Aniad1312 Wciąż fun przed records

Moderator: infernal

Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

11 lutego 2021

Plan był taki, żeby rano zrobić dyszkę, a wieczorem pobiec na rocznicowe spotkanie Night Runnersów, z którymi parę lat temu regularnie biegałam. Dzisiaj obchodzili swoje 7-lecie, a że zaczynałam razem z nimi, to z sentymentu chciałam potowarzyszyć.
Anyway, na szczęście z tego planu (czyli 2x10km) zrezygnowałam. Ostatni kilometraż był dość intensywny jak na mnie (kilka piętnastek), czułam podskórnie, że byłoby to niepotrzebne przegięcie.
Na dodatek krążyło mi po głowie pytanie: "Co ci to da? Po co ci to?"
No faktycznie, nic by mi to nie dało, dzień spędzony byłby na wariackich papierach, a do tego organizm znów na zmęczeniu by funkcjonował.
A tak, przynajmniej bez napinki udało mi się zrobić wszystko co miałam do zrobienia.

Przed 19 wykulałam się z domu, zimno niemożebne :szok:
Dobiegłam nad zalew, grupa już była, paru znajomych też było, nowe twarze też. Nic dziwnego, przez kilka lat skład się zmienił, łącznie ze mną przecież :usmiech:
Załapałam się na zdjęcie, zaczęliśmy biec.
Byłam mile zaskoczona, bo 1. warunki do biegania (czyli ścieżki) były o niebo lepsze niż we wtorek, 2. jakoś tak im więcej kilometrów na liczniku, tym lepiej i szybciej mi się biegło.
Zaczynałam od 6:18, od 4tego km zeszłam poniżej 6. Wiem, że tempo tak naprawdę szału nie robi, ale w porównaniu do ostatniego biegu, to prawie sprint :bum:
Obiegliśmy zalew, łącznie z tym, co przebiegłam z domu wyszło 6.6km. Chwilę pogadaliśmy, ale już po tej chwili czułam jak zaczyna mi się robić mega zimno, nieprzyjemny chłodek na plecach i przy szyi. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko się ewakuować.
Siódmy kilometr niespodziewanie po 5:46, kolejny 5:41, nagle nogi zaczęły nieść, a w miarę odśnieżone chodniki sprzyjały, 9ty po 5:39, no i ostatni po 5:18. Uff, potrzebowałam tego, takiego przetarcia.
Końcówka ok 300m, dość szybko, ale jak - nie wiem, bo przez przypadek wcisnęłam zapis tej dyszki i kolejnych metrów już mi nie zmierzyło.

A w głowie nadal kołacze mi pytanie: "Co ci to bieganie daje?"
Hm.
New Balance but biegowy
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

14 lutego 2021

Nie bardzo miałam dzisiaj chęć pobiegać nad zalewem, tym bardziej, że Marcin z NR potwierdził, że ścieżki nadal nieodśnieżone.
Pojechałam do lasu. Tam bajka, jeśli chodzi o komfort biegu. Plus cisza i spokój w pakiecie, o słońcu i widokach nie wspominając :usmiech:
Planów na dystans i trasę nie miałam, oprócz tego, żeby zrobić minimum 10-12km, to znaczy, tak naprawdę bardziej 12 niż 10 :usmiech:
Tym razem nogi poniosły w część lasu, w której nigdy nie biegałam.
Po nawrotce (10km) stwierdziłam, że pobiegnę kilometr, wrócę i pobiegnę do auta. No ale...Kiedy tak biegłam, nagle po lewej stronie pojawiły się 3 sarny, co jeszcze bardziej dodało uroku wszystkiemu, co dookoła. No i tak pomyślałam, że po nawrotce zrobię jeszcze ze 2km i wtedy pobiegnę z powrotem. No ale...Dobiegłam dalej niż zazwyczaj, bo pomyślałam, że szkoda w takich pięknych i niepowtarzalnych okolicznościach przyrody wracać zbyt szybko. Do tego kołatała mi myśl, że jak 17 zrobię, to przecież jak dołożę jeszcze 3km, wyjdzie pełna 20tka, której dawno nie biegałam.
No więc wróciłam, na leśnej krzyżówce od której do auta są 3km przystanęłam, odsapnęłam, akurat minął mnie pierwszy napotkany biegacz. Pobiegłam dalej, czułam już zmęczenie nóg, no ale skoro sobie postanowiłam, to trzeba było być wierną postanowieniu :oczko:
Po 1.5km nawrotka i powrót. Po drodze napotkany drugi biegający.
Cieszyłam się, że wracam, w lesie zaczynał się robić tłok.
Tak więc wpadło dziś 20km po 5:56, do 14-tego było 5:53, ale później nie miałam już siły=ochoty przyspieszać. Zresztą, różnica tak naprawdę żadna.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

16 lutego 2021

Uch.
Ucieszyłam się na odśnieżony chodnik w drodze do parku.
Jeszcze bardziej ucieszyłam się na odśnieżone ścieżki w parku.
Myślę sobie, jest git, nad zalewem będzie e-le-gan-cko!
Uch.
Nie było...
Grudy, panie, grudy.
Co prawda były momenty, w których przedzierała się czerń asfaltu, ale całościowo komfortu dużego to nie dawało.
Uch.

Od samego początku, kiedy zaczęłam biec, czułam zmęczenie niedzielną 20tką.
Z jednej strony wspomniane warunki utrudniały jakiekolwiek szybsze tempo, z drugiej zmęczyło mnie już to dreptanie.
Obiegłam trochę zalewu, zrobiłam kółko wokół lasku, wróciłam nad zalew. Tam tylko kawałek (km) i nawrotka, gdybym biegła dalej, znów wpadłaby chyba piętnastka, ile można...
Na drodze dojazdowej do zalewu było czarno od asfaltu, więc po 9.38km (6:02) zatrzymałam zegarek i zaczęłam przebieżki.
Planowałam 5 setek, ale szło mi jak po grudzie, nogi jakieś zamulone, tempo 4:12.
No to zrobiłam drugą serię, jakoś odbiłam się od dna, tempo 3:50.
W przerwach trucht.
Powrót do domu, 1.81km po 5:54, zegarek pokazał, że te 800m po 4:44. Jakoś trudno mi w to uwierzyć.

Off-topic.
Przeglądam sobie gazetkę reklamową. Patrzę, a tam kapusta kiszona i takież ogórki, na opakowaniu napis "100proc vegan".
Nie wiedziałam, że istnieje opcja mięsno-nabiałowych warzyw :lalala:
Może nawet marchew jest bezglutenowa...?
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

21 lutego 2021

W czwartek miałam pobiegać, ale byłam tak ewidentnie zmęczona, że zrezygnowałam.
W piątek badania, wczoraj wyniki, niestety nie są dobre; o innych symptomach nie wspominając. Zobaczymy, co lekarz powie.

Dziś nie miałam ochoty iść nad zalew, w sumie do lasu też nie. Jednak kiedy pmyślałam o bezruchu było mi jeszcze gorzej, więc wpakowałam się do auta i podjechałam do lasu. Pierwsze 5km po 5:41, potem poczułam się słabiej i zwolniłam, więc kolejna piątka po 5:55.

Ech.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

23 lutego 2021

Mój organizm lubi mnie zaskakiwać. Dzisiaj postanowił na plus.

Co prawda początkowo nie chciało mi się biegać, ale to chyba ostatnio mam w pakiecie.

Pierwszy kilometr 5:37, drugi 5:40, trzeci 5:23.

Skoro tak szybko było, bez jakiegoś większego zmęczenia, postanowiłam, że pobiegnę coś szybszego. Kolejny kilometr na odpoczynek po 6.
Pierwotnie "coś szybszego" miało być kilometrówkami, ale stwierdziłam, że dawno takich treningów nie robiłam, więc pobiegnę (prawie) pięćsetki.
Prawie, bo przy końcówce pierwszej okazało się, że po 480m jest część pokryta lodem, którą trzeba by obiec, albo przez nią przebiec, trochę ryzykując.
Więc zostało 480m, sztuk miało być 4, ale pod koniec okazało się, że miałam siły na 5.
1- 4:40
2- 4:32
3- 4:23
4- 4:36
5- 4:28

Lekko nie było, ale mega ciężko też nie.
W przerwach trucht.
Powrót 3.2km po 5:46.
Dobre bieganie.

Fajne takie przetarcie, to że nogi ewidentnie słabe - niefajne.
Skoro jednak koktajl zdrowotności wprowadziłam w życie, to może w końcu i ćwiczenia wzmacniające też dam radę?
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

25 lutego 2021

Jakoś szybciej znów.
Pierwszy kilometr po 5:35, drugi tak samo, trzeci 5:31, czwarty 5:23, piąty 5:10.
Co prawda pit-nose-stopy były, więc tak trochę oszukańcze to tempo. Ale co się zatrzymałam, to myślałam sobie: "Nie przeginaj, jeszcze dwusetki." Albo: "O, teraz to już się zmęczyłam, na pewno będzie wolniej, odpocznę przed dwusetkami".
No jakoś nie wychodziło.

Pierwsza dwusetka zdecydowanie za szybko, 3:35, w trakcie czułam, że coś nie halo, w połowie luknięcie na zegarek, 3:22, yyy, zwolnij dziewczę.
Kolejne już wolniej, nie obyło się bez walki, łącznie 5 sztuk po 3:46.
I powrót do domu 3km po 5:57, powolutku, dreptało się całkiem przyjemnie.

Pięknie nad zalewem.
Nie wykluczam, że jeszcze pobiegnę dziś na NR.
Choć z treningowego punktu widzenia, będzie to raczej brak rozsądku :oczko:
Cóż...

ps. Koktajl-ćwiczenia jak na razie 2:0.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

25 lutego, cz. 2

Jednak zdecydowałam się na bieganie z Night Runners.
Dobieg 2km po 5:41, przez wiadukt. Oj odczułam ranny bieg. Potem okrążyliśmy zalew, wyszło 5km, tempo oscylowało między 6 a 5:50, choć ostatni kilometr z tej piątki wleciał po 5:14.
Powrót do domu 3km, pierwszy 5:48, na drugim zbiegałam z wiaduktu, więc z rozpędu 5:17, a trzeci 5:18, też same nogi jakoś niosly, choć marzyłam żeby się skończył :bum:

Po powrocie zrobiłam eksperyment :oczko: i się zważyłam. Różnicy między tym co rano, a tym co po drugim bieganiu brak.
Więcej już tak eksperymentować nie będę :bum:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

27 lutego 2021

Dziś pierwszy bieg od lat na kształt zawodów. "Na kształt" bo to bardziej towarzyskie spotkanie+charytatywne+z historycznym odniesieniem :usmiech: 3w1.
Niemniej jednak, trening to dla mnie nie był. Choć w sumie, w jakiejś dłuższej perspektywie...
Dobieg, niecałe 2km, zdecydowanie za szybko, choć z drugiej strony myślę, że zegarek trochę przegiął: 1km pokazał za szybko i to w tempie 5:15, a ja miałam wrażenie, że ledwo nogami przebieram.
Nad zalewem byłam 30min przed.
Zimno było, wiatr był, cieszyłam się, że ubrałam długie spodnie i wzięłam buffa na szyję.
Nie planowałam żadnego wyniku, tempa. Wstępnie deklarowałam się na 10km, choć zastanawiałam się nad wolnymi 20km. Z drugiej strony chciałam też spróbować pobiec szybciej nie tylko przez 3km :bum: Tzn szybciej niż 5:45 :hahaha:

Grupa rozciągnięta była na ileś metrów, część biegła piątkę, część dychę, niektórzy więcej.
Ja do 5-tego biegłam z Kingą, potem już sama.
Pierwszy kilometr wpadł po 5:35, nieodczuwalnie w sumie. No i niestety zaraz po tym zaczął się około dwukilometrowy odcinek pod wiatr, a ten wiał niemiłosiernie.
Pierwsza pętla wyszła po 5:34.
Nie powiem, żeby lekko było, ale masakrycznie ciężko też nie.

Biegłam, myślałam sobie o różnych,sprawach, co jakiś czas zerkałam na zegarek. Wpadała myśl, żeby może jednak się zatrzymać, pit-nose-stop sobie zrobić, to w końcu na luzie bieg... Z drugiej strony miałam zakodowane ze starych czasów, że na zawodach nie ma zatrzymywanki, a poza tym chciałam tę dyszkę przebiec całą, w tempie szybszym niż zazwyczaj biegam sobie na co dzień.
No to biegłam i odliczałam w myślach kilometry, które zostały.
Ok 7km zaczął się odcinek z wiatrem, było zdecydowanie lepiej, aczkolwiek zmęczenie zaczynało być odczuwalne. Do tego żołądek zaczynał z lekka przypominać pustostan, łomatkorudo :bum: I tak jak wychodząc nie byłam pewna, czy nie przesadziłam z owsianką na śniadanie, tak po tej siódemce wiedziałam już, że jednak nie :usmiech:
Po 9km zorientowałam się, że meta jest jednak kawałek dalej, co oznaczało że ostatnie 300m będzie znów pod wiatr :hahaha:
Ale już tak bardzo chciałam, żeby to się skończyło, że ten ostatni kilometr okazał się najszybszy :hahaha:
Ogółem było tak:
1-5km - 5:35/5:42/5:36/5:26/5:29
6-10km -5:32/5:42/5:27/5:26/5:23
Całość 10km, 55:44, śr 5:31.

Tak jak teraz patrzę, to nawet fajnie to wyszło. Gdyby nie wiatr, byłoby jeszcze lepiej.
Tempo 2 pętli o 3 sek. szybsze.
Mała rzecz a cieszy :usmiech:

A i medal oko cieszy :oczko:

Powrót 3.18, wolno.
Łącznie 15km, dla równego rachunku.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

28 lutego 2021

O 10 kolejna tura wczorajszego biegu. Obudziłam się dość wcześnie i postanowiłam, że zrobię 1 kółko przed startem.
Kiedy dobiegłam, na miejscu zbiórki była już wesoła ekipa NR z Gniezna, w tym mój kuzyn, o którym wiedziałam, że biega, ale nigdy wcześniej go nie spotkałam :usmiech: W końcu była okazja się poznać.
Przyjechała też Paulina Guzowska, świeża złota medalistka z Torunia. Załapałam się na zdjęcie, może część tego talentu skapnie na mnie :hej: Tak, zdjęcia, to byłaby dobra metoda na szybsze bieganie :bum:
Anyway, zrobiłam jeszcze jedno kółko, wyszło 11km po 5:52. Poczekałam na resztę, ale wiatr i temperatura zrobiły swoje, robiło mi się coraz zimniej, więc pobiegłam do domu, 2km truchcikiem po 6.

Po powrocie nareszcie wypróbowałam przepis na omlet.

Luty 172 km. Całkiem przyzwoicie.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

2 marca 2021

Biegnę, biegnę, szału nie ma.
Myślę sobie: "Koktajl nie pomógł. Ćwiczenia, których nie zrobiłam - też nie."

Nogi niosły jak chciały, a że chciały wolno, to kto im zabroni?
Najpierw 6.5km po 5:56.
Potem 6x160m czegoś co w połowie było podbiegiem, a w połowie przebieżką :bum: No takie miejsce sobie wybrałam, że pół pod górę, a drugie pół płasko.

Jakoś tak dobrze szło, zaczęłam od średniego 3:47, drugi odcinek tak samo, na trzecim tempo wylądowało 3:40, czwarty też i piąty zleciał do 3:38.

Porozciągałam się i podreptałam do domu, 2.12 po 5:59.

Wyczaiłam fajny przepis na faszerowane bakłażany. Mam wszystko, co potrzebne do ich zrobienia, oprócz przyrządu do wydrążania miąższu. Oby był do kupienia.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

4 marca 2021

O niestandardowej jak na mnie porze dziś biegałam, ot dla przełamania rutyny.
Szczególnego pomysłu nie było, myślałam o dyszce, czas gonił.
9km po 5:32, tylko dwa przystanki. Ostatni km po 5:18.
Wychodziłam z domu głodna, a na końcówce żołądek przykleił mi się do pleców. Ten argument zdecydował, że dziesiątego już nie biegłam.
Powrót 3km, wydawało mi się, że się wlokłam, a wyszło 5:46.
Przyszło mi do głowy, żeby łokcie bardziej przy sobie trzymać, na tych 3km, wcześniej walczyłam o przeżycie :bum:
Zdaje mi się, że macham nimi...hm...jak motyl skrzydłami, chciałabym rzec, ale zapewne wygląda to zupełnie inaczej.
No cóż. Twór "motyle skrzydła" brzmi jakoś dziwnie.

Przypomniało mi się, że kiedy biegłam we wtorek, widziałam czarnego ptaka z czerwonym dziobem, wydawał dźwięki, które na upartego brzmiały jak dziki alarm samochodowy.
Pomyślałam, że Beata wiedziałaby co to za stwór.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

7 marca 2021

W czwartek planowałam, że w piątek pójdę na stadion.
Ale w piątek stwierdziłam, że jednak mi się nie chce, może w sobotę... A jeśli nie w sobotę, to w niedzielę musowo :bum:
W piątek ktoś na grupie NR rzucił hasło o biegu w Łęknie. Odszukałam, spojrzałam na profil trasy zamieszczony na stronie organizatora (biegi.wlkp). Zbladłam :hahaha:
Obrazek

W międzyczasie na grupie potwierdzili, że łatwa nie jest. "Chwila" zastanowienia i stwierdziłam, że dobra, polecę 21km (do wyboru 10.5/21.097). Przynajmniej jakieś urozmaicenie niedzielnego biegania będzie.
Sobotę odpuściłam.

Ze znajomą, która też zdecydowała się na wyjazd miałyśmy w planach biec po 6:15/6:30.
Po 4km okazało się, że nogi niosą mnie szybciej niż zakładane tempo, więc się rozstałyśmy.

Pierwsza pętla minęła dość szybko, sama trasa bardzo fajna, nie było jednostajnie i monotonnie, no i łatwo też nie było.
Kawałek za matą z pomiarem był punkt z wodą, na chwilę się zatrzymałam, żeby zrobić parę łyków i zawiązać spodnie, które się poluzowały. To, btw, jest standard, że po dwóch-trzech km muszę sobie mocniej spodnie zawiązywać. Zawsze sobie wtedy myślę: "Wow, tylko 2km i już schudłaś" :hahaha:

Biegłam dalej, samopoczucie było spoko, ale po kolejnych dwóch-trzech km już jakos siadło :bum:
Wiatr niemożebny, piach, zmęczenie. Zaczynały mi się pojawiać myśli, że nie dam rady, że pewnie trzeba będzie maszerować itd. (plus: "Co? Mam się dać wyprzedzić???")
Przypomniało mi się, jak trenowałam do maratonów. Na długich wybieganiach zawsze pojawiały się "kryzysy", to mi pomagało podczas zawodów - o ile dobrze pamiętam, mniej więcej na 17/23/27km. Kiedy zauważyłam, że dzieje się tak regularnie, było mi łatwiej nie przejmować się nimi i biec dalej.
Tylko, że półmaratonów na zawodach prawie wcale nie biegałam i tu żadnej takiej wiedzy o moich kryzysach nie miałam :hahaha:
Cóż, mimo wszystko trzeba było biec.

Na punkcie, który był w połowie pętli zrobiłam ze dwa łyki wody. Nie żebym przy tych temperaturach jakoś bardzo spragniona była, ale mimo wszystko ostatnie uzupełnienie płynów było ok 9.30 w domu (start o 11:50), obawiałam się, że może mieć to wpływ na brak sił.

Biegłam i w myślach odliczałam kilometry. Z czasów, kiedy biegałam w zawodach miałam taką taktykę-oszukistkę. Jeśli np do końca zostało 5km, to mówiłam sobie, że jeszcze tylko 3, a reszta jakoś zleci :usmiech:
Tak też robiłam i tym razem, dystans zaznaczony na tabliczkach z pomiarem miał połówki km, tym lepiej dla mnie. Jak wybiło 16.5km, pomyślałam, że jeszcze tylko 3 itede itepe.

Nagle pojawiła się przede mną biegaczka, myślę sobie: "Łyknę ją". Udało się. Potem jakiś biegacz, też wyminęłam.
Potem pojawiły się dwie kobiety, chyba na ostatnim kilometrze, wyprzedziłam. Jakoś to dobrze działa na psychikę, takie mijanie :oczko:

Ostatnie set-metrów ciężkie.
W końcu meta, jakoś wykrzesałam z siebie siły żeby przyspieszyć i skończyłam z czasem 2:03:42, średnio po 5:52.

Fajnie, cieszę się, bo jadąc myślałam, że to będzie raczej w okolicach 2:15.
A tu jeszcze dwa ostatnie km po 5:36 i 5:33 wleciały.
Mała rzecz, a cieszy.

Po chwili okazało się, że znajomą też nogi niosły.
Poszłyśmy się napić herbaty, trochę pogadałyśmy z biegaczem, który okazał się być z Lubonia i pojechałyśmy do domu.

A w domu w końcu wypróbowałam przepis na jajka zapiekane w awokado.
Obrazek
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

11 marca 2021

Nie miałam ochoty biegać przez ostatnie dni. Zmęczenie niedzielnymi zawodami plus inne czynniki.
Dzisiaj się przemogłam, choć wiatr (ekhm, ekhm) nie zachęcał.

Lekko nie było, nie chciało mi się biegać wokół wody i walczyć z pogodą.
Najpierw ok 600m zanim zegarek gps załapał, potem trochę po parku, po lasku, kawałek wzdłuż zalewu + powrót do lasku, wyszło 7km po 5:46.
Powrót 2.4km po 5:51.
Kiedy wybiegałam z parku trafiłam na podmuch wiatru, który mnie dobił i po tym jak zegarek wybił dyszkę, wyłączyłam go i przeszłam w marsz.
W końcu ile można się siłować :spoko:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

13 marca 2021

Żal było wracać, pogoda dopisywała.
Wiatr też :bum:
Choć tak naprawdę z lekka już mnie to męczy, że za każdym razem wieje.

Początkowo myślałam o dyszce, później stwierdziłam, że zrobię dwunastkę.
Obiegłam kawałek zalewu, w miejscu, w którym często robię dwusetki piknęło 7.3km śr 5:48, dystans w sam raz.
Pierwsze odcinki ciężko, w okolicach śr 3:53-3:56, trzecia i czwarta zleciały do 3:48, ostatnia 3:46 - nogi odczuły.
W przerwach trucht.
Powrót 2.7km po 5:56
Łącznie 12km, klasyka gatunku.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

14 marca 2021

Słońce pięknie świeciło.
Zanim wyszłam.
Później już nie, za to pierwsze skrzypce przejął wiatr. Ech.
Nie było przyjemnie, o nie. Ledwo dałam radę biec w niektórych momentach.
Na nastrój to nie pomagało, wręcz przeciwnie.
No, ale ok 11 km wkurzenie zaczęło mi mijać (koniec na horyzoncie :bum: )
Po 13km (5:59) wcisnęłam stop, chwilę odpoczęłam i zaczęłam setki dla odmulenia nóg.
Biegnę pierwszą i myślę o tym, co napiszę: "Bez napinki, bez patrzenia na tempo, ot tak, żeby nogi rozruszać".
Patrzę - 3:40. Ulala, paczpan jaki urodzaj.
Biegnę drugą, nie jest źle.
Patrzę - 3:46. Że zwalniam???
No i tekst na wpis poszedł - jak mawia mój kolega - w pyry.
Piątą (i ostatnią) skończyłam na 3:35.
Powrót 2km po 6:20, wybitnie zmęczona byłam.
Wszystkiego uzbierało się dzisiaj 16 z hakiem.
ODPOWIEDZ