Aniad1312 Wciąż fun przed records
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
27 lipca 2020
Dziś już trochę więcej snu.
Wybiegałam z domu z założeniem zrobienia przebieżek. W trakcie pierwszych kilometrów stwierdziłam, że trochę to bez sensu, skoro robiłam je wczoraj.
Zaczęłam od ok. 6/km, później trochę pokolebałam się w okolicy 5:45, ostatecznie wyszło 5.6km po 5:47.
Zastanawiałam się co wybrać - pięćsetki czy podbiegi. Jako że na pierwsze nie bardzo jednak miałam chęć, skończyło się na 8x120m podbiegach, tempo poszczególnych odcinków rosło, zaczęłam od 4:27 a skończyłam na 4:05.
Powrót 2.5km po 5:55, potem rozciąganie w parku i spacerkiem do domu.
Fajnie mi się dzisiaj biegło. Co prawda mam teraz jakiś dyskomfort w prawej łydce, jak znam życie jest to powiązane z kolanem, albo jeszcze czymś innym; może samo przejdzie...
Myślałam wczoraj o biegowej motywacji. Jak już pisałam, do tego żeby biegać zawody jako cel nie są mi potrzebne. Tępe wydeptywanie kilometrów nudzi mnie po jakimś czasie, więc wolę sobie te wyjścia różnicować przebieżkami, podbiegami itd.
Staram się nie używać słów "zawsze" i "nigdy", stąd powiem, że raczej nie wrócę już do tak intensywnego biegania, bo po prostu jestem w innym momencie życia. Nie mam też ochoty na długie dystanse. Może za jakiś czas się to zmieni, nie wiem. Teraz jest teraz. Bieganie pomaga mi raczej pokonywać róże trudności, w skali mikro i makro. Pokonanie lenistwa, jak np dzisiaj, ma też przełożenie w życiu codziennym. Z kolei lenistwo na polu biegowym, ma przełożenie na odpuszczanie sobie na innych polach.
Podsumowując...
Chyba takie podejście jest dla mnie najlepsze. A poza tym, bieganie samo w sobie (zwłaszcza kilometry o poranku, kiedy dzień dopiero się zaczyna) jest czymś co daje mi po prostu radość, choć sama nie wiem, jak to się dzieje.
Bo i wiedzieć nie muszę
Dziś już trochę więcej snu.
Wybiegałam z domu z założeniem zrobienia przebieżek. W trakcie pierwszych kilometrów stwierdziłam, że trochę to bez sensu, skoro robiłam je wczoraj.
Zaczęłam od ok. 6/km, później trochę pokolebałam się w okolicy 5:45, ostatecznie wyszło 5.6km po 5:47.
Zastanawiałam się co wybrać - pięćsetki czy podbiegi. Jako że na pierwsze nie bardzo jednak miałam chęć, skończyło się na 8x120m podbiegach, tempo poszczególnych odcinków rosło, zaczęłam od 4:27 a skończyłam na 4:05.
Powrót 2.5km po 5:55, potem rozciąganie w parku i spacerkiem do domu.
Fajnie mi się dzisiaj biegło. Co prawda mam teraz jakiś dyskomfort w prawej łydce, jak znam życie jest to powiązane z kolanem, albo jeszcze czymś innym; może samo przejdzie...
Myślałam wczoraj o biegowej motywacji. Jak już pisałam, do tego żeby biegać zawody jako cel nie są mi potrzebne. Tępe wydeptywanie kilometrów nudzi mnie po jakimś czasie, więc wolę sobie te wyjścia różnicować przebieżkami, podbiegami itd.
Staram się nie używać słów "zawsze" i "nigdy", stąd powiem, że raczej nie wrócę już do tak intensywnego biegania, bo po prostu jestem w innym momencie życia. Nie mam też ochoty na długie dystanse. Może za jakiś czas się to zmieni, nie wiem. Teraz jest teraz. Bieganie pomaga mi raczej pokonywać róże trudności, w skali mikro i makro. Pokonanie lenistwa, jak np dzisiaj, ma też przełożenie w życiu codziennym. Z kolei lenistwo na polu biegowym, ma przełożenie na odpuszczanie sobie na innych polach.
Podsumowując...
Chyba takie podejście jest dla mnie najlepsze. A poza tym, bieganie samo w sobie (zwłaszcza kilometry o poranku, kiedy dzień dopiero się zaczyna) jest czymś co daje mi po prostu radość, choć sama nie wiem, jak to się dzieje.
Bo i wiedzieć nie muszę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 lipca 2020
Przed samym wyjściem dopadło mnie zniechęcenie, tak mocne, że niemal schowałabym ciuchy biegowe na półkę.
Kazałam temu-onemu spadać i wyszłam z domu.
Bieg początkowo bez pomysłu, ot żeby nogi rozruszać.
Wiatr nie ułatwiał, nie biegło się fajnie, nawet przy wolnym tempie - kolebało się w okolicach 5:50-5:56.
Po prawie 6km nagle jakieś odblokowanie, tempo 7km 5:33, łoho, szaleństwo stwierdziłam, że w takim razie zrobię sobie kilka szybszych odcinków, z przerwą na uspokojenie oddechu.
8 - 5:21,
9 - 4:56,
10 - 5:07
Ogółem byłam mile zaskoczona, że potrafię jeszcze pobiec cokolwiek poniżej 5:45
No chyba, że niosły mnie opary wczorajszego wkurzenia
Do domu miałam kilometr, w truchcie.
Przed samym wyjściem dopadło mnie zniechęcenie, tak mocne, że niemal schowałabym ciuchy biegowe na półkę.
Kazałam temu-onemu spadać i wyszłam z domu.
Bieg początkowo bez pomysłu, ot żeby nogi rozruszać.
Wiatr nie ułatwiał, nie biegło się fajnie, nawet przy wolnym tempie - kolebało się w okolicach 5:50-5:56.
Po prawie 6km nagle jakieś odblokowanie, tempo 7km 5:33, łoho, szaleństwo stwierdziłam, że w takim razie zrobię sobie kilka szybszych odcinków, z przerwą na uspokojenie oddechu.
8 - 5:21,
9 - 4:56,
10 - 5:07
Ogółem byłam mile zaskoczona, że potrafię jeszcze pobiec cokolwiek poniżej 5:45
No chyba, że niosły mnie opary wczorajszego wkurzenia
Do domu miałam kilometr, w truchcie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
5 sierpnia 2020
Minął niemal tydzień od ostatniego biegania.
A to czasu nie było, a to samopoczucie kiepskie, a to pogoda...
Zawsze coś
Dziś przeszkód nie było.
Pogoda piękna, słońce, rześko (tzn. tak mi się tylko wydawało...), nic tylko biegać.
Nie wzięłam ani czapki, ani wody i pożałowałam tego już na drugim kilometrze. Nie chciało mi się jednak wracać do domu, więc trochę pocierpiałam z braku jednego i drugiego.
Najpierw 6km po śr.5:43 i kolejne 6 już wolniej po 5:57.
Po drodze spotkałam kolegę, pogadaliśmy trochę.
Resztę, czyli niemal kilometr do domu - spacerkiem.
Minął niemal tydzień od ostatniego biegania.
A to czasu nie było, a to samopoczucie kiepskie, a to pogoda...
Zawsze coś
Dziś przeszkód nie było.
Pogoda piękna, słońce, rześko (tzn. tak mi się tylko wydawało...), nic tylko biegać.
Nie wzięłam ani czapki, ani wody i pożałowałam tego już na drugim kilometrze. Nie chciało mi się jednak wracać do domu, więc trochę pocierpiałam z braku jednego i drugiego.
Najpierw 6km po śr.5:43 i kolejne 6 już wolniej po 5:57.
Po drodze spotkałam kolegę, pogadaliśmy trochę.
Resztę, czyli niemal kilometr do domu - spacerkiem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
8 sierpnia 2020
Obecne temperatury to rodzaj pogody, który jest dla mnie najtrudniejszy w całym roku. Uziemienie, wychodzę tylko w najpotrzebniejszych sprawach i tylko wtedy kiedy na zewnątrz jest choć trochę znośnie. Dzisiaj o 9 miało być już 26 stopni, czyli nie-znośnie.
Stąd każda komórka mojego ciała wołała, żeby zostać w domu.
Serce mówiło: "Agere contra" i dodawało "Idź, bo będziesz żałować. Idź, póki nie jest jeszcze tak gorąco"
Posłuchałam serca.
Założenie miałam tylko jedno, przebiec około dyszki. Skróciłam dystans do ósemki, bo nie było mi komfortowo, oj nie było
No i pewnie tak nie będzie przez najbliższe dni. Rozwiązaniem byłoby biegać o wschodzie słońca, ale jakoś ostatnio mam potrzebę wysypiania się.
W międzyczasie okazało się, że HB i Fe i retikulocyty znów zaliczyły spadek na zdrowotnej giełdzie.
Obecne temperatury to rodzaj pogody, który jest dla mnie najtrudniejszy w całym roku. Uziemienie, wychodzę tylko w najpotrzebniejszych sprawach i tylko wtedy kiedy na zewnątrz jest choć trochę znośnie. Dzisiaj o 9 miało być już 26 stopni, czyli nie-znośnie.
Stąd każda komórka mojego ciała wołała, żeby zostać w domu.
Serce mówiło: "Agere contra" i dodawało "Idź, bo będziesz żałować. Idź, póki nie jest jeszcze tak gorąco"
Posłuchałam serca.
Założenie miałam tylko jedno, przebiec około dyszki. Skróciłam dystans do ósemki, bo nie było mi komfortowo, oj nie było
No i pewnie tak nie będzie przez najbliższe dni. Rozwiązaniem byłoby biegać o wschodzie słońca, ale jakoś ostatnio mam potrzebę wysypiania się.
W międzyczasie okazało się, że HB i Fe i retikulocyty znów zaliczyły spadek na zdrowotnej giełdzie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 sierpnia 2020
Przez 1km było nawet przyjemnie. Potem zaczęła się patelnia, mimo że wyszłam z domu o 6:30.
Strasznie się umęczyłam, głównie oddechowo, powoli staję się konkurencją dla parowozów...
Chciałam zrobić min. dyszkę, przy takich temperaturach nie mam potrzeby biegać czegoś dłuższego.
Najpierw 7km po 5:48, tempo podobne do wczorajszego. Pomyślałam, że skoro akurat mam miejsce, w którym mogę zrobić przebieżki, zacienione i na uboczu, to nie będę się wlekła kolejnych kilometrów, tylko je zrobię, a i nogi odmulę.
1 część - 5x100m po 3:33, zaczęłam od 4:05, później tempo schodziło w dół, nie pamiętam dokładnie (a zegarek możliwości zapisu nie ma), ale każdy kolejny odcinek biegłam szybciej.
2 część - to samo, po 3:27, tym razem tempo wahało się między 3:30 a 3:25.
Zgodnie z zaleceniami trenera na obozie ("Śródstopie! I do przodu Ania, do przodu, biegasz lędźwiami!" ) starałam się zwracać uwagę, żeby faktycznie tułów szedł do przodu. Trudno mi ocenić rezultaty, ale powiedzmy, że odczucia własne mówią, że czasem się udawało
Przerwa w truchcie, sporo odpoczynku było.
Powrót 2km po 5:50.
Zmęczyłam się
Przez 1km było nawet przyjemnie. Potem zaczęła się patelnia, mimo że wyszłam z domu o 6:30.
Strasznie się umęczyłam, głównie oddechowo, powoli staję się konkurencją dla parowozów...
Chciałam zrobić min. dyszkę, przy takich temperaturach nie mam potrzeby biegać czegoś dłuższego.
Najpierw 7km po 5:48, tempo podobne do wczorajszego. Pomyślałam, że skoro akurat mam miejsce, w którym mogę zrobić przebieżki, zacienione i na uboczu, to nie będę się wlekła kolejnych kilometrów, tylko je zrobię, a i nogi odmulę.
1 część - 5x100m po 3:33, zaczęłam od 4:05, później tempo schodziło w dół, nie pamiętam dokładnie (a zegarek możliwości zapisu nie ma), ale każdy kolejny odcinek biegłam szybciej.
2 część - to samo, po 3:27, tym razem tempo wahało się między 3:30 a 3:25.
Zgodnie z zaleceniami trenera na obozie ("Śródstopie! I do przodu Ania, do przodu, biegasz lędźwiami!" ) starałam się zwracać uwagę, żeby faktycznie tułów szedł do przodu. Trudno mi ocenić rezultaty, ale powiedzmy, że odczucia własne mówią, że czasem się udawało
Przerwa w truchcie, sporo odpoczynku było.
Powrót 2km po 5:50.
Zmęczyłam się
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
12 sierpnia 2020
Jak miło, kiedy na zewnątrz jest powietrze i w miarę rześko
Od razu inaczej się biega.
Obiegłam dwa razy zalew, pokręciłam się po parku, wpadło 13km. Wolniutko, do 11km śr 5:55, potem już zmęczenie dało się we znaki i ciut wolniej. Ale nicto, ważniejsze jest to, że nie musiałam się zatrzymywać co kilometr.
Mała rzecz, a cieszy.
Znów mam zapisane żelazo, na miesiąc. Pewnie pójdzie w górę, a potem - ciekawe czy znów spadnie.
Jak miło, kiedy na zewnątrz jest powietrze i w miarę rześko
Od razu inaczej się biega.
Obiegłam dwa razy zalew, pokręciłam się po parku, wpadło 13km. Wolniutko, do 11km śr 5:55, potem już zmęczenie dało się we znaki i ciut wolniej. Ale nicto, ważniejsze jest to, że nie musiałam się zatrzymywać co kilometr.
Mała rzecz, a cieszy.
Znów mam zapisane żelazo, na miesiąc. Pewnie pójdzie w górę, a potem - ciekawe czy znów spadnie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
13 sierpnia 2020
Nie wiem od czego zacząć. Oryginalnie jakoś chciałoby się, a tu nic do głowy nie przychodzi
Żaden clickbait, żaden polot, i w ogóle nic ni ma...
Takiż był początek, w tempie szarpanym biegany.
Po 3km nagle jakoś zaczęło być szybciej. Hm, pomyślała Anna, może by spróbować?
Więc wpadły 2km razem po 5:39 i 5:26, miło było patrzeć jak na zegarku co chwila tempo średnie leci, nie żeby zaraz na łeb na szyję, ale tu sekunda, tam sekunda...
Miło się skończyło, trzeba było odsapnąć, oddech załapać, potruchtać trochę, odpocząć, co się będziem męczyć
Kolejny kilometr po 5:14, łoho, to prawie jak sprint w moim prywatnym wydaniu. Kolejny blisko, 5:17.
Tak to razem 8km po 5:37 średnio, 2 w truchcie + reszta marszem wolnym, bom z sił opadła.
I tyle na dzisiaj.
Good news taki, że w tym roku do tej pory nabiegałam więcej niż w całym 2019
Nie wiem od czego zacząć. Oryginalnie jakoś chciałoby się, a tu nic do głowy nie przychodzi
Żaden clickbait, żaden polot, i w ogóle nic ni ma...
Takiż był początek, w tempie szarpanym biegany.
Po 3km nagle jakoś zaczęło być szybciej. Hm, pomyślała Anna, może by spróbować?
Więc wpadły 2km razem po 5:39 i 5:26, miło było patrzeć jak na zegarku co chwila tempo średnie leci, nie żeby zaraz na łeb na szyję, ale tu sekunda, tam sekunda...
Miło się skończyło, trzeba było odsapnąć, oddech załapać, potruchtać trochę, odpocząć, co się będziem męczyć
Kolejny kilometr po 5:14, łoho, to prawie jak sprint w moim prywatnym wydaniu. Kolejny blisko, 5:17.
Tak to razem 8km po 5:37 średnio, 2 w truchcie + reszta marszem wolnym, bom z sił opadła.
I tyle na dzisiaj.
Good news taki, że w tym roku do tej pory nabiegałam więcej niż w całym 2019
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 sierpnia 2020
Wystarczy, że pomyślę o napisaniu o bieganiu i już mi gorąco
Fatalnie funkcjonuję w takich temperaturach.
Pierwsze 3km spadkowe: 5:55/5:48/5:41. Potem spotkałam dawnego znajomego klubowego jadącego na rowerze, chwilę pogadaliśmy, zwolniłam więc do okolic 6, a później to już gorunc dawała mi się we znaki i nie chciało mi się przyspieszać.
Choć nie było źle, siódmy i ósmy 5:48 i 5:43. Ostatnie 500m na dużym lajcie i zmęczeniu.
Łącznie 8.5km po 5:52.
I tak miało dzisiaj być, krótko i bezboleśnie
Wystarczy, że pomyślę o napisaniu o bieganiu i już mi gorąco
Fatalnie funkcjonuję w takich temperaturach.
Pierwsze 3km spadkowe: 5:55/5:48/5:41. Potem spotkałam dawnego znajomego klubowego jadącego na rowerze, chwilę pogadaliśmy, zwolniłam więc do okolic 6, a później to już gorunc dawała mi się we znaki i nie chciało mi się przyspieszać.
Choć nie było źle, siódmy i ósmy 5:48 i 5:43. Ostatnie 500m na dużym lajcie i zmęczeniu.
Łącznie 8.5km po 5:52.
I tak miało dzisiaj być, krótko i bezboleśnie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
16 sierpnia 2020
Dobrze się dzisiaj biegło. Bez spiny, wolno, z przyjemnością.
Nie za bardzo chciało mi się okrążać zalew, pobiegłam jedną stroną, wróciłam, pokręciłam się po lasku, wyszło 10.34km. Ostatnie dwa kilometry ciut powyżej 6.
Potem 5 setek, z przerwą w pełnym odpoczynku.
Nie wiem, jak wyglądały tempa poszczególnych odcinków, ale średnie pokazywało mi 4:05/4:09/4:05/4:04.
Po czwartej setce zaczęłam się zastanawiać, czy oprócz piątej jeszcze nie machnąć dwóch, w końcu stwierdziłam, że skończę jak zejdę poniżej 4/km. No i proszę, mówisz i masz, po piątej zegarek pokazał 3:54
Pobiegłam zatem do domu, kiedy wybiła trzynastka na zegarku STOP i ani kroku biegowego więcej, ostatnie 300m b ciężkie, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę.
No ale jednak pozostałam w pionie
Dobrze się dzisiaj biegło. Bez spiny, wolno, z przyjemnością.
Nie za bardzo chciało mi się okrążać zalew, pobiegłam jedną stroną, wróciłam, pokręciłam się po lasku, wyszło 10.34km. Ostatnie dwa kilometry ciut powyżej 6.
Potem 5 setek, z przerwą w pełnym odpoczynku.
Nie wiem, jak wyglądały tempa poszczególnych odcinków, ale średnie pokazywało mi 4:05/4:09/4:05/4:04.
Po czwartej setce zaczęłam się zastanawiać, czy oprócz piątej jeszcze nie machnąć dwóch, w końcu stwierdziłam, że skończę jak zejdę poniżej 4/km. No i proszę, mówisz i masz, po piątej zegarek pokazał 3:54
Pobiegłam zatem do domu, kiedy wybiła trzynastka na zegarku STOP i ani kroku biegowego więcej, ostatnie 300m b ciężkie, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę.
No ale jednak pozostałam w pionie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 sierpnia 2020
Wczoraj
Planowałam pobiegać od rana, ale jakoś opuściła mnie chęć i stwierdziłam, że może dla odmiany wyjdę po południu. Tak, na popołudniowe bieganie zdecydowanie nabrałam chęci przeogromnej. Jak łatwo mogłam się domyślić, im bliżej popołudnia, tym ta chęć była słabsza - standard. Zawsze łatwiej zmotywować mi się do rannego biegania.
Około 18 niebo zrobiło się lekko zachmurzone - "widzisz, widzisz, zaraz lunie deszcz, no lepiej, żebyś nie szła" - tak się przewrotnie motywowałam. I dlatego właśnie przebrałam się, założyłam buty i wyszłam.
Pobiegłam na stadion.
Generalnie, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, zawsze jak idę biegać po południu, mam wrażenie, że wygląda to jak oto-tu. Każda noga w inną stronę chce biec, tułów jakiś taki wykręcony...Wczoraj na dodatek bolał mnie prawy bok, bo chyba spałam wybitnie poskręcana.
Anyway, dobiegłam na stadion, 2km, po 5:43. Myślałam, że będzie w miarę pusto, ale okazało się, że nie było.
Skoro stadion, to coś szybszego, stwierdziłam, że zrobię 400m x5, ale po pierwszych 200m zmieniłam koncepcję - nie ten dzień, nie to tempo. Najpierw 5x200m, śr 3:35 plus trucht, później 800m odpoczynkowego dreptania i 10x100m śr 3:28 plus trucht.
Jakos tak koślawo mi się biegało.
Do domu 2.2km po 5:54.
Razem 9km
Dzisiaj
Myślałam, że nogi bardziej będą mnie boleć. Co prawda czułam zmęczenie po wczorajszym, ale nie było źle. Założenie - lajtowo i odpoczynkowo.
10km po 5:54.
Po obudzeniu przyszła mi myśl, że może jednak zrobić sobie przerwę dzisiaj, ale...
Skoro mogę biegać, to biegam tyle ile mogę
Wczoraj
Planowałam pobiegać od rana, ale jakoś opuściła mnie chęć i stwierdziłam, że może dla odmiany wyjdę po południu. Tak, na popołudniowe bieganie zdecydowanie nabrałam chęci przeogromnej. Jak łatwo mogłam się domyślić, im bliżej popołudnia, tym ta chęć była słabsza - standard. Zawsze łatwiej zmotywować mi się do rannego biegania.
Około 18 niebo zrobiło się lekko zachmurzone - "widzisz, widzisz, zaraz lunie deszcz, no lepiej, żebyś nie szła" - tak się przewrotnie motywowałam. I dlatego właśnie przebrałam się, założyłam buty i wyszłam.
Pobiegłam na stadion.
Generalnie, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, zawsze jak idę biegać po południu, mam wrażenie, że wygląda to jak oto-tu. Każda noga w inną stronę chce biec, tułów jakiś taki wykręcony...Wczoraj na dodatek bolał mnie prawy bok, bo chyba spałam wybitnie poskręcana.
Anyway, dobiegłam na stadion, 2km, po 5:43. Myślałam, że będzie w miarę pusto, ale okazało się, że nie było.
Skoro stadion, to coś szybszego, stwierdziłam, że zrobię 400m x5, ale po pierwszych 200m zmieniłam koncepcję - nie ten dzień, nie to tempo. Najpierw 5x200m, śr 3:35 plus trucht, później 800m odpoczynkowego dreptania i 10x100m śr 3:28 plus trucht.
Jakos tak koślawo mi się biegało.
Do domu 2.2km po 5:54.
Razem 9km
Dzisiaj
Myślałam, że nogi bardziej będą mnie boleć. Co prawda czułam zmęczenie po wczorajszym, ale nie było źle. Założenie - lajtowo i odpoczynkowo.
10km po 5:54.
Po obudzeniu przyszła mi myśl, że może jednak zrobić sobie przerwę dzisiaj, ale...
Skoro mogę biegać, to biegam tyle ile mogę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
21 sierpnia 2020
Wczoraj wyciągnęłam z szuflady pasek. Nigdy nie trenowałam wg tętna, no może kiedyś, dawno temu, ale nie trwało to długo, pasek mnie wkurzał i uwierał.
Ale pomyślałam sobie, że skoro trener na obozie tak dużo o tętnie mówił, to może coś w tym jest. To znaczy, wiem, że jest, ale może niekoniecznie tę wiedzę przyswajam
Pasek założyłam, zegarek wyświetlił informację, że się połączył.
No to poleciałam.
Przekonana byłam, że tętno będzie mi się pokazywać na wyświetlaczu, jak w starej 305.
No..jednak nie
Szukałam tej opcji i szukałam w ustawieniach, kurde, nic.
W końcu wynalazłam pole HR max, wstukałam orientacyjne 175 (220-wiek), do tego znalazłam funkcję ustawienia alertu i stref, myślę sobie - "Jest ok".
I było, przez chwilę.
Ustawiłam strefę 3, 122-140.
Po piątym piknięciu z samego chyba wkurzenia tym dźwiękiem miałam coraz wyższe wartości
Po 1.5km poszukałam jeszcze innej opcji, ustawienia alertu na własne wartości. Wbiłam 150. Ledwo człapałam, a znów alert co chwila. Więc się wkurzyłam i wyłączyłam wszelkie tętnowe powiadomienia i poleciałam swoim tempem, wolnym, bo gorunc niemożebna.
Tak więc: na początek 5.62km po 6:11, na 147 - jak już mam ten pomiar, to podam, co mi tam.
Potem 5x200m na 156, śr po 3:46; plus trucht.
Powrót 2.3km po 6:16, 157.
Pasek znów w szufladzie wyląduje. Nie będzie mi wyjec psuł biegania.
Wczoraj wyciągnęłam z szuflady pasek. Nigdy nie trenowałam wg tętna, no może kiedyś, dawno temu, ale nie trwało to długo, pasek mnie wkurzał i uwierał.
Ale pomyślałam sobie, że skoro trener na obozie tak dużo o tętnie mówił, to może coś w tym jest. To znaczy, wiem, że jest, ale może niekoniecznie tę wiedzę przyswajam
Pasek założyłam, zegarek wyświetlił informację, że się połączył.
No to poleciałam.
Przekonana byłam, że tętno będzie mi się pokazywać na wyświetlaczu, jak w starej 305.
No..jednak nie
Szukałam tej opcji i szukałam w ustawieniach, kurde, nic.
W końcu wynalazłam pole HR max, wstukałam orientacyjne 175 (220-wiek), do tego znalazłam funkcję ustawienia alertu i stref, myślę sobie - "Jest ok".
I było, przez chwilę.
Ustawiłam strefę 3, 122-140.
Po piątym piknięciu z samego chyba wkurzenia tym dźwiękiem miałam coraz wyższe wartości
Po 1.5km poszukałam jeszcze innej opcji, ustawienia alertu na własne wartości. Wbiłam 150. Ledwo człapałam, a znów alert co chwila. Więc się wkurzyłam i wyłączyłam wszelkie tętnowe powiadomienia i poleciałam swoim tempem, wolnym, bo gorunc niemożebna.
Tak więc: na początek 5.62km po 6:11, na 147 - jak już mam ten pomiar, to podam, co mi tam.
Potem 5x200m na 156, śr po 3:46; plus trucht.
Powrót 2.3km po 6:16, 157.
Pasek znów w szufladzie wyląduje. Nie będzie mi wyjec psuł biegania.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
23 sierpnia 2020
Początkowo planowałam pobiegać w sobotę, ale stwierdziłam: po co mam się męczyć w upale, skoro w niedzielę ma być chłodniej? No i było. Niby. Koszulka po powrocie była tak mokra, jakbym ją z pralki wyciągnęła
Ale nicto, fajnie dzisiaj było, sporo znajomych twarzy na trasie. Planowałam 12km, ale jakoś źle czas wymierzyłam i musiałam skrócić dystans - do 11 Niby tylko parę minut różnicy, ale czasem ma znaczenie.
Tempo 5:54.
Bez paska, jak powiedziałam byłam
A poza tym schudłam jakoś. Pewnie nie na długo, ale zawsze to radość
Początkowo planowałam pobiegać w sobotę, ale stwierdziłam: po co mam się męczyć w upale, skoro w niedzielę ma być chłodniej? No i było. Niby. Koszulka po powrocie była tak mokra, jakbym ją z pralki wyciągnęła
Ale nicto, fajnie dzisiaj było, sporo znajomych twarzy na trasie. Planowałam 12km, ale jakoś źle czas wymierzyłam i musiałam skrócić dystans - do 11 Niby tylko parę minut różnicy, ale czasem ma znaczenie.
Tempo 5:54.
Bez paska, jak powiedziałam byłam
A poza tym schudłam jakoś. Pewnie nie na długo, ale zawsze to radość
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
26 sierpnia 2020
Zakładałam spokojne 12-13km, ale w trakcie stwierdziłam, że zmienię te założenia. I tak, najpierw 7.3km po 5:42, wyszło całkiem spoko - 5:57/ 5:50/5:50/ 5:47/ 5:40/ 5:23 (z wiatrem)/ 5:25 (pod wiatr) + 300m 1:44.
Później 5x200m po 3:41. Pierwsza dwusetka w okolicach 4/km, później już schodziłam w dół.
Tak ogółem, po tych siedmiu kilometrach niebo jakoś pociemniało, słońce zniknęło...Po 3 dwusetce zaczęło porządnie padać, ale na szczęście okazało się, że ta porządność jest chwilowa i mogłam dokończyć serię.
Powrót 2.7km po 5:57, nadal w deszczu, ale już lżejszym.
Dzisiaj 26 dzień bez cukru - czekolady, batoników, ciast itd.
Oby tak dalej.
Zakładałam spokojne 12-13km, ale w trakcie stwierdziłam, że zmienię te założenia. I tak, najpierw 7.3km po 5:42, wyszło całkiem spoko - 5:57/ 5:50/5:50/ 5:47/ 5:40/ 5:23 (z wiatrem)/ 5:25 (pod wiatr) + 300m 1:44.
Później 5x200m po 3:41. Pierwsza dwusetka w okolicach 4/km, później już schodziłam w dół.
Tak ogółem, po tych siedmiu kilometrach niebo jakoś pociemniało, słońce zniknęło...Po 3 dwusetce zaczęło porządnie padać, ale na szczęście okazało się, że ta porządność jest chwilowa i mogłam dokończyć serię.
Powrót 2.7km po 5:57, nadal w deszczu, ale już lżejszym.
Dzisiaj 26 dzień bez cukru - czekolady, batoników, ciast itd.
Oby tak dalej.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
27 sierpnia 2020
Spałam chyba z 9h
Nie miałam dziś jakiegoś parcia na bieganie, nawet zastanawiałam się, czy nie zostać w domu, no ale jednak samą siebie przekonałam do wyjścia.
Stety-niestety zaczął padać deszcz, nie jakiś mocny, ale za to wiatr taki był; zacinało dość solidnie, więc nie biegło się komfortowo.
Najpierw 7km - 5:33/ 5:48/ 5:41/ 5:39/ 5:29/ 5:28/ 5:08
I powrót na lajcie - 2km: 5:47/ 5:41
Ten ostatni kilometr mnie zaskoczył, wydawało mi się, że ledwo nogami powłóczyłam po dwóch konkretnych podbiegach.
A chyba z 10 min po powrocie wróciło słońce
Spałam chyba z 9h
Nie miałam dziś jakiegoś parcia na bieganie, nawet zastanawiałam się, czy nie zostać w domu, no ale jednak samą siebie przekonałam do wyjścia.
Stety-niestety zaczął padać deszcz, nie jakiś mocny, ale za to wiatr taki był; zacinało dość solidnie, więc nie biegło się komfortowo.
Najpierw 7km - 5:33/ 5:48/ 5:41/ 5:39/ 5:29/ 5:28/ 5:08
I powrót na lajcie - 2km: 5:47/ 5:41
Ten ostatni kilometr mnie zaskoczył, wydawało mi się, że ledwo nogami powłóczyłam po dwóch konkretnych podbiegach.
A chyba z 10 min po powrocie wróciło słońce
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 sierpnia 2020
Dyszka.
Zakładałam spokojny bieg, bez zrywów. Na założeniach skończyło się po 3km, po tym jak poczułam, że biegnę szybciej i aż tak bardzo się nie męczę jak do tej pory.
7km: 5:37/5:41/5:44/5:31/5:28/5:14/4:59.
4ty i 5ty km zrobiłam bez przerwy, między dwoma ostatnimi chwila odpoczynku.
Pokulałam się do domu, ale że miałam niedosyt, to środkowy z trzech kilometrów z lekka mocniejszy: 5:45/ 5:20/5:51.
Następny bieg to już na pewno będzie na spokojnie i odpoczynkowo.
Dyszka.
Zakładałam spokojny bieg, bez zrywów. Na założeniach skończyło się po 3km, po tym jak poczułam, że biegnę szybciej i aż tak bardzo się nie męczę jak do tej pory.
7km: 5:37/5:41/5:44/5:31/5:28/5:14/4:59.
4ty i 5ty km zrobiłam bez przerwy, między dwoma ostatnimi chwila odpoczynku.
Pokulałam się do domu, ale że miałam niedosyt, to środkowy z trzech kilometrów z lekka mocniejszy: 5:45/ 5:20/5:51.
Następny bieg to już na pewno będzie na spokojnie i odpoczynkowo.