beata pisze: No ale przecież to wiemy, nie jest to nic odkrywczego.
Wskazywaliśmy na inne aspekty problemu.
(...)
Nie, nie jest to oczywiste i nie jest to regułą, masz błędne założenia.
Ekhm - ale to by znaczyło, że artykuł jest niepotrzebny, bowiem z jednej strony wszyscy wszystko wiedzą, a z drugiej strony reguł nie ma, nic nie jest oczywiste, a przyjęcie prawdziwych założeń jest niemożliwe, bo zawsze coś się pominie ;-)
Np. odnośnie braku reguł: dla mnie surowe warzywa, typu: marchew, cebula, surowa zielenina oraz większość surowych owoców są definitywną trucizną (niemniej warzywa i cytrusy są najgorsze) - nie wiem dlaczego, ale tak jest - byłem z tym u kilku lekarzy i ci stwierdzili, że po prostu "taka pana uroda".
Jeżeli wspomniane produkty zaczynają dominować w moim codziennym odżywianiu, wystarczy że tylko przez dwa, trzy dni, to mój organizm zaczyna przechodzić na absolutny "bieg jałowy" - czuję spokój, niemal błogostan, serce pracuje równo i powoli, ale np. chodzić mogę tylko w jednostajnym, powolnym tempie, a o zmuszeniu się do szybszego marszu nie ma mowy, nawet gdy trzeba bez parasola przyspieszyć kroku by uciec przez nawałnicą, natomiast jakikolwiek sport nawet na poziomie truchtającego 90-latka z wadą serca jest nieosiągalny... Jednocześnie żadne wyniki badania krwi czy moczu nie pokazują najmniejszych odchyleń od normy.
A dlaczego nie wierzysz? Nie wiesz, jak żyjemy i jakie mamy doświadczenia.
Nie ma w Polsce wielotygodniowych klęsk głodu, nie ma ich też w Europie od dawna, mogę więc wątpić w to, czy ktoś przeglądający internet musiał ostatnio mocno się starać o choćby jeden marny kęs dziennie nawet nadpsutego pożywienia, albo z głodu być zmuszonym do minimalizacji swojej aktywności przez kilka tygodni.
Uczucie głodu po ekstremalnym wysiłku (bardzo długim, bardzo intensywnym) z osobistego doświadczenia uznaję za coś innego - oczywiście mogę się mylić. To, że potem jest osłabienie, bolą mięśnie, ścięgna i stawy przez kilka dni, niekoniecznie oznacza braki w zapasach składników odżywczych - taki sam stan osiągnie porządnie "wycieniowany" biegacz, jak i ten sam biegacz mający dodatkowe kilka kg tkanki tłuszczowej w zapasie pod skórą.
Kolarze raczej nie wożą w kieszonkach tłustych kawałków boczku i nie popijają oliwą z oliwek, bo to jest..., hmmm, ale w sumie dlaczego nie? Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego w odżywkach dla sportowców niemal nie ma żadnych tłuszczów - białek i węglowodanów od groma, ale tłuszcze to co, trucizna? No ale to chyba, nie na ten wątek :)
A wracając do artykułu to zdanie "W ten sposób ograniczymy wchłanianie z nich cukru" jest... - hmmm... - no dobra, a dokładniej to jaki czynnik "wchłaniania" podlegałby "ograniczeniu"?