chujnia. ogólnie ciężary

piękna pogoda, dzień będzie długi.
garmin connect, bo świetnie widać pewne rzeczy
wiatr. dzisiejsze bieganie sponsorował wiatr. i nie zmienia to faktu, że w ok 12 jak zaczynałem akcent było już ponad 10 stopni w słońcu.
ale wiatr był mroźny. i bardzo mocny. na prostej, gdzie było z wiatrem - moc ze stryda była ~340wat. a na prostej pod wiatr moc wchodziła w pułap od 355/360 nawet do 400wat w momencie szczytowym. normalnie było ok 380wat. czyli sporo więcej. i to było odczuwalne
zresztą bardzo fajnie widać na wykresach. długość kroku, kadencja. pod wiatr zupełnie inaczej zmieniała się charakterystyka biegu. i co najważniejsze - zużycie energii wzrasta.
ogólnie nie chce mi się rozpisywać każdego kilometra po kolei. pod wiatr szło ciężko. na początku walczyłem jeszcze, żeby utrzymać tempo. lecz mniej więcej po połowie odechciało mi się i najniższym kosztem przebiec etap.
po połowie tradycyjnie zaczęło się robić ciężej. klasycznie chciało się z każdym kołem kończyć. minąłem 4km i na mniej więcej 4,3km rozwiązał mi się but. no to od razu stop, rękawiczki zdjąłem i zawiązałem kapcia, drugiego poprawiłem. i zeszło 30sek w bezruchu. zapewne mi to pomogło, bo być może po pięciu bym skończył.
automatycznie 5km trochę szybciej, bo była krótka przerwa. ostatni już tak tradycyjnie ciut mocniej, mimo iż mi sie nie chciało i chciałem po prostu skończyć.
reasumując. do dupy. nie wiem czy przez ten wiatr czy przez to, czy jak. fakt faktem samopoczucie w trakcie biegu jak i po o wiele lepsze niż ostatnio po 3'50. skończyłem to poszedłem się ubrać.
sam bieg też pod większą kontrolą niż ostatnio. ale to i tak nie jest to, czego bym się spodziewał. powinno iść lżej. według mnie.
zamiast podbudować to mnie podkopał ten trening.