Skoor - masochizm Rolli-fikowany
Moderator: infernal
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
14.05.20 - TWL 3x10x30/15" mocno/luźno
Mówiłem, że tego nie lubię? To powtórzę. Nie lubię. Te 15s "wypoczynku" to chyba tylko po to żeby wkurzyć no, ale było to pobiegłem. Nóg po wczorajszym ciężkich nie miałem, było całkiem ok za to dzisiaj już mam drętwe. Sam TWL wychodził na oko jak biegłem mocno to w 3:10-3:20/km (na to co pokazywał zegarek oczywiście nie ma co patrzeć na takim treningu), luźno to nie wiem, ale wydaje mi się że człapałem jak paralityk byle jak najbardziej odsapnąć co oczywiście było niemożliwe. Przerwa 4min, 3 minutową wykluczyłem już po pierwszej serii. Było ciężko. Jak wracałem do samochodu to schłodzenie 2,5km ledwo w 5:45/km wyszło a tętno pod 140. Czyli trening owocny.
Mówiłem, że tego nie lubię? To powtórzę. Nie lubię. Te 15s "wypoczynku" to chyba tylko po to żeby wkurzyć no, ale było to pobiegłem. Nóg po wczorajszym ciężkich nie miałem, było całkiem ok za to dzisiaj już mam drętwe. Sam TWL wychodził na oko jak biegłem mocno to w 3:10-3:20/km (na to co pokazywał zegarek oczywiście nie ma co patrzeć na takim treningu), luźno to nie wiem, ale wydaje mi się że człapałem jak paralityk byle jak najbardziej odsapnąć co oczywiście było niemożliwe. Przerwa 4min, 3 minutową wykluczyłem już po pierwszej serii. Było ciężko. Jak wracałem do samochodu to schłodzenie 2,5km ledwo w 5:45/km wyszło a tętno pod 140. Czyli trening owocny.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
16.05.20 - 10km w 5:10
Poszło, bo co miało nie pójść. Trochę szybciej. W 5:05 czy coś takiego. Nogi początkowo drętwe trochę, ale później bez problemu się rozruszałem. Jutro zabawa na całego, a w poniedziałek powtórka z czwartku.
Poszło, bo co miało nie pójść. Trochę szybciej. W 5:05 czy coś takiego. Nogi początkowo drętwe trochę, ale później bez problemu się rozruszałem. Jutro zabawa na całego, a w poniedziałek powtórka z czwartku.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
17.05.20 - 4x200-200-200 P5' (34-40-34)
Rozbudowana wersja treningu z środy. Niby tylko 100m więcej, ale już wiedziałem z czym to się je i wiedziałem co mnie czeka. Już po pierwszym powtórzeniu nie chojraczyłem tylko grzecznie sobie przypadłem do asfaltu mimo, że nie czułem się jeszcze najgorzej (ale nogi już po pierwszym sztywne...), kolejne poszły całkiem rozsądnie, a ja za każdym razem lądowałem na przerwie z bliższym kontaktem do drogi Dziś przeszkadzał wiatr. Na pierwszym i drugim powtórzeniu wiał dość mocno w gębę i niewiele pomagał jak biegłem w drugą stronę.
1.
0:35.5
0:39.5
0:35.8
2.
0:33.8
0:38.4
0:35.0
3.
0:35.4
0:40.6
0:37.4
4.
0:34.9
0:39.9
0:36.0
Widzę jednak różnicę między środą a dzisiaj. W środę ledwo powłóczyłem nogami po tym treningu, schłodzenie szło bardzo słabo i średnia z niego wyszła 5:45. W domu natomiast miałem taki zjazd, że ledwo dotrwałem do wieczora. Dziś... W zasadzie nie czuję, że tak dałem sobie w kość, a powrót do domu był dość lekki i pod koniec schodziłem już z tempem poniżej 5/km, a średnia wyszła 5:15/km.
Jakoś mnie te 3 min na 1000m przestają przerażać, mam wrażenie, że dzisiaj na pierwszym powtórzeniu gdyby było jeszcze 400m TWL to bym to zamknął w tych okolicach. To oczywiście tylko wrażenie i może być złudne, ale...
Rozbudowana wersja treningu z środy. Niby tylko 100m więcej, ale już wiedziałem z czym to się je i wiedziałem co mnie czeka. Już po pierwszym powtórzeniu nie chojraczyłem tylko grzecznie sobie przypadłem do asfaltu mimo, że nie czułem się jeszcze najgorzej (ale nogi już po pierwszym sztywne...), kolejne poszły całkiem rozsądnie, a ja za każdym razem lądowałem na przerwie z bliższym kontaktem do drogi Dziś przeszkadzał wiatr. Na pierwszym i drugim powtórzeniu wiał dość mocno w gębę i niewiele pomagał jak biegłem w drugą stronę.
1.
0:35.5
0:39.5
0:35.8
2.
0:33.8
0:38.4
0:35.0
3.
0:35.4
0:40.6
0:37.4
4.
0:34.9
0:39.9
0:36.0
Widzę jednak różnicę między środą a dzisiaj. W środę ledwo powłóczyłem nogami po tym treningu, schłodzenie szło bardzo słabo i średnia z niego wyszła 5:45. W domu natomiast miałem taki zjazd, że ledwo dotrwałem do wieczora. Dziś... W zasadzie nie czuję, że tak dałem sobie w kość, a powrót do domu był dość lekki i pod koniec schodziłem już z tempem poniżej 5/km, a średnia wyszła 5:15/km.
Jakoś mnie te 3 min na 1000m przestają przerażać, mam wrażenie, że dzisiaj na pierwszym powtórzeniu gdyby było jeszcze 400m TWL to bym to zamknął w tych okolicach. To oczywiście tylko wrażenie i może być złudne, ale...
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
18.05.20 - TWL 3x10x30/15" mocno/luźno
No i dzisiaj to się biegło. Równo bez zgonów na 3min przerwie. Istna poezja. Wychodziło łatwo jak po lewatywie. Tempa wychodziły lepsze niż ostatnio i nóg z galarety brak. Dziś to mogę nawet powiedzieć, że ten trening mi się podobał
No i dzisiaj to się biegło. Równo bez zgonów na 3min przerwie. Istna poezja. Wychodziło łatwo jak po lewatywie. Tempa wychodziły lepsze niż ostatnio i nóg z galarety brak. Dziś to mogę nawet powiedzieć, że ten trening mi się podobał
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
21.05.20 - 5x200 w 29 P4'
Przykaz był, żeby nie szaleć. Miało być szybko ale na luzie i absolutnie nie szybciej niż 29s. Tak sobie wziąłem do serca ze pierwsza trochę poniżej 34s wyszła później już ogarniałem temat i było w przedziale 29 - 31s. Generalnie nie było lekko i leżałem sobie na asfalcie, ale już stopniowo przyzwyczajam się do intensywności a to leżenie jest zwyczajnie wygodne do odpoczynku po wszystkim nogi trochę sztywne, ale podczas powrotu do domu (2km) wróciły do siebie.
Przykaz był, żeby nie szaleć. Miało być szybko ale na luzie i absolutnie nie szybciej niż 29s. Tak sobie wziąłem do serca ze pierwsza trochę poniżej 34s wyszła później już ogarniałem temat i było w przedziale 29 - 31s. Generalnie nie było lekko i leżałem sobie na asfalcie, ale już stopniowo przyzwyczajam się do intensywności a to leżenie jest zwyczajnie wygodne do odpoczynku po wszystkim nogi trochę sztywne, ale podczas powrotu do domu (2km) wróciły do siebie.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
24.05.20 - 1000m sprawdzian v.1
Generalnie pisałem o tym w komentarzach. Było zimno i ujowo i po 350m odpuściłem z tempem średnim na około 2:50. Czułem się z tym źle więc podjąłem jeszcze jedną próbę którą odpuściłem po 400m bo sensu w niej nie widziałem jak zobaczyłem, że średnia wchodzi w okolicy 3:10/km. Wracałem wkurzony, ale mnie rozgrzeszono na szczęście i mogłem świętować urodziny młodszej młodej.
26.05.20 - 1000m sprawdzian v.2
Stwierdziłem, że pobiegnę to na stadionie (250m) jak będę wracał z pracy. Stres miałem jak przed zawodami. Głownie o to, że po 400m stanę bo mi się ciężko zrobi, ale jako support zapowiedział się kolega z klubu (w zasadzie to sam prezes). Początkowo miał biec ze mną, później stwierdził, że jednak będzie kibicował. Zrobiłem rozgrzewkę chwilę pogadałem i stwierdziłem, że @#$%^ z tym... Śmierć i tak kiedyś nadejdzie, a ja się już nawet z nią pogodziłem więc w zasadzie czego nie dziś... Problem jest, że to takie kurewsko nieprzyjemne jest... ech...
No dobra, wystartowałem... Lecę... Wiraż na 250m jest w cholerę ostry, ąż dziwnie się biegnie, ale biegnę. Wychodzę na prostą, dostaję wiatrem w ryj , znowu wiraż i wiatr w plecy. Okrążenie 250m w 39sekund z hakiem, lecę dalej... Wiraż znowu dekoncentruje i lecę, lecę, @#$%^, lecę! Prosta, wiraż, następne 250m ponoś w czasie jak na 2:50. Trzecie orążenie... No cóż nie pamiętam jak było, ale wiraże już mi nie przeszkadzały, dobrnąłem do 750m. Aha w połowie 3 okrążenia pomyślałem, że już niedaleko Ostatnie okrążenie do połowy to było zgonowanie, od połowy jeszcze się zebrałem w sobie, szkoda, że tak słabo i tak późno, ale koniec końców na mecie wylądowałem i padłem na glebę. Czas z zegarka 2:02.6, czas kolegi który mierzył z boku poniżej 3:02, ale oficjalnie przyjmijmy to co z zegarka.
Po biegu jakieś 15min dochodziłem do siebie, mimo, że niby nawet za bardzo nie zbliżyłem się do swojego HRmax bo max z biegu to było 172 i to nie z końcówki a gdzieś, ze środka, a max zmierzony kiedykolwiek to 185. I nie wiem co chciałem jeszcze napisać bo mi gówniara po meblach w kuchni łazi szukając czekolady! @#$%^!
3 minuty do złamania, ale muszę przekonać głowę, że można biec mocniej przez jeszcze trochę dłużej. To jest do zrobienia.
https://connect.garmin.com/modern/activity/4991288238
wykres tempa, widać jak pięknie wszedł mi positive split:
i tętno, też widać, że sporo w drugiej połowie musiałem zwolnić bo tętno spdło:
Generalnie pisałem o tym w komentarzach. Było zimno i ujowo i po 350m odpuściłem z tempem średnim na około 2:50. Czułem się z tym źle więc podjąłem jeszcze jedną próbę którą odpuściłem po 400m bo sensu w niej nie widziałem jak zobaczyłem, że średnia wchodzi w okolicy 3:10/km. Wracałem wkurzony, ale mnie rozgrzeszono na szczęście i mogłem świętować urodziny młodszej młodej.
26.05.20 - 1000m sprawdzian v.2
Stwierdziłem, że pobiegnę to na stadionie (250m) jak będę wracał z pracy. Stres miałem jak przed zawodami. Głownie o to, że po 400m stanę bo mi się ciężko zrobi, ale jako support zapowiedział się kolega z klubu (w zasadzie to sam prezes). Początkowo miał biec ze mną, później stwierdził, że jednak będzie kibicował. Zrobiłem rozgrzewkę chwilę pogadałem i stwierdziłem, że @#$%^ z tym... Śmierć i tak kiedyś nadejdzie, a ja się już nawet z nią pogodziłem więc w zasadzie czego nie dziś... Problem jest, że to takie kurewsko nieprzyjemne jest... ech...
No dobra, wystartowałem... Lecę... Wiraż na 250m jest w cholerę ostry, ąż dziwnie się biegnie, ale biegnę. Wychodzę na prostą, dostaję wiatrem w ryj , znowu wiraż i wiatr w plecy. Okrążenie 250m w 39sekund z hakiem, lecę dalej... Wiraż znowu dekoncentruje i lecę, lecę, @#$%^, lecę! Prosta, wiraż, następne 250m ponoś w czasie jak na 2:50. Trzecie orążenie... No cóż nie pamiętam jak było, ale wiraże już mi nie przeszkadzały, dobrnąłem do 750m. Aha w połowie 3 okrążenia pomyślałem, że już niedaleko Ostatnie okrążenie do połowy to było zgonowanie, od połowy jeszcze się zebrałem w sobie, szkoda, że tak słabo i tak późno, ale koniec końców na mecie wylądowałem i padłem na glebę. Czas z zegarka 2:02.6, czas kolegi który mierzył z boku poniżej 3:02, ale oficjalnie przyjmijmy to co z zegarka.
Po biegu jakieś 15min dochodziłem do siebie, mimo, że niby nawet za bardzo nie zbliżyłem się do swojego HRmax bo max z biegu to było 172 i to nie z końcówki a gdzieś, ze środka, a max zmierzony kiedykolwiek to 185. I nie wiem co chciałem jeszcze napisać bo mi gówniara po meblach w kuchni łazi szukając czekolady! @#$%^!
3 minuty do złamania, ale muszę przekonać głowę, że można biec mocniej przez jeszcze trochę dłużej. To jest do zrobienia.
https://connect.garmin.com/modern/activity/4991288238
wykres tempa, widać jak pięknie wszedł mi positive split:
i tętno, też widać, że sporo w drugiej połowie musiałem zwolnić bo tętno spdło:
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
27.05.20 - 8km 4:30/km
Bez cudów, ale o te 6s/km za szybko. Za to tętno średnie niskie jak na taki bieg 143bpm
29.05.30 - 1000+800+600+400 w 3:24+2:40+1:52+70 P4-5'
Stadion i kolce. Rozgrzewka i lecimy. Trochę kombinowałem z torami żeby dystanse były jak najbardziej zbliżone do zakładanych i żebym biegał na linie a nie na stryda który jak się okazuje trochę dodaje dystansu. 1000 miał 1000, 800 miało 810m, 600 miało 625, a 400 prawie w punkt 405m. Nie było łatwo, ale tez nie było jakiejś srogiej walki, to realizacja założeń. Na 400m pod koniec trochę przydusiły, ale bez leżenia na ziemi wiec luz. Przerwa 4min bez łaski jak to mówią.
Aha, bieganie w kolcach fajne. Każde dociśnięcie przekłada się na ruch, a nie na szurnięcie butem po asfalcie. Takie twarde przełożenie z minimalna stratą energii.
Bez cudów, ale o te 6s/km za szybko. Za to tętno średnie niskie jak na taki bieg 143bpm
29.05.30 - 1000+800+600+400 w 3:24+2:40+1:52+70 P4-5'
Stadion i kolce. Rozgrzewka i lecimy. Trochę kombinowałem z torami żeby dystanse były jak najbardziej zbliżone do zakładanych i żebym biegał na linie a nie na stryda który jak się okazuje trochę dodaje dystansu. 1000 miał 1000, 800 miało 810m, 600 miało 625, a 400 prawie w punkt 405m. Nie było łatwo, ale tez nie było jakiejś srogiej walki, to realizacja założeń. Na 400m pod koniec trochę przydusiły, ale bez leżenia na ziemi wiec luz. Przerwa 4min bez łaski jak to mówią.
Aha, bieganie w kolcach fajne. Każde dociśnięcie przekłada się na ruch, a nie na szurnięcie butem po asfalcie. Takie twarde przełożenie z minimalna stratą energii.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
30.05.20 - 5x250, jako 50-150-50 Sprint/szybko/sprint P6'
No to dziś poczułem te udka. Wczoraj było jeszcze 3h łopaty wiec to dodatkowo trochę mnie usztywnili, ale generalnie nóżki swoje poczuły w głównej mierze.
Sam trening nie robi wrażenia na papierze, nawet się zastanawiałem czy nie skrócić przerwy bo padało trochę i tak stanie na stadionie w deszczu było z lekka średnie, ale po pierwszej 250tce stwierdziłem ze postoje.
Generalnie te sprinty, zwłaszcza te końcowe nieźle dawały w dupę, nogi w trakcie jakby ktoś je napompował. Dobrze, ze do tego czasu do wyrobienia nie było
To co wychodziło na czuja wyglądało tak:
Aha... ten 250m stadion na dłuższą metę nie nadaje się do trenowania. Już czuje ze lewa noga jest bardziej obciążona od prawej. Te wiraże są tak ciasne ze mam odczucie ze muszę się na nich kłaść żeby nie wypierdzieliło mnie z toru...
No to dziś poczułem te udka. Wczoraj było jeszcze 3h łopaty wiec to dodatkowo trochę mnie usztywnili, ale generalnie nóżki swoje poczuły w głównej mierze.
Sam trening nie robi wrażenia na papierze, nawet się zastanawiałem czy nie skrócić przerwy bo padało trochę i tak stanie na stadionie w deszczu było z lekka średnie, ale po pierwszej 250tce stwierdziłem ze postoje.
Generalnie te sprinty, zwłaszcza te końcowe nieźle dawały w dupę, nogi w trakcie jakby ktoś je napompował. Dobrze, ze do tego czasu do wyrobienia nie było
To co wychodziło na czuja wyglądało tak:
Aha... ten 250m stadion na dłuższą metę nie nadaje się do trenowania. Już czuje ze lewa noga jest bardziej obciążona od prawej. Te wiraże są tak ciasne ze mam odczucie ze muszę się na nich kłaść żeby nie wypierdzieliło mnie z toru...
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
31.05.20 - 6km w 4:15
Wybieganie? Niedziela to chyba długie Fajnie się biegło. Trochę łydki po kolcach czułem, ale bez dramatu. Tempo szło bez problemu i w zasadzie wyszło o te 4s/km szybciej niż miało, ale żebym miał szpanować, że to BS był to nie. Garmin mi dziś powiedział, że jestem na poziomie życiówek z 2017 roku, ale niespecjalnie ufam w to co on mówi mimo, że do tej pory jego przewidywania mniej więcej się sprawdzały.
Wybieganie? Niedziela to chyba długie Fajnie się biegło. Trochę łydki po kolcach czułem, ale bez dramatu. Tempo szło bez problemu i w zasadzie wyszło o te 4s/km szybciej niż miało, ale żebym miał szpanować, że to BS był to nie. Garmin mi dziś powiedział, że jestem na poziomie życiówek z 2017 roku, ale niespecjalnie ufam w to co on mówi mimo, że do tej pory jego przewidywania mniej więcej się sprawdzały.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
01.06.20 - wolne, ale...
Postanowiłem zwiększyć aerodynamikę co zaowocowało zmniejszeniem współczynnika oporu powietrza
Postanowiłem zwiększyć aerodynamikę co zaowocowało zmniejszeniem współczynnika oporu powietrza
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
02.06.20 - 1500m 3:20/km(5min) TEST
Skoro tylko test po podszedłem na luzie. Wiedziałem, że to pobiegnę. Plan miałem taki, żeby robić planowe 3:20/km i ostatnie koło ile wlezie.
Odwiozłem młodzież na konie, a samemu na stadion (tak, ten 250m). Zajechałem, a tam szkółka piłkarska, ale dzieciaki zdyscyplinowane wiec na bieżnie nie właziły. Za to miałem widownię, młode mamusie w liczbie mnogiej Tak zmotywowany machnąłem rozgrzewkę, przebrałem się w kolce ustawiłem i poleciałem.
Pierwsze koło w 45s. Sporo za szybko, trochę skorygowałem i generalnie biegłem. Do 750m było dość łatwo, ale przy 1000 pojawiły się myśli co by się może zatrzymać i jakoś wytłumaczyć, ale szybko to wyrzuciłem z głowy. Do tej pory za każdym okrążeniem miałem około 5s zapasu. 5 koło było kryzysowe i na nim zapas skurczył się już tylko do 2s o ile dobrze pamietam. Ostatnie koło, no cóż poczułem zew krwi i przyspieszyłem i w zasadzie to czułem się lepiej niż na przedostatnim okrążeniem. Wpadłem na metę, zastosowałem zegarek a tam 4:54,4, średnia 3:16/km. Nieźle.
Poleżałem sobie trochę na glebie licząc na ratunek ze strony którejś z mamusiek, nic z tego. Człowiek może umrzeć na oczach tłumu... znieczulica
Wstałem, zebrałem się i pokazałem do auta i wtedy... jak nie zaczną mnie płuca napierdzielać... masakra, wcześniej nie czułem, ale jak złapało to zanosiłem się kaszlem dość długo. Podjechałem jakoś do stadniny i zrobiłem jeszcze 3km truchcikiem.
Udany trening i udało się dość równe tempo utrzymać.
Skoro tylko test po podszedłem na luzie. Wiedziałem, że to pobiegnę. Plan miałem taki, żeby robić planowe 3:20/km i ostatnie koło ile wlezie.
Odwiozłem młodzież na konie, a samemu na stadion (tak, ten 250m). Zajechałem, a tam szkółka piłkarska, ale dzieciaki zdyscyplinowane wiec na bieżnie nie właziły. Za to miałem widownię, młode mamusie w liczbie mnogiej Tak zmotywowany machnąłem rozgrzewkę, przebrałem się w kolce ustawiłem i poleciałem.
Pierwsze koło w 45s. Sporo za szybko, trochę skorygowałem i generalnie biegłem. Do 750m było dość łatwo, ale przy 1000 pojawiły się myśli co by się może zatrzymać i jakoś wytłumaczyć, ale szybko to wyrzuciłem z głowy. Do tej pory za każdym okrążeniem miałem około 5s zapasu. 5 koło było kryzysowe i na nim zapas skurczył się już tylko do 2s o ile dobrze pamietam. Ostatnie koło, no cóż poczułem zew krwi i przyspieszyłem i w zasadzie to czułem się lepiej niż na przedostatnim okrążeniem. Wpadłem na metę, zastosowałem zegarek a tam 4:54,4, średnia 3:16/km. Nieźle.
Poleżałem sobie trochę na glebie licząc na ratunek ze strony którejś z mamusiek, nic z tego. Człowiek może umrzeć na oczach tłumu... znieczulica
Wstałem, zebrałem się i pokazałem do auta i wtedy... jak nie zaczną mnie płuca napierdzielać... masakra, wcześniej nie czułem, ale jak złapało to zanosiłem się kaszlem dość długo. Podjechałem jakoś do stadniny i zrobiłem jeszcze 3km truchcikiem.
Udany trening i udało się dość równe tempo utrzymać.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
03.06.20 - 6x150m P4' (2x coraz szybciej luzno, 2x 50-50-50, 2x na 99%)
Odpuściłem tym razem tartan, było już późno i nie miałem ochoty jechać. Pobiegałem to na asfalcie.
Ten trening po 1500m był stosunkowo łatwy i bezstresowy. Tempo narastające było fajne, twl tez przyjemny, a prawie max, no cóż to prawie max. Generalnie fajnie. Czasów nie wrzucam bo robiłem to na kroki. 45 kroków to około 150m, ale raczej więcej niż mniej.
04.05.20 - 6km w 4:15
Ok, jeśli to miało mnie domęczyć to odniosło skutek. Generalnie od rana byłem wyrypany. Czułem, ze nogi trochę oberwały. Generalnie byłem zmęczony. Wyjść udało się koło 15 i w zasadzie pobiegłem bez problemu, natomiast nie było pary w nogach, walki tez nie było, ot taki bieg bez polotu który jeszcze bardziej zmęczył. Dotrwałem jakoś do końca dnia a dzisia wypoczywam bo czuje, ze potrzebuje.
Odpuściłem tym razem tartan, było już późno i nie miałem ochoty jechać. Pobiegałem to na asfalcie.
Ten trening po 1500m był stosunkowo łatwy i bezstresowy. Tempo narastające było fajne, twl tez przyjemny, a prawie max, no cóż to prawie max. Generalnie fajnie. Czasów nie wrzucam bo robiłem to na kroki. 45 kroków to około 150m, ale raczej więcej niż mniej.
04.05.20 - 6km w 4:15
Ok, jeśli to miało mnie domęczyć to odniosło skutek. Generalnie od rana byłem wyrypany. Czułem, ze nogi trochę oberwały. Generalnie byłem zmęczony. Wyjść udało się koło 15 i w zasadzie pobiegłem bez problemu, natomiast nie było pary w nogach, walki tez nie było, ot taki bieg bez polotu który jeszcze bardziej zmęczył. Dotrwałem jakoś do końca dnia a dzisia wypoczywam bo czuje, ze potrzebuje.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
06.06.20 - 6x200 35’ p.30
Heh, znowu mnie gardło drapie, chyba nawet bardziej niż po 1500, ale to pewnie dlatego, ze było sucho i gorąco. Sam trening, no cóż... spodziewałem się, że będzie gorszy. Okazało się jednak, ze w trakcie nie ma czasu myśleć o zmęczeniu. Szast prast, koniec i gleba na asfalt. Same 200tki nie sprawiały problemu. Nie musiałem walczyć o tempo, generalnie spoko.
Heh, znowu mnie gardło drapie, chyba nawet bardziej niż po 1500, ale to pewnie dlatego, ze było sucho i gorąco. Sam trening, no cóż... spodziewałem się, że będzie gorszy. Okazało się jednak, ze w trakcie nie ma czasu myśleć o zmęczeniu. Szast prast, koniec i gleba na asfalt. Same 200tki nie sprawiały problemu. Nie musiałem walczyć o tempo, generalnie spoko.
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
07.06.20 - 12km 5/km
Piszę już bo nie spodziewam się sensacji jutro, ot trzeba będzie klepnąć 12km, chyba po lesie.
———————————
I pokazałem. O 10 było 28,5 stopnia w cieniu ugrzałem się okrutnie. Całe lato będę chyba MD męczył bo przynajmniej ciepło temu sprzyja. Klepanie kilometrów w upale to udręka. Już zapomniałem jaka wielka...
Piszę już bo nie spodziewam się sensacji jutro, ot trzeba będzie klepnąć 12km, chyba po lesie.
———————————
I pokazałem. O 10 było 28,5 stopnia w cieniu ugrzałem się okrutnie. Całe lato będę chyba MD męczył bo przynajmniej ciepło temu sprzyja. Klepanie kilometrów w upale to udręka. Już zapomniałem jaka wielka...
- Skoor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9663
- Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
09.06.20 - 2x(750+500+250) w 47,5+45+41,25s/250m P 8/2
Robię wpis jeszcze raz bo w sumie trening ciekawy, a wczoraj zupełnie nie miałem weny do opisywania
Nie wiem dlaczego ale wydawało mi się, ze to będzie szybkie ale łatwe bieganie. Całkiem na spokojnie do tego podchodziłem i okazało się, że niesłusznie. Umęczyłem się dość mocno. Na początek zrobiłem sobie trochę rozgrzewki, zabawne ale ostatnio takie rozgrzewkowe kilometry wpadają po 4:30/km i szybciej - wartość dodana zapierdalania Przebieramy papcie i ustawiamy się na bieżni, a na bieżni na pierwszym torze człapią sobie dwaj biegacze. Z pierwszą 750 wystartowałem centralnie przed nimi tak żeby nie musieć ich wyprzedzać i biegło się dość fajnie. 2 okrążenia bez problemu, a trzecie już trochę zaczynało męczyć, ale bez dramatu. Natomiast moich truchtaczy wyprzedziłem gdzieś na 600m, albo trochę wcześniej, nie pamiętam dokładnie, później grzecznie poprosiłem, żeby sobie truchtali na drugim torze. Po 2 min przerwy ruszyłem sobie na 500tkę i już poczułem, że to nie będzie spacer, już trochę musiałem powalczyć, ostatnie 250 było w sumie bardzo fajne, w zasadzie najfajniejsze z całego treningu. Podczas 8min przerwy już do mnie dotarło, że druga seria będzie zabawna bo jak ustawiałem się na starcie przed 750m to nogi miałem ciężkie. Drugie 750m to była męka, niby czasy wyrabiałem ale biegło się ciężko a na 3 okrążeniu jakieś 30m przed metą dzieciarnia wyszła mi pod nogi i sporo tam straciłem, chyba nawet na chwilę musiałem przystanąć. 500tka na bardzo ciężkim oddechu, ale jakby łatwiej niż 750m, a 250 znowu fajnie ale już lekko wolniej niż miało być, mimo, że bardzo się starałem, żeby pobiec to nawet szybciej.
Po biegu czułem się dość słabo wiec w nagrodę kupiłem sobie czekoladek w biedrze i o dziwo po zjedzeniu kilku odżyłem.
Robię wpis jeszcze raz bo w sumie trening ciekawy, a wczoraj zupełnie nie miałem weny do opisywania
Nie wiem dlaczego ale wydawało mi się, ze to będzie szybkie ale łatwe bieganie. Całkiem na spokojnie do tego podchodziłem i okazało się, że niesłusznie. Umęczyłem się dość mocno. Na początek zrobiłem sobie trochę rozgrzewki, zabawne ale ostatnio takie rozgrzewkowe kilometry wpadają po 4:30/km i szybciej - wartość dodana zapierdalania Przebieramy papcie i ustawiamy się na bieżni, a na bieżni na pierwszym torze człapią sobie dwaj biegacze. Z pierwszą 750 wystartowałem centralnie przed nimi tak żeby nie musieć ich wyprzedzać i biegło się dość fajnie. 2 okrążenia bez problemu, a trzecie już trochę zaczynało męczyć, ale bez dramatu. Natomiast moich truchtaczy wyprzedziłem gdzieś na 600m, albo trochę wcześniej, nie pamiętam dokładnie, później grzecznie poprosiłem, żeby sobie truchtali na drugim torze. Po 2 min przerwy ruszyłem sobie na 500tkę i już poczułem, że to nie będzie spacer, już trochę musiałem powalczyć, ostatnie 250 było w sumie bardzo fajne, w zasadzie najfajniejsze z całego treningu. Podczas 8min przerwy już do mnie dotarło, że druga seria będzie zabawna bo jak ustawiałem się na starcie przed 750m to nogi miałem ciężkie. Drugie 750m to była męka, niby czasy wyrabiałem ale biegło się ciężko a na 3 okrążeniu jakieś 30m przed metą dzieciarnia wyszła mi pod nogi i sporo tam straciłem, chyba nawet na chwilę musiałem przystanąć. 500tka na bardzo ciężkim oddechu, ale jakby łatwiej niż 750m, a 250 znowu fajnie ale już lekko wolniej niż miało być, mimo, że bardzo się starałem, żeby pobiec to nawet szybciej.
Po biegu czułem się dość słabo wiec w nagrodę kupiłem sobie czekoladek w biedrze i o dziwo po zjedzeniu kilku odżyłem.