CEL? FUN! Przemo i jego droga.
Moderator: infernal
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
8km po 4'20 + 3x60
jeśli wczoraj narzekałem na pogodę, to cofam.
wczoraj tylko wiało. dzisiaj wiało i padał deszcz lub deszcz ze śniegiem. na szczęście mamy wiosnę, to padający śnieg od 5 rano odkładał się tylko na trawie, nie chodniku.
sam bieg jakoś tak bez historii. szło dosyć swobodnie jak na warunki. przez pewien okres czasu najchętniej bym biegł z zamkniętymi oczami, bo wtedy nie padało w oczy. ogólnie wszędzie breja albo kałuże.
przebieżki dosyć żwawo. ot co, zaliczone.
jeśli wczoraj narzekałem na pogodę, to cofam.
wczoraj tylko wiało. dzisiaj wiało i padał deszcz lub deszcz ze śniegiem. na szczęście mamy wiosnę, to padający śnieg od 5 rano odkładał się tylko na trawie, nie chodniku.
sam bieg jakoś tak bez historii. szło dosyć swobodnie jak na warunki. przez pewien okres czasu najchętniej bym biegł z zamkniętymi oczami, bo wtedy nie padało w oczy. ogólnie wszędzie breja albo kałuże.
przebieżki dosyć żwawo. ot co, zaliczone.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
14km po 4'40
straszna niemoc mnie dzisiaj dopadła.
wczoraj nie dojadłem, dzisiaj nie dospałem. zamiast wczoraj ziemnioków zjeść to wolałem kapustę. dzisiaj próbowałem troszkę więcej zjeść w ciągu dnia ale też nie chciałem się napychać.
dodatkowo żona na 7 do pracy, to jeszcze dyżur z brzdącem mi przypadł. ledwo drzwi się zamknęły za matką tego dziecia i już byłem budzony. najpierw delikatnie a później bez skrupułów.
od samego początku jakoś topornie mi się biegło. niby 3 stopnie, ale miałem wrażenie, że za grubo się ubrałem. w nodze zero luzu. szczerze mówiąc, jak musiałem stanąć na światłach to się cieszyłem.
jakiś dramat. tętno też jakoś wysoko dziś. średnie niby okej, ale w ciągu biegu strasznie falowało.
to wszystko dlatego, że nie pije. nie smaruje to nie jadę
straszna niemoc mnie dzisiaj dopadła.
wczoraj nie dojadłem, dzisiaj nie dospałem. zamiast wczoraj ziemnioków zjeść to wolałem kapustę. dzisiaj próbowałem troszkę więcej zjeść w ciągu dnia ale też nie chciałem się napychać.
dodatkowo żona na 7 do pracy, to jeszcze dyżur z brzdącem mi przypadł. ledwo drzwi się zamknęły za matką tego dziecia i już byłem budzony. najpierw delikatnie a później bez skrupułów.
od samego początku jakoś topornie mi się biegło. niby 3 stopnie, ale miałem wrażenie, że za grubo się ubrałem. w nodze zero luzu. szczerze mówiąc, jak musiałem stanąć na światłach to się cieszyłem.
jakiś dramat. tętno też jakoś wysoko dziś. średnie niby okej, ale w ciągu biegu strasznie falowało.
to wszystko dlatego, że nie pije. nie smaruje to nie jadę
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
15km po 4'40
dzień do nocy. dzisiaj zupełnie inne bieganie. po 6km musiałem mini przerwę zrobić na siku.
wczoraj zjadłem ciut więcej, dzisiaj też obiad zjadłem przed bieganiem. po prostu noga sama się rwała do biegu.
szczerze mówiąc, to w większości czasu sprawdzałem tylko, czy za szybko nie biegnę.
luz w nodze, luz w oddechu. dystans mijał 2x szybciej niż wczoraj. zresztą widać i po tętnie, jak i nie widać - ale po kadencji.
bardzo fajne bieganie.
__________________________________________________________________________
tak sobie dzisiaj myślałem - a teraz rzuciłem okiem na plan z ostatnich dwóch miesięcy: wszystkie jednostki podomykane. jedne na styk, drugie z zapasem.
jedynie dwie sztuki okazały się "felerne". i to najlepsze jest to, że to ta sama jednostka - 2x2km TWL.
fakt faktem warunki były jakie były. trening do najłatwiejszych też nie należy.
ale skoro na powiedzmy 8 tygodni, gdzie biegałem 5-6x w tygodniu nie wyszły 2 treningi: to czemu miałoby się nie udać?
jestem dobrej myśli. a skoro jestem dobrej myśli to jest dobrze.
__________________________________________________________________________
taki dialog małżeński ostatnio mi się trafił:
Ja: zabiorę nas na wakacje do monte gordo!
Żona: a gdzie to?
J: w portugalii
przenikliwy wzrok żony: a czemu akurat tam? PEWNIE JAKIEŚ ŚCIEŻKI BIEGOWE TAM MAJĄ, CO?!
i tak właśnie podjęliśmy decyzję, że nie pojedziemy
a tak serio, to kto wie, może w tym roku jakiś urlop w górach wpadnie zamiast Portugalii
dzień do nocy. dzisiaj zupełnie inne bieganie. po 6km musiałem mini przerwę zrobić na siku.
wczoraj zjadłem ciut więcej, dzisiaj też obiad zjadłem przed bieganiem. po prostu noga sama się rwała do biegu.
szczerze mówiąc, to w większości czasu sprawdzałem tylko, czy za szybko nie biegnę.
luz w nodze, luz w oddechu. dystans mijał 2x szybciej niż wczoraj. zresztą widać i po tętnie, jak i nie widać - ale po kadencji.
bardzo fajne bieganie.
__________________________________________________________________________
tak sobie dzisiaj myślałem - a teraz rzuciłem okiem na plan z ostatnich dwóch miesięcy: wszystkie jednostki podomykane. jedne na styk, drugie z zapasem.
jedynie dwie sztuki okazały się "felerne". i to najlepsze jest to, że to ta sama jednostka - 2x2km TWL.
fakt faktem warunki były jakie były. trening do najłatwiejszych też nie należy.
ale skoro na powiedzmy 8 tygodni, gdzie biegałem 5-6x w tygodniu nie wyszły 2 treningi: to czemu miałoby się nie udać?
jestem dobrej myśli. a skoro jestem dobrej myśli to jest dobrze.
__________________________________________________________________________
taki dialog małżeński ostatnio mi się trafił:
Ja: zabiorę nas na wakacje do monte gordo!
Żona: a gdzie to?
J: w portugalii
przenikliwy wzrok żony: a czemu akurat tam? PEWNIE JAKIEŚ ŚCIEŻKI BIEGOWE TAM MAJĄ, CO?!
i tak właśnie podjęliśmy decyzję, że nie pojedziemy
a tak serio, to kto wie, może w tym roku jakiś urlop w górach wpadnie zamiast Portugalii
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
8x400m w 72sek, p. 3'
dzisiaj karty rozdawał wiatr. i to solidnie.
dzisiaj w ten sposób, w sumie te 0.xx sek raczej nic nie zmienią. a tutaj connect.
no wiało niemiłosiernie. do tego stopnia, że po trzeciej sztuce zacząłem zakładać bluzę na przerwie, bo było mi zwyczajnie zimno. niby 8 stopni ale biegałem w chustce i rękawiczkach.
generalnie powiem Wam, że rozgrzewka nie napawała optymizmem. nogi miałem ciężkie, nie chętnie robiły abc. na przebieżkach też topór. nie wiem czy to było spowodowane "długim weekendem" czy po prostu wiatr i ogólne samopoczucie (nie chciało mi się, jakiś taki senny byłem). klasycznie wszystkiego wyszło 30minut, do auta po strój galowy na robotę i wio.
zarys metrowy był taki:
~0-100 z wiatrem, 100-150 centralnie w twarz. 150-250 twarzowo - boczny. 250-300 cisza i reszta z wiatrem.
była moc. nie ma co ukrywać. pierwsze i szóste w dosyć stabilnych warunkach, cała reszta z mega mocnym podmuchem wiatru. takim, że z tempa 2:55-3:00 robiło się nawet 3:20.
zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby było bezwietrznie to tempo mogłoby być bliżej 70 niż 71 biorąc pod uwagę 17/100, 35/200 i 53/54 na 300.
jedynie w trakcie drugiego ruszyłem za mocno (16/100) i wyszło jak wyszło. cała reszta wyglądała na zasadzie:
- początek równo i dosyć luźno
- środek podmuch czyli albo odpuszczamy albo staramy się utrzymać tempo - w zależności od siły wiatru
- ostatnia stówka - o przestało wiać, można wydłużyć krok i puścić nogę luźno.
i tu się zatrzymam. końcówka. w każdym (może oprócz ostatniego, gdzie poszło w palnik) powtórzeniu na ostatnich 70-80m byłem w stanie puścić nogę i wydłużyć krok. bez siłowania. przychodziło mi to dosyć swobodnie i naturalnie (tzn. takie miałem odczucie w trakcie biegu).
co do odczuć fizjologicznych i tlenowych:
odcinki 1-4 po wszystkim od razu marsz, kilka głębszych oddechów
5-7 chwilę musiałem się podeprzeć na kolanach
8 tu już kucnąłem.
pod względem fizjologicznym nie było jakieś bomby, odcinania nóg czy zalewania kwasem. najcięższe były ostatnie dwa, gdzie łydki dostały w kość fest. do tego stopnia, że na rozbieganiu jakby mnie skurcz chciał złapać. uroki biegania w karbonie. zresztą wszystko było dzisiaj zaburzone przez ten wiatr.
w ramach ciekawostki, zrzut tempa ze stryda:
gdzie dołek, tam wiaterek.
robota poszła fest, jestem zadowolony. szczególnie biorąc pod uwagę warunki. kolejną fajną rzeczą była głowa. nie było odliczania na zasadzie ile jeszcze do końca, matko zostało tyle i tyle. a może by skończyć po 6. nie. mental dzisiaj był na swoim miejscu. i jakby trzeba było, to bym ze dwie dokręcił w tych warunkach. byłoby ciężko ale skończył bym.
idzie w dobrą stronę.
dzisiaj karty rozdawał wiatr. i to solidnie.
dzisiaj w ten sposób, w sumie te 0.xx sek raczej nic nie zmienią. a tutaj connect.
no wiało niemiłosiernie. do tego stopnia, że po trzeciej sztuce zacząłem zakładać bluzę na przerwie, bo było mi zwyczajnie zimno. niby 8 stopni ale biegałem w chustce i rękawiczkach.
generalnie powiem Wam, że rozgrzewka nie napawała optymizmem. nogi miałem ciężkie, nie chętnie robiły abc. na przebieżkach też topór. nie wiem czy to było spowodowane "długim weekendem" czy po prostu wiatr i ogólne samopoczucie (nie chciało mi się, jakiś taki senny byłem). klasycznie wszystkiego wyszło 30minut, do auta po strój galowy na robotę i wio.
zarys metrowy był taki:
~0-100 z wiatrem, 100-150 centralnie w twarz. 150-250 twarzowo - boczny. 250-300 cisza i reszta z wiatrem.
była moc. nie ma co ukrywać. pierwsze i szóste w dosyć stabilnych warunkach, cała reszta z mega mocnym podmuchem wiatru. takim, że z tempa 2:55-3:00 robiło się nawet 3:20.
zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby było bezwietrznie to tempo mogłoby być bliżej 70 niż 71 biorąc pod uwagę 17/100, 35/200 i 53/54 na 300.
jedynie w trakcie drugiego ruszyłem za mocno (16/100) i wyszło jak wyszło. cała reszta wyglądała na zasadzie:
- początek równo i dosyć luźno
- środek podmuch czyli albo odpuszczamy albo staramy się utrzymać tempo - w zależności od siły wiatru
- ostatnia stówka - o przestało wiać, można wydłużyć krok i puścić nogę luźno.
i tu się zatrzymam. końcówka. w każdym (może oprócz ostatniego, gdzie poszło w palnik) powtórzeniu na ostatnich 70-80m byłem w stanie puścić nogę i wydłużyć krok. bez siłowania. przychodziło mi to dosyć swobodnie i naturalnie (tzn. takie miałem odczucie w trakcie biegu).
co do odczuć fizjologicznych i tlenowych:
odcinki 1-4 po wszystkim od razu marsz, kilka głębszych oddechów
5-7 chwilę musiałem się podeprzeć na kolanach
8 tu już kucnąłem.
pod względem fizjologicznym nie było jakieś bomby, odcinania nóg czy zalewania kwasem. najcięższe były ostatnie dwa, gdzie łydki dostały w kość fest. do tego stopnia, że na rozbieganiu jakby mnie skurcz chciał złapać. uroki biegania w karbonie. zresztą wszystko było dzisiaj zaburzone przez ten wiatr.
w ramach ciekawostki, zrzut tempa ze stryda:
gdzie dołek, tam wiaterek.
robota poszła fest, jestem zadowolony. szczególnie biorąc pod uwagę warunki. kolejną fajną rzeczą była głowa. nie było odliczania na zasadzie ile jeszcze do końca, matko zostało tyle i tyle. a może by skończyć po 6. nie. mental dzisiaj był na swoim miejscu. i jakby trzeba było, to bym ze dwie dokręcił w tych warunkach. byłoby ciężko ale skończył bym.
idzie w dobrą stronę.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
2km w 7:00 + 3x400m w 80sek, p.4'
niech no już przestanie wiać, bo ja nie wiem jak to będzie.
sześć kółek. z kółka 333m jakieś ponad pół pod wiatr. raz mocniej raz lżej. dramatyczne przeżycie.
to co się rozgrzałem, to na pierwszym kole zdążyłem ostygnąć a na kolejnych nawet zmarznąć. koniecznie muszę rękawki kupić.
pierwszy kilometr katorga. niby byłem rozgrzany, ale potrzebowałem dogrzania. zero luzu, mocny wiatr. już wiem, że adiosy nie nadają się na takie ciągłe
drugi kilometr jakby trochę luźniej. tylko nie wiem czemu. czy dlatego, żę się dogrzałem czy troszkę mniej wiało. ale za to zaczęły się rewolucje jelitowe.
czyli tradycyjnie jak nie urok to sraczka. po wszystkim chwilę musiałem się podeprzeć.
mam mieszane uczucia co do tych dwóch kilometrów. spodziewałem się lżejszej przeprawy.
ale za to czterysetki szły jak w masło i to dosyć luźno. nawet ostatnie 100 to już na hamulcu było, bo 300m wchodziło w 55-56sek. poza tym pierwsze sto metrów to 17 i 2x 18sekund. 35-36sek dwieście, z czego na 160m po wyjściu z łuku omijałem po drugim torze kobiety rozmawiające przy kawie na pierwszym torze. duży miałem problem z wyczuciem tempa 3:20/km
connect dla statystyków.
mam mieszane uczucia. 400m tempem o wiele szybszym wchodzą w miarę, a na takim mini ciągłym ciężary. nadziei poszukuję w tym, że biegam prosto z pracy praktycznie. czyli raczej bez odpoczynku. no i w tym cholernym wietrze. oby było się za kim schować bo inaczej to ciężary olimpijskie.
niech no już przestanie wiać, bo ja nie wiem jak to będzie.
sześć kółek. z kółka 333m jakieś ponad pół pod wiatr. raz mocniej raz lżej. dramatyczne przeżycie.
to co się rozgrzałem, to na pierwszym kole zdążyłem ostygnąć a na kolejnych nawet zmarznąć. koniecznie muszę rękawki kupić.
pierwszy kilometr katorga. niby byłem rozgrzany, ale potrzebowałem dogrzania. zero luzu, mocny wiatr. już wiem, że adiosy nie nadają się na takie ciągłe
drugi kilometr jakby trochę luźniej. tylko nie wiem czemu. czy dlatego, żę się dogrzałem czy troszkę mniej wiało. ale za to zaczęły się rewolucje jelitowe.
czyli tradycyjnie jak nie urok to sraczka. po wszystkim chwilę musiałem się podeprzeć.
mam mieszane uczucia co do tych dwóch kilometrów. spodziewałem się lżejszej przeprawy.
ale za to czterysetki szły jak w masło i to dosyć luźno. nawet ostatnie 100 to już na hamulcu było, bo 300m wchodziło w 55-56sek. poza tym pierwsze sto metrów to 17 i 2x 18sekund. 35-36sek dwieście, z czego na 160m po wyjściu z łuku omijałem po drugim torze kobiety rozmawiające przy kawie na pierwszym torze. duży miałem problem z wyczuciem tempa 3:20/km
connect dla statystyków.
mam mieszane uczucia. 400m tempem o wiele szybszym wchodzą w miarę, a na takim mini ciągłym ciężary. nadziei poszukuję w tym, że biegam prosto z pracy praktycznie. czyli raczej bez odpoczynku. no i w tym cholernym wietrze. oby było się za kim schować bo inaczej to ciężary olimpijskie.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
8km po 4'40 + 3x60
z górki i po płaskim to się dzisiaj super biegało.
gorzej, jak trzeba było wrócić pod górkę i pod wiatr.
umęczyłem się. ale to tylko dlatego, że starałem się pilnować tego 4'40. ale jak dmuchnęło to nagle się robiło 4'30
6km bardzo fajne, tętno w okolicach 150, noga luźno. najgorsze były ostatnie 2km, gdzie trzeba było solidnie pod górkę popracować przy wietrze przednim. a tam tętno już bliżej 170
przebieżki luźno i żwawo. całkiem nieźle.
teraz najprzyjemniejsza część, czyli ładowanie węglami jutro raczej rozpusta, w sobotę powrót do normalności. co mogłem i miałem zrobić, zrobiłem. pewnie coś mogłem zrobić więcej, ale jak nie teraz to następnym razem.
z górki i po płaskim to się dzisiaj super biegało.
gorzej, jak trzeba było wrócić pod górkę i pod wiatr.
umęczyłem się. ale to tylko dlatego, że starałem się pilnować tego 4'40. ale jak dmuchnęło to nagle się robiło 4'30
6km bardzo fajne, tętno w okolicach 150, noga luźno. najgorsze były ostatnie 2km, gdzie trzeba było solidnie pod górkę popracować przy wietrze przednim. a tam tętno już bliżej 170
przebieżki luźno i żwawo. całkiem nieźle.
teraz najprzyjemniejsza część, czyli ładowanie węglami jutro raczej rozpusta, w sobotę powrót do normalności. co mogłem i miałem zrobić, zrobiłem. pewnie coś mogłem zrobić więcej, ale jak nie teraz to następnym razem.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
5km luźno + 3x60m
Jezu, jakie to było straszne.
nie wiem czy to dlatego, że za duże śniadanie zjadłem czy jak. zegarek schowany pod bluzą. ale przyznam, że ta końcówka to już czułem jakiś taki ciężar.
noga cinżka, kryncić nie chciała. zresztą jak zawsze na następny dzień po ładowaniu węglami.
pogoda to osobna kwestia. 6 stopni, ale ciągle wieje. i to bardzo mroźno wieje. jakbym biegł w chustce to bym się nie zagrzał. i szczerze mówiąc rozważam taki scenariusz. rękawiczki must have.
jeśli będzie tak wiało to będzie katastrofa
cel na dziś? odpoczynek. wczesne puście spać, w miarę wcześnie kolacja i dosyć lekka.
ciuchy to mam wszelaki przekrój. jedynie nie mam długich legginsów
karabiny naładowane. co prawda mi się nie chce, ale to dobry znak.
Jezu, jakie to było straszne.
nie wiem czy to dlatego, że za duże śniadanie zjadłem czy jak. zegarek schowany pod bluzą. ale przyznam, że ta końcówka to już czułem jakiś taki ciężar.
noga cinżka, kryncić nie chciała. zresztą jak zawsze na następny dzień po ładowaniu węglami.
pogoda to osobna kwestia. 6 stopni, ale ciągle wieje. i to bardzo mroźno wieje. jakbym biegł w chustce to bym się nie zagrzał. i szczerze mówiąc rozważam taki scenariusz. rękawiczki must have.
jeśli będzie tak wiało to będzie katastrofa
cel na dziś? odpoczynek. wczesne puście spać, w miarę wcześnie kolacja i dosyć lekka.
ciuchy to mam wszelaki przekrój. jedynie nie mam długich legginsów
karabiny naładowane. co prawda mi się nie chce, ale to dobry znak.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
62. bieg ulicami Sieradza
jak mam takie coś biegać, to wolę iść sam pobiegać na bieżni. przynajmniej płasko będzie
od czego tu zacząć w sumie. od pogody. wstałem o 6:30, a tam na szybach szron. na dachu altanki zresztą też. o 7:30 zjadłem śniadanie (125g ryżu, dwa jajka i tuńczyk. czyli białko i węgle.) do startu 4h więc akurat powinno być bez rewolucji.
jak jadłem to mówię do żony: o, dzisiaj nie wieje. po czym zaczęło wiać.
na miejsce dojeżdżam na ok godzinę przed startem, żeby odebrać pakiet.
45min przed rozpoczęciem wrzucam dwa tabsy kofeiny i powoli zaczynam rozgrzewkę. temperatura w momencie startu wynosiła ok 4 stopni plus mroźny wiatr (ok 30km/h). co nam daje temperaturę odczuwalną ok 0 stopni.
5 min do startu zaczynam się rozbierać/przebierać/ubierać w ciuchy startowe. singlet, rękawki i rękawiczki na górze. dół lajkra do kolana i krótkie portki.
powoli wszyscy się szykują do startu. a pan starter na to: start się opóźni, ponieważ
- policja musi odebrać trasę
- salwa honorowa coś tam coś tam
- minuta ciszy z powodu daty wiadomej.
i start z 11:30 robi się 11:38 a wszyscy wkurwieni, bo zimno.
ostatecznie ruszamy!
1km to w sumie trochę mojej winy, bo się ustawiłem na głęboko. z drugiej strony może i lepiej, bo to była dosyć krótka prosta, w dodatku po kostce brukowej. udaje mi się mijać ludzi, wbić się w planowane 3:30/km. lecz zaraz kolejny zakręt. i zaczynamy dłuższą prostą, która jest pod wiatr. zresztą łatwiej powiedzieć gdzie nie wiało niż wiało. ostatecznie 1km odbija w 3:32.1
2km to w dalszym ciągu mijanie ludzi i nadzieja, że ktoś biegnie podobnym tempem do mojego. lecz niestety. zamiast złapać zająca sam stałem się zającem. ale to taki ogon miałem, że gościa ze dwa razy piętą kopnąłem w piszczel. kilometr dosyć płaski, sam bieg dosyć równy. wiatr zmienił się w bardziej boczny. wchodzę w taki fajny rytm. i w kroku i w oddechu. muszę przyznać, że mimo warunków - po tych dwóch km czułem się dobrze. 3:29
3km to początek zabawy po wyjściu z zakrętu ukazał się zbieg. no to się ucieszyłem, bo będzie można puścić nogi luźno i trochę podgonić na zegarze. nawet się to udało, bo tempo przez chwilę zakręciło się ok 3:20. ale jak był zbieg, to co musi być następne? tak dokładnie! podbieg. i z tempa 3:20 robi się 3:45, dodatkowo z podmuchem w ryj. próbuję walczyć i nie odpuszczać. (zdecydowanie nie powtórzyłem błędu z listopada, gdzie chciałem przycwaniakować i odpuścić podbieg). ostatecznie co zyskałem na zbiegu to straciłem na podbiegu. zresztą z okładem. dlatego trzeci km odbija w 3:31.9
początek 4km to próba powrotu do jakiegoś rytmu po górce. i chyba najbardziej kryzysowy pod względem energetycznym. niby płasko ale ciągle pod wiatr. do tego nawrotka. typowa agrafka 180 stopni, za barierką drogową. spokojnie te dwie sekundy stracone. niby próbuję przyspieszyć ale nie ma za bardzo z czego. dodatkowo chyba zaczyna mnie kolka. staram się rozluźnić i biec dalej swoje. pojawiają się pierwsze myśli, żeby może zejść z trasy? ale od tego pomysłu skutecznie mnie odwioło to, że będę musiał maszerować na start w tym zimnie lecz ku zdziwieniu jakbym zaczynał powoli przyspieszać. zdecydowanie najsłabszy kilometr. 3:31.7
ostatni kilometr polegał na tym, żeby spróbować coś podgonić i przyspieszyć. nawet za bardzo nie patrzyłem już na tempo. po prostu starałem się biec. w dodatku wpadł ten podbieg z trzeciego kilometra. poszło nawet ciut szybciej, bo chwilowo szło nawet po 3:15. i być może dlatego, że nie było tutaj czołowego wiatru to mnie podbieg aż tak bardzo nie wyhamował. cały czas chciałem biec mocno, na tyle ile mogłem. biorąc pod uwagę, że pod górę szło ok 3:30 to chyba tylko dlatego, że to była końcówka. 3:23.9
dodatkowe 100m ze stryda to już początki prostej start/meta, ponownie po kostce brukowej. dodatkowo jeszcze trzeba było przeskoczyć próg zwalniający dla samochodów. typowa "próba finiszu"
wyszło w 21.5sek.
co ostatecznie dało czas 17:53 brutto (netto 17:50, ale pierwsze 50 osób miało czas brutto mierzony). zajmuję 10 miejsce w kategorii open.
rodo srodo.
a tu cyferki tabelki itd.
_________________________________________________________________________________________
słowo na niedzielę.
w sumie nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. tzn. wiem, że dużą rolę odegrała tutaj pogoda. z drugiej strony - wszyscy biegli w takich samych warunkach. czy to pogodowych czy też "trasowych"
najwidoczniej nie jestem taki mocny jaki mógłbym się wydawać. albo jestem zawodnikiem treningowym.
lecz tak jak napisałem na connect Cichemu, gdy zapytał co tak wolno:
1. "trochę wiało"
2. Trasa z dupy
3. Bieg solo
4. Ja tylko wyprzedzałem.
wiem, żadne tłumaczenie. trasę jak sobie sprawdziłem na mapie garmina, to pokazało ten drugi podbieg. tego pierwszego albo nie wyłapało, albo ja go nie zauważyłem.
caaaaaalutką trasę biegłem sam. jakiś kilometr robiłem za zająca ale klient odpadł. po jakimś czasie ponownie robiłem za zająca. tym razem jakieś dziewczynie. tak, kobitka ruszyła mocniej niż ja. dlatego w ogólnym rozrachunku wyszło na to, że ja tylko wyprzedzałem, ponieważ nikt mnie na trasie nie wyprzedził.
jak widać, miejsca w okolicach mojego były strasznie rozstrzelone. za mną kolejna osoba była ok 8sekund chyba.
dystans. nie wiem czy stryd nie zawyża dystansu w przypadku mocnego wiatru. bo przeglądałem na stravie z grubsza wyniki innych osób, to tak średnio dokładał gps od 40 do 80. mnie dołożył 100. więc bardzo podobnie. na pocieszenie dodam, że większość osób padało na pierwszym podbiegu i mieli czasy ok 5sek gorsze niż początkowe dwa. nawet zwycięzca. (dajcie mi się troszkę podbudować).
nazwijmy to umownie "lifestyle" ostatnie dwa tygodnie to raptem dwie lampki wina i piwo. zresztą w tamten weekend. waga po piątkowym ładowaniu węglami wczoraj pokazała 76kg. tak dobrze widzicie. 76. gdzie jak robiłem 17:46 to ważyłem 71. obecna waga to jest po prostu efekt yoyo. jak się można zdrowo odchudzać, jedząc 1300kcal? i w dodatku biegając 5-6 dni w tygodniu? ano nie można. więc w pewnym momencie to zwyczajnie odbiło.
obecnie jem ok 1800-2000 kcal i staram się "stopniowo" zrzucać. ale z drugiej strony mam siłę biegać, nie targa mnie tak bardzo na mocniejszych treningach.
i na koniec zaangażowanie w bieg. czy mogłem dać dzisiaj z siebie więcej? pewnie mogłem. ale ja niestety jestem ciepłolubny. zapewne łatwiej byłoby mi biegać gdyby było cieplej. zresztą widać to po tętnie, gdzie ja sobie biegłem w okolicy 190. ogólnie jak jest zimno, to mam problem żeby wejść w rytm.
w porównaniu do listopada wykrzesałem z siebie więcej. dzisiaj po finiszu musiałem się oprzeć o barierkę i nie byłem w stanie się normalnie ubrać.
czy jestem zadowolony? głupie pytanie. nie jestem. mimo warunków. bieganie 5x1km po 3:25 czy czterysetki po 72sek wskazywały na co innego. powoli zaczynam dochodzić do wniosku - pół żartem pół serio - żę to 17:30/5km jest dla mnie jak stówa wyciśnięta na płaskie ławce na siłowni. do stówki idzie dobrze, ale żeby jebnąć setkę to trzeba się namęczyć. albo zwyczajnie to jest mój maks?
niech najlepszym podsumowaniem będzie to, że nie chce mi się ani jeść ani piwa pić.
jak mam takie coś biegać, to wolę iść sam pobiegać na bieżni. przynajmniej płasko będzie
od czego tu zacząć w sumie. od pogody. wstałem o 6:30, a tam na szybach szron. na dachu altanki zresztą też. o 7:30 zjadłem śniadanie (125g ryżu, dwa jajka i tuńczyk. czyli białko i węgle.) do startu 4h więc akurat powinno być bez rewolucji.
jak jadłem to mówię do żony: o, dzisiaj nie wieje. po czym zaczęło wiać.
na miejsce dojeżdżam na ok godzinę przed startem, żeby odebrać pakiet.
45min przed rozpoczęciem wrzucam dwa tabsy kofeiny i powoli zaczynam rozgrzewkę. temperatura w momencie startu wynosiła ok 4 stopni plus mroźny wiatr (ok 30km/h). co nam daje temperaturę odczuwalną ok 0 stopni.
5 min do startu zaczynam się rozbierać/przebierać/ubierać w ciuchy startowe. singlet, rękawki i rękawiczki na górze. dół lajkra do kolana i krótkie portki.
powoli wszyscy się szykują do startu. a pan starter na to: start się opóźni, ponieważ
- policja musi odebrać trasę
- salwa honorowa coś tam coś tam
- minuta ciszy z powodu daty wiadomej.
i start z 11:30 robi się 11:38 a wszyscy wkurwieni, bo zimno.
ostatecznie ruszamy!
1km to w sumie trochę mojej winy, bo się ustawiłem na głęboko. z drugiej strony może i lepiej, bo to była dosyć krótka prosta, w dodatku po kostce brukowej. udaje mi się mijać ludzi, wbić się w planowane 3:30/km. lecz zaraz kolejny zakręt. i zaczynamy dłuższą prostą, która jest pod wiatr. zresztą łatwiej powiedzieć gdzie nie wiało niż wiało. ostatecznie 1km odbija w 3:32.1
2km to w dalszym ciągu mijanie ludzi i nadzieja, że ktoś biegnie podobnym tempem do mojego. lecz niestety. zamiast złapać zająca sam stałem się zającem. ale to taki ogon miałem, że gościa ze dwa razy piętą kopnąłem w piszczel. kilometr dosyć płaski, sam bieg dosyć równy. wiatr zmienił się w bardziej boczny. wchodzę w taki fajny rytm. i w kroku i w oddechu. muszę przyznać, że mimo warunków - po tych dwóch km czułem się dobrze. 3:29
3km to początek zabawy po wyjściu z zakrętu ukazał się zbieg. no to się ucieszyłem, bo będzie można puścić nogi luźno i trochę podgonić na zegarze. nawet się to udało, bo tempo przez chwilę zakręciło się ok 3:20. ale jak był zbieg, to co musi być następne? tak dokładnie! podbieg. i z tempa 3:20 robi się 3:45, dodatkowo z podmuchem w ryj. próbuję walczyć i nie odpuszczać. (zdecydowanie nie powtórzyłem błędu z listopada, gdzie chciałem przycwaniakować i odpuścić podbieg). ostatecznie co zyskałem na zbiegu to straciłem na podbiegu. zresztą z okładem. dlatego trzeci km odbija w 3:31.9
początek 4km to próba powrotu do jakiegoś rytmu po górce. i chyba najbardziej kryzysowy pod względem energetycznym. niby płasko ale ciągle pod wiatr. do tego nawrotka. typowa agrafka 180 stopni, za barierką drogową. spokojnie te dwie sekundy stracone. niby próbuję przyspieszyć ale nie ma za bardzo z czego. dodatkowo chyba zaczyna mnie kolka. staram się rozluźnić i biec dalej swoje. pojawiają się pierwsze myśli, żeby może zejść z trasy? ale od tego pomysłu skutecznie mnie odwioło to, że będę musiał maszerować na start w tym zimnie lecz ku zdziwieniu jakbym zaczynał powoli przyspieszać. zdecydowanie najsłabszy kilometr. 3:31.7
ostatni kilometr polegał na tym, żeby spróbować coś podgonić i przyspieszyć. nawet za bardzo nie patrzyłem już na tempo. po prostu starałem się biec. w dodatku wpadł ten podbieg z trzeciego kilometra. poszło nawet ciut szybciej, bo chwilowo szło nawet po 3:15. i być może dlatego, że nie było tutaj czołowego wiatru to mnie podbieg aż tak bardzo nie wyhamował. cały czas chciałem biec mocno, na tyle ile mogłem. biorąc pod uwagę, że pod górę szło ok 3:30 to chyba tylko dlatego, że to była końcówka. 3:23.9
dodatkowe 100m ze stryda to już początki prostej start/meta, ponownie po kostce brukowej. dodatkowo jeszcze trzeba było przeskoczyć próg zwalniający dla samochodów. typowa "próba finiszu"
wyszło w 21.5sek.
co ostatecznie dało czas 17:53 brutto (netto 17:50, ale pierwsze 50 osób miało czas brutto mierzony). zajmuję 10 miejsce w kategorii open.
rodo srodo.
a tu cyferki tabelki itd.
_________________________________________________________________________________________
słowo na niedzielę.
w sumie nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. tzn. wiem, że dużą rolę odegrała tutaj pogoda. z drugiej strony - wszyscy biegli w takich samych warunkach. czy to pogodowych czy też "trasowych"
najwidoczniej nie jestem taki mocny jaki mógłbym się wydawać. albo jestem zawodnikiem treningowym.
lecz tak jak napisałem na connect Cichemu, gdy zapytał co tak wolno:
1. "trochę wiało"
2. Trasa z dupy
3. Bieg solo
4. Ja tylko wyprzedzałem.
wiem, żadne tłumaczenie. trasę jak sobie sprawdziłem na mapie garmina, to pokazało ten drugi podbieg. tego pierwszego albo nie wyłapało, albo ja go nie zauważyłem.
caaaaaalutką trasę biegłem sam. jakiś kilometr robiłem za zająca ale klient odpadł. po jakimś czasie ponownie robiłem za zająca. tym razem jakieś dziewczynie. tak, kobitka ruszyła mocniej niż ja. dlatego w ogólnym rozrachunku wyszło na to, że ja tylko wyprzedzałem, ponieważ nikt mnie na trasie nie wyprzedził.
jak widać, miejsca w okolicach mojego były strasznie rozstrzelone. za mną kolejna osoba była ok 8sekund chyba.
dystans. nie wiem czy stryd nie zawyża dystansu w przypadku mocnego wiatru. bo przeglądałem na stravie z grubsza wyniki innych osób, to tak średnio dokładał gps od 40 do 80. mnie dołożył 100. więc bardzo podobnie. na pocieszenie dodam, że większość osób padało na pierwszym podbiegu i mieli czasy ok 5sek gorsze niż początkowe dwa. nawet zwycięzca. (dajcie mi się troszkę podbudować).
nazwijmy to umownie "lifestyle" ostatnie dwa tygodnie to raptem dwie lampki wina i piwo. zresztą w tamten weekend. waga po piątkowym ładowaniu węglami wczoraj pokazała 76kg. tak dobrze widzicie. 76. gdzie jak robiłem 17:46 to ważyłem 71. obecna waga to jest po prostu efekt yoyo. jak się można zdrowo odchudzać, jedząc 1300kcal? i w dodatku biegając 5-6 dni w tygodniu? ano nie można. więc w pewnym momencie to zwyczajnie odbiło.
obecnie jem ok 1800-2000 kcal i staram się "stopniowo" zrzucać. ale z drugiej strony mam siłę biegać, nie targa mnie tak bardzo na mocniejszych treningach.
i na koniec zaangażowanie w bieg. czy mogłem dać dzisiaj z siebie więcej? pewnie mogłem. ale ja niestety jestem ciepłolubny. zapewne łatwiej byłoby mi biegać gdyby było cieplej. zresztą widać to po tętnie, gdzie ja sobie biegłem w okolicy 190. ogólnie jak jest zimno, to mam problem żeby wejść w rytm.
w porównaniu do listopada wykrzesałem z siebie więcej. dzisiaj po finiszu musiałem się oprzeć o barierkę i nie byłem w stanie się normalnie ubrać.
czy jestem zadowolony? głupie pytanie. nie jestem. mimo warunków. bieganie 5x1km po 3:25 czy czterysetki po 72sek wskazywały na co innego. powoli zaczynam dochodzić do wniosku - pół żartem pół serio - żę to 17:30/5km jest dla mnie jak stówa wyciśnięta na płaskie ławce na siłowni. do stówki idzie dobrze, ale żeby jebnąć setkę to trzeba się namęczyć. albo zwyczajnie to jest mój maks?
niech najlepszym podsumowaniem będzie to, że nie chce mi się ani jeść ani piwa pić.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
14km po 4'50 + 3x60
powiedzieć Wam coś? wiało
od 5 do 10km i cały 12 pod wiatr. reszta mieszana, ale raczej frontalny lub boczny. nic w plecy.
ogólnie okej, rano bolały mnie dwugłowe i teraz czuję łydki. reszta bez większych strat.
samopoczucie okej.
przebieżki topór straszny, zresztą nie chciało mi się zbytnio siłować pod ten wiatr.
odfajkowane.
powiedzieć Wam coś? wiało
od 5 do 10km i cały 12 pod wiatr. reszta mieszana, ale raczej frontalny lub boczny. nic w plecy.
ogólnie okej, rano bolały mnie dwugłowe i teraz czuję łydki. reszta bez większych strat.
samopoczucie okej.
przebieżki topór straszny, zresztą nie chciało mi się zbytnio siłować pod ten wiatr.
odfajkowane.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
4x2km w 7:25 (3:42/km), p. 3'
Jezu, jak chomik. to było gorsze niż te ciągłe po 7-9km.
connect.
myślałem, że mi głowa wyparuje od tego kręcenia. no dramatyczne dzisiaj było to odliczanie kolejnych kółek może gdybym w grupie biegł albo chociaż z kimś na zmianę. a tak tylko 200, 400, 600, 800, lap. i od nowa.
co napisać o samym biegu. generalnie schemat bardzo podobny w każdym powtórzeniu. dla łatwiejszego liczenia przyjąłem -2sekundy w stosunku tempa 3:45 (45, 90 itd. licząc co 200m)
pierwszy kilometr każdego powtórzenia to luźna guma. początki nawet za luźna, ostatni niedociągnięty. drugi kilometr ciut ciężej. ALE zawsze szybciej niż pierwszy, było to i celowe i nie. ostatni najszybszy, bo miałem zwyczajnie dość już tego chomikowania po bieżni. w dodatku czułem się całkiem nieźle.
warunki pogodowe całkiem przyjemne. 15 stopni. bez słoneczka. ale za to z wiatrem. w sumie dawno nie wiało, poza tym może i lepiej, za łatwo by było.
generalnie bardziej niż tlenowo, to czułem zmęczenie mięśniowe. jakbym nie miał sił w udach i łydkach.
reasumując - gdybym trzmyał się sztywno tempa, albo biegł te sekundę wolniej po 3:43, to bym spokojnie jeszcze ze dwie dwójki mógł dokręcić, a tym tempem z dzisiaj to jedna by na siłę wpadła.
PS. dlatego wolę pisać dzienniczek od razu po biegu, gdy jest wszystko świeże. a tak wieczorem na sucho to jest lipa a nie raport.
Jezu, jak chomik. to było gorsze niż te ciągłe po 7-9km.
connect.
myślałem, że mi głowa wyparuje od tego kręcenia. no dramatyczne dzisiaj było to odliczanie kolejnych kółek może gdybym w grupie biegł albo chociaż z kimś na zmianę. a tak tylko 200, 400, 600, 800, lap. i od nowa.
co napisać o samym biegu. generalnie schemat bardzo podobny w każdym powtórzeniu. dla łatwiejszego liczenia przyjąłem -2sekundy w stosunku tempa 3:45 (45, 90 itd. licząc co 200m)
pierwszy kilometr każdego powtórzenia to luźna guma. początki nawet za luźna, ostatni niedociągnięty. drugi kilometr ciut ciężej. ALE zawsze szybciej niż pierwszy, było to i celowe i nie. ostatni najszybszy, bo miałem zwyczajnie dość już tego chomikowania po bieżni. w dodatku czułem się całkiem nieźle.
warunki pogodowe całkiem przyjemne. 15 stopni. bez słoneczka. ale za to z wiatrem. w sumie dawno nie wiało, poza tym może i lepiej, za łatwo by było.
generalnie bardziej niż tlenowo, to czułem zmęczenie mięśniowe. jakbym nie miał sił w udach i łydkach.
reasumując - gdybym trzmyał się sztywno tempa, albo biegł te sekundę wolniej po 3:43, to bym spokojnie jeszcze ze dwie dwójki mógł dokręcić, a tym tempem z dzisiaj to jedna by na siłę wpadła.
PS. dlatego wolę pisać dzienniczek od razu po biegu, gdy jest wszystko świeże. a tak wieczorem na sucho to jest lipa a nie raport.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6km po 4'00
dlatego wolę to biegać po bieżni. ale z drugiej strony 12km w kółko?
cyferki, wykresiki itd.
dzisiaj w Łodzi lato. 20 stopni. ale wiotr. tylko 6km, dlatego postanowiłem sobie pobiegać w około stawu. pętla 1km z lekkim okładem, czyli tak akurat.
jako, że ciepło to i grill się zaczął. licealistki na ławce spijające piwka (trzeba było obrączkę zdjąć ), spacerowicze. dzieciaki rowery rolki. czyli wiosna w parku.
dodatkowo park lekko pofalowany. trochę z górki i trochę pod górkę.
no umęczyłem się. ewidentnie czułem brak mocy. tylko nie wiem czy dlatego, że dzisiaj bez przekąsek w postaci owoców czy też wczorajsze bieganko wyszło w połączeniu z pogodą.
jak i lichy regen, bo waga dzisiaj pokazała -1,1kg w stosunku do wczoraj.
nogi obolałe, ciężkawe.
bieżnia ma ten plus, że jak jest płasko to idzie utrzymać tempo bardzo równo. mimo wiatru. dzisiaj to było takie szarpanie. z górki szybciej, pod górkę wolniej. tempo też ciężko było utrzymać jakoś równo.
aczkolwiek od trzeciego kilometra było nawet, bo wszedłem na tętno 180+. i na tym pułapie było mi lepiej niż pomiędzy 175 a 180. taka ciekawostka.
no nic, trzeba chociaż dzisiaj odpocząć, aczkolwiek żona w domu jest
dlatego wolę to biegać po bieżni. ale z drugiej strony 12km w kółko?
cyferki, wykresiki itd.
dzisiaj w Łodzi lato. 20 stopni. ale wiotr. tylko 6km, dlatego postanowiłem sobie pobiegać w około stawu. pętla 1km z lekkim okładem, czyli tak akurat.
jako, że ciepło to i grill się zaczął. licealistki na ławce spijające piwka (trzeba było obrączkę zdjąć ), spacerowicze. dzieciaki rowery rolki. czyli wiosna w parku.
dodatkowo park lekko pofalowany. trochę z górki i trochę pod górkę.
no umęczyłem się. ewidentnie czułem brak mocy. tylko nie wiem czy dlatego, że dzisiaj bez przekąsek w postaci owoców czy też wczorajsze bieganko wyszło w połączeniu z pogodą.
jak i lichy regen, bo waga dzisiaj pokazała -1,1kg w stosunku do wczoraj.
nogi obolałe, ciężkawe.
bieżnia ma ten plus, że jak jest płasko to idzie utrzymać tempo bardzo równo. mimo wiatru. dzisiaj to było takie szarpanie. z górki szybciej, pod górkę wolniej. tempo też ciężko było utrzymać jakoś równo.
aczkolwiek od trzeciego kilometra było nawet, bo wszedłem na tętno 180+. i na tym pułapie było mi lepiej niż pomiędzy 175 a 180. taka ciekawostka.
no nic, trzeba chociaż dzisiaj odpocząć, aczkolwiek żona w domu jest
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
12km po 4'00
makaron z białym twarogiem i miodkiem. pychotka przed bieganiem.
patrzcie, tętno jak po sznureczku.
ale siadło. aż normalnie szkoda browara otwierać, żeby nie zalać
pogoda dramat. niby 8 stopni, ale wiatr w porywach ponad 40km/h. ale z drugiej strony, po sieradzu żaden wiatr już mnie nie rusza
jako, że nie widziałem możliwości kręcenia 36 kółek po bieżni to podjechałem sobie na taką większą pętle w "fabrycznej" części łodzi. koło ma według stryda ponad 3,5km, zbiegi i podbiegi dosyć równo rozłożone.
dzisiaj biegnąc pod wiatr, prosta częściowo była osłonięta przez fabryki, a od strony ulicy była cisza lub wiatr w plecy. taki bonus.
cóż mogę powiedzieć o samym biegu. zleciało nie wiadomo kiedy. dzisiejsze 12km było o wiele lżejsze niż ostatnie 6 wokół stawu. co prawda średnio co 2km było pod wiatr lub lekko z wiatrem ale samopoczucie w trakcie samego biegu ekstra. pełna kontrola. jak wszedłem w rytm, to praktycznie nie kontrolowałem tempa. jedynie od czasu do czasu zerknąłem na tętno, które szło bardzo równo. zero jakiegokolwiek dryfu. w dodatku jak było z górki to nawet spadało o te 2-3 uderzenia.
szczerze mówiąc nie sądziłem, że tak to siądzie leciutko. może powinienem się przebranżowić na 10-42km zamist MD?
makaron z białym twarogiem i miodkiem. pychotka przed bieganiem.
patrzcie, tętno jak po sznureczku.
ale siadło. aż normalnie szkoda browara otwierać, żeby nie zalać
pogoda dramat. niby 8 stopni, ale wiatr w porywach ponad 40km/h. ale z drugiej strony, po sieradzu żaden wiatr już mnie nie rusza
jako, że nie widziałem możliwości kręcenia 36 kółek po bieżni to podjechałem sobie na taką większą pętle w "fabrycznej" części łodzi. koło ma według stryda ponad 3,5km, zbiegi i podbiegi dosyć równo rozłożone.
dzisiaj biegnąc pod wiatr, prosta częściowo była osłonięta przez fabryki, a od strony ulicy była cisza lub wiatr w plecy. taki bonus.
cóż mogę powiedzieć o samym biegu. zleciało nie wiadomo kiedy. dzisiejsze 12km było o wiele lżejsze niż ostatnie 6 wokół stawu. co prawda średnio co 2km było pod wiatr lub lekko z wiatrem ale samopoczucie w trakcie samego biegu ekstra. pełna kontrola. jak wszedłem w rytm, to praktycznie nie kontrolowałem tempa. jedynie od czasu do czasu zerknąłem na tętno, które szło bardzo równo. zero jakiegokolwiek dryfu. w dodatku jak było z górki to nawet spadało o te 2-3 uderzenia.
szczerze mówiąc nie sądziłem, że tak to siądzie leciutko. może powinienem się przebranżowić na 10-42km zamist MD?
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6km po 4'00
oesu, ale dramat. dawno na takim gruzie nie biegałem. to już na kacu biegało mi się czasem lżej.
regen żaden. dobrze, że nie otworzyłem wczoraj po bieganiu piwka bo po 22 wylądowaliśmy z młodą na doraźnej. wróciliśmy przed 24 (jak na szpital całkiem sprawnie poszło). o północy spać, a przed 6 rano już na nogach.
zamiast 2km i abc zrobiłem sobie 3km luźno. luźno z nazwy. a te 6km to chyba tylko jakąś siłą woli przebiegłem. nie byłem w stanie wejść ani w tempo ani rytm. dramatyczne przeżycie.
ale robota zrobiona, można z czystym sumieniem kawałek serniczka przyjąć. cel na święta? "być głodnym"
wesołych świąt!
oesu, ale dramat. dawno na takim gruzie nie biegałem. to już na kacu biegało mi się czasem lżej.
regen żaden. dobrze, że nie otworzyłem wczoraj po bieganiu piwka bo po 22 wylądowaliśmy z młodą na doraźnej. wróciliśmy przed 24 (jak na szpital całkiem sprawnie poszło). o północy spać, a przed 6 rano już na nogach.
zamiast 2km i abc zrobiłem sobie 3km luźno. luźno z nazwy. a te 6km to chyba tylko jakąś siłą woli przebiegłem. nie byłem w stanie wejść ani w tempo ani rytm. dramatyczne przeżycie.
ale robota zrobiona, można z czystym sumieniem kawałek serniczka przyjąć. cel na święta? "być głodnym"
wesołych świąt!
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6x300m w 52sek luźno, p. 3'
jak dmuchnęło, to się czułem jak w sieradzu
ogólnie pogoda w kratę. rano pada, później niebo czarne, że dym z fabryki jest bielutki.
1. 48.98
2. 49.78
3. 51.27
4. 51.28
5. 51.60
6. 51.55
generalnie 90m prosta, 60 po łuku, 90 prosta i końcówka po łuku. żeby wiatr w twarz mieć na pierwszym etapie biegu.
pierwsza seria to taka na wyczucie, żeby zobaczyć jak trzeba nogami kręcić. no i na świeżości, wiatr w miarę delikatny był. jak otworzyłem 16/100 a później 32/200 to trochę się wystraszyłem. nawet końcówkę odpuściłem.
druga podobnie, tylko starałem się nie wariować od początku. mocniejszy wiaterek wpadł. i mniej więcej wyszło jak wyżej, że chciałem spokojnie a tu klops.
trzecie to faktycznie spokojniejszy początek, bo bodajże 17/100. ale za to po 200 było jakieś 32,5/33. i na szczęście wiatr zmienił kierunek, gdzie ostatnie 30-40m wiał w twarz
czwarte już na lekkim zmęczeniu tlenowym, gdzie coraz szybciej zaczynało brakować tchu, ale było pod kontrolą.
a piąte i szóste to początek typowa walka pod wiatr, fakt faktem nie powinienem się siłować ale to jest silniejsze, żeby wszystko ładnie podomykane było. po 200m mniej więcej powoli nogi robiły się cięższe ale nie było zalania mleczanem czy czegoś takiego. zero odcinki.
gdyby nie ten wiatr, to faktycznie weszłoby to bardzo swobodnie. biorę pod uwagę jak mi się biegało na odcinku bez wiatru oraz także na to, że wszystkie powtórzenia od razu marsz. trzeba było głęboko oddychać, ale nie klęczałem, nie leżałem, nie zdychałem. jakbym miał wszystkie pobiec po 49 jak pierwsze, to pewnie byłoby ciężko dziś.
a tak to jest całkiem całkiem.
jak dmuchnęło, to się czułem jak w sieradzu
ogólnie pogoda w kratę. rano pada, później niebo czarne, że dym z fabryki jest bielutki.
1. 48.98
2. 49.78
3. 51.27
4. 51.28
5. 51.60
6. 51.55
generalnie 90m prosta, 60 po łuku, 90 prosta i końcówka po łuku. żeby wiatr w twarz mieć na pierwszym etapie biegu.
pierwsza seria to taka na wyczucie, żeby zobaczyć jak trzeba nogami kręcić. no i na świeżości, wiatr w miarę delikatny był. jak otworzyłem 16/100 a później 32/200 to trochę się wystraszyłem. nawet końcówkę odpuściłem.
druga podobnie, tylko starałem się nie wariować od początku. mocniejszy wiaterek wpadł. i mniej więcej wyszło jak wyżej, że chciałem spokojnie a tu klops.
trzecie to faktycznie spokojniejszy początek, bo bodajże 17/100. ale za to po 200 było jakieś 32,5/33. i na szczęście wiatr zmienił kierunek, gdzie ostatnie 30-40m wiał w twarz
czwarte już na lekkim zmęczeniu tlenowym, gdzie coraz szybciej zaczynało brakować tchu, ale było pod kontrolą.
a piąte i szóste to początek typowa walka pod wiatr, fakt faktem nie powinienem się siłować ale to jest silniejsze, żeby wszystko ładnie podomykane było. po 200m mniej więcej powoli nogi robiły się cięższe ale nie było zalania mleczanem czy czegoś takiego. zero odcinki.
gdyby nie ten wiatr, to faktycznie weszłoby to bardzo swobodnie. biorę pod uwagę jak mi się biegało na odcinku bez wiatru oraz także na to, że wszystkie powtórzenia od razu marsz. trzeba było głęboko oddychać, ale nie klęczałem, nie leżałem, nie zdychałem. jakbym miał wszystkie pobiec po 49 jak pierwsze, to pewnie byłoby ciężko dziś.
a tak to jest całkiem całkiem.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
3km po 3'45, p.5' + 2x 1km w 3'45, p. 4'
prawie maj, a ja się ślizgam na mokrym tartanie
a tutaj cyferki i wykresiki. nie, nie popsuł mi się pulsometr
ciekawe czy to przez to, że były ledwo 4 stopnie i padał deszcz.
ogólnie weszło nawet luźno. te pierwsze 3km takie nijakie bym powiedział.
pierwszy można powiedzieć, że w granicy błędu statystycznego. ale u mnie nie istnieje takie coś jak błąd statystyczny.
dlatego drugi bardzo za szybko. szło dosyć swobodnie, więc. więc nie powinienem tak gnać.
na trzecim niby wyhamowałem, lecz cały czas dużo za dużo.
na przerwę zarzucam bluzę i idę sobie spokojnie jedno koło, coby nie stać w miejscu bo chyba robi się chłodnawo. wychodzi jakieś 4', więc już na spokojnie zrzucam bluzę i po 5' ruszam.
a te dwa razy jeden kilometer to co to to jest przy takich trzech ciągiem. nic. na dobrą sprawę na tętno dobrze się nie wkręciłem a już trzeba było się zatrzymywać. co prawda otwieranie w 42 i 43s/200m nie jest dobrym pomysłem, tak już późniejsza kontrola mniej więcej -2sek od założeń ujdzie. chyba.
lecz przy drugim powtórzeniu ostatnie z 10m to już luźna stopa była, bo znowu za szybko
ale zimno było, wybacz kierowniku.
kto to widział, żeby w kwietniu biegać opasce na łeb, rękawiczkach i rękawkach. a w marcu się już w singletach ciekało.
ale nie powiem, wyszło zmęczenie. tylko nie wiem czy spowodowane biegiem czy pogodą. bo obecnie czuje się okropnie. i chyba mnie gardło pobolewa. dlatego piszę tę wiadomość i idę spać.
dobranoc.
prawie maj, a ja się ślizgam na mokrym tartanie
a tutaj cyferki i wykresiki. nie, nie popsuł mi się pulsometr
ciekawe czy to przez to, że były ledwo 4 stopnie i padał deszcz.
ogólnie weszło nawet luźno. te pierwsze 3km takie nijakie bym powiedział.
pierwszy można powiedzieć, że w granicy błędu statystycznego. ale u mnie nie istnieje takie coś jak błąd statystyczny.
dlatego drugi bardzo za szybko. szło dosyć swobodnie, więc. więc nie powinienem tak gnać.
na trzecim niby wyhamowałem, lecz cały czas dużo za dużo.
na przerwę zarzucam bluzę i idę sobie spokojnie jedno koło, coby nie stać w miejscu bo chyba robi się chłodnawo. wychodzi jakieś 4', więc już na spokojnie zrzucam bluzę i po 5' ruszam.
a te dwa razy jeden kilometer to co to to jest przy takich trzech ciągiem. nic. na dobrą sprawę na tętno dobrze się nie wkręciłem a już trzeba było się zatrzymywać. co prawda otwieranie w 42 i 43s/200m nie jest dobrym pomysłem, tak już późniejsza kontrola mniej więcej -2sek od założeń ujdzie. chyba.
lecz przy drugim powtórzeniu ostatnie z 10m to już luźna stopa była, bo znowu za szybko
ale zimno było, wybacz kierowniku.
kto to widział, żeby w kwietniu biegać opasce na łeb, rękawiczkach i rękawkach. a w marcu się już w singletach ciekało.
ale nie powiem, wyszło zmęczenie. tylko nie wiem czy spowodowane biegiem czy pogodą. bo obecnie czuje się okropnie. i chyba mnie gardło pobolewa. dlatego piszę tę wiadomość i idę spać.
dobranoc.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022