rocha - 75' w tri-sprincie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

No i co? Biegacie? Bo ja nie... :) To znaczy trochę biegam, nawet jakąś zakładkę pyknąłem. Pobiegałem (pływałem, rowerowałem, gimnastykowałem się) tak na 75%, bez rekordów. Ale za to kupiłem sobie stoper. Teraz nadal będę biegał na odczuciu, ale wskutek długotrwałego stosowania GPS mam już pomierzone wszystkie możliwe trasy. Teraz mogę włączać stoper, łapać lapy w znanych miejscach i olewać wskazanie stopera, jeśli jest niewybitne. Po prostu jadę dalej.

Ale dla porządku, ta zakładka wyszła tak na 46' pętla tour de Wojkowa Kopa na rowerze i pies mnie pogryzł na 8,5km-trowej pętli biegowej.
Pies wabi się Misiek i jest bardzo sympatyczny.
Szkoda, że mnie napadł.
Nie zranił, widzieliście kiedyś psa wielkości cielaka, który napada, gryzie, a potem nawet nie ma skóry przetartej na przedramieniu? Pies należy do sąsiadów z pobliskiego lasu. Brytole, którzy kupili nieopodal dom i hodują konie. Dziwne, kto to widział konie hodować? Jeden koń nie ma oka, czyli pewnie jacyś aktywiści.
Ale nie biegowi, sądząc po sylwetkach...
Na tę okoliczność odkurzyłem swój angielski (właścicielka psa umie po polsku tylko „cieplaciam”) i …
Nieważne, wiecie, natknąłem się ostatnio na wiele haseł w stylu: „jak zacząć myśleć po angielsku... niemiecku... francusku... hmm … polsku.” To jest dla mnie dysonans poznawczy, podstawa niezrozumienia. Moje myśli na pewno nie są w żadnym języku, dopiero po ich „wyprodukowaniu” staram się je przetłumaczyć na język mówiony. Tłumaczenie jest zawsze niedoskonałe i czasem lepszy jest angielski (sajens, art) czasem francuski (liberte, resistąs), niemiecki (hebel, sztamajza), a czasem greka (agape, demos), co nie znaczy, że „język giętki” nie powinien starać się myśli oddać wiernie. Na moim portalu społecznościowym pojawiły mi się wpisy kolegów z Jordanii, takie arabskie żuczki, skorzystałem z tłumacza i urzeka mnie poetyckość arabskiego. Piszą o nieudolności ministra turystyki, jakby opisywali zachód słońca nad wydmą. O niektórych sprawach dobrze byłoby po arabsku porozmawiać. A moje myśli układają się w coś w rodzaju niedokończonego grafu, z wykresami, słowami-hasłami i schematami blokowymi, trochę algorytmopodonymi. Ten blog jest próbą ubrania mojego treningu w słowa polskie i stąd częste dygresje i wtrącenia.

W skład mojego treningu weszły również prace budowlane, zlecone w ramach spółki. Osiągnąłem nawet niezły wynik, 21h pracy ciągłej. Jest to doświadczenie ciekawe, acz wyniszczające.

Pojawił się też epizod z owsem. Pół tony przewalane, przesypywane, przewożone i ponownie przesypywane do mojego mikro-silosu.
Umówiony dostawca mi zawalił, musiałem z innego źródła zorganizować. Krótko mówiąc, akcja była. Plecy bolą.

Przy okazji zauważyłem ciekawą rzecz. Wdrukowane mam, że cokolwiek się od rolnika kupuję, to zawsze jest „worek do zwrotu” - płody rolne są na tyle tanie, że szkoda inwestować w nowe opakowania. Albo eko-jaja... „macie stare wytłoczki?” takie pytania często się słyszało. Obecnie powszechne staje się mniemanie, że zawartość opakowania jest na tyle cenna, iż nie warto powierzać ją zużytym (dziurawym) opakowaniom. Myślę, że całkiem niedługo, będziemy jeździć po żarcie bezpośrednio do producenta.
Z własnymi opakowaniami...
Sieć „dystrybutorów” jest w Polsce całkiem gęsta...

Czas kończyć wpis. Niedługo urlop dwutygodniowy. Jedziemy gdzieś w Pojezierze Drawskie. Muszę zadzwonić, czy tam asfalty są... kolarskie. Ola dzwoniła, z obozu, że nie ma siły, ale nie przez treningi, tylko od codziennego, dwukrotnego siodłania i rozsiodływania konia. Dobrze jej tak. Michał nie dzwonił. Nigdy nie dzwoni.

Księżyc tuż po nowiu, widać całego Procjona z Andromedą, Galaktyka na pewno tam jest, a gdy patrzę to nawet ją „widzę”, ale to chyba imaginacja. Jeśli dziś będzie czyste niebo, to się upewnię.

Nie wiem, czy do urlopu zrobię jakiś akcent biegowy. Mam dużo ziemi do rozplantowania - korytowanie pod stajnię. Tarcica gotowa ma być w tym tygodniu, do września w sztaplu ma czekać. Zobaczymy.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Pojezierze Drawskie.
Miało być pływanie, rowerowanie, gimnastyka i bieg, ale już widzę, że cały urlop zdominują wycieczki biegowe. Znów odsuwam trening tri na rzecz czystej radości biegania bez celu, tempa i intensywności. Jedyne, co muszę zabezpieczyć, to odpowiednia ilość czasu, by spokojnie się „wybłądzić” ze wszystkich biegowych ślepych uliczek. Czasem się zapędzę w obiegnięcie przeszkody terenowej i zamiast półgodzinnej przebieżki robi się półtoragodzinna. Albo lepiej.
Dodatkowo, o czym już pisywałem, topografia pól morenowych jest dla mnie kompletnie „nielogiczna”. Intuicyjnie kieruję się zasadami przemieszczania się ludzi w terenach górskich, unikania depresji, omijania wzniesień, szukania przełęczy i przecinek. Tymczasem na polodowcowych morenach obowiązują inne zasady. Erozja w górach, z których pochodzę, jest procesem głównie niszczącym. Na pojezierzach z kolei, działania erozji są jak najbardziej „górotwórcze”. Tam, gdzie powinien być wylot suchej doliny i gdzie spodziewam się jakiegoś źródliska, wywierzyska, nagle okazuje się, że jest stroma góra, albo tafla jeziora, albo orne pole, całkiem płaskie. Drogi, dukty i ścieżki prowadzone są tak, jakby zmierzały donikąd i nie łączyły żadnych istotnych punktów. Fascynujące.
Dodatkową atrakcją jest fakt, że zapomniałem kompasu, zatem jestem już zupełnie „zdezorientowany” geograficznie. Tylko mapa i topo.
Leżeliśmy na brzuchach, z Olą, na skraju jeziornego pomostu. Ale straszne mekodyle tu łażą po dnie! Samych ślimaków z pięć kształtów wypatrzyliśmy, a jakiś pijawkopodobny bezkręgowiec na naszych oczach zżarł takiego owadziego pływaka. A niby taki nieruchawy!
Prawdopodobnie po urlopie znów wpadnę w młyn budowlany, nie będzie startów w tym roku, ale przecież nigdy specjalnie się tym nie martwiłem.

Obserwując otaczający świat, powoli dojadam popcorn niezaangażowanego widza, zapinam pasy, bo będzie telepało. Kto wie, może będzie trzeba złapać za kierownicę i trochę poprowadzić...
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Uwielbiam adventure running! Miałem na urlopie szosówkę i jakie-takie asfalty, miałem jezioro pod nosem i piankę, ale jak się w ostępy polodowcowe raz zapuściłem, to już nici wyszły z drawskiego treningu triatlonowego.

Właściwie codziennie biegałem po innej trasie, godzina-dwie, lekkim krokiem z mapą w ręku. Zazwyczaj za dnia, ale parę razy w nocy.
A propos nocy, czy jest na sali arachnolog? Czy pająki mają powieki? I czy nimi mrugają regularnie jak metronom? Już dawno miałem o to spytać, nie jest łatwo znaleźć odpowiedź. Pająki wiszące na pajęczynach oświetlone czołówką świecą parą zielonkawych oczu. No i te oczy regularnie gasną na chwilę. Częściej niż co sekundę, co zmierzyłem moim nowym zegarkiem ze stoperem. Internety twierdzą, że pająk ma znacznie więcej oczu, ale zapewniam, że tylko jedna para świeci. Światłem odbitym, dodajmy. Przyglądałem się z bliska, bo parę razy pomyliłem ze świetlikiem i biegnąc popsułem nosem pajęczynę.

Wracając do tematu treningu (woda w jeziorze zimna, za deszczowo na kolarkę), nie ma do czego wracać.

Żona powiedziała, żebym tak brzucha nie wypinał. Słowo daję, nie wypinam!

Doktor Enbrel zabrał mi dziś enbrel. „Przerwa w leczeniu spowodowana brakiem objawów choroby”. Myślałem, że będzie tylko „Pa Pa!”, ale nie, strzelił mi taką gadkę filozoficzno-behawioralno-religijno-historyczno-psychologiczno-holistyczną, że jeszcze nie jestem w stanie się pozbierać. Jeśli uda mi się wyciągnąć z tej przemowy jakiś wniosek, to się nim oczywiście podzielę. Znów wszyscy na oddziale cieszą się z moich wyników. Brakowało tylko szampana – może to ja powinienem...

Dalszy trening będzie mocno gimnastyczny. Zwłaszcza ćwiczenia na ruchomość i siłę gorsetu mięśniowego muszą wrócić do łask. Jeszcze nie wiem, jakie intensywności będą odpowiednie bo jestem wypoczęty i zdrowy, nastawiam się na krzywą intensywności kolejnych jednostek treningu gimnastycznego zgodną z przebiegiem ciągu w problemie Ulama (znanym też jako problem „3x+1”). Chciałbym, za jakiś czas wylądować znów na poletku niskich intensywności. Ale na wyższym poziomie sprawności. Porysuję, popiszę, to się pochwalę założeniami. A jak nie, to nie. Znów wszystko w głowie zostanie.

O statusie społecznym znów świadczy to, ile dóbr wytwarzasz, a nie ile konsumujesz.

Ale leje!
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Dziś:
12'przełaj+10'geriatrykrosfit+12'przełaj
Szału nie ma.

Ostatnie dwa miesiące nie trenowałem. Parę razy poszedłem pobiegać, kilka razy gimnastyka, ale nie ma o czym mówić. Nie pedałowałem, ani nie pływałem.
Za to zbudowałem stodołę i wypełniłem ją treścią pokarmową. Schudłem 5kg, ale nie spadłem poniżej 80kg. Nie spadłem również z dachu, choć dachówka ciężka jak cholera była...
Sprzedałem picupa popłakując cicho. Straszny złom.
Helmut pojechał zapładniać lubuskie owce, nie płakałem, oddałem za darmo, tylko mi wcisnęli dychę, żeby się baran dobrze... chował. Zabobon taki.

To nie jest dobry pomysł, ciężko pracować, a jednocześnie nie trenować. Coś jakby wciąż obciążać kartę kredytową, a spłacać tylko minimalne kwoty. Katastrofa murowana. Co prawda nie pojawiły się stany zapalne, ale jestem trochę zaniedbany ogólnorozwojowo. Można powiedzieć, że czuję się staro, a nawet bardzo staro, czyli wracam do regularnych treningów. Grunt, że inwestycja przed zimą zakończona... Boks dla Ramzesa mogę w każdej chwili zaścielić. Ale jeszcze ciągnie Starą – niech mu będzie.

Była impreza z chłopakami z akademika (ćwierćwiecze?), banda stetryczałych pijaków – świetnie się bawiłem. Jeszcze jeden trenuje – też rolnik.

Znacie obraz Eschera „Autoportret w kuli”? Gdy byłem dzieckiem, całe Boże Narodzenie spędzałem gapiąc się w bombki choinkowe, wyobrażałem sobie, że tej bombce znajduje się cały świat, wystarczy trochę wyobraźni i zamiast rozglądać się dookoła mamy 4pi steradiana w polu widzenia. Nie jestem jedyny, w jednej z sond marsjańskich (Pathfinder?) zastosowano takie rozwiązanie, a teraz kamerki internetowych map stosują to cały czas, zaś obraz pierwotny jest konwertowany na potrzeby płaskiego ekranu i naszych nawyków. Dla Euklidesa oczywistym było, że obrazując cokolwiek na płaszczyźnie, trzeba przyjąć pewne założenia, w tym jeden trudny do sformułowania postulat. Myślę, że to powszechność towarzystwa zwierząt uświadamiała starożytnym twórcom geometrii, że nie jest to jedyna możliwa geometria. Koń na pewno stworzyłby jakiś wariant geometrii opartej na kątach między kierunkami. Bez głębi, ale z szerszym spektrum jednoczesnego postrzegania i przestrzennej lokalizacji zagrożeń.
Teraz, żyjąc w świecie prostokątów, wpajamy dzieciom figury geometryczne z naszej geometrii, a potem ściskamy nasze postrzeganie w świat rzutni Monge'a. Konsekwencją są również tabele, równe wiersze i kolumny, w których można zawrzeć – zdaje się – wszystko. Ale spróbujcie zrobić w arkuszu kalkulacyjnym formułę na trójkąt Pascala! Musiałby być to heksagonalny arkusz kalkulacyjny. Swoją drogą – ciekawy pomysł.
No więc wyzwalam się z tego i oto wzór mojego planu treningowego staje się stokrotką!
O taką:
https://www.fotosik.pl/zdjecie/a04fde4cb9efb596
Jest to nawiązanie do escherowej bombki z quasihiperboliczną przestrzenią nieeuklidesową. Dla ułatwienia do góry nogami. Na płatkach będę rysował pszczoły i inne motylki, a w razie zakładki treningowej dorysuję też tory ich lotu...
Będę to też kolorował.
Będzie świetnie!

Uwaga! Spojler!
W najnowszej części starłorsów Chwebacca de Woo przechodzi na weganizm...
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

11' przełaj, 9'geriatrykrosfit, 11'przełaj

Próbuję trenować rano, tak naprawdę jest to rozbudowa gimnastyki porannej, która zazwyczaj zajmowała mi 5 (max10) minut. Myślę, że będzie to bardziej dopasowane do nowego trybu życia. Mniej delegacji, bardziej specjalistyczne projekty. Zresztą mit masowej produkcji nigdy do mnie nie trafiał. Unikalność i dopasowanie bardziej się liczą niż masowy produkt z taśmy. No i łatwiej zarządzać łańcuchem dostaw, gdy wysoka jest wartość dodana.

Jeden z moich kanałów informacyjnych doniósł, że w naszym społeczeństwie pięciokrotnie spadł odsetek ludzi skłonnych do ryzyka. Od początku wieku, z 15 do 3%. Mówiąc o ryzyku, myślę o skłonności do podjęcia wyzwania, poniesienia kosztów i niepewnych, zależnych od determinacji korzyści.
Żyjemy w świecie ciepłej wody w kranie, platformy streamingowej i pizzy na telefon.
Musiałem to napisać, bo mam lęki, czy w deszczowy poranek zdecyduję się na takie 11+9+11 treningu. Ma być mi wtedy głupio...

Ale przynajmniej w nowej stodole mam komfort. Jak w "Rocky 3", ha!
Ostatnio zmieniony 03 lis 2021, 22:37 przez rocha, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

11'przełaj+9'geriatrykrosfit+11'przełaj
Zaczyna mnie wszystko boleć. To znak, że czas na worek bokserski. Podwieszony jest pod stropem stodoły i nie chce mi się go opuszczać na jedną, minutową serię.
Ale na dwie...
Nie jutro, jutro delegacja od rana i nie będzie porannego treningu.

Misza przeczytał Orwella i realizuje projekt "akcja ewaporacja". Krótko mówiąc tropi wszystkie swoje ślady w sieci i je usuwa. Likwiduje wszystkie swoje stare konta i profile. Zaciera cyfrowe odciski palców. Chce wejść na wyższy poziom anonimowości w sieci. Ciekawe są tego skutki, bo zawsze był "komputerowcem" naszych rodzinnych troglodytów cyfrowych. Skutki jego działań skłaniają do zadumy. Teściówce (odległej o 100km) przestał działać komputer, Maluchom smartfony, a Żonie nawigacja w samochodzie. Bałem się o Teścia rozrusznik serca, ale Misza mówi, żebym nie panikował.
Z dumą ogłaszam, że mój login i hasło na bieganie.pl wciąż działają.
A mój tata w ogóle nie wie o ococho...
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

11'przełaj + 8'geriatrykrosfit + 11'przełaj
Trzymając się analogii z kartą kredytową, spłacam dług zaciągnięty wczoraj na budowie. Praca ciężka, poszło sprawnie, nie odchoruję (chyba).

Zaduszkowy "Kwadrans filozofa" T. Stawiszyńskiego (tokfm-powtórka), pięknie opisuje świat, w którym nie ma śmierci, jest nieobecna również w codziennych rozmowach. Występuje tylko jako abstrakcyjne pojęcie, którego nie można dotknąć, doświadczyć... i przeżyć. Widząc obumarłe drzewo, które było naszą dziecięcą zaklepywanką, doświadczam uczuć silniejszych, niż czytając o ludziach ginących w kongijskich kopalniach kobaltu. Mamy - jak w profetycznej wizji Lema - "protezę nieśmiertelności" poprzez istnienie w świecie wirtualnym. Dopóki ktoś pod avatarem nie wstawi hasztagu 'ku pamięci', będziemy istnieć, jak kod Morse'm wystukiwany przez robota Terminusa w jednej z przygód Pirxa. Co to ma z bieganiem wspólnego? Jeśli ktoś odsłucha podcast, usłyszy tezę, że codzienny wytrwały (uporczywy?) trening nie jest stylem życia, lecz sposobem na "nieśmierć".
Ot, choćby każdy, kto przestaje biegać, po prostu umiera na stronach tego forum.

Ale zastrzegam, że z końcowymi wnioskami Stawiszyńskiego się nie zgadzam. Nigdy.
Programowo.

Przepis na bolące Achillesy i okolice.
Od razu po treningu wchodzimy pod prysznic i polewamy lodowatą wodą nogi, kierując strumień od pięt do "podkolania". Gdy już grabieją nam pięty, zmieniamy wodę na gorącą i polewany od góry, niech ścieka po nodze na pięty, aż będzie ciepło. Powtórzyć dwa-trzy razy kończąc na zimnym.
Dobre na wszelkie stany zapalne "znikąd". Nie działa od pierwszego razu.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

11'bieżnia+7'geriatrykrosfit+10'bieżnia
Poranny trening w domu :) :).
Na dworze listopad, a w domeczku przyjemnie:)
Żona postanowiła kupić dwa lata temu bieżnię elektryczną i nawet kilka razy na niej chodziła.
Ja zaś nawet często na niej truchtam, a już w takie dni, jak dziś, po prostu bym nic nie zrobił. Ten mój trening to ca10' rozgrzewki, a potem 7-8 ćwiczeń gimnastyki siłowej po 10powtórzeń wykonanych w tempie i bez przerw. Później od razu na drugą rundkę biegową i koniec.
W taką pogodę (wiatr+deszcz+4stC) szybko jestem mokry od potu i łatwo o przeziębienie.

Tak, wiem. Miękiszon.

Jeśli chodzi o samą bieżnie, to nie wydałem jakoś dużo pieniędzy (niemarkowa, nieprofesjonalna), raczej skoncentrowałem się na mocy zainstalowanej i dużym zakresie pracy falownika. Żeby przy 10-15km/h nie pracowała na granicy, tylko około połowy maksimum. No i żeby miała dużo zdublowanych guziczków (tanie styki szybko się zużywają). Niemniej po dwóch latach na razie wszystkie klikają.
Taśmę ostatnio przytarłem o jakiś mebel, ale też hula, tylko smaruję często. Ma też ustawienie nachylenia, które niedawno zacząłem wykorzystywać - dobre to.
Opisuję tego grata, bo jest jedną z rzeczy, które pozytywnie mnie zaskoczyły, przypuszczałem, że po prostu zaraz się zepsuje i trzeba będzie wywalić na złom, a tu - proszę...

Bieżnia nie ma wbudowanych przeliczników km/h -> min/km, dlatego mam o czym dumać w czasie biegu.
Na przykład o sześćdziesiątkowym systemie liczenia.
W szkole rozpoczyna się naukę działań od dodawania. Uważam, że to trochę głupie, może Bismarckowi potrzebni byli tacy obywatele, ale jeśli mamy kształcić ludzi obejmujących matematykę rozumem, to każmy im najpierw dzielić. Podział jest najnaturalniejszym działaniem, każdą zdobycz, łup czy znalezisko trzeba było podzielić we wspólnocie. Mój dziadek często prowokował wnuczęta (13szt nas było) pytaniem: "Jak dzielimy? Po równo, czy sprawiedliwie?". Łapaliśmy w lot, że lepiej po równo, bo sprawiedliwie... to różnie może być. Dotyczyło to tak nagród, jak i kar...
No więc dzielenie jest podstawą.
A jaka liczba jest najwygodniejsza do dzielenia?
Oczywiście 60. Bez reszty dzieli się przez 2,3,4,5 i 6. Nic dziwnego, że Sumerowie (o ile wiemy) wprowadzili taki system.

Tak więc biegając na bieżni bez przelicznika nieustannie przeliczam minuty na setne i setne na minuty...bo bieganie na bieżni jest potwornie nudne.
O Sumerach pomyślę jutro.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj 11'bieżnia+15'geriatrykrosfit+11'bieżnia
Podwoiłem gimnastykę. Moje bicki będą wielkie!
Dziś - 10x700m, pierwsze i ostatnie okrążenie w truchcie, a osiem w środku lekko poniżej 3'30" (5'/km). Ładna pogoda, można pobiegać. W sumie... było miło.

4-5 Matiasów w oleju, duże jabłko, dwie łyżki rodzynek, łyżeczka miodu, cebula, czubata łyżka czaruszki. Rodzynki zalewamy wrzątkiem. Obraną cebulę kroimy na piórka, matiasy na 3cm dzwonki, mieszamy. Jabłko obieramy i drylujemy, kroimy na kawałki zbliżone kształtem do dzwonków śledziowych i dodajemy razem z rodzynkami i czarnuszką. Mieszamy i w zamkniętym pojemniku wsadzamy na noc do lodówki. Ja nie czekam, tylko od razu próbuję i jeśli jabłka są kwaśne, dodaję łyżeczkę miodu. Potem jeszcze warto dodać oleju z matiasów, ale tylko łyżkę. Pomieszać.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/107cb91dcf7be1cc
Po treningu dobre uzupełnienie elektrolitów...

Stagflacja - zjawisko ekonomiczne w którym jednocześnie następuje wzrost cen i spadek popytu. Gospodarka kurczy się, a ceny i tak rosną. Nie ma czego wydawać, i nie ma na co wydawać.
Tak dla przypomnienia czego należy się bać...
Może się uda z tego wyślizgać i na samej inflacji się skończy.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj
12' bieżnia+8' geriatrykrosfit+12' bieżnia
Zagospodarowałem weekend nowym bestselerem wydawniczym. Próbuję czytać publicystykę... Trudno przyzwyczaić się do innego typu literatury.
Na odtrutkę, przypomniałem sobie liczenie na suwaku (mam Aristo nr 810). Dużo bardziej fascynujące. Naprawdę sposób nauczania matmy jest w szkole całkiem nieprzystający do rzeczywistości. Już za czasów mojego liceum, mantysy i cechy logarytmów były tylko na jednej lekcji i jedno zadanie na jakimś sprawdzianie. Z tego co wiem, na maturze już nikt z tablic nie korzystał, tylko kalkulatory. Nie trzeba sprowadzać do postaci logarytmicznej. Tymczasem nawet moje dzieci całkiem nieźle kumają zasady powiększania zdjęcia i skalowanie mapy na komputerze. Waloryzację procentową a kwotową spokojnie może pojąć dzieciak w nauczaniu początkowym. Podobnie też szybko pojmuje się sens licznika km w samochodzie i wskaźnika prędkości.
Czyli wnioskuję o to, by najpierw dzieci uczyć sumeryjskich zasad dzielenia, potem logarytmów, a z analizy różniczkę i całkę.
W drugiej klasie wprowadzić dodawanie.
Każdy będzie wtedy przygotowany biegowo do przeliczania tempa na prędkość i odwrotnie.
I samodzielnie określi swoją zdolność kredytową... (znowu mam sześć cyfr zadłużenia, niestety :( )

Dziś
40' przełaj,
odwiozłem auto do mechanika i wróciłem truchtobiegiem w lekkiej mżawce. Rozpoczął się w Kotlinie Mirskiej sezon smogowy. Może i na mojej przełęczy wieje, ale przynajmniej zawsze jest czyste powietrze. I słońce późno zachodzi, co nabiera jesienią specjalnego znaczenia.
Chcę dziś dołożyć jeszcze rehabilitację wieczorną, jutro pochwalę się, czy udało się zmobilizować.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

W radiu zastanawiano się, które dzieło najlepiej oddaje polskość. Dyskusja zdryfowała w stronę obrazów, których nie widziałem, malarzy o których nie słyszałem (no... na ul. Grottgera miałem przychodnię), typowe rozmowy specjalistów.
Ale sam zastanawiałem przez całe bieganie (1h16', 12km, przełaj).
I już wiem.
"Pali się!" - wierszyk Jana Brzechwy dla dzieci.
Dokonam krótkiej egzegezy (czy raczej streszczenia - uwaga spojlery!). Wytrzymacie?
Otóż tylko siła wyższa (tu w postaci muchy), jest w stanie sprawić, że zagrożenie jest dostrzeżone, gdyż osoba odpowiedzialna po prostu zaniedbuje swoje obowiązki. Jedyne co potrafi, to wywołać panikę, której poddają się wszyscy. Sprzęt jest niesprawny, ale grupa szybkiego reagowania działa natychmiast. Nie dowiedziała się, niestety, gdzie jest zagrożenie i po prostu błądzi. Na szczęście, dzięki pospolitemu ruszeniu całej społeczności, udaje się zlokalizować problem. Pełna zapału ekipa przystępuje do akcji i ofiarnie walczy z problemem nie zważając na straty w mieniu i ludziach. Są też mądralińscy doradcy. Jakimś cudem udaje się zażegnać niebezpieczeństwo i następuje chwila triumfu, w której wiedzie prym lokalna władza - wielki nieobecny na placu boju. Oczywiście teraz można już naprawić sprzęt, a czujka na wieży może spokojnie spać dalej.
"mucha spojrzała i odleciała
tak się skończyła historia cała
"
Do następnego razu, chciałoby się powiedzieć...

Obiecałem sobie, że zrobię ilustracje do tego wiersza, bo rysunki Bohdana Butenko - choć świetne - trochę się... zestarzały.
No i do ministra edukacji napiszę, żeby włączył do kanonu lektur.
Ale nie teraz.
Nie pali się.

Wszystkiego dobrego z okazji Święta Niepodległości.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Zarobiony jestem.
Jesienne ożywienie w pracach budowlanych "przedzimowych", typowe domykanie budżetów, łatanie defektów, które zimy nie przetrzymają i malowanie trawy na zielono przed jesiennymi przeglądami.
Jednakże muszę zrobić małą stop-klatkę treningową, bo miejsce na planie wyczerpuje się i można wyciągać wnioski na przyszłość.
Realizacja planu sprzed paru tygodni wygląda tak:
https://www.fotosik.pl/zdjecie/ba840d20e610a420
Jak widać robale zasiedliły płatek biegowy, biegowo-sprawnościowy i porannogimnastyczny.
Jednocześnie na płatku rowerowym nie przysiadł żaden motylek, podobnie na pływackim. Znacznie aktywniejszy jestem duchowo. I pracowniczo.
Zupełnie bezpodstawne jest posądzanie mnie o triatlon.
Po wnioskach trzeba wprowadzić modyfikacje do planu.
Co uczynię.
Niezwłocznie.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Po drugiej stronie dolinki (bezimienny, prawy dopływ Bruśnika) stoją trzy domy. Widzę je przez okno w kuchni. W jednym mieszka mój idol - Pan Kostka, a dwa pozostałe to ruiny. Właściwie były to ruiny. Wczoraj, biegnąc na Wojkową i z powrotem (40' przełaj), natknąłem się na ostre prace remontowe. W jednym domu generalka, a w drugim prace porządkowe i przygotowawcze. Zagadnąłem. Przed zimą oba domy będą zamieszkane.
Cieszy. Będę miał nowych sąsiadów.
Biegam tutaj zaledwie od nastu lat, a już udało mi się zaobserwować postępujący upadek, a potem odbudowę. Fortuna kołem się toczy.

Dziś dzień księgowo-przygotowawczy, jutro delegacja, zdecydowałem się tylko na zestaw: 12'bieżnia+15'geriatrykrosfit+12'bieżnia.
Zapomniałem. Wczoraj jeszcze wieczorem gorset mięśniowy zrobiłem, poprzedzony kwadransem na bieżni.

Muszę przypakować, bo ślubny garnitur na mnie wisi.
A Żona kupiła suknię balową.
No i powiem Wammm.......
Muszę przypakować.
Nie ma takich slim fitów.

Bal za sześć tygodni.
Jest cel treningowy.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

11x700m bieg ciągły na siodle przełęczy. Trochę śnieżyło, trochę wiało, trochę bagienko się rozbagniło w trakcie. Zimowy uniform. Było świetnie
Równe tempo, bez komfortu, utrzymałem na siedmiu kolejnych okrążeniach. Średnio 3'21" na okrążenie (700m).

Zaraz, zaraz... biorę suwak... ekhm, ekhm...
2,01 (3'21" to 201") na dolnym noniuszu podsuwam pod 7 na górnym (700m) i odczytuję pod 1 - 2,87 (287" czyli 4'47"/km) i dalej robię z tego odwrotność czyli podjeżdżam dolną jedynką pod 2,87 i (zamiast odczytywać wynik pod drugą jedynką) od razu mnożę razy 3600 (Sumerowie - sześćdziesiąt sześćdziesiątek - godzina), czyli odczyt spod 3,6 - 1,25 (prawie :) ) - oznacza lekko powyżej 12,5km/h...

... czyli 7 okrążeń po 700m średnie tempo 4'47"/km, prędkość około 12,5km/h.
po rozgrzewce i przed rozstępowaniem.

Fascynujące!
Tata mnie uczył suwmiarki, a na wykładzie z geodezji wytłumaczyli, że cechą ludzkiego postrzegania jest niesamowita zdolność idealnej oceny współliniowości... Po co nam to było ewolucyjnie? Może na przedłużeniu oszczepu musiał znaleźć się jakiś piżmoszczur. Czy coś...

Wcześniej też biegałem, ćwiczyłem i gimnastykowałem się (i biegałem, i biegałem). Wybrukowałem conieco i załatałem parę dziur w asfalcie (to ostatnie to straszna lipa). Jeszcze trochę podziałam w tym śniegu... Grudzień...

Społecznościotwórcza rola biegania nie ogranicza się do forów biegowych. W moim przypadku ułatwia mi nawiązywanie kontaktów. Zawsze pozdrawiam mijanych ludzi, czasem zatrzymuję się i zamienię kilka słów o pogodzie, spytam o cenę owsa, zdrowie teściowej, albo czemu córka nie była w szkole, bo Krzyś się niepokoi. Nie omieszkam też wstąpić do sklepu i poprosić o szklankę wody, albo małą Wojcieszowiankę na zeszyt. Niektórych spotykam w lesie i pytam, czy są grzyby, a nad stawem - czy ryby biorą. Mamy tu lokalną aktywistkę społeczną, niezłego budowlańca (nie o mnie chodzi :) ), są stateczne matrony, starzy kawalerowie ze złamanym życiem. Narwane wyrostki prowadzają szukające stylu pannice, jest też pisarz, dentystka i były kryminalista. Zwykła wioska, gdzie wszyscy wszystkich znają. No i jest Pan Kostka na Simsonie. Nie obawiam się nowych sąsiadów, jeśli wybrali to zadupie, to jakoś będą musieli się tu odnaleźć. Dzięki bieganiu ich poznałem.

Nie wolno w mokrych butach przechodzić okrakiem nad pastuchem elektrycznym. Sąsiad chyba równolegle drugi kondensator dolutował.
Łuk elektryczny na 3cm!
Niezatarte wrażenia.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1142
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Biegam,
ale mało, bo zlecenie za zleceniem idzie i robię czasem po 18h/d.
Niestety, zamiast nabrać masy, schudłem 3kg. Praca na mrozie wyciąga z organizmu kalorie.
Ale za to Żona przypakowała. Nie mieści się w balową kieckę...
Chwaliłem się? Po Nowym Roku idziemy na bal koniarzy.
Na jakimś zamku.
Muszę tango odświeżyć.
I walec...
ODPOWIEDZ