Kwiecień miał stać pod znakiem sprawdzianu wypracowanej zimą formy podczas startów, jednak stało się inaczej. Ale nie to w życiu jest najważniejsze.
3 kwietnia wszedłem do mieszkania i zostałem zawołany do pokoju. Tam w tzw. koszu Mojżesza, obok zdjęć USG, zobaczyłem niebieski balonik z piłkarzem
![szok :szok:](./images/smilies/icon_e_surprised.gif)
Przy okazji zostałem nagrany
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Jeden z najpiękniejszych momentów w życiu
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Może będzie biegać lepiej niż tata??
06.04 pon
BS 12.65km; 59.54
t.4.44/km
HR 140bpm
07.04 wt
BS 10.71km; 49.34
t.4.38/km
HR 138bpm
10.04 pt
BS 11.13km; 52.56
t.4.45/km
HR 141bpm
11.04 sob
2km [9.53]+5km [19.25]+1.6km
HR z całości 151bpm
Zawsze narzekałem na okolicę, w której mieszkają rodzice mojej panny, ale teraz w dobie bzika na Covid19, okazało się, że puste pola mogą cieszyć. Dobiegłem 1.6km po bruku pruskim do fajnego szutrowego odcinka, dokręciłem do 2km a dalej pobiegłem progową piątkę. Weszło całkiem sympatycznie. Do tego biegłem w człapakach Kalenji Kiprun Long - tanie buty z Decathlona do nabijania kilometrów. Bardzo stabilne, dużo amortyzacji i dosyć ciężkie.
14.04 wt
BS 10.48km; 47.49
t.4.34/km
HR 142bpm
Uwaga, teraz część niebiegowa o tym, co mnie gryzie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Będzie sporo żali, teorii spiskowych, hipotez, ale nie przeczytasz tu o płaskiej Ziemi.
Na początku, owszem przestraszyłem się Covid19. Potem, czego bardzo żałuję, nie zapisałem tutaj, wypaliłem, że w Hiszpanii dzienna ilość zmarłych nie przekroczy 1000 osób, dlatego, że po prostu wiele więcej dziennie ich nie umiera. Ot taka norma dla 40mln kraju. Dokopałem się jakiś czas temu do "ichniego" odpowiednika GUSu. Okazało się, że faktycznie jest taka norma, ale jednego dnia zmarło 950 osób na Covid. No to logiczne, że łącznie to 2000 powinno być zgonów, a tu taki wał. Razem nadal około 1100.I tak codziennie. Eureka! krzyknął Archimedes, alchemicy otrzymali żywe złoto a lekarze wynaleźli antidotum na udary, zawały, białaczkę, innego raka, inne choroby zakaźne. Orwell w grobie się przewraca, bo spiskowa teoria dziejów nie miała miejsca. Politycy dbają o dobro obywateli, a nie własnej kieszeni. Polityka prorodzinna przestała polegać na obsadzaniu stanowisk członkami własnej rodziny.
Dobra, koniec hipotez, teraz ciekawa historia mojego znajomego.
U niego w pracy okazało się, że kolega ma Covid19. Jako, że M. pracował z nim przy 1 maszynie całą zmianę, a właściwie zawsze, gdy byli razem w pracy. Ok jego rodzina na kwarantannie (mieszkają w domu jednorodzinnym). Przeprowadzono M. test. Wynik
POZYTYWNY. Zatem szybki wywiad i kilkanaście osób było na liście z kim miał kontakt. Z częścią z nich "biesiadował", przytulał misia itp. Po paru dniach pobrano wymazy od wskazanych osób. I szok! Wszyscy wynik NEGATYWNY - nawet żona, z którą spał w łóżku i jego dzieci. No nic, pewnie pomylili się, bo wirusa łapią wszyscy. Powtórka testu (to standardowa procedura po tygodniu) - wynik M. POZYTYWNY. Ogólnie, gdyby nie miał badania, to nic by nie wiedział, bo przechodzi go zupełnie bezobjawowo.
Podzieli się ktoś podobnymi historiami? A i nie, że to słyszałem, ale byłem żywo zainteresowany sytuacją, bo w przypadku pozytywnego wyniku u wspomnianych osób, następny do badania byłbym ja.
Zastanawialiście się dlaczego w całym bloku wschodnim ciężkich przypadków, czy śmierci jest nieporównywalnie mniej? Najlepiej to widać na terenach byłego NRD i RFN. W jednym z programów usłyszałem hipotezę, że może dlatego że na wschodzie od 60 lat stosowana była szczepionka na gruźlicę. Nie wiem to tylko zgadywanie.
Lubię pewien cytat z książki o Chinach, którą kiedyś czytałem. Jest tam mniej więcej taki fragment: "Jeśli zapytasz mieszkańca Kantonu co sądzi o rewolucji francuskiej, to odpowie że minęło zbyt mało czasu". Sam uważam, że minęło zbyt mało czasu aby ocenić co się stało. Wiele jest podejrzeń, fake news, nierzetelnych artykułów, a i chyba każdy widział nagranie sprzed konferencji z Białego Domu, kiedy to jeden krawaciarz mówi do drugiego, aby zdjął maskę a dziennikarka wypala: "everybody here was vaccinated anyway".
Dobra teraz nieco humorystycznie
Noszę maseczkę nie dlatego, że się obronię przed wirusem, ale tylko dlatego, że dostanę mandat od psów. Władza mówi nosić, to trzeba nosić, a jak nie, to poszczujemy was psami, tak jak Napoleon pogonił Sowballa w "Folwarku zwierzęcym".
Nie muszę nosić maseczki gdy:
-akurat palę na chodniku fajkę
-gdy jem lody
-gdy chcę komuś kichnąć w twarz
-gdy mam wyjebane
-gdy noszę dresy
-gdy się duszę
-gdy jestem w lesie, mimo że mijam dziesiątki osób
-gdy jestem Wieśkiem albo Mietkiem z budowy
-gdy pracuję w mojej firmie
A'propos firmy. Ręce opadają. Nasza branża nie jest podatna na wirusa. Ponad rok temu wybitny handlowiec rzucił firmę w diabły, bo miał dosyć szefa i jego cudownych pomysłów więc wtedy nastąpił duży spadek sprzedaży. Obecnie, mimo znaczącego wzrostu do miesiąca poprzedniego, mimo utrzymania wskaźnika rdr, szef obciął nam pensję praktycznie do najniższych krajowych a robotę trzeba zrobić tę samą. Ku***two niesamowite. To człowiek, który dorobił się na dymaniu pracowników. Nigdy nie płacił nadgodzin, przy 35 stopniach nie ma butelki wody. Oczywiście że szukam innej roboty, ale teraz będzie trudniej i on znowu skorzysta, bo będzie większe bezrobocie. Wcześniej nie zmieniałem roboty, bo potrzebowałem zdolności kredytowej i historii zatrudnienia.
Do czego piję? Otóż zawsze po tyłku obrywa zwykły człowiek. Uważam też, że nosimy maski, bo elity wyczuły kasę. Skoro można coś zamówić za powiedzmy 200 tyś, a sprzedać za 2-3 bańki, to czemu tego nie zrobić? Ba! pewnie sami byśmy tak zrobili, gdybyśmy mogli. Poruszyłem to podczas powrotu z egzaminów sędziowskich 1 marca jadąc z kolegą.
PS Widziałem imprezę masową. Pierwszą w tym roku. Zahaczyłem o wędkarski (znajduje się tuż przy toruńskim targowisku). Wiem ile to jest 1000 osób, a było tam znacznie więcej. Jeden na drugim, mało się nie zadeptali. Po kilkanaście osób w kolejce. Nowalijki i piękna weekendowa pogoda zrobiły swoje.
18.04 sob
BS 15.04km 1.09.50
t.4.39/km
HR 140bpm
Pobiegałem sobie po południu a w ramach regeneracji sięgnąłem po piwo. A jak wiadomo, oleum wraz z alkoholem dociera do głowy i wtedy pojawiają się najlepsze pomysły
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Przy trzecim piwie, napisałem do kolegi czy będzie świadkiem mojego samotnego kontrolnego półmaratonu. W końcu miałem biec akurat w Łodzi. W niedzielę rano straszny kapeć w gębie a w poniedziałek sporo pracy.
20.04 pon
Wybrałem sobie ścieżkę rowerową z Torunia w kierunku północnym. Najpierw pokonałem ponad 4km truchtem na miejsce startu, tak aby nie mieć już po drodze żadnych świateł. Było zimno, wiał północny? wiatr.
Pierwsza część prowadzi pod górkę i założyłem, że pokonam ją nieco wolniej. Niestety nie dałem rady biec założonym tempem. Pierwszy kilometr w 3.59, kolejny 3.57, a trzeci w 3.50 i wiedziałem, że to za szybko. Pogodziłem się, że nie złamię 1.20, czy 1.21. Może obronię 1.24.
Kolejne "piątki"
1-5km - 19.35
5-10km-19.46
10-15km-20.02
15-20km-19.36
21km -3.35
Całość 1.22.55
t.3.56/km; HR 168bpm
Nie będę specjalnie opisywał pietyzmu tego biegu. Po nawrotce, mimo lekkiego spadku terenu, tempo minimalnie poniżej 4.00 sprawiało mi dużą trudność. Wiadomo, normalnie to bym nie piłował 15km i nie żłopał browarów dwa dni wcześniej. Mięśniowo czułem się słabo. A w płucach był bardzo duży zapas, bo średnia wyszła 84%. Ale cieszę się, że pobiegłem. Samotny bieg to też nie to samo, co zawody.
Poniżej zdjęcie z samotnej próby na "luźnej łydce".
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.