w trakcie biegu było całkiem dobre.
o ile spodziewałem się bólu łydek (w next% biega się trochę jak w kolcach. zupełnie inny but karbonowy niż inne), tak wczorajsze bieganie poszło w uda. i to tak solidnie.
oddechowo do pewnego momentu szło spoko, ale jak zawsze na podbiegu oddech przyspieszył w sumie tak został.
generalnie nie było źle.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
Parkrun w 17:20
miał być atak, a wyszedł atak padaczki
dobra, miejmy to za sobą
w sumie nie wiem od czego mam zacząć. no dzisiaj to nic nie zagrało.
zacznę od tego, że ogólnie wyjście z domu stało pod dużym znakiem zapytania skoro od 6 do 8 jest się 5x w toalecie na regularnym posiedzeniu.
ale jakoś się ogarnąłem.
zasnąłem chwilę ok 21:30 - nawet odpuściłem mecz Widzewa z Jagiellonią. pobudka o 5:40 - czyli spałem ponad 8h ( zresztą gorąco, prawie 20 stopni to i się spać nie chciało.) kawka i tabs kofeiny o 6. śniadanie chwilę po 7 (bułka biała z marmoladą, o 6:30 serek homogenizowany bo zwyczajnie głodny byłem). kolejny tabs chwilę po 8.
dojeżdżam na miejsce, a termometr w aucie pokazuje 26 stopni. o 8:15. rozgrzewka klasyczna. abc, streczing dynamiczny. 7minut przed 120m w tempie 800m.
staje na starcie i hop.
totalnie nie znam trasy, więc staram się trzymać pilota. początek dosyć mocny, ale po kilkuset metrach stabilizuje się na ~3'30. no ciut za wolno skoro mam biec po 3'28 minimum. staram się biec dosyć mocno, żeby wyciągnąć ten czas, ale zaczynają się szlaczki i nawrotki
a w sumie wrzucę mapę z lapami dla lepszego zobrazowania:
jak już się te wszystkie nawrotki i zawijasy pokończyły to zaczęła się trasa szutrowa. dosłownie piach miejscami był. z dziurami. zaznaczam - nie narzekam tylko staram się dobrze opisać trasę, bo wszyscy biegli takich samych warunkach. pod koniec drugiego kilometra udaje mi się wyprzedzić zawodnika z drugiego miejsca i widzę przed sobą prowadzącego. ale zanim go wyprzedziłem, to jakby to powiedział pilot Krzyśka Hołowczyca: "zakręt 90 stopni w lewo". i dalej szutr.
czyli generalnie trasa pół na pół. albo nawet 60 do 40. co z tego, że asfalt czy tam kostka, skoro co chwilę agrafka. a jak się kończyły nawrotki to zaczynał się pioch. hehe.
po pierwszym kole miałem 9:17, czyli mniej więcej biegłem na 18:40~.
reszta trasy to już próba utrzymania równego tempa. lider się oddalał, ja jakoś nie miałem w sobie siły się zebrać żeby spróbować go gonić. tylko się w duchu zastanawiałem, czy w dobrą alejkę skręcę.
i tak sobie mijały kolejne kilometry.
dodatkowo nawrotki na drugim kole wybijały z rytmu. a na koniec jakby tego było mało, z 500m do końca złapała mnie kolka. ale to taka, że ręką zacząłem uciskać bok. mimo delikatnego śniadania 2h to jest za mało i muszę jeść minimum 3.
ostatecznie dobiegam jako pierwszy przegrany czyli drugi. oficjanych czasów jeszcze nie ma, ale to raczej nie ma znaczenia czy jest sekunda w te czy we wte.
nie chce mi się i jakoś nie mam ochoty się zastanawiać i szukać czemu tak a nie inaczej itd. nawet zbytnio zły nie jestem.
generalnie dużo sił mnie kosztował ten bieg, bo po jego zakończeniu musiałem usiąść. łatwiej było mi siedzieć niż stać. tempo ogólnie było równe, ale męczące. zbytnio też mi nie przeszkadzał bieg solo. druga kwestia stryd. wydaje mi się, że jest dosyć dobrze skalibrowany aczkolwiek podłoże też wpływa na jego działanie. a może i jest źle skalibrowany, nie wiem.
w ramach rozluźnienia mogę się pośmiać, że w Łodzi nie ma ogólnodostępnego stadionu 400m i tak samo nie ma okrągłego parku
fakty są takie, że o ile MD fajnie to idzie (800 czy 1000m wyniki lekko powyżej oczekiwań, 400 mniej więcej zgodnie z planem) tak przy wydłużaniu jest problem i coś tu nie gra tak jak powinno.
a teraz idę leżeć i czekam żeby się nażreć fasolki po bretońsku.
miał być atak, a wyszedł atak padaczki
dobra, miejmy to za sobą
w sumie nie wiem od czego mam zacząć. no dzisiaj to nic nie zagrało.
zacznę od tego, że ogólnie wyjście z domu stało pod dużym znakiem zapytania skoro od 6 do 8 jest się 5x w toalecie na regularnym posiedzeniu.
ale jakoś się ogarnąłem.
zasnąłem chwilę ok 21:30 - nawet odpuściłem mecz Widzewa z Jagiellonią. pobudka o 5:40 - czyli spałem ponad 8h ( zresztą gorąco, prawie 20 stopni to i się spać nie chciało.) kawka i tabs kofeiny o 6. śniadanie chwilę po 7 (bułka biała z marmoladą, o 6:30 serek homogenizowany bo zwyczajnie głodny byłem). kolejny tabs chwilę po 8.
dojeżdżam na miejsce, a termometr w aucie pokazuje 26 stopni. o 8:15. rozgrzewka klasyczna. abc, streczing dynamiczny. 7minut przed 120m w tempie 800m.
staje na starcie i hop.
totalnie nie znam trasy, więc staram się trzymać pilota. początek dosyć mocny, ale po kilkuset metrach stabilizuje się na ~3'30. no ciut za wolno skoro mam biec po 3'28 minimum. staram się biec dosyć mocno, żeby wyciągnąć ten czas, ale zaczynają się szlaczki i nawrotki
a w sumie wrzucę mapę z lapami dla lepszego zobrazowania:
jak już się te wszystkie nawrotki i zawijasy pokończyły to zaczęła się trasa szutrowa. dosłownie piach miejscami był. z dziurami. zaznaczam - nie narzekam tylko staram się dobrze opisać trasę, bo wszyscy biegli takich samych warunkach. pod koniec drugiego kilometra udaje mi się wyprzedzić zawodnika z drugiego miejsca i widzę przed sobą prowadzącego. ale zanim go wyprzedziłem, to jakby to powiedział pilot Krzyśka Hołowczyca: "zakręt 90 stopni w lewo". i dalej szutr.
czyli generalnie trasa pół na pół. albo nawet 60 do 40. co z tego, że asfalt czy tam kostka, skoro co chwilę agrafka. a jak się kończyły nawrotki to zaczynał się pioch. hehe.
po pierwszym kole miałem 9:17, czyli mniej więcej biegłem na 18:40~.
reszta trasy to już próba utrzymania równego tempa. lider się oddalał, ja jakoś nie miałem w sobie siły się zebrać żeby spróbować go gonić. tylko się w duchu zastanawiałem, czy w dobrą alejkę skręcę.
i tak sobie mijały kolejne kilometry.
dodatkowo nawrotki na drugim kole wybijały z rytmu. a na koniec jakby tego było mało, z 500m do końca złapała mnie kolka. ale to taka, że ręką zacząłem uciskać bok. mimo delikatnego śniadania 2h to jest za mało i muszę jeść minimum 3.
ostatecznie dobiegam jako pierwszy przegrany czyli drugi. oficjanych czasów jeszcze nie ma, ale to raczej nie ma znaczenia czy jest sekunda w te czy we wte.
nie chce mi się i jakoś nie mam ochoty się zastanawiać i szukać czemu tak a nie inaczej itd. nawet zbytnio zły nie jestem.
generalnie dużo sił mnie kosztował ten bieg, bo po jego zakończeniu musiałem usiąść. łatwiej było mi siedzieć niż stać. tempo ogólnie było równe, ale męczące. zbytnio też mi nie przeszkadzał bieg solo. druga kwestia stryd. wydaje mi się, że jest dosyć dobrze skalibrowany aczkolwiek podłoże też wpływa na jego działanie. a może i jest źle skalibrowany, nie wiem.
w ramach rozluźnienia mogę się pośmiać, że w Łodzi nie ma ogólnodostępnego stadionu 400m i tak samo nie ma okrągłego parku
fakty są takie, że o ile MD fajnie to idzie (800 czy 1000m wyniki lekko powyżej oczekiwań, 400 mniej więcej zgodnie z planem) tak przy wydłużaniu jest problem i coś tu nie gra tak jak powinno.
a teraz idę leżeć i czekam żeby się nażreć fasolki po bretońsku.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
15km po 4'30
lody zjedzone, piwko 0% nalane. można coś skrobnąć.
nogi bolą. ale generalnie poszło bardzo fajnie. wczoraj nie wariowałem a zalewaniem smutków to i regen w miarę sprawnie poszedł. chociaż tego drineczka nie mogłem sobie odmówić do KSW.
co prawda spałem z 6,5h ale dzisiaj to zbytnio nie przeszkadzało. pewnie dlatego, że:
- nie musiałem iść do pracy
- temperatura spadła o jakieś 10 stopni i było "ledwo" 20.
z drugiej strony też postanowiłem nie szarżować i zdecydowanie biegać bliżej 4'30. jakoś tak mentalnie chyba tego potrzebowałem.
nogi bez luzu, bardziej wyczuwalne dwójki i pośladki o dziwo. krok też relatywnie krótki.
ale za to oddechowo cały bieg bardzo spokojnie.
szczerze powiedziawszy to skończyłem bardziej obolały niż zmęczony.
także luzik.
PS. nie jedzcie za dużo fasolki po bretońsku, źle na kichy robi
________________________________________________________________________________________________________________________________
jeszcze słówko o wczorajszym parkrunie. na spokojnie.
wiadomo, że chciałoby się zawsze biegać wszystko co jest do biegania. tym bardziej boli taki rozjazd z założeniami.
ale z drugiej strony też rozumiem narrację Rolanda i jestem przekonany, że też brał pod uwagę jak to się może skończyć.
przejrzałem sobie plan wstecz. i od 20.06 do jutra włącznie (to jest 36 dni) miałem 4 dni wolne. jednostki cięższe, lżejsze. 80% w temperaturze ok 28 stopni i więcej.
więc jeśli by się udało zrobić 17:20 z pełnego treningu to fajnie. jak się nie uda to trudno, bo to nie jest start docelowy.
oczywiście takie wnioski przychodzą po pewnym czasie na chłodno. fakt faktem lekkie zmęczenie materiału wychodzi, ale nie ma co chować głowy w piasek tylko dalej robić swoje.
teraz pomęczę bułę a na jesień wszystko odda.
"Do celu w swoim tempie idę człap człap człap
Powoli konsekwentnie tak buduję swój świat
I mi się nie śpieszy bo mnie cieszy co mam"
lody zjedzone, piwko 0% nalane. można coś skrobnąć.
nogi bolą. ale generalnie poszło bardzo fajnie. wczoraj nie wariowałem a zalewaniem smutków to i regen w miarę sprawnie poszedł. chociaż tego drineczka nie mogłem sobie odmówić do KSW.
co prawda spałem z 6,5h ale dzisiaj to zbytnio nie przeszkadzało. pewnie dlatego, że:
- nie musiałem iść do pracy
- temperatura spadła o jakieś 10 stopni i było "ledwo" 20.
z drugiej strony też postanowiłem nie szarżować i zdecydowanie biegać bliżej 4'30. jakoś tak mentalnie chyba tego potrzebowałem.
nogi bez luzu, bardziej wyczuwalne dwójki i pośladki o dziwo. krok też relatywnie krótki.
ale za to oddechowo cały bieg bardzo spokojnie.
szczerze powiedziawszy to skończyłem bardziej obolały niż zmęczony.
także luzik.
PS. nie jedzcie za dużo fasolki po bretońsku, źle na kichy robi
________________________________________________________________________________________________________________________________
jeszcze słówko o wczorajszym parkrunie. na spokojnie.
wiadomo, że chciałoby się zawsze biegać wszystko co jest do biegania. tym bardziej boli taki rozjazd z założeniami.
ale z drugiej strony też rozumiem narrację Rolanda i jestem przekonany, że też brał pod uwagę jak to się może skończyć.
przejrzałem sobie plan wstecz. i od 20.06 do jutra włącznie (to jest 36 dni) miałem 4 dni wolne. jednostki cięższe, lżejsze. 80% w temperaturze ok 28 stopni i więcej.
więc jeśli by się udało zrobić 17:20 z pełnego treningu to fajnie. jak się nie uda to trudno, bo to nie jest start docelowy.
oczywiście takie wnioski przychodzą po pewnym czasie na chłodno. fakt faktem lekkie zmęczenie materiału wychodzi, ale nie ma co chować głowy w piasek tylko dalej robić swoje.
teraz pomęczę bułę a na jesień wszystko odda.
"Do celu w swoim tempie idę człap człap człap
Powoli konsekwentnie tak buduję swój świat
I mi się nie śpieszy bo mnie cieszy co mam"
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
3x30, 3x100, p. 6', 500m w 1:25
dzisiaj dopiero wyszło zmęczenie po sobotnim parkrunie.
masakra. bolą łydki, bolą uda. nawet pośladki. strasznie było się dzisiaj rozruszać.
pogoda znowu patelnia, około 30 stopni. tak na prawdę nie muszę już nad morze jechać, taki ładny brązowiutki się zrobiłem
30m to takie na rozruszanie typowo. starałem się szybko i luźno. wiadomo, z dłuższego nabiegu start. jeszcze trochę sztywno ale z każdym kolejnym startem te nogi szły coraz luźniej.
100m 3x pomiędzy 13.75 a 13.85. tutaj akurat start z 3 kroków czyli żaden w sumie. z lekkim wiatrem biegane.
dawno nie biegałem tego i jakoś tak bez wyczucia to wszystko szło. zdecydowanie też czułem brak luzu.
lecz generalnie kończyło się na głębokim oddechu.
500m w 1:21,1
jakby to powiedzieć: dawno nie biegałem w kolcach
przerwa przed 0,5km miała być 6' ale wyszła prawie 7, bo wolno się w sumie zebrałem na start a dwa to pani z bąbelkiem dygała pierwszym torem.
start z lekkiego nabiegu i hop, lecimy.
początek po łuku, mijam setkę i kontrola. akurat tak wyszło, że odbiło się słońce od tarczy i widziałem tylko brzuszek. czyli 16. no to spoko, akurat.
ale jakoś przed 200m zaczęło mi się robić dziwnie ciężko. kurde czemu, skoro było 16/100 czyli teoretycznie powinno być 32/33 na 200m. ja patrzę, a tam 30 czyli pewnie było ok 29,5. no to już wiem czemu robi się ciężko jakieś 150m za szybko.
no to z automatu jakoś zwalniam. i po ok 250m przyszedł krwawy żniwiarz zwany bombą no co mnie w momencie dojechało to dramat. 300m w 47 i toczę się pomału.
nogi jak z ołowiu, ciężko się biegnie. ale co mi pozostało. 400m mijam w 64 i byle do mety. nawet jakbym starał się wydłużyć krok.
mijam linię, zegarek stop. i o.
chwilę muszę się podeprzeć na kolanach ale o dziwo nie ma wielkiego dramatu. nie ma zgonu, nie muszę siadać czy coś.
dzisiaj mi się wyjątkowo nie chciało. nogi bolały, gorąc doskwierał. dodatkowo zostały mi dwa dni pracy i urlop, więc bardziej niż tempo to się wolnego nie mogę doczekać
na upartego gdyby mi się bardziej chciało cierpieć to pewnie bym złamał to 1:20 na 500m.
dzisiaj dopiero wyszło zmęczenie po sobotnim parkrunie.
masakra. bolą łydki, bolą uda. nawet pośladki. strasznie było się dzisiaj rozruszać.
pogoda znowu patelnia, około 30 stopni. tak na prawdę nie muszę już nad morze jechać, taki ładny brązowiutki się zrobiłem
30m to takie na rozruszanie typowo. starałem się szybko i luźno. wiadomo, z dłuższego nabiegu start. jeszcze trochę sztywno ale z każdym kolejnym startem te nogi szły coraz luźniej.
100m 3x pomiędzy 13.75 a 13.85. tutaj akurat start z 3 kroków czyli żaden w sumie. z lekkim wiatrem biegane.
dawno nie biegałem tego i jakoś tak bez wyczucia to wszystko szło. zdecydowanie też czułem brak luzu.
lecz generalnie kończyło się na głębokim oddechu.
500m w 1:21,1
jakby to powiedzieć: dawno nie biegałem w kolcach
przerwa przed 0,5km miała być 6' ale wyszła prawie 7, bo wolno się w sumie zebrałem na start a dwa to pani z bąbelkiem dygała pierwszym torem.
start z lekkiego nabiegu i hop, lecimy.
początek po łuku, mijam setkę i kontrola. akurat tak wyszło, że odbiło się słońce od tarczy i widziałem tylko brzuszek. czyli 16. no to spoko, akurat.
ale jakoś przed 200m zaczęło mi się robić dziwnie ciężko. kurde czemu, skoro było 16/100 czyli teoretycznie powinno być 32/33 na 200m. ja patrzę, a tam 30 czyli pewnie było ok 29,5. no to już wiem czemu robi się ciężko jakieś 150m za szybko.
no to z automatu jakoś zwalniam. i po ok 250m przyszedł krwawy żniwiarz zwany bombą no co mnie w momencie dojechało to dramat. 300m w 47 i toczę się pomału.
nogi jak z ołowiu, ciężko się biegnie. ale co mi pozostało. 400m mijam w 64 i byle do mety. nawet jakbym starał się wydłużyć krok.
mijam linię, zegarek stop. i o.
chwilę muszę się podeprzeć na kolanach ale o dziwo nie ma wielkiego dramatu. nie ma zgonu, nie muszę siadać czy coś.
dzisiaj mi się wyjątkowo nie chciało. nogi bolały, gorąc doskwierał. dodatkowo zostały mi dwa dni pracy i urlop, więc bardziej niż tempo to się wolnego nie mogę doczekać
na upartego gdyby mi się bardziej chciało cierpieć to pewnie bym złamał to 1:20 na 500m.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
5x (3x333m w 60, 72, 72s) p. 2'
czyli po prostu 5x 1km w 3'24, z czego pierwsze 333m w 60sek. ale ja dla łatwiejszej matematyki podzieliłem sobie na kółka.
mimo rewolucji na ostatnim kole, jestem zadowolony.
1. 60.8, 69.7, 72.6 (~ 3'23)
2. 59.1, 68.9, 72.1(~ 3'20)
3. 59.9, 70.2, 72.5 (~ 3'23)
4. 59.6, 70.5, 71.9 (~ 3'22)
5. 59.4, 70.7 - (p. ~50s) - 55.5
ostatniego nie wyliczam, bo kombinowane. a tutaj connect, jak ładnie serduszko pracowało na przerwach
no cóż, jak mocniejsze bieganie to kiszki nie dojeżdżają ale po kolei.
strasznie mi się dzisiaj nie chciało. ale to tak zwyczajnie byłem zmęczony po całym dniu w robocie. zero mocy witalnych. ewidentnie mi spadł cukier.
nogi na rozgrzewce miałem obolałe. łydki od kolców to wiadomix. ale, że w czworogłowe poszło? no tego to się nie spodziewałem.
co do samego treningu też miałem obiekcje. o ile wiedziałem, że takie 333m po 3'00 może mnie z lekka przetrącić tak bardziej mnie te dwie minuty martwiły. o ile już mi się zdarzało biegać na takiej przerwie, to były to interwały w jednym tempie.
pogoda idealna na takie bieganie. 22 stopnie ale z wiatrem, który trochę utrudniał na jednej prostej. ale za to fajnie chłodził. no cóż, coś kosztem czegoś.
rozgrzewka, przebieżki i zacznijmy te nierówną walkę.
1. jeszcze zastany byłem. zresztą pierwsze szybkie zawsze wchodzi topornie, bo gdzieś trzeba się dogrzać. koło w granicy błędu statystycznego. później spokojnie puszczam nogi i pozwalam sobie wytracić prędkość naturalnie, bez zbytniego hamowania.
oddech udaje się wyrównać po ok 250-270m i spokojnie się toczę kolejne koło pod pełną kontrolą. 2' minuty przerwy pełen wypoczynek.
2. koło numero uno ciut żwawiej, co zresztą czułem po oddechu, następnie ta sama historia z wytraceniem prędkości i stabilizacją oddechu. ostatnie koło tak samo pełna kontrola z oddechem i z rytmem biegu. chyba lżej niż pierwsze.
3. zaczynam wchodzić w fajny, swobodny krok przy tempie 3'00. co najważniejsze, całe koło krok jest luźny. tak na prawdę luźny. pełna kontrola. i co najważniejsze, w oddechu też widziałem różnicę. było mi relatywnie lżej. do tego stopnia, że na drugim kole oddech ogarnąłem po 200m z ogonkiem. i takim o to sposobem trzecie koło zleciało bardzo szybko.
ale zaczęło się to co zawsze. kręcenie w brzuchu. pojawił się bardzo niefajny i znajomy dyskomfort pracującego jelita.
4. 333m przede wszystkim starałem się biec luźno, nawet pod wiatr, żeby ograniczyć utratę energii. nawet to poszło i spokojnie zaczynam drugie koło spokojnie zwalniając. ale w momencie kiedy zwolniłem pojawił się nacisk na zwieracz organizm się rozluźnił i zaczęło bardziej pracować hehe. jakoś udało się rozbiegać przez drugie koło, trzecie poszło dosyć swobodnie.
5. i tutaj już w trakcie przerwy poprzedzającej był kolejny atak, przez co przerwa się wydłużyła o 15sekund. jakoś się ogarnąłem i ruszyłem. 333m już tak luźno nie poszło, bo zbytnio pospinany byłem. a od 150m drugiego koła była walka o jak najdłuższy bieg. fuck. udało się na spince dociągnąć do pełnego koła i koniec.
musiałem stanąć, bo nie miałem spodenek na przebranie. ponad 30sekund w miejscu na baczność.
odpuściło trochę. co zrobić. 45sek przerwy. nic, ryzykuje.
ale ruszając nie trafiłem w guzik i złapałem czas z drugiej linii więc postanowiłem biec mocno całe koło.
dobiegłem i znowu postój w miejscu ŻENUŁA.
reasumując: jestem zadowolony. tak, dobrze czytacie. jestem zadowolony. mimo perturbacji na ostatniej pętli weszło dzisiaj zacnie. wszystko dopasowane idealnie. pierwsze koło zbytnio nie sponiewierało, przerwa nie okazała się zbyt krótka.
fakt faktem, ciężko mi idzie adaptacja do zwiększonego kilometrażu (maj + czerwiec = lipiec ) ale jestem zaskoczony i zadowolony, że to weszło na względnym luzie i całkiem sporej kontroli.
czyli po prostu 5x 1km w 3'24, z czego pierwsze 333m w 60sek. ale ja dla łatwiejszej matematyki podzieliłem sobie na kółka.
mimo rewolucji na ostatnim kole, jestem zadowolony.
1. 60.8, 69.7, 72.6 (~ 3'23)
2. 59.1, 68.9, 72.1(~ 3'20)
3. 59.9, 70.2, 72.5 (~ 3'23)
4. 59.6, 70.5, 71.9 (~ 3'22)
5. 59.4, 70.7 - (p. ~50s) - 55.5
ostatniego nie wyliczam, bo kombinowane. a tutaj connect, jak ładnie serduszko pracowało na przerwach
no cóż, jak mocniejsze bieganie to kiszki nie dojeżdżają ale po kolei.
strasznie mi się dzisiaj nie chciało. ale to tak zwyczajnie byłem zmęczony po całym dniu w robocie. zero mocy witalnych. ewidentnie mi spadł cukier.
nogi na rozgrzewce miałem obolałe. łydki od kolców to wiadomix. ale, że w czworogłowe poszło? no tego to się nie spodziewałem.
co do samego treningu też miałem obiekcje. o ile wiedziałem, że takie 333m po 3'00 może mnie z lekka przetrącić tak bardziej mnie te dwie minuty martwiły. o ile już mi się zdarzało biegać na takiej przerwie, to były to interwały w jednym tempie.
pogoda idealna na takie bieganie. 22 stopnie ale z wiatrem, który trochę utrudniał na jednej prostej. ale za to fajnie chłodził. no cóż, coś kosztem czegoś.
rozgrzewka, przebieżki i zacznijmy te nierówną walkę.
1. jeszcze zastany byłem. zresztą pierwsze szybkie zawsze wchodzi topornie, bo gdzieś trzeba się dogrzać. koło w granicy błędu statystycznego. później spokojnie puszczam nogi i pozwalam sobie wytracić prędkość naturalnie, bez zbytniego hamowania.
oddech udaje się wyrównać po ok 250-270m i spokojnie się toczę kolejne koło pod pełną kontrolą. 2' minuty przerwy pełen wypoczynek.
2. koło numero uno ciut żwawiej, co zresztą czułem po oddechu, następnie ta sama historia z wytraceniem prędkości i stabilizacją oddechu. ostatnie koło tak samo pełna kontrola z oddechem i z rytmem biegu. chyba lżej niż pierwsze.
3. zaczynam wchodzić w fajny, swobodny krok przy tempie 3'00. co najważniejsze, całe koło krok jest luźny. tak na prawdę luźny. pełna kontrola. i co najważniejsze, w oddechu też widziałem różnicę. było mi relatywnie lżej. do tego stopnia, że na drugim kole oddech ogarnąłem po 200m z ogonkiem. i takim o to sposobem trzecie koło zleciało bardzo szybko.
ale zaczęło się to co zawsze. kręcenie w brzuchu. pojawił się bardzo niefajny i znajomy dyskomfort pracującego jelita.
4. 333m przede wszystkim starałem się biec luźno, nawet pod wiatr, żeby ograniczyć utratę energii. nawet to poszło i spokojnie zaczynam drugie koło spokojnie zwalniając. ale w momencie kiedy zwolniłem pojawił się nacisk na zwieracz organizm się rozluźnił i zaczęło bardziej pracować hehe. jakoś udało się rozbiegać przez drugie koło, trzecie poszło dosyć swobodnie.
5. i tutaj już w trakcie przerwy poprzedzającej był kolejny atak, przez co przerwa się wydłużyła o 15sekund. jakoś się ogarnąłem i ruszyłem. 333m już tak luźno nie poszło, bo zbytnio pospinany byłem. a od 150m drugiego koła była walka o jak najdłuższy bieg. fuck. udało się na spince dociągnąć do pełnego koła i koniec.
musiałem stanąć, bo nie miałem spodenek na przebranie. ponad 30sekund w miejscu na baczność.
odpuściło trochę. co zrobić. 45sek przerwy. nic, ryzykuje.
ale ruszając nie trafiłem w guzik i złapałem czas z drugiej linii więc postanowiłem biec mocno całe koło.
dobiegłem i znowu postój w miejscu ŻENUŁA.
reasumując: jestem zadowolony. tak, dobrze czytacie. jestem zadowolony. mimo perturbacji na ostatniej pętli weszło dzisiaj zacnie. wszystko dopasowane idealnie. pierwsze koło zbytnio nie sponiewierało, przerwa nie okazała się zbyt krótka.
fakt faktem, ciężko mi idzie adaptacja do zwiększonego kilometrażu (maj + czerwiec = lipiec ) ale jestem zaskoczony i zadowolony, że to weszło na względnym luzie i całkiem sporej kontroli.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7km po 4'30
urlopu czas start!
czyli zaczynamy dzień od 9h snu i bólu głowy, bo za długo spałem
co do samego biegu: wczoraj samopoczucie bardzo dobre, zero jakiegoś zmęczenia. dzisiaj za to w nogach siedziało. szczególnie w łydkach. coś słabe mam te łydy, wypadałoby wzmocnić.
generalnie sam bieg okej, dopiero po 5km zrobiło się jakoś ciężej, tętno do góry poszło i już nie spadło.
pogoda 17 stopni była ok 10 rano jak biegałem.
reasumując nie było źle.
PS. plan na roztrenowanie ( ) jest, dzisiaj wjechałem na grubo kebabem
urlopu czas start!
czyli zaczynamy dzień od 9h snu i bólu głowy, bo za długo spałem
co do samego biegu: wczoraj samopoczucie bardzo dobre, zero jakiegoś zmęczenia. dzisiaj za to w nogach siedziało. szczególnie w łydkach. coś słabe mam te łydy, wypadałoby wzmocnić.
generalnie sam bieg okej, dopiero po 5km zrobiło się jakoś ciężej, tętno do góry poszło i już nie spadło.
pogoda 17 stopni była ok 10 rano jak biegałem.
reasumując nie było źle.
PS. plan na roztrenowanie ( ) jest, dzisiaj wjechałem na grubo kebabem
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022