
Mam 45+ lat, biegałem przez dwanaście, różne dystanse - od piątki do maratonu, a każdy sprawiał mi inny łom… znaczy inną przyjemność

Dobrze żarło, aż zdechło. Któregoś dnia, po kilku dniach pracy, podczas której musiałem długo i namiętnie kucać na palcach, pięta od wewnętrznej części stopy napuchła i zaczęła boleć jak nigdy. Zdarzały mi się tam sporadycznie sygnały bólowe, ale niezbyt upierdliwe, gasnące po rozgrzewce albo krótkim truchtaniu. Ten nie zgasł. Po kilku dniach kuśtykania poszedłem do ortopedy. USG. Lekko pogrubione ścięgno, umiarkowane zaburzenie struktury, częściowo zatarta struktura, w przyczepie piętowym podłużne zwapnienia o wymiarze 7 mm. Umiarkowane zmiany przeciążeniowo-zwyrodnieniowe. Przyczep dolny z umiarkowaną nadbudową osteofityczną o cechach ostrogi piętowej. Pozostałe rzeczy - prawidłowe… Na pytanie o inne sporty usłyszałem: „szachy”.
Dostałem skierowanie na krioterapię i fonoforezę. Potem już prywatnie poszedłem na 5 zabiegów falą uderzeniową. Przez grudzień i styczeń zrobiłem kilka łagodnych truchtów na bieżni, od półtora miesiąca nie biegam w ogóle. Trochę kręcę pedałami na trenażerze. (Pływać nie umiem). Efekty mizerne - znaczy, technicznie po lekkim rozchodzeniu rano nie boli, ale swego rodzaju opuchlizna nie maleje i odczuwam tam dyskomfort w rodzaju: „jak pobiegniesz, będzie bolało”. Byłem u dwóch różnych fizjoterapeutów; każdy miał inne podejście, raczej nikt nie skreślił biegania kiedyś-tam. Brakuje mi jak cholera; czuję się fatalnie, jakby ktoś odebrał mi cholernie ważną część życia.
Z Waszego doświadczenia - czy to są zmiany odwracalne? Nigdzie nie mogę znaleźć sensownych informacji. Czy to się operuje? Czy te zwapnienia/zwłóknienia można „naprawić”? Z forum dowiedziałem się o protokole Alfredsona; czy rzeczywiście jest tak skuteczny jak niektórzy o nim piszą?
Dzięki za wszelkie sugestie.