Moje pierwsze zawody w deszczu
Jak pisałem wcześniej, w lecie od czerwca do połowy sierpnia bieganie było dodatkiem, starałem się jednak choć raz w tygodniu biegać krótkie BS, co widać z podsumowania w Runalyze. Wszelkie wskaźniki spadły drastycznie, prognozowany czas na 5 km z 23 do prawie 27 minut.
Mistrzostwa Europy w LA trochę mnie zmobilizowały, by nieco zwiększyć kilometraż i dodać szybsze odcinki.
W ostatniej chwili na tydzień przed zapisałem się na zawody na pobliskim Ursynowie. Zapowiadali jeszcze wtedy ładną pogodę.
Podczas wszystkich poprzednich 28 zawodów nie spadła mi na głowie ani JEDNA kropla deszczu, więc i tu niczego złego się nie spodziewałem.
Rano podczas śniadania w google cały czas prognoza była brak deszczu, jednak za oknem już siąpiło. I niestety ICM podawał, że od 10 na pewno się rozpada. Na zawody pojechałem samochodem, zaparkowałem jakieś 600 m od linii startu i doszedłem na piechotę pod parasolka i w wiatrówce. Tuż przed biegiem tylko lekko siąpiło, więc wszystko oddałem do depozytu, zostawiłem tylko cienką czapkę w razie czego. Temperatura była około 11', ale odmiennie od większości pobiegłem zupełnie na krótko.
Forma wiadomo, że średnia, ale postanowiłem pobiec zgodnie z prognozami z programów na poniżej 25 minut, na maksa w danym dniu. Szukałem nawet pacemakerów na 25 albo na 24 minuty, niestety nie widziałem, tylko na 22 i 28..
Jak ruszyliśmy to zaczęło padać, nie było to może oberwanie chmury, ale konkretny rzęsisty deszcz. Już po paru minutach byłem zupełnie mokry. Jako że 3 lata temu przeszedłem zapalenie płuc spowodowane jazdą na rowerze w zimie , (notabene do Luxmedu na Ursynowie), to minę miałem nietęgą. Tu zdjęcie robione po 1.5 km, akurat widać jak trzymałem koszulkę, by nie przyklejała mi się zupełnie mokra do ciała.
Tempo starałem się trzymać na 25 minut, na początku było nawet szybsze, zegarek niestety zawyżał mi dystans i tempo, więc łapałem lapy wg oznaczeń trasy. Na 900 m przed metą dogonił mnie pacemaker na 24 minuty, który wystartował jak się okazało 20 sekund za mną i postanowiłem spróbować dobiec do mety za nim, co mi się udało. Myślę, że jakbym od razu z nim biegł to te 24 minuty dałbym radę, ale i tak z wyniku po takiej przerwie w treningu (BS po 4 km raz na tydzień to na pewno nie trening) jestem zadowolony.
Po prawie 25 minutach w deszczu cały mokry poszedłem do depozytu po rzeczy, a tam masakra. Fatalna organizacja, odebrałem rzeczy po chyba 15 minutach stania w mokrych ciuchach. Potem jak się choć częściowo przebrałem, to kolejka do depozytu była już zdecydowanie dłuższa.
Przewidując deszcz miałem na zmianę wszystko (nawet buty i skarpety w aucie) oprócz majtek (które też były mokre), więc prawie suchy dotarłem do auta (jeszcze cały czas padało) i wróciłem do domu. jak dojechałem to się rozpogodziło. Siostra biegła w tym dniu 21 km w Łowiczu i tam ani jedna kropla deszczu nie spadła.
Na szczęście minęły 5 dni nie wzięło mnie żadne choróbsko, nawet katar itd.