Jakoś automat poranny nie chce zaskoczyć - za późno chodzę spać, 6h snu ostatnio przestało wystarczać, a ja i tak chcę spać min. 6,5h. No to wyszedłem o 20:50, podła pora na trening, nic się nie chce. Na termometrze 1 stopień, więc zarzuciłem na siebie bieliznę termiczną z Lidla (narciarkę, kiedyś takie rzucili, ale od 3 lat poluję i nie ma) i t-shirta. Kominiarka, rękawiczki i start. I pierwszy raz w życiu marzłem przez cały trening - bo odczuwalna na pewno była niższa przez wiatr, zwłaszcza na otwartej przestrzeni piździło zdrowo, korpus jeszcze jak cię mogę, ale ręce szczypało do wejścia do domu. Jakoś taki zmęczony byłem, więc postanowiłem lecieć BSa, ale najwolniej jak się da w granicach E Danielsa. I żeby nie przekraczać HR 150.
Nie licząc pierwszego, gdzie zawsze GPS ze Strydem zawsze pokazują głupoty, kilometry wpadały w okolicy 6:10 +- 5s. Bieeeeegłeeeem woooooolnoooo. HR w okolicy 145, jak bardziej zbliżałem się do granicy 6:00, to HR zbliżało się do 150, to samo na podbiegach. Dodatkowo dołożyłem sobie kaganiec - do oddychania nosem to jestem przyzwyczajony, ale 4-4 na całym, 10km treningu to mi się nie zdarzyło. Aż do tera. Da się. I się od tego nie umiera. Po treningu kwadrans jogi.
9/2020 piątek, 7 km BS, średnio po 5:57
Środa i czwartek nie dałem rady wstać. Nie wiem, czy mnie jakaś mała infekcja nie trzyma, może przemęczenie, albo jedno i drugie. W czwartek wieczorem zrobiłem dość wymagający jak dla mnie zestaw ćwiczeń jogi dla biegaczy. 25 minut, myślałem że mi ścięgna i mięśnie postrzelają, taki nieelastyczny jestem. Przynajmniej w pewnych partiach nóg. Niemniej dziś obudziłem się pierwszy raz od dawna bez sztywnych Achillesów. Dobry znak. Po 5,5h snu wyjście na trening było wymagające, ale się udało. Dziś dla odmiany, z racji tego że ruszyłem 5:21 krótka pętla, tak 5:50 na kilometr, ale dość wysokie tętno, 155 to już po 2 kilometrach widziałem. No cóż, organizmu nie oszukasz. Zrobiłem swoje, wróciłem do domu, rozciąganie znane z jogi i zaczynamy dzień.
------------------------------------
Jak już pisałem w dziale Trening, od przyszłego tygodnia zaczynam plan z książki Hudsona i Fitzgeralda na 10k dla 40-latków. Brakuje mi do tego 3,5 roku (do 40-tki,, nie do rozpoczęcia planu
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Teraz dodatkowo robię sobie Stryd-detoks. Skoro okazało się, że mój zegarek nie bierze dystansu ze Stryda, to znaczy, że mam zabawkę za pięć paczek która pokazuje tempo chwilowe. I postanowiłem sprawdzić, czy bez niego będę odczuwał jakąś różnicę. Na razie - odczuwam minimalną ze wskazaniem na żadną. Testy potrwają jeszcze kilka tygodni, pobiegnę też jakieś zawody bez Stryda, i zobaczymy wtedy czy go potrzebuję.