jeśli dzienną dawkę stoperanu biorę w ciągu godziny to raczej nie jest dobrze.
1. 73.9, 89.1, 94.1, 47.1
2. 73.2, 89.1, 93, 46.4
3. 75.7, 90.4, 94.7, 46.5
4. 72.8, 94.1, 96.1, 47.4
od początku. korzystając z dobrodziejstw urlopu, postanowiłem się wybrać na azs. bieżnia pełnowymiarowa, dostępna po zapłaceniu 10ziko. w sumie nie pieniądz, a chociaż wszystko wymierzone w punkt.
problem w tym, że na recepcji powiedzieli, żeby nie biegać po pierwszym torze.
![szok :szok:](./images/smilies/icon_e_surprised.gif)
więc 400m było biegane na odmierzonym odcinku a 1000m przemierzałem po linii pierwszego i drugiego toru. dzięki takiemu zabiegowi każda pętla miała 406m. no cóż. nie była to komfortowa sytuacja, ale już nie chciałem kombinować.
pierwsze powtórzenie na fantazji. mocne otwarcie 400m, mijam łuk. i ściana wiatru mnie stawia do pionu. mniej więcej kolejne 200m pod wiatr. entuzjazm ostygł. do 300m był w miarę z czasem, później nie dociągnąłem. 1000m dalsze na spokojnie. jak zawsze problem z wyhamowaniem po 400m
druga kolejka to samo. wiatr w twarz, próba dowiezienia 400m. bardzo ciężki tysiąc. oddech ciężki, dodatkowo kolejne trzy proste pod wiatr.
i w tym momencie się zaczęło. 4' przerwy zmarnowane na wymyślanie wymówek. a może by już skończyć. nie mam siły, nie idzie mi dziś. ten pierdolony wiatr nie pomaga. drugi tor to na tysiącu nadkładam 15metrów. powiem, że lepiej zrobić dwa jakościowo niż cztery byle jak. itd.
przerwa się skończyła i ruszyłem trzecią serię. to, że byłem w czarnej dupie pokazuje czas 400m. wtedy już mi się w ogóle odechciało. miałem wrażenie, że 1km biegnę na odwal się, byle skończyć. ostatecznie się okazało, że nawet domknąłem.
tutaj już byłem najbliżej odpuszczenia sobie. mówię, zrobię trzy, ładnie się wytłumaczę czemu trzy. może poproszę też zgodę na jakieś piwko, bo kadra gra itd.
ale przyszło co do czego, to skoro zrobiłem trzy to i zrobię czwarte. jakoś mentalnie się nastawiłem na mocne 400m mimo wiatru, którego minimalnie nie domknąłem. lecz wysiłek włożony w mocne okrążenie odbił się na kaczym biegu przez 1000m co widać po czasach. pierwsza pętla ledwo, druga nie dowieziona i ostatnie 200m ledwo.
biorąc pod uwagę, że 1000m było biegane po drugim torze, to jakby ująć nadmiar dystansu to każde powtórzenie dokmniętę. czasem nawet za mocno.
słówko o 400m. nie lubię, nie umiem biegać tego dystansu na czas. nie potrafię się wstrzelić w tempo. jak zaczynam za mocno i robię korektę po 100 i 200m, to później nie umiem utrzymać tempa. jak znowu biegnę ciut za szybko, to nogi odmawiają posłuszeństwa po 320-330m. dla mnie jest to największy dramat jak mam biec szybkie 400m.
bardzo mocny trening mentalny. pierwszy raz mi się zdarzyło w trakcie treningu mieć tyle wątpliwości co do skończenia treningu. głowa pracowała mocniej niż organizm. pewnie ma to związek z tym, że czwarty dzień walczę z jelitówką. czułem się dzisiaj zwyczajnie zmęczony. do tego stopnia, że przed treningiem wziąłem tabletkę kofeiny aby się pobudzić. praca mega mocna była zrobiona. każde 400m kończone było z kwasem i betonowymi nogami. dodatkowo pierwsze 400m to próbowałem ustabilizować oddech, bo z tym było najgorzej. pozytyw taki, że na tętnie 190 jestem w stanie dosyć równo oddychać
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
rozbieganie w tempie 6'/km na tętnie 158 niech zakończy ten wywód.
*niby pierwszy tor wyłączony z użytku, a jak zacząłem rozbieganie to jakiś miglanc przyszedł na swój trening i zaczął zapierdalać po pierwszym torze
![:wrrwrr:](./images/smilies/wrrwrr.gif)