przerwa w kolejności 3', 2'30 i 2'. nie jedzcie owsianki z jabłkiem.
no, warunki do biegania były dzisiaj takie se:

Ale chyba nawet udało się coś tam pobiegać (KLIK)
jak się rozpadało o 11, tak do 15 sypało. oczywiście jak skończyłem biegać to i także padać.
jedyny plus tego śniegu był taki, że nie był rozdeptany.
generalnie 2km rozgrzewki, dobieg do parku. jakieś lekkie abc i w drogę.
1. typowo na dogrzanie. nogi strasznie sztywne do tego wieje, sypie. podłoże niestabilne. a koniec końców najszybsze koło.
pod koniec powtórzenia zaczęło mnie kręcić w brzuchu. więc hyc w krzaki, skoro tyle kręcenia. ale zanim wszystko ogarnąłem i się z powrotem jakoś poskładałem do kupy to wyszło prawie 3' przerwy. no trudno
2. druga seria też średnio, oczywiście przerwa w przysiadzie zrobiła swoje. nogi dalej sztywno, brakuje luzu. mimo tego, że wczoraj odpuściłem siłownie (może i lepiej patrząc po warunkach pogodowych).
generalnie lece na czuja. 150 szybko, 50 staram się zbytnio nie zwalniać bo jest później problem żeby się wbić w tempo. i dzieje się coś, czego się nie spodziewałem. atak na jelito grube, część druga. po ósmych 150m muszę stanąć. bo nie dam rady

jakoś kończę drugą rundę i znowu na stronę. tym razem idzie mi sprawniej i wyrabiam się w 2'30 na przerwie.
3. generalnie znowu ciężko, zaczynają mnie zwyczajnie boleć nogi. w szczególności kolana. jest to zapewne efekt niedzielnego biegania na mechaniku. nie ma co, lepiej powalczyć z pogodą niż z nogami.
coraz toporniej idzie, zaczyna mi wszystko przeszkadzać - począwszy od podłoża na ubiorze kończąc. ubrałem się za grubo. jak wiało to ubiór był okej, jak przestawało to zaczynałem się gotować. 150m już nie tak dynamicznie, 50m coraz bardziej zwalniam. męczę się. dodatkowo jakby się kolka pojawiała. jakoś dojeżdżam do końca, bez rewolucji.
4. to już takie na zaliczenie. gdybym miał gdzie ciuchy zostawić to pewnie bym coś zdjął, a tak to trzeba było się gotować. mimo, że tętno to nawet koło progu to nie stało a mnie się robiło ciężko. jakoś tak mało tlenu było. no i jakby siły w nogach brakło, ale to pewnie efekt podłoża. na szczeście nie było poślizgu, więc szło jakoś to pobiegać. końcówka ciut szybciej, skoro i tak farant.
wszystko w tempie, nawet za szybko. czy jestem zadowolony? owszem, jak na warunki weszło nieźle.
ale bardziej mnie martwi raz, że rewolucja żołądkowa (nie pierwszy raz), dwa każda seria coraz wolniej i to o 5 sek od poprzedniej.
znowu też nie trafiłem z ubiorem, bo zmylił mnie ten śnieg (zresztą urok pakowania się dzień wcześniej)
niech już będzie wiosna, bo psycha siada i nawet kupowanie nowych butów przestaje pomagać.
