Dziś już trochę więcej snu.
Wybiegałam z domu z założeniem zrobienia przebieżek. W trakcie pierwszych kilometrów stwierdziłam, że trochę to bez sensu, skoro robiłam je wczoraj.
Zaczęłam od ok. 6/km, później trochę pokolebałam się w okolicy 5:45, ostatecznie wyszło 5.6km po 5:47.
Zastanawiałam się co wybrać - pięćsetki czy podbiegi. Jako że na pierwsze nie bardzo jednak miałam chęć, skończyło się na 8x120m podbiegach, tempo poszczególnych odcinków rosło, zaczęłam od 4:27 a skończyłam na 4:05.
Powrót 2.5km po 5:55, potem rozciąganie w parku i spacerkiem do domu.
Fajnie mi się dzisiaj biegło. Co prawda mam teraz jakiś dyskomfort w prawej łydce, jak znam życie jest to powiązane z kolanem, albo jeszcze czymś innym; może samo przejdzie...
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Myślałam wczoraj o biegowej motywacji. Jak już pisałam, do tego żeby biegać zawody jako cel nie są mi potrzebne. Tępe wydeptywanie kilometrów nudzi mnie po jakimś czasie, więc wolę sobie te wyjścia różnicować przebieżkami, podbiegami itd.
Staram się nie używać słów "zawsze" i "nigdy", stąd powiem, że raczej
![uśmiech :usmiech:](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Podsumowując...
Chyba takie podejście jest dla mnie najlepsze. A poza tym, bieganie samo w sobie (zwłaszcza kilometry o poranku, kiedy dzień dopiero się zaczyna) jest czymś co daje mi po prostu radość, choć sama nie wiem, jak to się dzieje.
Bo i wiedzieć nie muszę
![uśmiech :usmiech:](./images/smilies/icon_e_smile.gif)