Magda biega

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witajcie,
na wstępie chciałam podziękować wszystkim za cenne rady w pierwszym moim temacie na forum. :tonieja:

Dzisiaj rano weszło dość krótkie jak na ostatnie tygodnie wybieganie 13 km (tempo narastające od bardzo powolnego 6'36'' do 4'54''- swoją drogą fajnie mi to wychodzi :bum: , Każdy kilometr samoczynnie nauczyłam się biec szybciej od kolejnego i właściwie tak jest praktycznie na każdym treningu co buduje moją głowę, bo wiem, że stać mnie zawsze na więcej) Wiem, że to prędkości śmieszne, ale jeszcze rok temu nie byłam w stanie nawet jednego kilometra przebiec poniżej 5', także w jakimś sensie progresuje. Treningi zazwyczaj robię na czczo i chcę to również zmienić w najbliższych tygodniach - bo nawet po takim powolnym truchcie kilka km, ciężko potem wskoczyć na wyższe prędkości.

Podsumowanie ogólne (przebieg) ostatnich tygodni:

16.12-22.12: 82,7 km
23.12-29.12: 71,5 km
30.12-5.01: 83 km
6.01-12.01: 91 km
13.01 - 19.01: 44,5 (ból stopy, ciekawe dlaczego?? :hahaha: :ojnie: )
20.01 - 26.01: 75 km

jak widzicie coś mi nie poszło dobranie planu pod maraton Danielsa, zgodnie z Waszymi poradami i ze względu na swoje obecne prędkości, zrozumiałam, że jest to bezcelowe. Czułam się przytłoczona, zmęczona, spięta - rozciąganie i rolowanie nie pomagało, strzykało mi wszystko, wychodziło np że biegam prawie 9 godzin tygodniowo. Ze stopą na szczęście nic się nie dzieje i czuję już tylko lekkie "swędzenie" :oczko:

muszę się pozbierać do kupy z tym wszystkim i zrobić nowy plan na najbliższe tygodnie, tak żeby w czerwcu być gotowa na maraton w 3:45.
Obecnie czuję, że moje tempo progowe to 5'/km - przy średnich warunkach atmosferycznych czyli wiatr w twarz itd.
5'20 / km - przy super warunkach bezwietrznych jest komfortowe, ale nie super lekkie.
Moje tempo komfortowe to 5'38-5'55''
To wszystko na podstawie odczuć, bez pulsometra.
Z uwagi, że mam trasę najczęściej w okolicach pól - tam wiatr jest praktycznie na każdym treningu, a jak nie ma to zastanawiam się czy to normalna sytuacja :hej: , czuję, że stać by mnie było może i na lepszy czas w maratonie, ale jest to debiut i nie wiem czego mam się spodziewać, dlatego wybrałam po prostu cel poniżej tych 4 godzin, 3:45.

Aha, nie dodałam jeszcze najważniejszego - większość treningów jakościowych na chwilę obecną szło na bieżni elektrycznej, więc trochę łatwiej niż w terenie, mimo wszystko i tak kilometraż mnie "zabił". Długie wolniejsze biegi typu 20 km i więcej zawsze robię w terenie, a na bieżni szły jednostki 'J' z Danielsa.
Jak już świat się trochę nam rozjaśni na wiosnę to oczywiście większość tych szybszych będę realizować w terenie.

Pozdrawiam wszystkich, a teraz lecę w moim zeszycie kreślić nowe plany bo nie cierpię nie być przygotowana na nowy tydzień :ble:
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

a jeszcze, że tak uczepię się Danielsa, to zerknijcie mając chwilę na ten plan i czy ewentualnie coś typu 2-3 jednostki spokojne w tygodniu i 2 te jakościowe ze zdjęcia to dobry pomysł czy w dalszym ciągu okazują się bez sensu dla kogoś kogo celem na maratonie jest 3:45? Czy w ogóle mam o tym Danielsie zapomnieć i skupić się na biegach progowych, BNP, wzmacnianiu? Powiem szczerze, że mam jeszcze mętlik - boję się układać sobie sama takie jednostki szybsze - wiem, że daliście mi już kilka porad jak taki trening mógłby wyglądać, ale ciężko mi to jakoś poukładać ile tej jakości w stosunku do wolnych biegów ma być. Trening typu 30 minut biegu spokojnego + 25 minut tempa progowego to dobry pomysł czy z kolei za mało tego biegania na jedną jednostkę? :bum:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witajcie.
Jutro dopiszę podsumowanie tygodnia. Ale siedzę teraz i znalazłam swój zeszyt treningowy z okresu wrzesień-listopad i niestety mam mały dylemat.. Fakt że chcę trenować pod maraton ale sytuacja wygląda tak:
We wrześniu kupiłam bieżnie (niestety jeden z tańszych modeli) ale prędkość można ustawić do 17 km/h. Zaczęłam wtedy z maksymalna życiowka na 5 km 25 minut, trenować do biegu listopadowego. Trenować to za dużo powiedziane bo większość treningów wymyślałam czyli skladalam w kupe informacje z neta. Robiłam interwały, BNP, treningi typu "3x1.2 km z przerwami 3 minuty +4x600+ 5x300" albo "10 km biegu+ 800m + 600 m+ 400m + 200 m+ 600m+ 500m + 300m+ 150m" - prędkości tych treningów są kosmiczne bo np. 800 metrów biegalam predkoscia na bieżni 15.4 km/h.
W ogóle nie zwracalam na to uwagi tylko uwazalam ze im szybciej ją nastawie tym lepiej. Raz zrobilam BNP w ten sposob: 2 km po 5'/km,
2 km po 4'48, 2 km 4'37, 2 km 4'17, 2 km 4'.
Po tych z czapy wzietych treningach poprawilam czas na 5 km do 23'17. Ale do czego zmierzam:
Czy ta bieżnia może źle pokazywac predkosc czy ze mną jest cos nie tak ze w terenie nie potrafie tak biegac? W sensie nie wyobrażam sobie teraz wyjść i trzasnac 800 metrow tempem poniżej 4 minut..
I druga sprawa -widzę w porownaniu z obecnym dzienniczkiem ze bardzo na tej bieżni spowolnilam tempo na treningach i zaczynam mieć wątpliwości czy to dobrze. Po prostu ta bieżnia jakoś mnie nie męczy i mogę na niej realizować każdy trening, gdzie w terenie czasami po jednym kilometrze tempem 4'30 zaczynam zdychac. Co myślicie? Ktoś mi napisał że chyba za mało w siebie wierzę i po prostu ta taśma pozwala mi wymuszać odpowiednie tempo i się go trzymać, ale z drugiej strony taka rozbieżność w samopoczuciu między biegiem w terenie a na bieżni? :niewiem:
+jak założę pulsometr to na bieżni tempo 5'/km to ledwo 1 zakres.
Ewentualnie mogę Wam kiedyś nagrać jak ona śmiga i może ktoś fachowym okiem to oceni :hej:
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

27.01 bieżnia:
BS 8 km, przebieżki 6x100/100, 1 km bs
Łącznie 10.27 / 65 minut

2: trening stability core 30 minut z Kasią Bigos :ble:

28.01 bieżnia:
BS 3 km, 10x400/400 przerwy trucht, BS 2 km
Łącznie 13 km, 77:30

29.01 bieżnia:
BS 9km ,56:32

2: stability core 30 minut

30.01 bieżnia:
BD 23 km (10 km tempo 6'18, od 10 do 18 tempo 5'21, 19 km w 5'08, 20-23 tempo 6'18)

Łącznie 23, 2:15

1.02:
2 km rozgrzewka na szutrowej drodze, 10.45 km kros po lesie dość wymagająca pętla 4x

Łącznie 12.45 , 1:16

Podsumowanie tygodnia:
* KM: 67.72
* CZAS TRENINGÓW: 6h50min
* NAJTRUDNIEJSZY: czwartkowy długi na bieżni zniszczył mi psychikę :hej:
* NA MINUS: zaniedbalam rozciaganie w tym tygodniu
* NA PLUS: stopa już się nie odzywa i wszystko jest ok

W tym tygodniu trochę zmienię system bo jednak czuję, że jakby za mało się zmęczyłam. Tzn na pewno tempo wolnych biegów na bieżni było trochę jednak zbyt wolne i długo też myślałam co stanowi moj największy problem to chyba jednak brak wytrzymalosci na jakieś mniej komfortowe tempo podczas długich biegów. I na tym muszę się też skupić.
Dziś miałam sen: biegnę maraton i ciągle na zegarku widziałam że jeszcze 12 km i byłam przerażona :hej:
Dzisiaj zrobiłam 4x2 km na bieżni ustawiając prędkość trochę na górkę i już dość mocno weszło bo przy ostatnim powtórzeniu było ciężko. Chcę potem to jakoś zmieniać na coś typu 3x4km albo 8 ciągiem itd
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

3.02 bieżnia:
BS 3km, 4x2 km /3' (tempo 4'27, ostatnie dwa powt.4'25), BS 2 km
Łącznie 14.3 km, 75 min 10s

Uwagi: było ciężko
+ 30 minut rozciąganie

4.02 bieżnia z nachyleniem na "pół":
BS 3 km, 8 km tempo 5'27
Łącznie 11 km, 63:20

uwagi: było bardzo ciężko mimo tego tempa, nie wiem nadal jakie to nachylenie ale odczucie jak w terenie tempo 4'30"-40"
+ 30 minut rozciąganie i rolowanie

5.02 bieżnia:
BS 8.22 km, 52 min
Po spokojnym biegu samopoczucie lepsze

6.02 bieżnia:
BS 5 km, przebieżki 6x100/100, 2x1 km/1' trucht tempo 4'17 tych km, Podbiegi 5 x150m na max nachyleniu bieżni
- tu przyznam że trochę zawaliłam bo chciałam więcej powtórzeń
Łącznie 9.8 km, 63min


8.02 teren:
BD 26.02 km -> średnie tempo 5'33"
(pierwsze 5 km - 5'56, kolejne 5'30, kolejne 5'27, czwarta piątka 5'25, ostatnia piątka 5'28, ostatni km 5'35)
Łącznie 26.02, 2:24 i35s

- nie będę się usprawiedliwiać ale zwolniłam na końcówce bo żołądek zaczął dawać o sobie znać. Niestety zjadlam na noc ciastka i żurek z białą kiełbasą :hahaha: z tej okazji pobiegłam rano po kawie i w sumie trochę zaczęło mnie odcinać po 20 km a właściwie jelita zaprotestowaly :bum:

Uwagi: dużo przemyśleń-muszę zamiast wymyślać jakieś treningi-biegac dużo kilometrów po prostu bo trochę przeraża mnie, że po dzisiejszym biegu po kilku godzinach zaczęło się rwanie pleców i nóg, nie zakwasy tylko takie uczucie jak ból stawów od zimna czy coś w tym stylu. Porozciagalam to i jest już ok, mimo wszystko mam coraz więcej pokory w sobie bo dystansu maratonskiego. Wiem że dzisiaj wypadło do dupy jeżeli chodzi o komfort biegu bo wczoraj źle zjadłam, oddechowo jest wszystko w najlepszym porządku ale ogólna słabość ciała jest niestety odczuwalna. Druga sprawa moja dieta pozostawia wiele do życzenia. Dbam o to co jem na co dzień więc czasem pewnie z jakiejś takiej zachcianki przecholuję wieczorem. Muszę trochę to ogarnąć. Ogólnie te ciastka przygotowane były właśnie na poranny bieg, miałam sobie ładnie lekko zasnąć, ale wyszło jak wyszło. Zeżarła treningowe paliwko i jeszcze ten żurek ;)

Ale podsumowując zrobiłam co miałam w planie, uczę się na błędach i biegnę dalej. :taktak:
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Tydzień wszedł w nogi dobrze. Łącznie ponad 80 km. Ale tylko wczoraj pierwszy raz z ponad 30 km wybieganiem.

Pierwszy raz :ble: Wycieczka biegowa:

Tempo średnie 5'53".
Zaczęłam baardzo powoli, dużo powyżej 6'/km. Na 14.6 km miałam już półtorej godziny za sobą i spory luz w nogach. Od 15 km zaczęłam przyspieszać, więc druga połowa wyszła narastająco. 31 km najszybszy. Od 22 km poczułam totalne wypłukanie energetyczne, ciężkie nogi,lekkie zawroty glowy, zawężanie się obrazu jak to u siebie określam, otępienie i patrzenie w czerń mojej kurtki do biegania bo światłowstręt mi się załączyl. Całość 31.05 km pokonana z dużym zapasem mimo wszystko bo stan który opisuje zdarzal sie już wcześniej i zwykle biegnę potem jak zombie, ale biegnę, powtarzajac "lewa...lewa..lewa.." :hej: pilnując tylko postawy i rytmu kroków. Po powrocie pierwszy posiłek tego poranka, mimo braku apetytu i totalnego otępienia. Jedynie duma -że nic nie boli, że utrzymałam postawę aż 3h, że jest cholerny postęp. W tym wszystkim podczas biegu przeszło mi przez myśl,że mogę przecież biec dalej i ciekawosc: zobaczmy co będzie dalej..ale zatrzymałam się zachowawczo bo po pierwsze nie miałam przy sobie nic nawet wody i bałam się że może kilka km dalej zaslabne a wokół nikogo;) Po drugie pilnuje stopy i wiem że mój poprzedni największy dystans to 26 km więc 40 to chyba by było szaleństwo i to na czczo.
Mimo wszystko po powrocie przelezalam pod kocem, słuchając Comy i gapiac się otępiala w sufit. Po godzinie wrocilam do żywych, zjadłam i miałam już siłę przebierać nogami. Jestem dobrej mysli i mimo że może tempo żółwie, to takie właśnie miało być, -ta wycieczka pogłębiła moją miłość do dystansu.. Pokonywania samotnie kilometrów-mojej rutyny: poranek, czarna kawa, zero stopni, świeżość, setki myśli, zwierzaki uciekające przede mną przez pole,cisza tylko ja i zawężająca się później rzeczywistość. To uczucie wolnego i w pełni komfortowego biegu,ale który i tak ograbia mnie energetycznie-no chce tego więcej. Jestem szalona i obawiam się czy mój pierwszy maraton nie odbędzie się w samotnosci. ;) długie dystanse oczyszczają mnie całkowicie z syfu. Półtora roku temu siedząc na tarasie działki z papierosem i warką jakby mi ktoś powiedział że dam radę machnąć tą trzydzieche to popukałabym się w czoło. I pierwsze 900 metrów w dresie, wszyscy znajomi którzy śmiali się ile zrobiłam przerw na papierosa po drodze.. Kurczę, jak się chce to można wszystko.
Czuję że wycieczki biegowe na stałe wpiszą się w moją sobotnią rutynę.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Podsumowanie 17.02-23.02:

Wtorek:
BS 70 Min, 10.8 km bardzo powoli ciężkie nogi

Środa:
BS 3 km, 3x1.6km po 4'51"/km na minute truchtu, 3x3 min /2 min trucht tempo 4'31"/km, 4x200m /200m trucht tempo 4'10"/km, BS 1.8km
Łącznie 14.6 km, 80 minut

Tutaj mnie to męczy że na bieżni tętno chyba zbyt niskie- tętno przy BS 121, Tętno przy powtórzeniach po 1.6 km- max 158, Tętno po 3-minutowych: 162, tętno max 165.
Tętno na koniec po tym 1.8 bs - 135.
Muszę chyba faktycznie zacząć ją nachylać.

(Mam taki zegarek z decathlonu z opaska ale nie mam możliwości wyciągnąć z niego tak jakby tętna średniego tylko musze na bieżąco je kontrolować i patrzeć-jakbym wiedziała to bym nie kupiła bo nie ma kompletnie żadnej opcji prócz pokazywania chwilowego tętna, trochę męczące bo ciągle się tam gapię :) )

Czwartek:
85 minut BS, 5 minut przebieżki na koniec łącznie 90 minut 15 km.
Tętno średnie wyszło 130, max 136.


Sobota:
Miał być progowy bieg w terenie, ale od samego rana zapowiadali silne wiatry. Wyszlo 15 km na tętnie które już na rozgrzewce dobijalo pod 150. W sumie tu juz bez różnicy nawet jakbym szła to by pewnie było zawyżone. Wiatr tak jebitny, że praktycznie chcial zatrzymać w miejscu..
Kilometry wyszły tak:
1- 6'41"/km, 2- 6'25", 3- 6'13", 4- 5'59", 5- 5'38", 6- 5'32", 7-5'28"
(tutaj byl jakis znosny wiatr a po 7.5 km Byla nawrotka i caly czas juz sciana wiatru, tetno 170-176 do konca)
8- 5'23", 9- 5'15", 10- 5'28", 11- 5'47", 12- 5'37", 13- 5'20", 14- 5'15", 15km- 5'15"

Niestety nie udalo się przyspieszać miarowo i kilka km wyszło wolniej, biegam po takiej ścieżce częściowo utwardzonej w środku pola, potem mijam rzekę i tam jest po prostu huragan.. Myślę że dziś i tak wpadł dobry trening bo bardziej siłowo powalczylam i udało się mimo wszystko przyspieszać. Zatoki też przeczyszczone :))

Podsumowując tydzień wyszło 55,4 km, 5h25min
W porównaniu do poprzednich 80 trochę sobie odpoczęłam. Jutro może coś spontanicznie wpadnie.

Ostatni tydzień lutego, potem zacznę realizować więcej biegów w terenie, muszę się też rozejrzeć za butami bo mam tak dziurawe, że pewnie niebawem rozlecą się gdzieś po drodze..
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

24.02-1.03:
Łącznie 61,2 km, 5h48 min biegu,
Poniedziałek 13,4 km tempem narastającym,
Środa "Zabawa biegowa" łącznie 17,5 poprzedzona truchtem 20 minut, potem odcinki po 4'31"/km (1 min, 2,3,4,5,6,7,5,3,1,) na koniec 10 minut trucht,
Czwartek 20 km wolnego biegu, tętno max 145
Sobota w terenie ciągiem 5 km po 6'27"/km + 5 km po 5'/km - tętno pokazało na końcu 180, ale ta 'szybsza' piątka niestety znów pod wiatr, więc generalnie chyba jest ok. Kilka miesięcy temu zanim zrobiłam życiówkę 23'17 na piątke - maksymalnie w terenie miałam właśnie 25 minut, a wtedy prawie się porzygałam. Tutaj był to naprawdę bieg męczący, ale czułam, że biegnę tak jak chciałam czyli nie na maxa, po prostu wichura robiła swoje.


2.03-8.03:
Łącznie 64,5 km, 6h 20min

+ ze zmian: Nachyliłam bieżnię - wkleję zdjęcia jak to u mnie wygląda, może ktoś wie jaki to może być stopień mniej więcej ? Bo dopiero teraz faktycznie poczułam "że żyję" :trup:
mimo że wydaje się to nachylenie mizerne, ale straszliwie się męczę..]

Poniedziałek:
10m,2 km - bieżnia z tym nachyleniem na pół czyli nr 2 na foto - 5 km Biegu spokojnego, 10x200m szybko z przerwami w truchcie,

Wtorek:
ciężkie nogi, 10 km śr tempo 6'/km

Czwartek:
łącznie 14,3 km - 4 km bieg spokojny, 2x4 km w tempie 4'55/km z przerwą między czwórkami 4 min w truchciku., potem na koniec ponad km bieg spokojny
- ogólnie bardzo, bardzo ciężko było, ciężej niż w terenie myślę na tym nachyleniu, tętno max 180.

Sobota
proszę mnie nie "hejtować" 30 km biegu spokojnego, ale narastająco
wyszło więcej niż w sumie było w planach bo znalazłam trochę inną trasę i ciekawość mnie prowadziła na tą wycieczkę. :hejhej:
śr tempo 5,57'/km (I 5 -> 6'14'/km, II 5 -> 6'12''/km , III 5 -> 6'/km, IV 5 -> 5,52'/km, V 5 -> 5'44''/km, VI 5 -> 5'38''/km )
na 18 km zjedzona paczka herbatników :hahaha:

co najlepsze po tych wycieczkach dłuższych czuję się dobrze, lepiej niż po czwartkowych czwórkach po których samopoczucie do piątku było raczej słabe.
Z plusów też brak bólu po długich biegach, mimo dość zróżnicowanego terenu, z minusów to ciągle mam problemy z zaburzonym widzeniem po 20 kilku km, niby przyspieszam, a jednak mam jakieś lęki, że coś zaczynam "odpływać" ? Ciężko to ująć, po drodze mijałam się na polu z ciągnikiem i musiałam wbiec na takie wzniesienie, żeby mógł sobie spokojnie przejechać i wtedy mnie właśnie zarzuciło jakoś - tak jakby z błędnikiem coś się działo bo nie jest to słabość do mdlenia, tylko trochę zaburzony kontakt z rzeczywistością, ktoś miał coś podobnego ? Po biegu jest wszystko ok.

Ostatnio dużo improwizuję i w sumie dałam sobie na luz-a w związku z ostatnimi wydarzeniami na świecie, nie możemy być pewni czy nasze docelowe zawody nie zostaną odwołane/przełożone, chyba że sytuacja się trochę w ciągu kolejnych miesięcy ogarnie. :ojoj:

Mnie cieszy obecnie, że moje ciało przystosowuje się do wysiłku, nogi są sprawne, a co będzie to będzie, nie mam już parcia na jakieś wymyślne treningi z książek, ani stresu czy uda mi się w ogóle połamać 4h na maratonie. Myślę, że się uda, że wszystkie wybiegane kilometry w swoim czasie zaprocentują, ale jak będzie,zobaczymy.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Długo mnie tu nie było, ale nie porzuciłam oczywiście mojej biegowej pasji. Po odwołaniu maratonu stwierdzilam, że to czas dla mnie, na bieganie dla przyjemności, a nie zamartwianie się czy osiągnę zamierzony czas na tym debiucie. Tak więc tygodnie mijały swobodnie. Było biegane nie mniej niż 52 km tygodniowo, więc aż tak się nie posypalam :D ale były to biegi na samopoczucie, jak chciałam to zrobiłam danego dnia 5 km szybko, a nastepnego czlapalam 2 godziny. Jakieś dwa tygodnie temu dostaliśmy mailowo propozycje przebiegnięcia maratonu "wirtualnie", oczywiście jak to ja, wystarczy coś podsunąć i nie potrafię odmówić. Problem pojawił się kilka dni później kiedy się ostro ponownie zestresowalam i efekty są takie:
- próba długiego biegu z nawodnieniem skończyła się po 18 km ostrą biegunką (ledwo doczlapalam do chaty..) pojawil się strach przed piciem podczas biegu
- kolejne biegi po tym doświadczeniu to jakby ktoś mi napchal ołowiu w nogi i tak w sumie jest do teraz, co wychodzę to czlapie po 6'20"/km
- postanowilam się odmulic i robilam jakies 500 m w terenie. Zrobiłam kilka powtorzen poniżej 4'/km i umieralam dalej kolejne dni
- we wtorek wyszłam na planowane 15 km spokojnego biegu, wrocilam po 3.9..
Cos tu nie gra..
Wczoraj więc nastawiłam budzik na 5 i po kawie poszłam rozbiegać ten cały syf i utraconą wiarę w siebie.. momentami pukałam się w czoło- to ta co chciala po 5'20 przebiec maraton a teraz zdycha po 3 kilometrach.. no ale nic, udalo mi się zrobić 20 odprężających kilometrow po 6'/km i czułam że mogłabym przeć na czczo dalej. Wróciłam do domu i myślę sobie co mi jest.
Zamowilam jakieś żele na wypróbowanie na planowany już ostatni długi bieg , jeśli zamierzam w czerwcu ten maraton ogarnąć. Muszę przetestować cokolwiek bo z wodą której nigdy wcześniej podczas biegu nie piłam, skończyło się jak wyżej.
Może była za zimna bo leżała cała noc w samochodzie, nie wiem. Kupiłam w każdym razie jakieś żele co ich popijać nie trzeba. :bum:
Dzisiaj po tych 20 km zrobiłam 11 km w lesie i tak po drodze rozmyślałam co mi właściwie dolega.. taka niemoc ogólna. Oddechowo sobie radzę, ale ja serio boję się czy w ogóle dobrne do końca tych 42.2 w 4:12.. zaczęłam tracić wiarę i nie wiem jak to rozegrać. Macie jakieś pomysły?
Nogi mam jak kłody, bolą mnie łydki w ten sposób jak bolą kiedy łapią skurcze, takie uczucie tuż przed skurczem towarzyszy mi bez przerwy. Dodatkowo ból dwugłowych obu nóg no i plecy koszmar. Na dodatek nadal nie mam pomysłu na trasę. Mam taka swoją ulubioną pętlę ale dosłownie nie pamiętam biegu na który wychodzę, żeby nie wialo.. wieczny wiatr u mnie i też na pewno to ma wpływ na wieczne zmęczenie. Z drugiej strony w lesie gubię sygnał z zegarka i okaże się że będę robić więcej niż powinnam.
Zgodnie z jakimś tam regulaminem mam podane widełki czasowe i nie muszę biec 13 czerwca, ale chcialabym w sumie tego dnia którego miał się odbyć maraton pierwotnie. Co zrobić w tych ostatnich tygodniach ? Jakiś sprawdzian? Nie wiem czy mam biec na te 4h żeby złamać, skoro nie jestem już pewna nawet tego? Mam niezły mętlik... Przykładowo patrzac na moje biegi dluzsze to widze ze mam potencjal, ale dlugo się rozkręcam i czasem mi wpada pierwsze 5 km powyżej 32 minut, potem jakos sie odmulam i kończę np.ostatnia piatke z 25 km wybiegania po 5'20. Ale czy to coś znaczy? Mam problem z tym ze długo się odmulam i początkowe kilometry są dla mnie jakieś trudne, męczę się. Po 15 czy 20 jest mi już wszystko jedno i przyspieszam. To głowa słaba czy jak?
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Kupiłam ostatnio Garmina vivoactive 3. Ogólnie polubiłam się z tym zegarkiem, ale nie wiem czy wskazania tętna z nadgarstka są ok.
Piszę bo potrzebuję szczerej porady. Sytuacja wygląda tak że nie mam pomysłu na ten wirtualny maraton , chodzi mi o trasę. Nie mam tu ulicy z choćby poboczem jakimkolwiek i nie uśmiecha mi się biec po płaskim, ale z co chwilę pędzącymi wokół samochodami. Wybrałam więc trudniejszą trasę, ma parę wzniesień, piach, wiatr w około 90% przypadków jak wychodzę. No nie jest fajnie. Proszę Was o radę czy mam ruszyć na złamanie 4 godzin czy to nie wyjdzie.
Ostatnie moje biegi od poniedziałku:
* 5 km, 26:17 , od 5'34"/km do 4'59"/km tętno średnie 146, max 180.
Krótko, trochę ciężko, deszcz wiatr pogoda totalnie roznosiła

* 12 km po 5'58"/km i uwaga tetno średnie 169 a max 186. Słaby dzień i bardzo słabe samopoczucie.

* 4 km z psem po 5'09"/km i tętno średnie 145 a max 160. Dobre samopoczucie, potem psina odmówiła współpracy i została bieżnia w domu więc dobiegane 12 km po 5'59 i tętno w domu 149, max 170.

* Dzis 30,22 km średnie tempo 6'03 a tętno sr 167 , max 186.
Wypróbowany żel sis - ohydny, na dodatek woda która zostawilam na 10 km, sturlala się do rzeki i niestety brnelam to o suchym pysku do końca. Bardzo, bardzo chcialo mi się pić. Do 10 km bieglam grubo powyzej 6'. Od 15 km przyspieszalam, ale najmocniejszy kilometr wyszedl tylko po 5'30. Zjadłam jeszcze paczkę żelek cola z kofeina i te weszły mi genialnie. Po biegu mieszane uczucia, wypita cala prawie butla wody i wrażenie ze 5 km jeszcze bym jakos doczlapala. Teren dość ciężki bo piach, duzo wzniesien nie jakis tam wysokich ale męczą, ogólnie pola i może 3 km asfaltu, dość wietrznie na nawrotce.

Co o tym sądzicie? Czy ja w ogóle ogarnę maraton po 6'/km? I czemu przy krótszych szybszych biegach tętno jest jako tako niskie a tu dziś mi pokazał garmin ze bieglam praktycznie 2h i 13 minut w strefie 4 od 154-175 tętna.?

Co mogę zrobić żeby się ogarnąć? :) szkoda że tak wszystko spapralam, ale ostatnio wydaje mi się że moja dieta też pozostawia wiele do życzenia. Dziś jak wróciłam to tylko JAJKA w mojej glowie i serek wiejski. Po tym ohydnym żelu chcialam tylko białka :) i zjadłam w sumie serek wiejski, kanapki dwie z jajkiem, salatke z ananasem i kurczakiem i czuję się ok, ale jak czytam o tych doladowaniach węglami to myślę, że coś robię nie tak i ta energia kończy się zbyt szybko, największy problem to utrzymanie tempa na dłuższym biegu. Bo o ile 15 przebiegne po 5'40 to coś się dzieje ze mną ze jestem strasznie wypruta z mocy... Sama nie wiem po tej trzydziestce dzis co robić ze sobą. Nie chcę wciąż biegać bez celu bo miesiącami nic się nie poprawia. O ile bardziej jestem pewna że 5 km pobieglabym bijąc życiówkę to maraton wypełnia mnie strachem.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Dawno mnie tu nie było. Trochę chyba się pogubiłam, ale zawsze taka byłam, że zamiast czerpać radość z prostego zajęcia, potrafiłam wszystko skomplikować ;) maraton miał odbyć się 13.06, niby podladowalam się przed, odpoczęłam robiąc tylko dwa krótkie biegi w tygodniu i ruszyłam rano z plecaczkiem, bananem, żelem i wodą. Cole sobie jeszcze postawilam obok samochodu bo i tak miałam robić takie nawrotki po prostej dość trasie. To był dzień który zaczął się mega upalnie, chyba jedyny jak dotąd w tym roku tak upalny.. zaczęłam więc bardzo wolno godząc się, że skończę to w 4:30. Niestety tu historia chyba mogłaby się zakończyć bo zeszłam po 24 km. Po prostu nie wyrobiłam, polewanie wodą, cokolwiek bym zrobiła, nie byłam przygotowana na ten skwar. Odpuściłam tak po prostu, nie jakaś totalnie wyczerpana bo do 17 km było znośnie. Ale nie uodporniłam się jeszcze na warunki pogodowe i nie potrafiłam walczyć ze sobą dłużej niż tylko do 24 km. Cóż, było minęło.. potem był tydzień dziwny bo straciłam kompletnie zapał i w sumie dopiero od dwóch tygodni coś tam robię, w granicach 28-30 km/tygodniowo.
Puls z kosmosu, niby zrobię dwa szybsze kilometry, ale nawet Garmin obniżył mi ostatnio pułap tlenowy. :ble: Czuję że coś jest ze mną nie tak, zaczęło się to w sumie dziać od jednego z biegów 30 km jeszcze w maju. To było moje ostatnie wybieganie przed maratonem i ścięło mnie po tym tak, ze do dziś jest kondycyjne załamanie.
Wiem że maraton nie ucieknie, a póki co wybrałam prosty plan ten tzw" do zapętlenia" z bieganie.pl i bez zbędnego wymyślania realizuje teraz te biegi. Jedyne to nie potrafię przy takiej pogodzie mieć sensownego tętna bo praktycznie po dwóch minutach trafiam już w 150 i tak się to ciągnie do końca do 180 przy wolnym biegu. Jakkolwiek zresztą bym truchtała to mam takie tętno, czego wcześniej nie było.. trochę było przykro i nadal jest, tyle czasu się starałam i chyba przekombinowalam albo nie jestem jeszcze gotowa na taki dystans.
Mam nadzieję, że Wam idzie lepiej i uważajcie na siebie bo po tej mojej nieudanej próbie maratonskiej dowiedziałam się, że córka sąsiadki -kobitka taka w wieku 35 lat dostała udaru na wirtualnym biegu 10km i doszło do jakiegoś uszkodzenia wątroby.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Hej. Możecie mnie wyśmiać, drwić ze mnie - to ta co chciala łamać 4h :bum: dzisiaj wyszedł spontan. Od paru tygodni pisałam jak jest, coś biegam, ale jest tego mało, było zalamanie spadkiem formy po długich biegach, straszny spadek tempa komfortowego który już wynosil poniżej 6'/km, po moich długich wycieczkach nagle zaczęłam się nim też dławić. Dlatego dziś wyszłam zaliczyć 42.2. godzina 4:55 wyjazd na ulubione biegowe miejsce. Po drodze chyba w radio plus "Trouble-Father John Misty" -polecam i piękne wschodzące słońce, wiedziałam że to mój czas. Za wycieraczką zostawiłam dwa banany i oshee i ruszyłam. Ruszyłam to może za dużo powiedziane ;) skończyłam po 4:47 z jednym bananem w żołądku, tak wiem nie ma się czym chwalić- drugi wyślizgnął mi się z ręki a coś stało się z moim biodrem, że nie pozwalało mi się schylić. Właściwie ostatnio nie było nic solidnie bieganego, więc zdziwiłam się, ze tym tempem od 22 km zaczęło się walenie w biodrze, palenie stawów lub ścięgien-nie wiem, w każdym razie po wszystkim nieźle mnie telepalo, chodze jakby mnie coś przetracilo. :ble: Czy jestem zadowolona, czy mam powód do dumy? No nie. Chociaż zależy jak na to spojrzeć. Wiedziałam tylko że u mnie 30 km nie jest problemem, najbardziej cierpiałam przy pierwszej nieudanej próbie w czerwcu koło 20 km właśnie, teraz było chłodniej i byłam przygotowana na kryzys który właśnie się pojawil około 22 km. Wiedziałam tylko tyle, że jak przetrwam 8 kolejnych to pójdzie już z górki. I tak mniej więcej było. Było ciężko. Po drodze pomyślałam, że to coś porównywalnego do bólu zęba. Myślałam tylko o moim ukochanym i on był przystanią w tym koszmarze, dzięki której dokończyłam ten trucht. Dużo pokory, bardzo dużo.. to miała być akcja w pełni komfortowa oddechowo itd, nie myślałam, że tak oberwe mięśniowo przy tym tempie. Jedyny pozytyw który uważam za plus? Od początku do końca praktycznie podobne tempo i o dziwo, wyprostowana sylwetka- a zawsze zawodził kręgosłup. Tym razem zawiodła moja siła, a właściwie jej brak. Ogrom pracy przede mną, nie zatrzymałam się nawet na chwilę, ale szok że było aż tak ciężko trochę mna wstrząsnął. Mimo wszystko nie wiem jak Wy, ja w głębi duszy i tak czuję się maratończykiem...

Równocześnie przepraszam za tak chaotycznie napisaną wiadomość, ale zwykle piszę z telefonu i tak to wygląda.

Tętno średnie 165. No i tyle. Zabieram się do pracy nad sobą!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:ojoj:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Hej, bardzo Wam wszystkim dziękuję za miłe komentarze. Nie było mnie znów, przyznam, że pogoda sprzyja i tak rzadko odwiedzam forum..
U mnie parę zmian. Po pierwsze mój maraton mimo że biegany niby z rezerwą dał mi lekcje pokory jakiej chyba nigdy wcześniej nie otrzymałam. Zrozumialam jaka jestem słaba bo przyznam, że moje bieganie było niekompletne- tylko bieganie, non stop, czasem tygodniami jak opętana byle nabijać kilometry, myślałam, że jak trzy razy coś poćwicze w miesiącu to będzie ok bo od samego biegania stanę się silna. G**no prawda. Od 11 lipca mam problem z naciągniętym ścięgnem w kolanie, biegam ostrożnie z jakąś orteza w granicach ostatnio 25 km tygodniowo..
Ale zaczęłam się wzmacniać, robię standardowe ćwiczenia: brzuszki, przysiady, pompki, deske na różne sposoby. Do tego rozciąganie i tez nie byle jakie 5 minut tylko odpalam konkretne filmiki i jadę z całym ciałem;)

Zrozumiałam jaki jestem slabiak, wstyd mi, że chciałam zaliczyć maraton. Nie zrozumcie źle, cieszę się, że go przetruchtalam bo maraton sam w sobie dziwne uczucia wywołuje, ale mogłam ćwiczyć, biegać i przebiec go godzinę szybciej w innym, późniejszym terminie..

Na razie wracam do 5 i 10 km i jak tylko kolano dojdzie do ładu, biorę się za żwawsze biegi. Obecnie kolano pozwala mi na lekki bieg jednorazowo 5-7 km ,po tym czasie pojawia się kłucie, które jeśli nie przerywam biegu, promieniuje do pachwiny. Ta orteza pomaga mi jakoś może bardziej psychicznie ale bez niej ból pojawia się szybciej.
Tu podejrzewam przesadzilam z bieżnia w zimę bo na bieżni aż tak ten ból nie doskwiera, za to w terenie na jakimkolwiek zbiegu zaczyna się problem.
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
Awatar użytkownika
Magdabiega
Wyga
Wyga
Posty: 76
Rejestracja: 23 sty 2020, 20:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Hej rzadko coś tu ostatnio zaglądam.. :| obiecuję poprawę w najbliższym czasie bo przecież Wasze blogi dawały tyle inspiracji..
Chciałam coś Wam napisać - być może przyda się komuś równie upartemu jak ja wcześniej.
Generalnie było tak, że pisaliście mi: "jak robisz akcenty to rób akcenty, a jak robisz spokojne biegi to biegaj wolniej niż wolno". Już nie pamiętam kto mi tak napisał i ja nie cierpię przyznawać się do błędu, ale tu muszę.. powiem tak- wszystko się pieprzylo, tętno na biegach może przez 5 sekund wskazywało 140, potem każde średnie to ponad 160. I żeby nie było,że ja też z tym tętnem mam jobla, to dodam, że samopoczucie też nie było dobre, było po prostu słabe.. każdy bieg na ciężkich nogach, wymuszony.
Mój max na tą chwilę myślę że wytyczony w chwili kiedy naprawdę dałam z siebie wszystko, wynosi 191. Na tyle udało mi się poczuć organizm że wiem mniej więcej, że do tętna 150 czuję się względnie komfortowo. 135- pełen komfort, 150 już taki wpadający w drugi może zakres?? Potem 165 i więcej to już dyskomfort.

No i czytajcie dalej :D

Ciągle biegałam niby to na samopoczucie i myślałam, że robię zgodnie z Waszymi radami- że robię spokojny bieg w pierwszej strefie, ale co się okazywało tętno każdego z nich to było ponad 160. Coraz bardziej się przymulalam, a moj zaczłapany maraton mieliście okazje gdzieś tu zobaczyć. W końcu zaczęłam ćwiczyć, zredukowalam kilometry, chcialam odzyskać sprawność, ale nadal robilam biegi spokojne na tempo - byle tylko nie wolniej niż 6'15"/ km itd. aż widząc że progres nie przychodzi ściągnęłam sobie plan ze strony bieganie.pl czyli uniwersalny do zapętlenia,ale obiecalam sobie, że będę go realizować bardziej na tętno i na aktualne możliwości i robić to tak jak pisze mniej więcej w zakresach.

No i wyszło tak, że czuję się świetnie. Robię w tygodniu rozbieganie, to poniedziałek do 60 minut i uwaga moje tempo wynosi czasem wiecej niz 7 minut na kilometr, ale czuję się podczas tych biegów dobrze i nie mam wstrętu jak na nie wychodzę.. tętno oscyluje wtedy koło 130 do 139. Potem w planie mam podbiegi we wtorek czyli rozbiegam się powoli, a potem łącznie pół godziny robię podbiegi wraz z przerwami albo co drugi tydzień przebieżki i też trwa to pół godziny. Środa wolna. Czwartek robię dłuższy bieg, obecnie powoli dochodzę dopiero do 18 km. Ostatnie 15-20 minut lecę jak chcę czyli szybciej. Sobota robię 25 minut rozbiegania i 20-30 minut progowego. Czasem zamieniam próg z dłuższym wybieganiem czyli czwartek z sobotą żeby nie szło tak samo.

I tu dochodzę do końca powoli :D że potrafię sobie czlapac na tętno, a później robić progowy 20 minut na tempie 4'48 i czuję się lepiej niż kiedy na siłę starałam się każdy spokojny bieg robić jednak takim tempem: "żeby wstydu nie było" ;)
teraz też jest mi ciężko bo jak tak truchtam przy ludziach to mi wstyd, że tak człapie, ale kurde z drugiej strony myślę - wstyd Ci, a tętno jednak masz wysokie jak tylko przyspieszysz więc cierpliwości- tak sobie powiedziałam (!)
Kiedyś myślałam, że tak nie można, bo mimo, że jednostka ma być spokojna to nie wypada się wlec poniżej normy- ale tu zdziwienie i to ogromne- nagle czuje wzrost formy, a dodatkowo Garmin twierdzi również, że moj pułap wzrósł do wartości większej niż miałam rok temu. Czuję, że mogę trzasnąć szybką jak na mnie piątkę, na pewno szybszą niż te 23 minuty rok wcześniej.niestety odwołali nam bieg niepodległości w Bydgoszczy i będę musiała zrobić samotne rozeznanie ;)

w każdym razie jeśli ma być wolno to musi być i to naprawdę daje więcej niż bezsensowne męczenie się na wyższym tętnie, które i tak nie jest na tyle wysokie aby polepszało cokolwiek.
Jestem żywym dowodem na to, że z truchtu przez półtorej godziny po 7'/km mogę potem wykrzesać 20-30 minut biegu poniżej 4'50/km. Jeszcze dwa miesiące temu byłam tak zamulona, że nie mogłam zrobić kilometra poniżej 5'... Także pierwszy raz w życiu wiem po co wychodzę - każdy trening ma jakiś cel i ja wiem w końcu jaki.. a wczesniej wychodziłam, robiłam go zmęczona i w sumie nie wiedzialam co ja tym buduje-wytrzymałość? Niby tak,ale jaką, skoro nie mogę kilku szybszych kilometrów potem wytargać bo się duszę?

A tutaj mam balans- wlokę się przez wieś i myślę: "kurde no ile jeszcze, ja chcę już biec!" A jeszcze niedawno myślałam: "Boże jeszcze 10 km,nie mam siły..." -Bo biegłam za szybko biegi,które na moim obecnym poziomie muszą być po prostu WOLNE. I tak cierpliwie biegam, tętno przy tych 7' to nawet było na początku wyższe- chyba coś koło 145. Teraz zeszlo już czasami do 130, wiec wchodzę powolutku z tempem level wyżej ;). Ale zrozumiałam dopiero sens i Wasze rady. Dodam jeszcze, że ciężko tak się wlec i w ogóle trzymać technikę jakąkolwiek- ale mam dużo czasu i siły żeby wtedy nad tym pracować-trzymam się prosto, ale kroczki są krótkie, no takie tuptanie, że mam ochotę wystrzelić... :bum: I potem jak biegnę próg to widzę poprawę- ze 163 krokow na minutę doszlam przy tempie poniżej 5' do 176 krokow. Czuję że chyba nawet ładniej biegnę :D a to wszystko tylko dzięki temu, że ja w końcu mam na to siłę.. Nie jestem zamulona bezsensownym bieganiem.

Dziękuję Wam bo naprawdę te rady okazaly się jakąś dla mnie ostatecznością, a okazuje się że uratowały też moją głowę- bo ja już myślałam, że się do niczego nie nadaję, że wszyscy mają jakiś progres,a ja od roku stoję w miejscu, mimo że moje kilometry w pierwszej połowie roku dochodziły do 80/tydzień(!)
- Byłam wściekła, zmęczona, byle jaka. A teraz robię 40 i czuję w nodze luz, który rwie się do biegu i biegam szybciej...
Może to też kwestia sprzecznych informacji, a ja za dużo lubię czytać- więc niby: biegaj wolno, ale nie da się biegać szybko, biegając wolno itd. tylko ze teraz połączyłam to sobie do kupy - biegaj wolno w dni kiedy masz biegać wolno, a akcenty rób na pełnej k..... Czy jakoś tak :D

Jestem pełna optymizmu i po raz pierwszy notuje wzrost formy, naprawdę w połowie przyjemną robotą..
A pewnie znajdą się też dociekliwi, którzy zapytają czemu ten próg robię takim tempem, a nie innym.. robię od 5'/kmnponiżej bo robię na razie krótkie takie biegi i z tego co kojarzę z zeszłego roku to te 20-30 minutowe robiły mi największą robotę z kondycją. Czasem po prostu po rozgrzewce zaczynam po 5'20 jeden kilometr i sama czuje potem czy danego dnia dam rade dociągnąć 20-25 minut już poniżej 5'/km. Tętno mam wtedy w granicach 95% maxa,no jest ciężko. Nie wierzę naprawdę jakoś ślepo w to tętno bo tak to trochę tu wygląda, ale odkąd w sumie korzystam z tego to mam świadomość większą błędów jakie popełniłam i jak robię coś intensywnego to traktuję ten progowy jako bieg właśnie taki że na końcu jest 95% mocy.

Może dlatego tak bardzo boję się dłuższych dystansów, najbardziej przeraża mnie dycha i polmaraton. Bo o ile do 30 minut mogę się ostro męczyć to brak mi wytrzymałości na dalszą męczarnie :p ale powoli, do przodu, będę modyfikować te czasy trwania. Mam nadzieję, że teraz uznacie, że trochę zmądrzałam z tym moim bieganiem, bo jak posypią się komentarze że jednak za wolno te rozbiegania to będę w czarnej *** :)
Podsumowując też jak mi ktoś napisał,najpierw trzeba postawić fundamenty żeby dalej działać i w końcu chyba rozumiem że nie od razu będę lecieć jak na skrzydłach i budować wydolność ładnie i szybko biegnąc.. każdy by tak chciał. Chyba rozumiem dlaczego zawsze biegalam na wysokim tętnie- bo nigdy mój organizm nie poznał jak to jest przystosować się najpierw do znośnego, niskiego tętna.
:ojnie:

Jak to baba za dużo przemyśleń na raz ;) ale mam nadzieję, że może jak ktoś ma podobny problem to następnym razem zastanowi się czy jego bieganie ma sens, za każdym razem na ciężkich nogach?
Komentarze viewtopic.php?f=28&t=61276

5k- cele zrealizowane 22:55 ✔️-> 21:55✔️ -> 20:55 ✔️> 19:59✔️ ;))
-> do realizacji 10k-39:59
ODPOWIEDZ