Aniad1312 Wciąż fun przed records

Moderator: infernal

Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

12 stycznia 2021

Pospałam z przerwami.
Pierwsza przerwa 4:40, druga 6:15, trzecia 7:50. W końcu trzeba było wstać, skoro planowałam byłam wyjść o 7:30 :bum:
Na bieganie żadnego planu nie było, ot poturlać się przez 10-12km. W międzyczasie zaczął padać śnieg, zapowiadało się ślicznie-romantycznie, niestety wiatr wywiał cały romantyzm. Najpierw poturlałam się po lasku, a kiedy na zegarku wybiło 5.5.km pobiegłam jedną stroną zalewu. Nie chciało mi się biec naokoło, wiatr też nie zachęcał, żeby wystawiać się na otwartą przestrzeń. Dobiegłam 2km i zrobiłam nawrotkę. Po ok kilometrze usłyszałam za sobą jakiś głos, okazało się, że to mój kolega z pracy, z którym czasem się mijamy na sportowo - ja biegiem, on mknie na rowerze. Pogadaliśmy chwilę, później znów się minęliśmy, tym razem załapałam się na zdjęcie :usmiech: Znów pogadaliśmy, po czym każde odbiło w swoją stronę.
Kiedy wbiegałam ponownie do lasku coby dokręcić kilometry, pobiegłam kawałek asfaltem. Jakoś tak żwawiej się zrobiło, więc stwierdziłam, że zrobię jeszcze setki, sztuk pięć. O dziwo, też wyszły żwawo, ale przy okazji cały tył neo-bluzy upaćkany się zrobił od kałuży i innego śniego-błota, o czym przekonałam się dopiero po przyjściu do domu :bum:
Pobiegałam, pierwsza przerwa w marszu, ale stwierdziłam, że za dużo czasu mi to zajmie i kolejne 4 przerwy poszły już w truchcie.
Tak więc dzisiaj:
10.53km po 5:39
5x100m po 3:39 + 400m trucht.
1.6km po 5:48
Wszystko to w nastroju pt. "Marność, czyli Kohelet miał rację"
:chlip:
New Balance but biegowy
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

14 stycznia 2021

Dużo śniegu, tak jak lubię :usmiech: po 2km żałowałam, że nie założyłam stuptutów. Tragedii nie było, w końcu w zaspach nie biegałam, no ale lekki dyskomfort jednak miałam. Nicto, następnym razem będę pamiętać, najpierw jednak muszę je znaleźć, bo przez ostatnie lata były jakby nieprzydatne.
Generalnie marności ciąg dalszy, jadę na oparach pod wieloma względami, więc ten czas dzisiaj do najłatwiejszych też nie należał.
To, co mnie cieszyło, to fakt, że nie biegam według żadnego planu, więc tym samym nie muszę się borykać z tematem pt. "Mam 400setki/kilometrówki itede itepe do zrobienia", bo faktycznie kiepskawo byłoby z miejscem, gdzie można je pobiegać.
A tak, biegłam sobie, jak się zmęczyłam, to przystanęłam, a że po śniegu lekko się nie biega, to męczyłam się bardziej niż zazwyczaj i przystawałam takoż samo częściej. Jakby nie było, dyszka wpadła po 5:51, w dwóch częściach. Najpierw 7km po 5:51. Później był plan na piątkę na luzaku, ale kolejne 3km znów tak samo 5:51. No to myślę sobie: "Dobra, to te dwa km polecę naprawdę wolno", tym bardziej że zmęczona jednak byłam i coraz bardziej czułam czwórki (które już we wtorek dawały znać o sobie). Ale że słońce zaczęło nieśmiało wychodzić spoza chmur, to stwierdziłam, że co??? Teraz, jak mam kończyć??? Niedoczekanie! I poleciałam jeszcze kolejną piątkę. Niestety, gdzieś po ok 2km, po nawrotce, spotkałam się z pługiem odśnieżającym, który cały ukochany śnieg zgarnął :echech: Plus dodatni taki, że dopiero pod koniec mojego biegania, no i mimo wszystko można było przyspieszyć. Wbiegłam jeszcze na teren nieodśnieżony, zmęczenie mocne, a już później poleciałam przez park. Na ostatnich dwustu metrach przyspieszyłam, coby ta piątka zmieściła się w tempie 6/km.
No i tyle na dziś.

ps. Z wczorajszych dialogów: "Ciocia, jak zjesz jeden kawałek mięsa, to naprawdę nie umrzesz".
No chyba nie.
:usmiech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

15 stycznia 2021

Dzisiejsze bieganie uzależniałam od dwóch czynników:
1. O której się obudzę
2. Czy będzie mi się chciało

Obudziłam się w miarę wcześnie, w miarę wyspana. Biegać chciało mi się też w miarę.
To i poszłam.
Tym razem założyłam stuptuty, jednak na niewiele się zdały, bo śnieg na ścieżkach, chodnikach itp odgarnięty.
Nie biegało mi się łatwo, wczorajsza piętnastka była jednak męcząca. 9k po 5:47, choć nie wiem, czy to tempo ma przełożenie na to, co faktycznie mogłam nabiegać, zatrzymywałam się jednak dziś często. No ale co tam, przynajmniej sobie popatrzyłam na widoki, co zobaczyłam, to moje :usmiech:
W drodze powrotnej postanowiłam, że wejdę do jednego sklepu, zapytać czy mają zamówiony przeze mnie towar. Sklep jest przy podwójnym przejeździe PKP. Kiedy do niego do biegałam, pierwszy szlaban szedł w dół. Cofnęłam się, ale później stwierdziłam, że mimo wszystko zobaczę, może jednak pociąg szybko przejedzie. I tak faktycznie było. Za chwilę przejechał drugi, w przeciwnym kierunku. Super, myślę sobie, dobrze, że poczekałam. Szlaban w górę, przedostalam się przez tory, po czym kolejny szlaban w dół. :bum:
Nie chciało mi się już wracać, sklep był tuż obok, jedyny dyskomfort to ochłodzenie ciała, ale jakoś dałam radę. W sklepie okazało się, że zamówienie z firmy o kt mówiłam nie jest możliwe, muszę czekać na kolejne.
Do domu miałam ponad kilometr, nie wiem czy to zasługa odpoczynku przy przejeździe, czy w miarę odśnieżonych chodników, ale pobiegłam go po 5:21.
Jutro (chyba) reset.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

17 stycznia 2021

Łomatkorudo, jak zimno :hahaha:
Obudziłam się i wcale nie chciało mi się biegać. Pomyślałam, że odwrócę kolejność działań i biegać pójdę później.
Założyłam bieliznę termiczną, bo jednak jest jakby ciut zimniej niż wczoraj.
Podjechałam do lasu, w drodze czułam jak kostnieją mi palce, myślę sobie: "Będzie ciekawie..."
Założyłam nakładki na buty, coby piruetów nie odstawiać i zaczęłam biec. Równocześnie twarz zaczęła mi zamarzać :hahaha: Po kilometrze założyłam komin, tak mi było zimno. Po kolejnym kilometrze ściągnęłam go, bo zaczęło mi tlenu brakować. Po jeszcze kolejnym komin zamarzł :bum:
Na ok 7km spotkałam znajomego biegowego, który biegł ze swoim znajomym, jak go znam, pewnie robił ze 25km albo i więcej. Ale wyćwiczony jest, to dał radę.

Zupełnie serio zastanawiałam się, czy nie skrócić zakładanej dyszki do piątki. Koniec końców stanęło na 9km, śr 5:40, choć nie jest to miarodajne tempo, bo zatrzymywanki były: nos strajkował na całego, a temperatura naprawdę mnie wymęczyła. Na szczęście druga połowa dystansu była w słońcu, wtedy biegło się znośniej. Pewnie dobiedowałabym ten 10ty kilometr, ale byłaby to męczarnia. Cały czas tłumaczyłam sobie, że bieganie w takich warunkach jest podwójnie punktowane i tego się będę trzymać :spoko:

Offtopic
Wracam wczoraj wieczorem od znajomych, słucham sobie radiowej muzyki, radio ogólnie spoko do jazdy autem, kawałki przekrojowe od lat 70 do teraz, i nagle takie-oto-coś..
Słucham, słucham bardziej, w 2:26, wedle tytułu, prawie oddałam co w sobie miałam.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

19 stycznia 2021

Z jednej strony chciało mi się biegać, z drugiej nie. Wstać, nie wstać...? - pytałam samą siebie.
Wstałam.
Jako, że śniegu trochę w nocy napadało, chciałam zrobić użytek ze stuptutów. Jednak przypomniało mi się, że trzeba je zakładać przed założeniem butów tuż po tym, jak jeden był już na nodze. Nie chciało mi się go ściągać, więc założyłam drugi i wyszłam.
Biegło się fajnie, aczkolwiek czuję zmęczenie nóg po ostatnim tygodniu.
12km po 5:56, początek kolebał się w okolicach 5:50-53, końcówka wolniej, nogi zmęczone były, takoż i ja :oczko:
Zmęczona, ale zadowolona :usmiech:
Mimo przemokniętych butów i mokrych skarpetek :bum:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

24 stycznia 2021

W czwartek każda komórka mojego ciała sprzeciwiała się bieganiu. Wczoraj również. Dzisiaj też wielkiej poprawy nie było, ale się przemogłam. Śnieg zaczął padać, pojawiła się jakaś motywacja :usmiech:
Nad zalewem znajomi z klubu, morsowali, namówić mnie nie dali rady :usmiech: Ogółem jakoś więcej osób biegających się pojawiło, z reguły mijam te same twarze, a dzisiaj wszyscy nie-znajomi.
Dyszka: 9km po 5:50 plus 1km na rozbieganie, zanim zegarek sygnał załapał. Jakieś kilometrówki w okolicach 5:40 się pojawiały, ale nie zależało mi na tym, żeby utrzymywać to tempo.
Na więcej dziś nie było ani chęci, ani sił.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

26 stycznia 2021

Tak się jakoś ostatnio dzieje, że w dniu biegowym, jakoś tak krótko przed wyjściem, pojawia się na bieganie wewnętrzny sprzeciw :bum:
Dzisiaj też przylazł. Trochę posiedział, nawet zaczął się gościć, ale siłą woli został wyproszony.
A niech idzie i nie wraca.
Pomysłu na dziś nie było, oprócz standardowej dwunastki.
Pierwsze kilometry dość żwawo, zwłaszcza drugi, nic dziwnego, że potem płuca wypluwałam; nie wspominając o tym, że pierwszy pod wiatr.
Pokręciłam się trochę po parku, pobiegłam nad zalew, tam znów się pokręciłam i pobiegłam wzdłuż wody, znów pod wiatr. Zawrotka, plan był obiec 1-km pętelkę i pobiec do domu. Po 9km (5:46) pojawił się pomysł, coby może jakieś setki na rozruszenie nóg zaimplementować, pomysł został zaaprobowany, tym bardziej, że podłoże się nadawało, a i drzewa od wiatru chroniły. Przy okazji pojawiła się inna ochrona do towarzystwa, ale ona chyba bardziej pilnowała tego, co na drodze się dzieje :oczko: Niemniej jednak, tak sobie miło ko-egzystowaliśmy przez 5x120m. Średnie tempo zaczęło się przyzwoicie, 3:48, potem 3:46, potem 3:51, kolejno 3:53, na ostatnim odcinku 3:50, odzyskałam honor :bum:
Truchtem do domu 2km 6:12, turlałam się z nogi na nogę i wcale nie było mi z tym źle. Wiatr i przebieżki jednak dały mi się we znaki.
Po przyjściu trochę się porozciągałam, niestety nadal mam problem ze skłonem w przód. Sama-sobie-winnam, skoro ćwiczeń nie robię. Wczoraj nie tylko lędźwie to czuły, ale i cały kręgosłup.
No tak, że yyy nie radość, coś tam coś tam :oczko:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

28 stycznia 2021

Nie chciało mi się wstać. Z tego co czytam u innych, to nie jestem w tym "nie-chceniu" sama, zawsze to jakaś ulga :usmiech:

Refleksja, po ok 3km, przyszła taka: po śniegu biega się urokliwie. Kiedy śnieg sypie w twarz igiełkami- już nie :bum: I kiedy trafia się w tego sypania największe natężenie - też, a nawet tym bardziej, nie :bum:
12km śr po 5:48. Do 10go parę sekund szybciej, nieznacznie w sumie, potem zmęczenie wzięło górę.
Od parku do ronda przeszłam, miałam początkowo zamiar iść do samego domu, ale 1. iść mimo zmęczenia jakoś mi się nie chciało, 2. stwierdziłam, że jednak szybciej będzie dobiec. A że na czasie mi zależało, to te 500m przetruchtałam.
Jako, że wczoraj walczyłam z bolącym chyba wszystkim - barkiem, plecami, obojczykiem, sama nie wiem już czym - dobrze, że nie zaniemogło biedactwo i pobiegać mogło :oczko:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

30 stycznia 2021

Prognoza mówiła, że będzie śniegowo :usmiech:
Anna mówiła sobie: "Tylko na 10km..."
No i taki był plan.
Na początku pustki, aura nie zachęcała do wyjścia, ale później pojawiło się kilka osób. Mijałam jednego biegacza, dość szybkie tempo miał jak na warunki pogodowe, tylko pogratulować.
Anyway, w miarę biegania, apetyt rósł: "Co ty, na dyszce żal kończyć. Ok, no to do 12.... Łe, no skoro już tu jestem to do 13..."
Skończyło się na 16km, 6:09.
Im bardziej śnieg był zbity=rozchodzony, tym gorzej się biegło.
Niemniej jednak, urokliwie :oczko:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

31 stycznia 2021

Koszmarnie się nie wyspałam.
Wczoraj spotkanie ze znajomymi, zanim ogarnęłam naczynia itede itepe było już sporo po północy. O 3 wybudziły mnie dyskusje za oknem, konkretne wrzaski i bluzgi, myślałam że dyskutanci zaczną się bić, taki był poziom agresji jednego z nich. O decybelach nie wspomnę, skoro przez zamknięte okno dźwięki mnie wybudziły. Polotu w tych słowach nie było, powiedziałabym, że należały do dość często słyszanych na polskich ulicach :lalala:
Ech...

Brat dzisiaj, tak jak i wczoraj, biegnie "Od stolicy do stolicy", trochę nadrepta tych kilometrów.

Ja dreptałam po lesie.
W zamyśle była dyszka.
Pogodna przecudna, słońce, lekki mrozik. Wszędzie biało :usmiech: Na nogach nakładki, biegło się swobodnie, mimo śliskiej nawierzchni.
Po 4-5km zaczęła się licytacja: "Hm, to może zrobić nawrotkę, plus jedna pętla na krosie, wyjdzie 12. Albo tutaj jeszcze pobiegnę, dodam krosa, to będzie 13."
Tia. Skończyło się na 15km, 11 z nich 5:45 - na początku wolno, ok 6/km. Czułam zmęczenie wczorajszym biegiem. Potem szybciej, ok 5:40, ósmy nawet po 5:30 wpadł.
Kolejne 4km już wolniej, 5:54, w tym dwie pętle krosowe, tam łatwo się nie biegło.

Kiedy kończyłam ruch zaczynał się jak w San Francisco. Kiedy zaczynałam, auta, które mijałam mogłam policzyć na palcach jednej ręki.
Biegaczy niewielu. Jednym z nich był pan, który biegł w towarzystwie psa, na mój widok przywołał go dość stanowczo, a kiedy się mijaliśmy powiedział, że zabiłby miłością. Tzn pies, nie biegacz.
Hm, zawsze byłam przekonana, że miłość jednak niesie ze sobą życie :usmiech:

ps. Styczeń 155km
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

2 lutego 2021

Potrzebowałam dzisiaj wcześniej wstać, udało się.
Wyszłam z domu parę minut po 7, biegło się prawie komfortowo - czułam zmęczenie weekendowymi kilometrami.
10.5km po 5:50, odśnieżone odcinki szybciej.
I to by było na tyle historii biegowej z dzisiaj.
I tak jest to więcej niż początkowo zamierzałam napisać.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

4 lutego 2021

Wczoraj trudny dzień, z przebłyskami słońca na koniec.
Obudziłam się przed budzikiem, poleżałam trochę, wstałam.
W trakcie ogarniania się pojawiła się myśl, że chyba mi się nie chce wychodzić. Odgoniłam ją.

Podczas wtorkowego biegania założyłam, że dzisiaj zrobię jakieś przebieżki, ile można dreptać z nogi na nogę... No ale biorąc pod uwagę wczorajsze deszcze i nocny spadek temperatury, warunki mogły być różne. Super, pomyślała Anna, naprawdę super...

Okazało się, że nie było tak źle. To znaczy, nie byłoby źle, gdyby nie ten paskudny wiatr, który na mojej trasie przebieżkowej postanowił wiać mi prosto w twarz z siłą niemożebną.
Zastanawiałam się, czy może jednak nie odwrócić kierunku biegu, w końcu ile można walczyc z przeciwnościami... No ale nie zmieniłam.
Po 7.3km (5:53) nawet nie robiłam żadnych dodatkowych ćwiczeń, wymachów, skłonów, rozciągań, bo zimno było, od razu poleciałam. To znaczy lotem tego bym nie nazwała, pierwsza dwusetka po 4:20. Zaczynając stwierdziłam, że w tych warunkach nie będę pilnowac tempa, tylko odmulę nogi, no ale to-to, to naprawdę żenada jakaś :bum:
Kolejna po 4:34, yyy, weźcie przestańcie, potem 2x 4:26, ostatecznie całościowo stanęło na 4:23, średnio, rzecz jasna.
W przerwach trucht.
Powrót 2.7km po 5:59, niby z wiatrem, ale na zmęczeniu, więc nie chciało mi się przyspieszać.

Przyszła mi myśl, że z wiatrem, to jak z przeciwnościami w życiu, wszelakiej maści i skali. Kiedy wieje, czasem trzeba po prostu iść przed siebie, może wolniej, może czasem zatrzymać, ale nie da się wybierać takich tras i ścieżek, żeby tylko wiatru uniknąć, żeby tylko nie wiało, żeby tylko było komfortowo.
No. Tak to chyba jest.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

6 lutego 2021

Źle spałam. Bywa.

Dziwnie mi się dzisiaj biegło, zwłaszcza na początku, cokolwiek to oznacza. Miałam wrażenie, że koślawo stawiam nogi. Poza tym przesuwała mi się skarpetka i do szału mnie to doprowadzało, przynajmniej na początku, bo później chyba przestałam zwracać na to uwagę.
Nie wiem czemu, ale z wyjątkiem przebieżek nie patrzyłam dzisiaj na zegarek. Jakoś nie miałam chęci przez 2km, a potem stwierdziłam, że polecę tak ile się da.
A lecieć nie było łatwo. Wiatr dawał do wiwatu.
Najpierw pokręciłam się po parku, później po lasku, w końcu obiegłam zalew.
Kiedy wracałam, na ostatnich 2-3km trafiłam na jakiś przestrzał, dawało tak strasznie, że aż skronie bolały. Ziko, ja Cię proszę, weź to w końcu wyłącz :oczko:
Poza niepatrzeniem na zegarek, tylko raz zatrzymywanka wpadła, po 5km i po 10.
Dreptałam, dreptałam, sama byłam ciekawa, jak to tempo wpadnie. Nie powiem, że się nie (z)męczyłam. Z drugiej strony odczucia to jedno, a bezlitosna prawda to drugie, więc założyłam, że mi się może wydawać, że gnam, a zegarek wyświetli 5:50 w najlepszym przypadku i tyle będzie z mojej nadziei :bum:
No ale jak wcisnęłam stop po dyszce, to się miło zdziwiłam, bo wyszło 5:41. Na te moje ostatnie dreptania po śniegu, to miła niespodzianka, myślałam, że już tylko powłóczenie nogami mi zostało :oczko:
Jeszcze milej się zdziwiłam, jak zobaczyłam międzyczasy:
1-5km - 6:00/5:47/5:56/5:47/5:40
6-10km - 5:16/ 5:34/ 5:36/5:36/ 5:34
Może jeszcze będą ze mnie biegowe ludzie :usmiech:
Potem kilometr złapania oddechu, na lajcie 5:59.

5x200m, zaczęłam po 4:12, skończyłam na 4:07. W przerwach trucht.
I powrót do domu, 2.35km po 5:57.

Łącznie 15.35km
Miłość do masła orzechowego spalona :bum:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

7 lutego 2021

Najsampierw...
po chwili stwierdziłem, że lepiej niech wraca do Ciebie :oczko:
Ziko, widzę, że mocno do serca wziąłeś sobie te słowa... :oczko:

Łomatkorudo, jak zimno!
Żadnych kółek wokół zalewu, wiatr jeszcze gorszy niż wczoraj.
Na początku obiegłam park, poleciałam do lasku i tam biegałam, w różnych konfiguracjach.
Podobnie jak wczoraj, jakoś nie chciało mi się sprawdzać poszczególnych odcinków, w myślach odliczałam kilometry, coby po dyszce być już w okolicach domu.
Wyszło mi niespodziewanie energicznie, 8km po 5:33, ostatni 5:20. Mała rzecz, a cieszy.
Zapisałam dystans i poleciałam do domu, kolejne 2km 5:47.

Po południu miałam w planach towarzyskie bieganie. Zastanawiałam się, ile osób przyjdzie, razem ze mną było 4.
Zrobiliśmy 5.5km, na terenach mocno wiatrem dotkniętych :bum: tempo mocno konwersacyjne, 6:49. W trakcie padła propozycja delikatnego wydłużenia trasy, ale dawało solidnie, aprobaty nie było.

Mówią, że ma padać śnieg.
Oby utrzymał się do następnego biegania.
W przeciwieństwie do wiatru :bum:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

9 lutego 2021

Coś tam kiedyś wspominałam, że lubię biegać po śniegu?

Uch.

Wbiegając nad zalew byłam przekonana, że będzie urokliwie jak zawsze. Po kilkunastu metrach, okazało się, że jednak nie było :hahaha: pomyślałam, że w lasku będzie pewnie jeszcze gorzej, więc poleciałam wzdłuż wody. Tzn pokulałam się.
Grudy, nie odśnieżona ścieżka, wkurzałam się, męczyłam, w tym wszystkim żadnego zimna nie czułam. Określenia przychodziły mi do głowy różne. I nie, nie było to coś w stylu "motyla noga". "Och-jej" też nie.. Zupełnie serio zastanawiałam się, czy na 4km nie skończyć i nie wrócić, zwłaszcza kiedy ten 4ty wybił 6:50.
No nic, weszło 5km stwierdziłam, że spróbuję w lasku.
Okazało się, że tam jednak było o niebo lepiej :bum:
Więc biegałam sobie już tylko tam, w różnych konfiguracjach. Tempo zaczęło przypominać bieganie, a nie spacer, 12ty kilometr nawet 5:59, sza-leń-stwo :bum:
Wkurzenie zaczęło mijać, stwierdziłam, że w sumie jak zrobię jeszcze jedną pętlę, to razem z odcinkiem powrotnym wyjdzie mi 15km, no i tak zrobiłam, tym bardziej, że po tych pierwszych kilometrach brakowało mi...hm..nazwijmy to "swobody w poruszaniu się po ścieżkach".
Tak więc dzisiaj 14.52 po 6:23 (początkowo 6:36) plus ok 700m zanim zegarek załapał sygnał.
ODPOWIEDZ