25 grudnia 2021
Wczoraj biegałam, ale najpierw po kuchni, a potem między kuchnią a pokojem. Goście najedzeni, zadowoleni, ja tez najedzona, ale na szczęście z umiarkowaniem. Zadowolona też
Rodzinne wigilijne świętowanie urodzin wsparte zostało sernikiem snickers, o-matko-jakiż-on-pyszny

na dodatek w wersji bezcukrowej i bezglutenowej. Jutro świętowania część 2, lucky me
Dziś w końcu się wyspałam.
Trochę obawiałam się temperatury ze względu na bieganie, no ale jutrzejsza to już w ogóle kładzie na łopatki
Na początku mroźne powietrze letko przytykało, ale tylko przez pierwsze 500m. Nie wiedziałam do końca ile dzisiaj nabiegam, zakładałam minimum dyszkę gdyby było mroźno-trudno.
Mróz szczypał w policzki, ale biegło się zaskakująco dobrze. Na luzie, bez napinki na tempo. Stawka biegowa wzrosła do 13km. Na wysokości 9-10tego pojawiła się myśl o 20km, ale stwierdziłam, że jeśli miałabym przebiec jeszcze raz tyle samo ile już miałam na liczniku, to raczej nie czułabym się na siłach.
Hm, dobijając do 13km uznałam, że pogoda jest tak piękna, że żal wracać do domu. I tym sposobem, zachwycając się słońcem i śniegiem, skończyłam na 20km po 5:52.