08.02.2021 - 11.02.2021poniedziałek - ćwiczeniaJak zawsze 30 minut core. Nawet nie czułem dużego zmęczenia po niedzielnej trzydziestce.
wtorek - orbitrek 60'No cholera, nie dość, że atak zimy, więc z myślą o odpuszczeniu akcentów szybko się pogodziłem, to jeszcze atak smogu. We wtorek jego poziomy były bardzo wysokie, czekałem przez cały dzień jak skoczek narciarski na belce startowej w oczekiwaniu na zieloną lampkę, ale niestety wieczorem postanowiłem odpuścić trening dla dobra moich płuc. Na szczęście mam w domu całkiem porządny orbitrek z decathlonu i uznałem go za ciekawy zamiennik treningu biegowego.
Udało mi się zrobić godzinę, co minutę zmieniając obciążenia:
1,2,3....,14,15 (minimalne -> maksymalne)
15,14,....,3,2,1 (maksymalne -> minimalne)
I drugi raz to samo:
1,2,3....,14,15 (minimalne -> maksymalne)
15,14,....,3,2,1 (maksymalne -> minimalne)
Cholera, może wydolnościowo było łatwiej niż bieganie (co widać też po pulsie), ale schodziłem na dość miękkich nogach. Szczególnie druga część piramidki była już w miarę wymagająca. Siłowo jest to całkiem spory wysiłek, szczególnie na wysokich obciążęniach. Dla zobrazowania, kręcenie na 15tym poziomie powyżej 40 obrotów na minutę jest znacznie trudniejsze niż np na 5tym poziomie powyżej 60 obrotów.
Ciekawy eksperyment.

60' ~ 129/152 bpm
środa - 10 km BSO dziwo wstałem bez problemu o 6:30, ale wciąż cholerny smog. Wieczorem spadł śnieg i po 20-ej sytuacja się poprawiła. Wciąż dość zła, ale uznałem, że wybiorę się chociaż na krótką przebieżkę i z bratem ruszyliśmy do parku. -8 stopni, ale bez wiatru i nie czułem zupełnie zimna. Pierwsze 2 km trochę męczące, brnięcie przez zaśnieżony chodnik, ale potem już w parku super biegło się po świeżym śniegu. Powrót tą samą drogą, po drodze dwa spore podbiegi wlazły. Tempo bardzo powolne, ale o wiele szybciej się nie dało. No i pod koniec znowu zaczął mnie uciskać od spodu czwarty palec prawej stopy, takie odrętwienie, jakby but za mocno uciskał. Trening na odbębnienie, ważne, że zaliczone.
10 km @ 5:39 min/km ~ 142/165 bpm (śr. 71%)
czwartek - 14 km BSPotwornie nie chciało mi się wstawać, bo poprzedni trening był ledwie jakieś 10h wcześniej. Na szczęście rano już czystsze powietrze. Wyraźnie zimniej, -12, ale nie przeszkadzało to bardzo mocno, czasem trochę powiało. Tam, gdzie dało biec się drogą, było znośnie, tam tempo po 5:30, najgorzej na chodnikach zasypanych śniegiem odgarniętym z drogi. Tam z trudem po 6:00, brnięcie przez śnieg po kostki. Dramat.

Mimo to biegło się lepiej niż wczoraj i dolegliwości ze stopą już nie było. Za dnia o niebo lepiej mi się biegnie niż po ciemku. 14 km minęło dość szybko, biegłem w sumie bez planu, ile zdołam ogarnąć przed robotą, tyle wyjdzie. Zaskoczony jestem niskim pulsem 137, czyli śr. 69%, no ale fakt, biegłem bardzo wolno, szybciej się nie dało. No i mróz też robi swoje.
14 km @ 5:45 min/km ~ 137/155 bpm (śr. 69%)
Tydzień postawiony na głowie, ale postanowiłem, że przyda się tydzień luzu i bez akcentów. Może nawet rzutem na taśmę uda się uratować 5 treningów tygodniowo i dobić do 70 km. Jeśli się nie uda, to też trudno, trzeba akceptować to, co jest. Z siłowniami nie chce mi się kombinować.
