Plan był taki, żeby rano zrobić dyszkę, a wieczorem pobiec na rocznicowe spotkanie Night Runnersów, z którymi parę lat temu regularnie biegałam. Dzisiaj obchodzili swoje 7-lecie, a że zaczynałam razem z nimi, to z sentymentu chciałam potowarzyszyć.
Anyway, na szczęście z tego planu (czyli 2x10km) zrezygnowałam. Ostatni kilometraż był dość intensywny jak na mnie (kilka piętnastek), czułam podskórnie, że byłoby to niepotrzebne przegięcie.
Na dodatek krążyło mi po głowie pytanie: "Co ci to da? Po co ci to?"
No faktycznie, nic by mi to nie dało, dzień spędzony byłby na wariackich papierach, a do tego organizm znów na zmęczeniu by funkcjonował.
A tak, przynajmniej bez napinki udało mi się zrobić wszystko co miałam do zrobienia.
Przed 19 wykulałam się z domu, zimno niemożebne
![szok :szok:](./images/smilies/icon_e_surprised.gif)
Dobiegłam nad zalew, grupa już była, paru znajomych też było, nowe twarze też. Nic dziwnego, przez kilka lat skład się zmienił, łącznie ze mną przecież
![uśmiech :usmiech:](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Załapałam się na zdjęcie, zaczęliśmy biec.
Byłam mile zaskoczona, bo 1. warunki do biegania (czyli ścieżki) były o niebo lepsze niż we wtorek, 2. jakoś tak im więcej kilometrów na liczniku, tym lepiej i szybciej mi się biegło.
Zaczynałam od 6:18, od 4tego km zeszłam poniżej 6. Wiem, że tempo tak naprawdę szału nie robi, ale w porównaniu do ostatniego biegu, to prawie sprint
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Obiegliśmy zalew, łącznie z tym, co przebiegłam z domu wyszło 6.6km. Chwilę pogadaliśmy, ale już po tej chwili czułam jak zaczyna mi się robić mega zimno, nieprzyjemny chłodek na plecach i przy szyi. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko się ewakuować.
Siódmy kilometr niespodziewanie po 5:46, kolejny 5:41, nagle nogi zaczęły nieść, a w miarę odśnieżone chodniki sprzyjały, 9ty po 5:39, no i ostatni po 5:18. Uff, potrzebowałam tego, takiego przetarcia.
Końcówka ok 300m, dość szybko, ale jak - nie wiem, bo przez przypadek wcisnęłam zapis tej dyszki i kolejnych metrów już mi nie zmierzyło.
A w głowie nadal kołacze mi pytanie: "Co ci to bieganie daje?"
Hm.