To samo mówi moja żona, hehe, zresztą ja też tak uważam. Ale trochę to wynika z tego, że wcześniej nie zauważyłem, że juz się robi powaznie i dwa razy miałem taką dosyć konkretną kontuzję. No i teraz jestem już przeczulony, w liceum pewnie z takimi "bólami" to jeszcze na wieczór szedłem sobie w 2h w kosza pograć ;D
Trochę tu na niekorzyść grają social media, w których ci wszyscy biegacze są wiecznie uśmiechnięci, robią dwa treningi dziennie, a do fizjo chodzą co 2 tygodnie tak, żeby ich trochę wymasował. I zwykłego człowieka coś pobolewa i myśli, że to już koniec "kariery" ;D Albo drugi typ biega z tym bólem przez rok i ostatecznie kończy ze złamaniem zmęczeniowym.
Jeszcze taki dialog z moją żoną tydzień temu w górach. Po wypadzie w góry z synem w chuście, żonę zaczęła boleć kostka (co jakiś czas jej się to odnawia, prawie zawsze jak mamy jakąś serię wyjść w góry). Poszliśmy potem na spacer i ją pytam:
- A Ciebie nie bolała kostka? Mogłem sam iść na spacer, po co idziesz skoro Cię boli?
- Bo nie jestem Tobą.
Zmniejszyłem się o kilkadziesiąt centymetrów.
Akceptowalny ból
- Mossar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1636
- Rejestracja: 21 wrz 2019, 22:19
viewtopic.php?p=1087487#p1087487 - Komentarze
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6509
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
No dokładnie, przecież nie można się położyć i leżeć, bo coś tam boli. Cały czas coś człowieka boli, tego uśmiechniętego z insta również .