R-X pisze:
A do tego, wszystko się zmienia wraz z wiekiem, np. do wieku ok. 30lat można było jeść do syta i nie tyć, ale potem organizm wchodzi w coś co osobiście nazywam "doskonałą optymalizacją" - optymalizacją w sensie "wyciągania maksimum z minimum pożywienia" przez układ pokarmowy - i nagle człowiek tyje nie zmieniając w ogóle diety, nawet gdy rusza się więcej, a nawet ku własnemu zdumieniu, gdy zjada nieco mniej...
Jak zwał tak zwał. Ja to nazywam postępującą insulinoopornością, której podlega absolutnie każdy, kto je wysokowęglowodanowo. Niektórzy tolerują glukozę lepiej, inni gorzej (ci tyją szybciej, niekiedy już w młodości), ale generalnie to "spowolnienie przemiany materii z wiekiem" to jest po prostu pogorszenie metabolizmu insuliny. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
Otyłość to nie jest problem sam w sobie. To jest objaw. Konkretnie objaw zaburzenia równowagi hormonalnej, u większości ludzi chodzi o zaburzenia poziomu insuliny, ale nie znaczy to, że otyłość nie może być symptomem zaburzenia równowagi hormonów tarczycy czy np hormonów płciowych. Jak wiadomo, leczenie objawów przynosi z reguły bardzo średnie efekty, może to stąd przychodzi fakt, że 90% ludzi po odchudzaniu wraca do starej wagi, a jeszcze dokłada do tego jakąś górkę.
Jeszcze co do tego tłuszczu w kale. Nie chcę żeby tu były jakieś nieporozumienia. O biegunkach tłuszczowych przy bardzo dużym spożyciu tłuszczu tylko czytałem. Przez rok na ketozie nie udało mi się zbliżyć do takiej podaży tłuszczu w diecie żeby mnie to spotkało, tzn nie raczej nie udało mi się przekroczyć 200g tłuszczu na dobę, a z reguły oscylowałem w okolicach 150g. Tak że to nie jest tak, że ketogenicy cały czas srają tłuszczem
, i to jest dla nich normalna, codzienna sprawa. Jak piszę, ja tego nie doświadczyłem przez rok na ketozie.
Więc w tym masz rację - wydalanie tłuszczu z kałem to nie jest jakaś normalna, fizjologiczna reakcja. Ja bym musiał się prawdopodobnie ostro zmusić do zjedzenia takich ilości tłuszczu żeby to nastąpiło.
No bo jak zagwarantować, by nic a nic w pożywieniu owej insuliny nie podbiło na tyle by dać ów sygnał? To by wymagało diety 0% białka, 0% węglowodanów, 100% tłuszczu przez długi czas - czyli jemy wyłącznie czysty smalec popijając go olejem rzepakowym i wodą.
Przecież w diecie keto nie chodzi o to żeby nie było insuliny. Każdy posiłek podbija insulinę. Nawet myślenie o jedzeniu potrafi podbić insulinę. Chodzi o to żeby insulina była na normalnych, fizjologicznych poziomach. W diecie wysokowęglowodanowej, jeszcze jak się się 5x dziennie, insulina jest podniesiona praktycznie przez cały czas aktywnego życia, i spada do normalnego poziomu właściwie tylko w części nocy. Nie da się wtedy uniknąć insulinooporności, bo jak insulina jest stale wyżej niż normalnie, to tkanki się adaptują, a później potrzebują jej więcej żeby zadziałała.
W diecie keto insulina jest podniesiona tylko w okolicach (rzadkich) posiłków i to jest podniesiona o wiele słabiej niż przy typowej diecie. Cała tajemnica diety keto polega na tym, że ona normuje metabolizm insuliny.
No i tyle. Nie trzeba do niej podchodzić religijnie jak do wegetarianizmu, można ją traktować jako narzędzie. Keto można używać zimą, jak się mało trenuje, poprawiamy przemiany tłuszczowe i wrażliwość insulinową, gubimy parę kilo, a jak zaczynamy intensywniej biegać to włączamy więcej węgli. Najczęściej okazuje się wtedy że potrzeba tych węgli znacznie mniej niż przedtem.
The faster you are, the slower life goes by.