Hej rzadko coś tu ostatnio zaglądam.. :| obiecuję poprawę w najbliższym czasie bo przecież Wasze blogi dawały tyle inspiracji..
Chciałam coś Wam napisać - być może przyda się komuś równie upartemu jak ja wcześniej.
Generalnie było tak, że pisaliście mi: "jak robisz akcenty to rób akcenty, a jak robisz spokojne biegi to biegaj wolniej niż wolno". Już nie pamiętam kto mi tak napisał i ja nie cierpię przyznawać się do błędu, ale tu muszę.. powiem tak- wszystko się pieprzylo, tętno na biegach może przez 5 sekund wskazywało 140, potem każde średnie to ponad 160. I żeby nie było,że ja też z tym tętnem mam jobla, to dodam, że samopoczucie też nie było dobre, było po prostu słabe.. każdy bieg na ciężkich nogach, wymuszony.
Mój max na tą chwilę myślę że wytyczony w chwili kiedy naprawdę dałam z siebie wszystko, wynosi 191. Na tyle udało mi się poczuć organizm że wiem mniej więcej, że do tętna 150 czuję się względnie komfortowo. 135- pełen komfort, 150 już taki wpadający w drugi może zakres?? Potem 165 i więcej to już dyskomfort.
No i czytajcie dalej :D
Ciągle biegałam niby to na samopoczucie i myślałam, że robię zgodnie z Waszymi radami- że robię spokojny bieg w pierwszej strefie, ale co się okazywało tętno każdego z nich to było ponad 160. Coraz bardziej się przymulalam, a moj zaczłapany maraton mieliście okazje gdzieś tu zobaczyć. W końcu zaczęłam ćwiczyć, zredukowalam kilometry, chcialam odzyskać sprawność, ale nadal robilam biegi spokojne na tempo - byle tylko nie wolniej niż 6'15"/ km itd. aż widząc że progres nie przychodzi ściągnęłam sobie plan ze strony bieganie.pl czyli uniwersalny do zapętlenia,ale obiecalam sobie, że będę go realizować bardziej na tętno i na aktualne możliwości i robić to tak jak pisze mniej więcej w zakresach.
No i wyszło tak, że czuję się świetnie. Robię w tygodniu rozbieganie, to poniedziałek do 60 minut i uwaga moje tempo wynosi czasem wiecej niz 7 minut na kilometr, ale czuję się podczas tych biegów dobrze i nie mam wstrętu jak na nie wychodzę.. tętno oscyluje wtedy koło 130 do 139. Potem w planie mam podbiegi we wtorek czyli rozbiegam się powoli, a potem łącznie pół godziny robię podbiegi wraz z przerwami albo co drugi tydzień przebieżki i też trwa to pół godziny. Środa wolna. Czwartek robię dłuższy bieg, obecnie powoli dochodzę dopiero do 18 km. Ostatnie 15-20 minut lecę jak chcę czyli szybciej. Sobota robię 25 minut rozbiegania i 20-30 minut progowego. Czasem zamieniam próg z dłuższym wybieganiem czyli czwartek z sobotą żeby nie szło tak samo.
I tu dochodzę do końca powoli :D że potrafię sobie czlapac na tętno, a później robić progowy 20 minut na tempie 4'48 i czuję się lepiej niż kiedy na siłę starałam się każdy spokojny bieg robić jednak takim tempem: "żeby wstydu nie było"
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
teraz też jest mi ciężko bo jak tak truchtam przy ludziach to mi wstyd, że tak człapie, ale kurde z drugiej strony myślę - wstyd Ci, a tętno jednak masz wysokie jak tylko przyspieszysz więc cierpliwości- tak sobie powiedziałam (!)
Kiedyś myślałam, że tak nie można, bo mimo, że jednostka ma być spokojna to nie wypada się wlec poniżej normy- ale tu zdziwienie i to ogromne- nagle czuje wzrost formy, a dodatkowo Garmin twierdzi również, że moj pułap wzrósł do wartości większej niż miałam rok temu. Czuję, że mogę trzasnąć szybką jak na mnie piątkę, na pewno szybszą niż te 23 minuty rok wcześniej.niestety odwołali nam bieg niepodległości w Bydgoszczy i będę musiała zrobić samotne rozeznanie
w każdym razie jeśli ma być wolno to musi być i to naprawdę daje więcej niż bezsensowne męczenie się na wyższym tętnie, które i tak nie jest na tyle wysokie aby polepszało cokolwiek.
Jestem żywym dowodem na to, że z truchtu przez półtorej godziny po 7'/km mogę potem wykrzesać 20-30 minut biegu poniżej 4'50/km. Jeszcze dwa miesiące temu byłam tak zamulona, że nie mogłam zrobić kilometra poniżej 5'... Także pierwszy raz w życiu wiem po co wychodzę - każdy trening ma jakiś cel i ja wiem w końcu jaki.. a wczesniej wychodziłam, robiłam go zmęczona i w sumie nie wiedzialam co ja tym buduje-wytrzymałość? Niby tak,ale jaką, skoro nie mogę kilku szybszych kilometrów potem wytargać bo się duszę?
A tutaj mam balans- wlokę się przez wieś i myślę: "kurde no ile jeszcze, ja chcę już biec!" A jeszcze niedawno myślałam: "Boże jeszcze 10 km,nie mam siły..." -Bo biegłam za szybko biegi,które na moim obecnym poziomie muszą być po prostu WOLNE. I tak cierpliwie biegam, tętno przy tych 7' to nawet było na początku wyższe- chyba coś koło 145. Teraz zeszlo już czasami do 130, wiec wchodzę powolutku z tempem level wyżej
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
. Ale zrozumiałam dopiero sens i Wasze rady. Dodam jeszcze, że ciężko tak się wlec i w ogóle trzymać technikę jakąkolwiek- ale mam dużo czasu i siły żeby wtedy nad tym pracować-trzymam się prosto, ale kroczki są krótkie, no takie tuptanie, że mam ochotę wystrzelić...
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
I potem jak biegnę próg to widzę poprawę- ze 163 krokow na minutę doszlam przy tempie poniżej 5' do 176 krokow. Czuję że chyba nawet ładniej biegnę :D a to wszystko tylko dzięki temu, że ja w końcu mam na to siłę.. Nie jestem zamulona bezsensownym bieganiem.
Dziękuję Wam bo naprawdę te rady okazaly się jakąś dla mnie ostatecznością, a okazuje się że uratowały też moją głowę- bo ja już myślałam, że się do niczego nie nadaję, że wszyscy mają jakiś progres,a ja od roku stoję w miejscu, mimo że moje kilometry w pierwszej połowie roku dochodziły do 80/tydzień(!)
- Byłam wściekła, zmęczona, byle jaka. A teraz robię 40 i czuję w nodze luz, który rwie się do biegu i biegam szybciej...
Może to też kwestia sprzecznych informacji, a ja za dużo lubię czytać- więc niby: biegaj wolno, ale nie da się biegać szybko, biegając wolno itd. tylko ze teraz połączyłam to sobie do kupy - biegaj wolno w dni kiedy masz biegać wolno, a akcenty rób na pełnej k..... Czy jakoś tak :D
Jestem pełna optymizmu i po raz pierwszy notuje wzrost formy, naprawdę w połowie przyjemną robotą..
A pewnie znajdą się też dociekliwi, którzy zapytają czemu ten próg robię takim tempem, a nie innym.. robię od 5'/kmnponiżej bo robię na razie krótkie takie biegi i z tego co kojarzę z zeszłego roku to te 20-30 minutowe robiły mi największą robotę z kondycją. Czasem po prostu po rozgrzewce zaczynam po 5'20 jeden kilometr i sama czuje potem czy danego dnia dam rade dociągnąć 20-25 minut już poniżej 5'/km. Tętno mam wtedy w granicach 95% maxa,no jest ciężko. Nie wierzę naprawdę jakoś ślepo w to tętno bo tak to trochę tu wygląda, ale odkąd w sumie korzystam z tego to mam świadomość większą błędów jakie popełniłam i jak robię coś intensywnego to traktuję ten progowy jako bieg właśnie taki że na końcu jest 95% mocy.
Może dlatego tak bardzo boję się dłuższych dystansów, najbardziej przeraża mnie dycha i polmaraton. Bo o ile do 30 minut mogę się ostro męczyć to brak mi wytrzymałości na dalszą męczarnie :p ale powoli, do przodu, będę modyfikować te czasy trwania. Mam nadzieję, że teraz uznacie, że trochę zmądrzałam z tym moim bieganiem, bo jak posypią się komentarze że jednak za wolno te rozbiegania to będę w czarnej ***
Podsumowując też jak mi ktoś napisał,najpierw trzeba postawić fundamenty żeby dalej działać i w końcu chyba rozumiem że nie od razu będę lecieć jak na skrzydłach i budować wydolność ładnie i szybko biegnąc.. każdy by tak chciał. Chyba rozumiem dlaczego zawsze biegalam na wysokim tętnie- bo nigdy mój organizm nie poznał jak to jest przystosować się najpierw do znośnego, niskiego tętna.
Jak to baba za dużo przemyśleń na raz
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
ale mam nadzieję, że może jak ktoś ma podobny problem to następnym razem zastanowi się czy jego bieganie ma sens, za każdym razem na ciężkich nogach?