PrzemekEm - W rozkroku między bieganiem a koszykówką
Moderator: infernal
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
SB 21.03:
Dzisiaj potrzebowałem czegoś szybkiego, to padło na interwały, tym razem trochę wydłużony odcinek 4xbieżnia 185+10 na dokładkę, żeby wyszło równe 750m. Założenia przed treningiem, robię 5 odcinków tempem 4:00, takie coś pośredniego pomiędzy 400tkami które robiłem ostatnio a docelowymi kilometrówkami.
3.5km rozgrzewki tempo około 5:30
1) 2:55.2 @ 3:53
2) 2:58.9 @ 3:58
3) 2:55.9 @ 3:54
4) 2:51.4 @ 3:48
5) 2:48.3 @ 3:44
1.2km schłodzenia
Było dobrze, powinienem wszystkie odcinki trzymać tempo 4:00 to zrobiłbym 6 powtórzeń, ale nie wytrzymałem i 4 odcinek jakoś tak mocniej pociągnąłem, a jak już 4 poszedł mocniej, to wypadało piąty jeszcze podbić. Wyszło dobrze, gdyby nie to że lekko już czułem kolano i nie chciałem przegiąć, to dało by radę pociągnąć mocniej. Zwłaszcza że rano byłem na bieżni z dzieciakami i trochę szybkich odcinków zrobiłem.
Czasy wyglądają całkiem nieźle w perspektywie celu 6' na milę.
Namiot na Koncertowej może być nieczynny w przyszłym tygodniu, to może się uda zrobić kilometrówki bez spalin na bieżni 333m.
ND 22.03:
Miało być 7-8km tempem regeneracyjnym. Początek lekko, tętno poniżej 140, tempo ~5:30, biegło się spokojnie. Na trzecim kilometrze zacząłem czuć, że brakuje sił, wczorajsze interwały ostro dały się we znaki, powinienem je robić przed dniem odpoczynku, ale wyszło jak wyszło, zawróciłem w stronę domu. 4-5 kilometr tempo spacerowe, a czułem się jak po półtoragodzinnym biegu, kolana jakby miały wybuchnąć, mięśnie bez sił, stopy bolące. Szósty kilometr zwolniłem już do truchtu, bałem się, że coś mi wybuchnie. Nie powinienem dzisiaj biegać, będę miał nauczkę na przyszłość, żeby po interwałach obowiązkowo robić dzień przerwy.
6km 34:31 śr.tempo 5:45 śr.tętno 140 (74%)
Ostatnio zmieniony 26 mar 2020, 08:14 przez przemekEm, łącznie zmieniany 1 raz.
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
WT 24.03:
Dzisiaj próg, tym razem 5km, standardowa trasa parkrun Ursynów. Na rozgrzewce coś mnie lewe kolano bolało, sobotnie interwały ostro obciążyły stawy. No nic, założenie było takie, że nie szaleję, ale przede wszystkim pilnuję techniki. Staram się utrzymać tempo 4:40 i jak kolano zacznie bardziej boleć, to kończę. Ewentualnie, jak siły opadną, to 3km, a potem może jeszcze 3 już lżej.
2.3km rozgrzewki tempo około 5:30
1) 4:40 / śr. tętno 162 (86%) - w punkt z kreską 1km
2) 4:38 / śr. tętno 162 (86%) - akurat mi się lapnęło przez przypadek tak w punkcie około 2km
3) 4:35 / śr. tętno 165 (87%) - biegłem w okolicach 4:40, ale jakoś końcówka lekko z górki, to pociągnąłem troszkę mocniej, już zapomniałem o kolanie, nogi się solidnie rozgrzały, było dobrze
4) 4:28 / śr. tętno 170 (90%) - tu starałem się nie zwolnić, bo to czwarty kryzysowy, ale zamiast zwolnić, to lekko przyspieszyłem
5) 4:17 / śr. tętno 173 (91%) - no i końcówkę trochę już poluzowałem cugle, ale jeszcze rozsądnie, bez przegięć, to miał być tylko próg
1.5km schłodzenia
Całkiem miło, zeszłej jesieni, przy takim tempie od 2km bym jechał na pulsie 185+, tutaj maksymalnie było 175 pod górkę. Następnym razem trochę lżej, ale spróbuję 5+3 km. No chyba że policja będzie ścigać za bieganie po parku niestety panika coraz większa, jeszcze trochę, a za wychodzenie z domu będzie można zostać oskarżonym o koronoprzestępstwo.
Chyba na czerwiec też nie ma co liczyć, że jakieś zawody się odbędą, media nie odpuszczają i wałkują cały czas stan zagrożenia. Klikalność i reklamopodaż rośnie, chyba ta spirala tak szybko nie przestanie się kręcić.
ŚR 25.03:
Po dłuższej przerwie powrót do uzupełniających core 8x40" deski, 6x1' rowerek ze skłonami do przeciwnych nóg, 3x1:20 scyzoryki
CZ 26.03:
Lekki bieg, miało być 50' ale już dociągnąłem do 10km. Wyszło 54:31 śr.tempo 5:27 śr.tętno 143 (76%)
Początek tempem spacerowym, ciężkie nogi, kolana też wymęczone, dlatego postanowiłem lekko poczłapać, ale jakoś na 3 km złapałem rytm, biegłem bez autolapa i sprawdzania tempa, po prostu na puls, ale teraz widzę, że tempo po początkowym 5:40 podbiłem do 5:20 i w tych okolicach większość dystansu przeszło. Tak od 8km już czułem kolana, więc zwolniłem znowu trochę do 5:30. Niestety na jakimś podwyższeniu za światłami źle podparłem prawą nogę i niemalże na niej zahamowałem dosyć mocno obciążając kolano. W tej chwili już luz, ale miałem chwilę strachu, czy mi coś nie puściło bo bolało konkretnie. Dodatkowo wczoraj pojechałem z brzuchami po prawie 2 tygodniowej przerwie i zakwasy męczą teraz w górnej partii mięśni brzucha.
Pomysł na jutro 4-5km i kilka szybkich okrążeń bieżni 185m, bez szaleństwa, żebym miał siłę na niedzielne interwały
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
SB 28.03:
Dzisiaj od rana łupało mnie lewe kolano, od poprzedniej soboty utrzymuje się problem, więc zamiast interwałów postanowiłem zrobić 50' biegu spokojnego. Wyszedłem na rozbieganie, ale włączyło się trochę szybsze tempo, taki drugi zakres, a kolano nie bolało, to po 2km postanowiłem jednak podskoczyć na bieżnię i polecieć interwały. Pobiegłem na pobliską 185tkę i tym razem postanowiłem zrobić 4x5 okrążeń, czyli 4x925m, ostatnio robiłem 5x750m. Tempo zakładane 4:00-4:10.
2.6km konkretnej rozgrzewki śr.tempo 5:14
0.5km truchtu śr.tempo 6:32
1) 3:35.2 @ 3:53 P 370m 2:30
2) 3:39.9 @ 3:58 P 370m 2:30
3) 3:34.7 @ 3:52 P 370m 2:58
4) 3:30.4 @ 3:47
1.1km schłodzenia
Kurczę, muszę zmierzyć któregoś dnia tą bieżnię (jak biegnę wolno pokazuje mi GPS ~370m 2 okrążenia, jak biegnę szybko mniej, w Stravie jest segment 2 okrążenia 370, kiedyś czytałem artykuł Wojciecha Staszewskiego i też pisał o tej bieżni że ma 185m), nie sądziłem, że jestem w stanie wytrzymać takie tempo, jeden kilometr to i owszem, już robiłem w 3:50, ale 4 prawie kilometrowe odcinki to jak na mnie hardcore, a w sumie nawet jakoś mocno się nie zajechałem. Ostatni odcinek, jak już wiedziałem że dociągnę, na ostatnim okrążeniu pociągnąłem mocniej i ponad 6 sekund urwałem. Drugi odcinek z kolei za mocno zacząłem pierwsze okrążenie, zamiast planowych 44" zrobiłem w 39" i tak na drugim okrążeniu zluzowałem, że potem musiałem odrabiać. Nadal mam problem z utrzymaniem równego tempa, pierwsze okrążenie zaczynam za szybko i potem jest kombinowanie, czy luzować czy ciągnąć dalej tym tempem, co może być zabójcze.
Jakby ktoś mógł się podzielić swoimi doświadczeniami, ile czasu zajmuje dojście do utrzymywania równego tempa (ja biegam regularnie od maja 2019) lub w jaki sposób najlepiej to ćwiczyć. Umiem utrzymać mniej więcej równe 5:20-5:30 lub max na odcinku 200-400m ale takiego docelowego na 5km za Chiny nie wyczuwam. Zwykle za szybko zaczynam, a potem jest kombinowanie.
ND 29.03:
Lekki bieg regeneracyjny, miało być człapanie, na pulsie do 140 przez 5-6km. Pogoda koszmarna deszcz ze śniegiem, mocny zacinający wiatr, niezbyt to sprzyjało człapaniu, ale się powstrzymywałem i przez pierwsze 2km było poniżej 140. Po 2.5km wybiegłem na aleję KEN, pod wiatr i zacinający deszcz ze śniegiem. Tętno od razu poszło do 145, tempo spadło, biegłem niemalże na ślepo i na dodatek zaczęło być naprawdę zimno. Wytrzymałem 400-500m, potem zacząłem kluczyć bocznymi drogami, jakoś dociągnąłem do 5km, ale miałem już dość wszystkiego. W domu jeszcze dłuższe rozciąganie i ten tydzień zakończony.
5km 28:05 śr.tempo 5:36 śr.tętno 141 (75%)
Kilometraż niezbyt imponujący 32.5, ale solidne tempo na progowym i dobry interwałowy, więc jestem zadowolony. Jeżeli lewe kolano wytrzyma taki tryb do końca kwietnia, to na początku maja robię test na 5km z zamiarem zejścia poniżej 21'.
PN 30.03
Lenistwo, miały być brzuchy, ale już nie miałem samozaparcia. Praca z domu z dzieciakami, to jest jakaś totalna masakra, wyjść pobiegać jeszcze mogę, ale ćwiczyć w domu nie ma szans. Pomysłodawców zamknięcia szkół i przedszkól normalnie powinno się zamknąć na tydzień ze stadem znudzonych małolatów. Tortura gorsza niż bicie, głodzenie czy przypalanie.
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
WT 31.03:
Dzisiaj próg, chciałem zrobić 5km + 3km, ale bez szaleństwa, zakładane tempo 4:40. Niestety obecny szalony tryb spowodował, że obiad zjadłem dopiero po powrocie żony z roboty, po 17tej, byłem głodny i się nażarłem jak wieprz. Jak wyszedłem na bieganie, to mi się odbijało i czułem ciężar na żołądku.
2.3km rozgrzewki tempo około 5:35
1) 4:37 / śr. tętno 160 (84%)
2) 4:43 / śr. tętno 167 (88%) - ten kilometr jest pod górkę, niestety już czułem żołądek i odbijało mi się ostro
3) 4:22 / śr. tętno 170 (90%) - trochę było z górki no i nogi poniosły za szybko, na dodatek zaczęło mnie coś w klatce kłuć
4) 1:10 / śr. tętno 171 (90%) - około 250m i zluzowałem, nie chciałem odwalać biegu z kłuciem w klatce
Razem: 3km 13:45
przerwa 3' marsz, żeby uspokoić serce. Stwierdziłem, że pobiegnę jeszcze chociaż milę, tak tempem 4:40 - 4:50, żołądek już mi się trochę uspokoił
5) 4:21 / śr. tętno 158 (83%) - poszło lekko, chyba dopiero się rozgrzałem
6) 4:35 / śr. tętno 175 (92%) - cały czas lekko nie patrzyłem na puls, było pod górkę, to lekko zluzowałem
7) 4:15 / śr. tętno 177 (93%) - o dziwo nadal lekko, to ostatnie 400m pociągnąłem mocniej
Razem: 3km 13:12 - konkretnie jak na mnie
1.5km schłodzenia
Dwa błędy, bieg po sporym obiedzie, nie do końca strawionym, oj dawał mi się we znaki, zwłaszcza że był naprawdę obfity. Druga sprawa, było dzisiaj zimno i nie byłem do końca rozgrzany, drugi odcinek biegło mi się lżej i przyjemniej, bez dziwnych akcji, bo byłem już rozgrzany.
SR 01.04:
Najstarszy syn miał zadane z w-f jakieś ćwiczenia - m.in. wykroki i skip, poszliśmy na boisko szkolne i zademonstrowałem mu jak to ma wyglądać, to co robią na lekcjach w-f nie wygląda najlepiej. Więc przy okazji zaliczyłem sam kilka rundek skipów. 3x40m skipA, 2x40m skip B w marszu, 2x40m skip C i jeszcze 2 rundki marszu wykrokami. Dosyć lekko szło jak na dzień po progowym.
Wieczorem core + brzuchy 8x40" P30" deski, 6x1' rowerek ze skłonami do przeciwnych nóg, 3x1:20 scyzoryki
CZ: 02.04:
Bieg spokojny 8km
Zacząłem od człapania, tak 5:35-5:30, od 3km lekko podkręciłem tempo i jakoś tak już leciało po ~5:17, w sumie nierówny bieg, więc średnie tempo niezbyt wysokie, a średnie tętno niezbyt niskie.
8.0km 42:40 śr.tempo 5:20, śr.tętno 147 (78%)
Potem potruchtałem na bieżnię, żeby zrobić 3 szybkie 60tki, niestety buty treningowe nie sprzyjają wysokiej prędkości, wyszło 10.0, 10.0, 9.9 P 1:30, trucht, potem jeszcze 1km truchtu i 100m na bieżni 100m pod domem, wyszło 15.6, szybciej niż te 60tki, chyba za duże opóźnienie mam na starcie przez włączanie stopera. Muszę kiedyś wykombinować, żeby ktoś z boku mi czas mierzył.
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
SB 04.04:
Kilometrówki, w założeniu 4, niestety bieżni na której biegam nie da się nijak wycyrklować na 1km, a do Koncertowej mam 4km i nie wiem czy nie zamknięta, to postanowiłem pobiegać według GPS. W parku przy Bażantarni za duże ryzyko obecnie, za bardzo nie chcę mandatu zarobić. Jedyny odcinek 1km gdzie nie ma świateł w okolicy to Wełniana + Moczydłowska do Stryjeńskich. Tylko 1 zakręt, więc GPS nie powinien za bardzo świrować, tylko górka. Na tej górce kiedyś robiłem podbiegi, jakieś 300m, tak z 10m w górę. Odcinki 1 i 3 pod górę, odcinki 2 i 4 w dół. Zakładane tempo 4:00-4:10 po płaskim, więc pod górkę akceptowalne by było wolniejsze.
1.1km rozgrzewki śr.tempo 5:34
1) 4:10 P 3:00
2) 3:53 P 3:00
3) 4:10 P 3:12
4) 4:00
1.3km schłodzenia
Oj górka dała się we znaki, po 1 odcinku myślałem, że to koniec i drugiego już nie wydolę, ale poszedł sprawnie. Trzeci w połowie zastanawiałem się czy się nie zatrzymać, a czwarty nie patrzyłem na zegarek i tylko się zastanawiałem, o ilę będzie wolniej, ale udało się dociągnąć sensownym tempem. Miejsce jest dobre, o 22 pusto, cicho 2 długie proste, spróbuję następnym razem dołożyć 5 odcinek.
ND 05.04:
Bieg spokojny, w założeniach 6km tempem regeneracyjnym, ale nogi lekko szły, więc jakoś tak trochę szybciej poszło i kilometr więcej wpadł.
7km śr.tempo 5:14 śr.tętno 142 (75%)
Ten tydzień zakończony z 35km, tylko 1 trening uzupełniający, ale obecny tryb życia powoduje że odechciewa się ćwiczeń w domu. Na dodatek wyszedł M&B BannerLord, co też utrudnia zabranie się za ćwiczenia. W przyszłym tygodniu nadal trening bez planu, co wpadnie to będzie.
PN 06.04:
Tym razem udało się sprężyć i zrobiłem uzupełniające. Ostatnio zbyt mocno robiłem scyzoryki i obtarłem sobie plecy, więc zastąpiłem je przysiadami, trudno najwyżej wtorkowy bieg będzie na ciężkich nogach.
8x40" deska P30"
6x1' rowerek ze skłonami do przeciwnych nóg, P1'
4x1:20 przysiady proste bez obciążenia P45"
WT 07.04: problemy żołądkowe, poza tym czułem przysiady, nic
ŚR 08.04:
A co mi tam, bieganie spontaniczne bez planu, to postanowiłem zaatakować milę w terenie. Plan, utrzymać tempo 4:00.
Teren niestety mocno pofałdowany, pierwsze 400m w górę, jakieś 10m, potem 300m tyle samo w dół i dalej już w miarę prosto. Niestety spaliłem. Pierwsza czterysetka pod górę okazała się ponad siły, pomimo że utrzymywałem założone tempo, około 4:05-4:10, potem w dół nadgoniłem i na kilometrze z kawałkiem pokazywało mi już tempo okrążenia 3:54, ale niestety zakwasiło mnie za mocno, do tego złapała mnie kolka i musiałem się zatrzymać. Sił nie brakowało, oddechu też, chociaż tętno zegarek pokazał 191, a do tej pory miałem max 189, ale niestety obecny tryb życia jakoś nie sprzyja mojemu żołądkowi. Zbyt ciężkie jedzenie i jakaś zapomniana kawa, którą wypiłem tuż przed wyjściem zagotowały mi się w żołądku i męczyły kolki. Po poniedziałkowych przysiadach w nogach czułem czwórki, ale na rozgrzewce je rozruszałem i podczas biegu się nie odzywały.
Rozgrzewka: 2.2km @5:38
Miała być mila: 1.16km @3:54
Taki lekki próg na podmęczenie: 2km @4:50
Schłodzenie: 3.25 @6:02
Następnym razem próba na bieżni 185m przebiegnę 9 okrążeń, wyjdzie 1665m, zobaczę jakie będzie średnie tempo, tym razem ze stopera a nie GPS.
CZ 09.04:
Dzisiaj mało czasu, ale znalazłem chwilę na przysiady
4x15 przysiadów P1'
4x7 pompek P45"
A jeszcze przed snem udało się spiąć i zrobić:
8x40" deski P30"
5x1' rowerek ze skłonami P1'
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
PT 10.04:
Próg, 5km w okolicach 4:40
Trasa ta sama, którą ostatnio wałkuję: Stryjeńskich, Moczydłowska, Wełniana, jest lekko na odludziu, mało samochodów, na pętli 1.8-1.9km tylko jedne światła a to i tak podrzędne więc przewaga zielonego. GPS nie głupieje, pokazuje tyle samo co wytyczanie trasy przez google maps. Tylko ta górka, wybrałem dłuższy i lżejszy podbieg Stryjeńskich, a Moczydłowską, tam gdzie jest większe nachylenie zbieg. Ruszyłem z respektem, żeby się nie zakwasić jak ostatnio przy testowaniu mili. Zacząłem od prostej ~800m w górę.Na końcu podbiegu zegarek pokazywał śr.tempo 4:44, puls 158, jeden podbieg z głowy i zbiegiem zbiłem do 4:40. Włączyłem sobie w zegarku ręczne lapowanie i sprawdzałem tylko śr. tempo całości, więc dokładnych danych kilometrowych nie mam, chciałem zamknąć całość w średniej około 4:40, ale w pewnym momencie włączył się tryb walka z czasem i tempo podskoczyło. Endomondo mi pokazuje ostatni kilometr w 4:12, więc trochę za szybko go pobiegłem, ale puls jakoś mocno nie podskoczył.
1.66km 8:47 @5:17 śr.tętno 121 (63%) - rozgrzewka - jakoś lekko się biegło, puls przez pierwszy kilometr wyjątkowo niski, ale już po 1.5km wskoczył na standardowe 140-143
5km 22:48 @4:34 śr.tętno 161 (85%) max.178 - próg, bardzo dobrze mi się biegło, biorąc pod uwagę, że 3x miałem konkretny podbieg, to czas jest bardzo dobry przy tym tętnie
3.84km 22:41 @5:54 śr.tętno 144 (75%) - trucht do domu i schłodzenie
ND 12.04:
Dzieciaki długo nie chciały iść spać, dopiero o 22 udało się je ogarnąć, zanim wyszedłem była już 22:20, więc długi bieg odpadał. W takim razie padło na 2 zakres. Nie wiedziałem czy dam radę, bo świąteczne jedzenie dosyć ciężkie, a objedzony byłem pod korek. Po pierwszym, wprowadzającym kilometrze 5:20, ruszyłem już ostrzej, jak żołądek stwierdził, że na razie się nie wywróci na drugą stronę. Biegło się dosyć lekko, na trzecim kilometrze wskoczyłem na tętno 150 i starałem się trzymać tych okolic. Po piątym zegarek zaprotestował, że bateria jest na wyczerpaniu, więc na wszelki wypadek zapisałem i jeszcze dobiłem 2.5km trochę szybciej, żeby nie padł całkiem.
5.0km 25:55 śr.tempo 5:11 śr.tętno 145 (76%)
2.5km 12:34 śr.tempo 5:00 śr.tętno 153 (80%)
Razem ten tydzień: 26.6km ale dosyć mocno. W przyszłym tygodniu test 5km albo test 1km
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
WT: 14.04
Test 5km trasa Parkrun Ursynów. Założenia: 21:15-21:30, test przed głównym sprawdzianem na 100% zaplanowanym na okolice 2 maja.
No więc chciałem zdążyć z testem przed nakazem noszenia masek, bo o ile mandatu za bieganie bym nie przyjął, bo ograniczanie swobody poruszania jest niezgodne z konstytucją, to już nakaz noszenia maski raczej należy zaakceptować. W każdym razie ostatnie treningi nastrajały pozytywnie, aż za bardzo, dlatego poszedł positive
~2km rozgrzewki, kilka skipów i wymachów po drodze żeby dogrzać mięśnie i byłem gotowy, pomimo paskudnej diety w ostatnim czasie i dzisiejszego miksu kapusty kiszonej z grzankami z topionym serem jakoś sensacji żołądkowych nie było, co najwyżej beknięcia na rozgrzewce. Zacząłem z przytupem, zdecydowanie za ostro wg. zegarka pierwsze 150-200m poniżej 3:40, ale na szczęście udało mi się trochę wyhamować. Oznaczenie pierwszego kilometra przegapiłem, ale wyglądało że trzymam tempo co najmniej 4:10 (wg. zegarka wyszło nawet 4:07), potem drugi kilometr w górę, poszedł lekko, podejrzanie lekko zalapowałem na 8:17 pierwsze 2 km. Trochę włączyła się głowa, że taki czas to ja miałem mieć na zawodach po płaskim, a nie na kółkach parkrunowych, gdzie naprawdę płaskiego to się znajdzie z 200-300m na 1.7km kółko, no więc na trzecim lekko przyhamowałem, przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zalapowałem na 4:10 i nie zaczął się czwarty kryzysowy w większości pod górę. Początek jeszcze luz, ale tak od 3.5 kwas zalał mi mięśnie i zaczęła się walka o to żeby się nie zatrzymać. Zostało 1.5 km, wiedziałem że dobiegnę, ale pojawiło się zwątpienie, czy dociągnę w 21:15, z każdą chwilą biegło się coraz ciężej, zegarek zaczął pokazywać 4:2X jako średnie tempo okrążenia, nogi jak z ołowiu, ale jeszcze się nie poddawałem. 4km źle zalapowałem, jakieś 40m za wcześnie - wskoczyło 4:10, ale wiedziałem że to błąd, mimo wszystko ostatni kilometr został i wstąpiła nadzieja, że jeszcze dociągnę, chociaż czułem się jakbym biegł poniżej tempa 5:00, taki slow motion, nie byłem w stanie podkręcić kadencji, wydawało mi się, że strasznie wolno przebieram nogami, już nie patrzyłem na zegarek, tylko wypatrywałem mety. ~250m do mety nagle jakoś kwas odpuszcza, nogi się uwalniają i tempo wydaje się że rośnie, spoglądam na zegarek i widzę, że jak przejdę w sprint, to jeszcze zejdę poniżej 21:00, nie wiem jaki to cud, bo wydawało mi się, że zwolniłem konkretnie, ale na sprint sił za bardzo nie ma. Myślę sobie, że tyle to można beztlenowo przecież pociągnąć, tyle że mi tlenu nie brakuje, tylko walczę z opornymi nogami, które nie chcą się ruszać. W końcu na 100-150m odpuściły i trochę udało się je rozbujać. Zatrzymuję czas na linii, wyskakuje 21:04.9, jedyne o czym myślę, to że tak niewiele zabrakło do zejścia poniżej 21. Gdybym to lepiej rozegrał taktycznie i nie poleciał za szybko początku, pewnie te 5s bym urwał. Po biegu chwila na dotlenienie mięśni i trucht do domu, nawet nie czułem zmęczenia, pewnie na zawodach dałbym radę zejść na 20:50, co jest celem na wiosenny wirtualny start A.
Nowa życiówka 21:05, 48" urwane z ostatniego parkrunu 15.02 na tej samej trasie.
Jeszcze na schłodzeniu testowałem bieg w buffie na nosie i ustach, po 1.5km gęba mi się przegrzała, a dzisiaj było dosyć chłodno. Biegłem około 22, więc było jakieś 6 stopni. Nie za bardzo sobie wyobrażam bieganie w maseczce.
CZ 16.04:
Miało być 10km BC1, ale w trakcie zmienił się pomysł, nogi lekko niosły, więc tempo było trochę wyższe.
8.13km 41:55 śr.tempo 5:09 śr.tętno 149 (78%)
Biorąc pod uwagę, że 3x miałem ostry podbieg gdzię tętno szło do 160, to całkiem ładny wynik. Na dodatek maska. Tragedii nie było, chociaż oddychałem nagrzanym powietrzem, na dodatek trochę mi się wilgoć skraplała w nosie i gumki uciskały w uszy. 45-50' da się wytrzymać pod warunkiem, że nie będą to interwały.
Potem jeszcze postanowiłem kilka setek dla rozruszania nóg zrobić. Pełne wahadło, mocne odbicie, ale bez szaleństwa, przerwa w truchcie 45-50"
22.3 @3:43
22.3 @3:43, ale lap mi nie wskoczył od razu, więc pewnie z sekundę mniej było
20.3 @3:23
20.1 @3:21
18.9 @3:09
17.4 @2:54
PT 17.04:
Udało się wreszcie zmobilizować do ćwiczeń dodatkowych:
8x40" deski P30"
6x1' rowerek ze skłonami do przeciwnych kolan P1'
3x50" nożyce z podniesionym tuowiem P1' - zamiast scyzoryków, bo ostatnio jakoś otarłem sobie mocno plecy.
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
SB 18.04:
No i znowu wyszedłem na inny trening, niż finalnie wyszedł. Miało być easy ~8km, żeby jutro coś mocniejszego pociągnąć - może próg, może interwały, w każdym razie, żeby się nie zmęczyć za bardzo nastawiłem się na BC1 na tętnie < 145.
Pierwszy kilometr luźniutko tempo 5:30 tętno maksymalnie dochodziło do 137. Jadę dalej na tym samym tętnie, ale nogi już rozbujane, średnia spada do 5:12. Biegam bez autolapa, i patrzę tylko na średnią z całości, więc trochę się zdziwiłem, bo takie tempo już u mnie 2 zakres, a biegło się dzisiaj leciutko. No nic, stwierdziłem że nie ma co na siłę zwalniać, jak puls podskoczy wyżej to wtedy wyluzuję. 2.5km pierwszy podbieg na Moczydłowskiej, tempo trzymam równe, tętno poszło do 150, normalnie na tym podbiegu, nawet przy wolnym rozbieganiu skacze mi do 160. Potem już stwierdziłem, że skoro jestem w gazie, to nie należy się hamować, aby tylko biec całkowicie tlenowo. Po 6km patrzę na średnie tempo a tam 5:03, tętno cały czas niskie, to już popuściłem cugle i poleciałem bez hamulców. W końcówce już momentami było T5km, ale cały czas lekko i swobodnie.
1km 5:30 śr.puls 135
2km 5:06 śr.puls 138
3km 5:00 śr.puls 140
4km 4:54 śr.puls 145
5km 4:57 śr.puls 145
6km 5:01 śr.puls 144
7km 4:50 śr.puls 148
8km 4:48 śr.puls 153
9km 4:35 śr.puls 154
10km 4:30 śr.puls 156
10.31km śr.tempo 4:25 śr.puls 158
Razem: 10.31km 50:31 śr.tempo 4:54 śr.tętno 146(76%)
Jak na mnie to ogień, najlepsze 10 km Endomondo czy Strava pokazują mi 48:40, przy 47:19 życiówce na 10km, na średnim tętnie 181 i trasie płaskiej jak stół (Bieg Niepodległości w Warszawie), a tutaj miałem 5 konkretnych podbiegów i tętno nawet w próg nie weszło. Po biegu czuję się swobodnie, więc zegarek raczej nie oszukiwał. Zresztą nawet przez moment nie czułem kwasu i hamowania. Albo dzisiaj był dzień konia, albo forma poszła w górę. Garmin pokazał po biegu pułap tlenowy 55, do tej pory zwykle pokazywał 53, momentami 54.
ND 19.04:
Jednak ten wczorajszy trening trochę dał się we znaki, dzisiaj odczuwałem zmęczenie w dwugłowych uda i achillesach, dlatego lekki spokojny regeneracyjny. Puls miał być <= 143, co najwyżej na podbiegach wyższy, pętelki te same co ostatnio tłukę, tyle że wybrałem w drugą stronę niż wczoraj, dłuższy ale spokojniejszy podbieg Stryjeńskich i ostry zbieg Moczydłowską. Tempo utrzymywało się przy takim pulsie w okolicach 5:15, równiutko kilometry wyglądają, bieg lekki bez historii.
7km 36:45 śr.tempo 5:15 śr.tętno 143(75%)
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
WT: 21.04
Tak z ciekawości i z niecierpliwości postanowiłem sprawdzić, jak wygląda na dzień dzisiejszy mój tysiak. Na interwałach najszybszy wyszedł 3:52, ale był z górki, mimo wszystko nie do końca wiedziałem na co mnie stać. Liczyłem, że przy dobrych wiatrach i bieżni to będzie w okolicach 3:40.
No więc dzisiejszy bieg spokojny w lesie zamienił się w sprawdzian. Wybrałem 1km trasy 5/10km w Lesie Kabackim od Moczydłowskiej. Niby to las i na dodatek pod górę, ale ma niezaprzeczalne plusy - tabliczki co 100m oraz możliwość biegania bez maski. No więc dobiegłem lekkim truchtem w bufie do lasu, potem buff do pasa i jedziemy z koksem. Ruszyłem z kopyta, oczywiście za szybko (tak z wykresów 2:49), co poczułem już na trzysetnym metrze, po 400m zaczęły mi sztywnieć mięśnie brzucha i czułem się jakbym miał zamiast brzucha skorupę. Po 500m opadłem trochę z sił i już był bieg od tabliczki do tabliczki (tempo to już okolice 4:00). Tabliczkę 1000m minąłem a na zegarku 0.96 więc jeszcze dociągnąłęm te 40m. Najgorsze że ostatnie 200m jest trochę bardziej pod górę, ale nogi i tak miałem jak z waty i tego nie czułem. Zalapowałem po pojawieniu się 1.01, na zegarku 3:46, ale po treningu zegarek pokazał mi rekord 1km 3:40 więc trochę za późno nacisnąłem przycisk.
Pierwsza próba - rozpoznanie bojem 3:40 to nadspodziewanie dobrze biorąc pod uwagę, że to las i lekki podbieg. Po teście na 5km zabieram się za tysiączka, żeby zejść do 3:30, wydaje mi się, że do końca maja jest to do osiągnięcia.
Z ciekawostek zegarek zarejestrował tętno 194, to zdecydowanie wyższe niż do tej pory.
Razem: 8km 43:26
https://www.strava.com/activities/after ... 3331521667
ŚR: 22.04
Dzisiaj 8km rowerkiem po lesie z żoną i dzieckiem, trasa ta sama co wczoraj biegiem, ale tempo spacerowe, czas tylko 2' szybciej niż wczoraj na piechotę :D
Wieczorem ćwiczenia uzupełniające:
8x40" deski P30"
6x1' rowerek ze skłonami do przeciwnych kolan P1'
2x50" nożyce P1'
12 pompek
1:30 skłon schodzenie do deski i powrot
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
CZ: 23.04
Ostatni ciężki trening przed testem w przyszłą sobotę. Zrobiłem taką wariację interwałową:
1.6 / P 2:30 / 0.8 / P2:30 / 0.4 / P:2:30 x2
Gdzie 0.8 miało pójść T5 ~4:10, 1.6 T5 + 15" ~4:25, 0.4 T5 - 15" ~3:55
4:10, bo w 20:50 celuję 2.V
Udało mi się wyrwać około 13, żeby sobie zrobić trening w lesie ze swobodnym oddechem. Niestety podłoże, sporo małych górek i konkretne o tej porze słońce dały mi się ostro we znaki.
1.6km 7:05 @4:26 śr.tętno 166 - początek w miarę lekko, bo to słońce już na rozgrzewce mnie trochę siekło, potem coraz szybciej i wyciągnąłem ten odcinek w zamierzonym tempie
0.8km 3:19 @4:09 śr.tętno 170 - oj tu już było ciężko, nie wyobrażałem sobie zamknięcia tego treningu
0.4km 1:33 @3:53 śr.tętno 165 - to tylko czterysetka, ale ostatnie 100 było pod górkę, musiałem przystanąć na minutę i odpocząć
1.6km 7:04 @4:25 śr.tętno 170 - jak ja to zrobiłem w założeniach to nie wiem, słońce już mi wychodziło bokiem, miałem go dosyć na najbliższy miesiąc
0.8km 3:30 @4:23 śr.tętno 170 - tego już nie wyrobiłem, w połowie była niewielka ale ostra górka która mnie konkretnie zajechała, a potem zakręt, który uciął mi trochę metrów i pomimo dosyć ostrego finiszu nie wyciągnąłem całości do zakładanego tempa. realnie było pewnie koło 4:15
0.4km 1:33 @3:53 śr.tętno 152 - już tylko chciałem się zaszyć gdzieś w cieniu, ruszyłem ostro, ale sił wystarczyło na około 200m potem tylko walka o dociągnięcie w jako takim czasie. Wyszło ok, ale łatwo nie było.
Potem lekki truchcik ale ostatni kilometr do domu marsz, bo kolano się odezwało, nie chciałem go nadwyrężyć.
Słońce to zdecydowanie mój wróg nr 1. Na wszelkiego rodzaju starty A muszę się szykować na przełom marzec/kwiecień albo październik/listopad inaczej słabo to będzie wyglądać. Test solo będę robił pewnie po 22, ale niestety o takiej porze o zawody ciężko. Teraz luzowanie i tylko lekkie rozbiegania i przebieżki.
SB: 25.04
Pobiegłem zobaczyć, czy bieżnia na Koncertowej jest czynna, niestety kłódki i łańcuchy na bramach a miałem zamiar nawet spróbować 1k na bieżni. Założyłem startówki na nogi więc szkoda by było zostawić dzisiejszy dzień z samym człapaniem. Pobiegłem na pobliską 185tkę, żeby chociaż z 5 przebieżek zrobić. Zrobiłem 3 i zamiast 4 i 5 zrobiłem 400m konkretniejszym tempem. Na koniec kilometr schłodzenia.
8.5 km bieg spokojny 46:12 @5:26 śr.tętno 144(74%)
185m 40.0 @3:36
185m 38.3 @3:27
185m 37.6 @3:23
400m 74.8 @3:07
Przerwy w truchcie 185m
Razem 11km 58:51 @5:21 śr.tętno 145
ND: 26.04
Spokojny bieg żeby dorzucić trochę kilometrów, ale się nie zmęczyć zbytnio. Wczorajszy konkretnie wszedł i czułem zmęczenie w mięśniach, zwłaszcza dwugłowych uda. Po wyjściu na pierwszych kilku krokach poczułem że lewe kolano jest trochę niestabilne, widocznie czworogłowy w okolicy lewego kolana też był trochę przemęczony. W takim razie jakiekolwiek szaleństwo było niedopuszczalne, zwłaszcza, że w przyszłą sobotę test 5km. Lekkie 7km z trzema podbiegami troszeczkę mocniej (250-300m ~4:30-4:40).
7.17km 37:39 @5:15 śr.tętno 142(73%)
Ten tydzień razem: 35.7km
Kto wymyślił ten symulator wyścigu w Garminie, wyniki są tak fantastyczne, że kierując się nimi powinienem obecne cele traktować jak trening w 2 zakresie
Dzisiaj pokazał mi 5km 18:48, 10km 39:01, dłuższe to już w ogóle kosmos.
PN: 27.04
Ćwiczenia uzupełniające
8x40" deski P30"
6x1' rowerek ze skłonami do przeciwnych kolan P1'
1:20 deska z podciąganiem tyłka do góry P45"
2x1' nożyce P1'
12 pompek na dobry koniec
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
WT: 28.04
Luzowanie przed sobotą. Zaplanowałem sobie 4.5km lekkiego biegu i 5 przebieżek na bieżni.
Najpierw tak jakoś za dobrze nogi niosły, starałem się po prostu nie przekraczać pulsu 150, ale po 3.5km stwierdziłem że wystarczy i jeden kilometr do bieżni dotruchtałem, w końcu ma być luzowanie.
Na bieżni sporo ludzi dzisiaj, może dlatego że stosunkowo wcześnie. Dzisiaj wyszedłem w okolicy 20, zwykle wychodzę po 21. Pod koniec pierwszego szybkiego kółka przyatakował mnie jakiś luźno biegający pies, nawet nie łapałem okrążenia, potem już bez przeszkód chociaż na ostatnim kółku musiałem mijać truchtaczy po zewnętrznej a raz po trawie, jakoś na piątym jak zwykle puściły hamulce i końcowe 100m poszedł sprint. Pomiędzy powtórzeniami przerwa w truchcie 185m tempem około 6:00
3.57 km 17:55 @5:01 śr.tętno 146(75%)
1 km truchtu
pierwsze 185m niezłapane
185m 36.6 @3:17
185m 37.2 @3:21
185m 36.1 @3:15
185m 31.8 @2:51
~0.8km schłodzenia
Razem 7km 37:02
PT: 01.05
Miał być trening wczoraj, ale nie miałem siły, wyskoczyła długa podróż i tuż przed sprawdzianem 5km trochę rozwaliła plany. Na dodatek deszcz, więc pewnie w niedzielę też nie będę robił. W takim układzie dzisiaj zrobiłem sobie mały test na 1km. Najpierw 2.3km rozgrzewki, wyznaczyłem sobie najbardziej płaski odcinek na mojej pętli, na której ostatnio biegam. Chwila rozciągania i uspokojenia i ruszam z ustawionym 1km na zegarku, ze strażnikiem tempa 3:25-3:35. Początek za szybko, ale potem trochę zawirowań, zakręt i musiałem zbiec na bok przed nadjeżdżającym samochodem i tempo spadło do 3:40, jeszcze na ostatnich 400m udało się trochę nadrobić, chociaż na odczucie znowu wydawało mi się że zwolniłem, podobnie jak w ostatnim teście na 5km. Wyszło 3:36.6 trochę szybciej niż ostatnio w lesie, ale liczyłem na trochę więcej. Potem 2.6 km schłodzenia i na dzisiaj wszystko.
Razem 6km
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
SB: 02.05
Można podsumować dzisiejszy dzień jednym zdaniem: "no i po co ci to było". Jakoś w środku dnia, wpadłem na szalony pomysł, a może jednak pobiegnę testowo tą piątkę. Pomysł głupi całkowicie, przedwczoraj pół dnia za kółkiem, wczoraj testowy kilometr. No ale nic, głupich nie żal. Wyszedłem naładowany, ale z lekką kolką, bo diety za bardzo nie trzymałem w pierwszej części dnia. Rozgrzewka około 2.5 km, trochę skipów, 30 metrowych sprintów. Ustawiam się na starcie parkrunu i jadę z koksem. Początek staram się jak zwykle na hamulcu, zegarek pokazuje 4:20, ale wiedziałem, że ostro przyciął. Złapałem lap na oznaczeniu pierwszego kilometra, 4:06 tempo w sam raz, tylko coś kolano już zaczęło świrować. Drugi kilometr jeszcze luz, ale musiałem gdzieś odpuścić, bo lap złapałem 4:21, drugi jest przeważnie pod górę, ale strata za duża, trzeci coraz ciężej, przyspieszyłem, ale wpadł w 4:11, zaczęło być ciężko, kolano już dawało się we znaki, więc odpuściłem, miałem 8" do nadrobienia w 2km, nie dałbym rady tego wyciągnąć na 20:50, a inny wynik mnie nie interesował.
3.06km 12:53 @4:13 śr.tętno 167(86%)
Przetruchtałem jakieś 200m i kątem oka zauważyłem bieżnię na której robię szybkie kółka. Wpadł pomysł, żeby jeszcze dorobić trochę i dobić w okolicę 5km na przerwie. Zawsze to będzie jakiś trening sensowniejszy. No to jadę z założeniem 10 kółek = 1850m tempem w okolicach 4:00 czyli pomiędzy 43" a 44"
1 39.1
2 42.1
3 43.8
4 43.2
5 43.2
6 43.0
7 42.5
8 42.2
9 42.0
0 40.1
Razem 1.85km 7:01 @3:48
Na wszelki wypadek zmierzyłem tą bieżnię krokami - wyszło 180 przy czym 10 moich kroków to 10m z małym kawałkiem, wygląda na to że wszystko się zgadza, muszę biegać wszystko na bieżni, dużo lepiej mi to idzie niż w terenie. Na dodatek pewnie znowu rozgrzewka za słaba, boję się przesadzić, żeby nie stracić za dużo sił, ale już kolejny raz po 3km konkretnego tempa biega mi się dużo lepiej. Kiedyś na treningu progowym miałem to samo. Pierwsze 3km ciężko w tempie 4:35, drugie lekko w tempie 4:25.
ND: 03.05
Myślałem o lekkim rozbieganiu, żeby trochę kilometrów dołożyć, ale nogi ciężkie były i odpuściłem jednak. Trzy dni pod rząd to by była na razie przesada. Tak więc lenistwo i regeneracja. Kolejne treningi pn i śr więc wypadało zrobić uzupełniające, ale nie miałem weny a dzieciaki długo nie chciały iść spać.
Tydzień 27.04 - 03.05
Dystans: 21.73 km,
rekord na 1km 3:36.6
potencjalnie rekordowy bieg na milę na bieżni: 1850m 7:01 => mila w przeliczeniu tym tempem 6:06
spalony test na 5km
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
PN: 04.05
Po spalonym teście na 5km chciałem odreagować, postanowiłem upiec 2 pieczenie na jednym ogniu: pobiegać sobie w lesie i zrobić wytrzymałość tempową. Do tej pory progowe biegałem w postaci: 5km, 2x3km, 2x1.6/0.8/0.4 raz 3x3km. 5km to najdłuższy odcinek. Teraz stwierdziłem, że pobiegnę dłuższy ciągły 6km tempem progowym <= 4:40. Na asfalcie takie tempo już jest dla mnie stosunkowo znośne, ale w lesie nie było tak lekko. Wyrwać się w dzień też jest wyzwaniem, ale jakoś dzisiaj się udało. 1.5km rozgrzewki, potem Las Kabacki pętla 5km od Moczydłowskiej + dodatkowy 1 km. Właściwie tempo cały czas pilnowałem 4:40, zegarek jak zwykle ścinał na zakrętach, ale na prostej równo z tabliczkami. Przez pierwsze 3km nie łapałem okrążeń, ale potem stwierdziłem, że będę jednak łapał wg tabliczek i sprawdzał czy tempo równo trzymam.
3km 13:58 śr.tętno 166
1km 4:38 śr.tętno 173
1km 4:37 śr.tętno 176
0.5km 2:16 śr.tętno 176
0.5km 2:18 śr.tętno 176
Wyszło ładnie, jak na bieg po lesie, gdzie miejscami było miękko i po drodze miałem kilka małych ale uciążliwych górek. Ostatni kilometr już zaczął się trening głowy, bo w sumie nawet te 5km było by dobrym treningiem, a tu jeszcze dociągnąć ten szósty przy napływie kwasu, kilka razy przyszła myśl że może by jednak odpuścić, ale się nie dałem.
WT: 05.05
Miałem dzisiaj zrobić sobie przerwę, ale jakoś tak się nudziłem i o 22 wyszedłem chwilę rozruszać nogi. W założeniach 7km rozbiegania, wczoraj dosyć konkretny trening, więc dzisiaj miało być lekko. Nogi dobrze niosły, poleciałem na pobliską pętelkę i chciałem sprawdzić schemat 600+200. Zacząłem rozsądnie, tak 4:15, ale tempo rosło i w sumie 600 poszło średnim 3:58, potem 200 trochę ostrzej średnim 3:28, całkiem ładnie, tylko odezwał się czworogłowy. Nogi się rozgrzały, zrobiłem kilometr z kawałkiem truchtu i ruszam tym razem żwawiej, ale po 50m zderzenie z ostrym wiatrem. Hamowało ostro, więc odpaliłem co miałem w nogach, wyszła sześcsetka tempem 3:48 ale już na 200 nie było sił, dodatkowo czworogłowy coraz mocniej się dopominał o odpoczynek, więc jeszcze 3km lekkiego biegu i finito. Jutro definitywnie przerwa.
7.56km 38:33 @5:06 śr.tętno 143
SR: 06.05
core 8x40" P30"
rowerek ze skłonami 6x1' P1'
pompki 4x8 P1'
Ostatnio zmieniony 09 maja 2020, 00:02 przez przemekEm, łącznie zmieniany 1 raz.
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
PT: 08.05
Start A. Jak zwykle Solo. Test 5km trasa Parkrun Ursynów. Założenia: 20:50, miało być 2 maja, ale nie było odpowiednich warunków.
Tym razem po wcześniejszych doświadczeniach zrobiłem ostrzejszą rozgrzewkę. Niby tylko 2.5km, ale śr.tempo 5:11 w tym 400m tempem 4:00. Przed startem chwila rozciągania i do dzieła.
Plan: tym razem bez jakiegoś cunin' plan, po prostu lekki hamulec na początku i potem aby dociągnąć. Rozpoczęcie zdecydowanie za ostre, ale po 200m trochę wyrównałem tempo, nie hamowałem jakoś mocno, starałem się tylko biec jak najluźniej. 1km mam w dół, jest zawsze lekko, tym razem aż za lekko szło i pierwszy kilometr wpadł w 4:00, wiedziałem że to się odbije czkawką, ale przynajmniej miałem zapas 10", drugi pod górę ale pierwsze 500m nadal lekko, starałem się zwolnić i nadal biec luźno, pod koniec tego kilometra poczułem już że uderza kwas, jednak te 10" to za szybkie otwarcie. 2 wpadł w 4:16 z ułamkiem, miałem jeszcze 4" zapasu i tego się trzymałem. 3km w dół, ale zaczęła się walka z kwasem, pod koniec już ostro, wrażenie hamowania konkret. Wpadło 4:08 i teraz kryzysowy. Wiedziałem że jak za dużo nie stracę na tym, to będzie sukces, ale ostry początek dawał się we znaki, a tu trzeba biec pod górę. Teraz wszystko zależało od tego czy jakiś pies mi nie wleci pod nogi, na pierwszym kilometrze 2 razy, ale wtedy nie robiło to na mnie wrażenia, a na czwartym mogłoby to oznaczać koniec zabawy. Jak zwykle źle zatrzymałem czwarty, ale potem jeszcze dobiłem po około 50m i wyszło mi 4:15, była nadzieja, teraz wszystko zależało od tego czy na ostatniej prostej będą siły na finisz. Kwas zalewał maksymalnie, czułem się trochę jak kukła, która nie panuje nad ruchami i tylko obserwuje jak ręce i nogi chodzą, ale ostatnia prosta ~350-400m to już odzyskanie kontroli i finisz. Poczułem trochę sił w dwugłowych i jakoś udało się podkręcić tempo. Na mecie 20:49 i ulga. Cel na wiosnę osiągnięty właściwie co do sekundy. Teraz trzeba zbić jeszcze 50 na jesień, co wydaje się coraz bardziej realne.
PB 20:49, zdjęte 15" z najlepszego wyniku sprzed 3 tygodni.
Oddech: luz blues, zapas duży. Nawet na moment nie było walki o oddech.
Siły: siły były wystarczające. Też jest zapas.
Kwas: nadal klucz, jeżeli chcę zejść do 20' muszę podbijać próg.
Taktyka: positive split i chyba tak zostanie, inaczej nie umiem
- przemekEm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 890
- Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
- Lokalizacja: Warszawa
SB: 09.05
Uzupełniające:
8x40" deski P30"
6x1' rowerek ze skłonami P1'
3x8 pompki P1'
ND: 10.05
Prawie samo szybkie bieganie w tym tygodniu wypadało by w takim razie poczłapać i trochę kilometrów nabić. Wyszedłem z nastawieniem 50-60' easy. Tak zacząłem, najpierw 1.3km dobieg do pętli na której robię wybiegania, rozpocząłem 5:30, ale w połowie było już 5:05, nogi niosły dobrze, pomimo testu na 5km 2 dni temu. Pierwsze okrążenie jakoś szybko zacząłem, na dodatek GPS gdzieś poszedł w buraki i w connect pokazuje mi tempo 2:10 przez jakieś 200m, aż taki odpał to mi się pierwszy raz zdarzył. W każdym razie dociągnąłem pętlę 1.95km tempem poniżej 4:50 na pulsie 1 zakresu. Stwierdziłem, że jak już tak dobrze idzie, to czemu by nie zrobić 4 pętli tempem 2 zakresu 4:55-5:10, ale kolejne wpadły w okolicach 4:44, no i na 4tej przyspieszyłem, bo okazało się, że swobodnie utrzymuję tempo listopadowych zawodów na 10km, a w sumie bieg dosyć swobodny. Ostatnie 1.5 km już pociągnąłem ostrzej, żeby sobie poprawić wynik. Zegarek pokazał najlepsze 10km 46:51, ale niestety GPS mi dodał w pewnym momencie około 50-100m, więc ile faktycznie było, tego nie wiem.
11.08km 53:01 @4:47 śr.tętno 155 (80%)
Tydzień zakończony:
35.53 km
rekord na 5km 20:50
najprawdopodobniej rekord na 10km, ale przez błąd GPS nie wiem ile
udało się zrobić 2xuzupełniające
brakowało bsów, właściwie żadnego w tym tygodniu
Czas na konkretniejsze przygotowania do biegu na 1km
PN 11.05 - obijanie się
WT 12.05
Lekkie rozbieganie 7-8km, trochę jeszcze czuję nogi po niedzielnym "easy". WIęc miało być bez szaleństwa, pilnowałem puls, żeby nie wychodzić powyżej 150, ale średnio mi to pilnowanie wychodziło.
Na początek około 1km rozgrzewki, bo musiałem skoczyć do bankomatu, ale nie włączałem zegarka. Potem 7km 36:00 @5:08 śr.tętno 149
Biegło się luźno, taki solidny pierwszy zakres. Oddechowo tempo konwersacyjne, niezbyt wymagające, starałem się biec lekko, bez spinania, bo ostatnio trochę lewe kolano obciążyłem. Ten tydzień planuje spokojnie, jak kolano nie będzie wariowało, to w niedzielę 6-8x400 T1000.