Biegam bo lubię

Moderator: infernal

mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Witam wszystkich. Na forum zarejestrowałem się w lipcu 2017 i od tego czasu je czytam. Zdarzyło mi się też parę razy wypowiedzieć/zapytać. Ale postanowiłem w końcu założyć bloga. Mam na imię Michał i mam 35 lat. Mieszkam i biegam w Gliwicach – oczywiście nie licząc startów w zawodach i sporadycznych wyjazdów w celach „zwiedzania” nowych ścieżek :bleble:

Moja przygoda z bieganiem systematycznym zaczęła się w sierpniu 2017. Wcześniej, za kawalera miałem co prawda króciutkie epizody biegowe, ale tak jak szybko zaczynałem biegać to tak szybko kończyłem. Jeśli chodzi o sport to nigdy nie uprawiałem żadnego wyczynowo. Jak wszyscy jeździłem na rowerze. W pewnym okresie było tego nawet bardzo dużo – ze 2 sezony weszły po jakieś 1500-2000 km. Ale to było jakieś 15-20 lat temu i na dodatek na ciężkim góralu.

Jeśli chodzi o przebieg od sierpnia 2017 to nazbierało się tego ok 4500 km, z czego w 2017 ok 730 km, w 2018 ok 2000km i w 2019 do dnia dzisiejszego ok 1750km. Przez ten czas nie miałem żadnych dłuższych przerw, jedynie chorobowe w 2018 ok 2 tygodnie w kwietniu i w 2019 tydzień w marcu. A tak naparzam na okrągło. Poza sporadycznymi incydentami biegam 3 razy w tygodniu. Jeśli chodzi o kilometraż to jakieś 40-45 km/tydzień. Dystanse poszczególnych treningów to:
- 10-14 km jakiś zabaw biegowych typu wolniej/szybciej w różnych wariacjach;
- 8-10 km interwałów lub 10-12 podbiegów;
- 15-20 km biegu spokojnego;
Tempa jakie osiągam podczas tych biegów to od 4:05-10 podczas interwałów do jakiś 5:20-30 podczas najdłuższych. Oczywiście jeśli chodzi o podbiegi tu jest dużo wolniej – pewnie wychodzi to powyżej 6.
Ze względu na specyfikę mojej pracy (a także godziny pracy żony) 90 % biegów wykonuję w okolicach godzin południowych. W wolne dni zdarza mi się biegać raniutko na czczo. Nie lubię biegać wieczorami. Większość biegów to asfalt/beton. Jednak gdzieś od pół roku, odkąd kupiłem traile wyruszam też do lasu i na inne bezdroża. W lato „odkryłem” hałdy na których ćwiczę podbiegi. Wcześniej robiłem to na góreczce ok 100m asfaltowej. Interwały biegam na bieżni tartanowej na Orliku, na którą mam jakieś 500m z domu.

Jeśli chodzi o sprzęt elektroniczny to jest to Garmin 230 + pasek hrm fabryczny. Pasek ten od jakiegoś czasu miał jakieś jazdy, typu 190-200 pulsu po kilku minutach luźnego biegu lub wręcz 60 uderzeń na konkretnej gonitwie na ostatnich zawodach, więc poszedł do krainy wiecznych łowów. W jego miejsce kupiłem HRM-Run czerwony. Zegarek też zamierzam zmienić na wiosnę. Pozostanę w stajni Garmina i będzie to najprawdopodobniej 935.
Buty: w tej chwili są to Adidasy Solar Glide, w których nalatałem już ok 900km. Do niedawna – zeszłego czwartku, miałem jeszcze Salomony Trailster, ale musiałem się ich pozbyć ze względu na uciski – tworzyły mi się odciski na wewnętrznej stronie śródstopia. O ile te 8-10 km mogłem w nich biegać jeszcze ok to po przekroczeniu 10 km zaczynał się dyskomfort a później ból. Zrobiłem w nich 3 dłuższe biegi (15-21km), z których każdy kończył się krwawymi odciskami. Mam bardzo szeroką stopę i widocznie te buty nie nadawały się do biegania dla mnie. Więc w tej chwili szukam czegoś na trail/błotko no i na śnieg/błoto pośniegowe (o ile jakieś będzie), gdyż te Adidasy jeżdżą po mokrym „nie asfalcie” jak po lodowisku. Wcześniej miałem Adidas Supernowa 9 (prawie 2000km) oraz New Balance, które rozwaliłem podczas pierwszych zawodów trailowo-górskich przy przebiegu ok 1000km.
Do pary z szeroką stopą mam ją króciutką. Cywilne buty noszę rozmiaru max 41, więc mam problemy z wyborem butów w sklepach „biegacza”. Zazwyczaj w sklepach w tych rozmiarach są damskie, które przymierzam a swoje kupuję przez internet. Adidasy mam w rozmiarze 41 1/3, New Balance były 41,5 a salomony 41 1/3.

W następnym wpisie podzielę się z wami moją historią biegową :)
New Balance but biegowy
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Zacząłem biegać w sierpniu 2017 w głównej mierze żeby zrzucić trochę ciałka. Co prawda już lipcu zacząłem truchtać, jednak było to nieregularnie i bez patrzenia na długość i czas trwania biegu. Pierwszy zarejestrowany bieg odbył się 4 sierpnia na „mojej bieżni”. Przetruchtałem wtedy 7,3 km w nawet niezłym średnim tempie 5:34. Oczywiście po drodze 2 razy musiałem się zatrzymać aby nie wypluć płuc :bum: Wtedy ważyłem ok 90 kg. W tej chwili waga zeszła do 79 przy wzroście 176 i jakoś nie może drgnąć bardziej. Widocznie to już moja masa optymalna. Żadnej diety nie prowadzę, jem prawie wszystko. Czasami (ze 2 razy w miesiącu) wpadnie jakaś pizza czy „Donald”, chipsy (ewentualnie domowe frytki lub domowa pizza). Po prostu mniej żrem :hej: Ograniczyłem jedynie słodycz ale też raz/2 razy na tydzień coś tam skubnę. Budowę ciała mam dosyć masywną. Oczywiście kaloryfera się nie dorobiłem i nie zamierzam go robić, brzuszek dalej występuje. Ubraniowo zszedłem przez te 2 lata z XL do L a często jest to nawet M. Uda mam strasznie duże – patrząc na zawodach na innych to ciężko mi zobaczyć osoby podobnej budowy ciała z takimi udami jak moje. Zazwyczaj są to chudzielce lub miśki. Może to są moje pozostałości po rowerze.
Na siłownię nie chodzę; to samo bieżnia mechaniczna – nie licząc szkoły, nigdy po niej nie biegłem. Od jakieś pół roku ćwiczę w domu, ale są to bardziej jakieś rozciągające ćwiczenia w stylu deski, różne skłony, pompki, ekspander na ręce itp. W dni niebiegowe staram się robić pompki w ilości 150-200, które rozkładam na cały dzień – jednorazowo mój max to 42 :spoko: W biegowe dni robię jakieś 50 powtórzeń.
Moje tętno maksymalne jakie udało mi się osiągnąć podczas biegów to 194. Nie licząc ostatnich szaleństw paska kiedy to dochodziło pod 205 :bum: Jeśli chodzi o biegi spokojne przy tempach 5:15-30 (jakoś ciężko mi po płaskim biegać wolniej) to osiągam średnio 155-165. Na interwałach dochodzi do 185-188. Spoczynkowego nigdy nie mierzyłem.
Jeśli chodzi o rozgrzewkę to wykonuję ją tylko przed interwałami, a inne biegi po prostu zaczynam wolniej i po 1-2km dopiero wchodzę na właściwe tempo. Rozciąganie - z tym już jest gorzej :hej: Bardzo często ją zaniedbuję, troszkę rozciągnę nogi i hop do wanny. Jedynie po zawodach staram się dokładniej poprzeciągać. Czasem jak mnie coś kłuje, uciska to wrzucam na warsztat roller i jadę z koksem. U fizjo nigdy nie byłem, z masażu skorzystałem tylko raz na "zakończenie" sezonu startowego 2018.
ODPUKAĆ – do tej pory nie dorobiłem się żadnej kontuzji i oby tak pozostało. Oczywiście po pierwszych zawodach łydki chciały odpaść no ale to wina za szybkiego „ataku” na zawody.

Moje życiówki wyglądają następująco:

1km – 3:52
5km – 22:03
10km – 45:36
21km – 1:39:57

Najdłuższy bieg jaki wykonałem do tej pory to 24,92 km. Na maraton na razie się nie pcham, chociaż kiedyś pewnie podejdę do niego ale to będzie jak z połówką zbliżę się do 1:30-32 :spoczko: Biegam tylko sam (nie licząc zawodów). Jakoś nigdy nie było okazji z kimś potruchtać.
Ostatnio zmieniony 15 lis 2019, 10:16 przez mooll, łącznie zmieniany 2 razy.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Teraz po krótce opiszę moją historię zawodów.

Debiut w zawodach był bardzo szybki gdyż 22.10.2017 na Półmaratonie Gliwickim, ale to dlatego że rok wcześniej jak patrzyłem jako kibic na biegaczy to postanowiłem za rok być po drugiej stronie. Nabiegałem czas 2:04:09 w deszczu, pod koniec już umierałem ale dobiegłem.

Następnie przyszedł rok 2018 i tutaj zacząłem od Wizz Air Half Marathon 10 czerwca. Słońce paliło niemiłosiernie, trasa jak dla „prawie debiutanta” była bardzo pagórkowata i się skończyło na czasie 2:03:05.

Kolejnym biegiem był Tyski Półmaraton 2 września. Tutaj pogoda była wymarzona – ulewa przez cały czas i od razu poprawa czasu 1:54:15 :bleble:

23 września przyszedł czas na pierwsze zawody na 10km podczas Knurowskiego Biegu Ulicznego. Do tej pory nigdy nie biegałem „na ostro” takiego dystansu więc nie wiedziałem jak to rozegrać. Postanowiłem połowę – do nawrotki luźniej, później jak będzie moc w nogach przyśpieszyć i zrobiłem z tego 49:57.

Przyszedł październik i 7 dnia tego miesiąca wyruszyłem na trasę Silesii Półmaratonu. Czytałem opinię, że jest to dosyć ciężki bieg z niezłym podbiegiem na końcu, więc jechałem troszkę na smyczy aby nie przeszarżować. Oczywiście na podbiegu widziałem jak inni padali ale ja nie zatrzymałem się ani na chwilę i udało mi się znowu poprawić czas na 1:49:33
W listopadzie, a konkretnie 4 znowu zaatakowałem „mój” gliwicki półmaraton ze zmienioną trasą. Był od teraz płaski prawie jak stół, za to bardzo kręty. Pocisnąłem i zakończyłem starty w zawodach w roku 2018 z czasem 1:45:14

Przyszedł rok 2019 i tutaj startów było już więcej:

24.03.2019 – Półmaraton Marzanny. Po zimie podszedłem na spokojnie, po prostu chciałem sprawdzić gdzie jestem i wyszło 1:48:17

06.04.2019 – Kuźniański Półmaraton Leśny. Tutaj miał być ogień :bum: i tak też się skończyło. Weszło w 1:42:51

Następnie w majówkę, a dokładnie 5 maja wybrałem się do Poznania na Wings For Life. W założeniu chciałem przebiec 21-22km, ale że tego dnia pogoda sprzyjała i noga fajnie niosła wyszedł najdłuższy bieg. Małysz złapał mnie na 24,92 km :spoko:

Niecały tydzień później podszedłem do mojej pierwszej krosowej przygody. W Nowej Wsi 11 maja wystartowałem w Silesian Highland Marathon na dystansie 22 km. Był to mój debiut w terenie i to jeszcze „górskim”, po drodze sporo najwyższych ze wzniesień Wyżyny Śląskiej. Pobiegłem to w zwykłych asfaltowych New Balance Synct, które to załatwiłem na tej trasie :ech: . Jeden podarł się na całej długości cholewki, a drugi miał dziury w przedniej części buta. Mimo tego trasa mi się spodoba i o ile nie będę miał jakiś przeciwwskazań w terminarzu, to w przyszłym roku też tutaj się pojawię :hahaha: Oczywiście teraz wystąpię już w odpowiednich butach (które właśnie szukam). A byłbym zapomniał, czas: 2:17:02 – ale to przez te górki :hej:

Na koniec maja (25) jeszcze przystąpiłem do Gliwickiego Biegu Ulicznego na 10km, który w tym roku odbywał się w ramach akcji Kilometry Dla Hospicjum (gliwickiego). Był to mój pierwszy bieg o tak późnej porze, start był o godzinie 22 i ukończyłem go w czasie 47:39

29 czerwca wybrałem się do Rybnika na Półmaraton Księżycowy. Miał być atak na życiówkę, ale ze względu na nocny charakter biegu i problemy żołądkowe – żel nie chciał się przyjąć, brakło kilkunastu sekund. 1:43:19

W lipcu byłem na urlopie w zielonogórskim. Znalazłem w okolicy wydawało się niezłą i prostą połówkę w Chrzypsku Wielkim. 20.07 wystartowałem W Półmaratonie o Puchar Krotoski-Cichy. Słońce piekło niemiłosiernie i trasa okazała się wcale nie łatwa więc po połowie dystansu musiałem trochę przystopować żeby w ogóle dobiec do mety, którą to osiągnąłem w czasie 1:54:51

Na sierpień a dokładnie na 15 zaplanowałem wieczorową porą Połówkę w Zielną w Sosnowcu. Trasa stricte krosowa przez lasy ze sporą ilością podbiegów. Był to debiut w zawodach Salomonów Trailster. W głównej mierze właśnie przez nie – straszny ból stóp :wrr: , w drugie części dystansu musiałem kilka razy przejść do marszu. Skończyło się z okrwawionymi pęcherzami :echech: w czasie 1:54:45

1 września wybrałem się ponownie do Tychów na półmaraton. Pogoda była przeciwieństwem ubiegłorocznej – lampa z nieba i temperatura dochodząca do 35 stopni. Na nic się nie nastawiałem, miał to być w miarę spokojny bieg i tak też go ukończyłem z czasem 1:54:52

Tydzień później pogoda była znakomita do biegania. 7 września wystartowałem w 15tce z Sosnowca do Katowic. Dystans, jak sama nazwa mówi 15 km pokonałem w czasie 1:13:52 i dużym luzem.

Październik – Silesia Półmaraton. Trasa w zeszłym roku bardzo mi się spodobała, więc nie było, że nie – muszę znowu tutaj pobiec. Plan zakładał delikatnie poprawić czas z ubiegłego roku. ALE, że pogoda była idealna i był to mój dzień poszło lepiej niż w założeniach. Nawet na Telewizyjnej, gdzie ludzie padali jak much zwolniłem tylko minimalnie. 1:41:59

Ostatni start w tym roku przepadł na rodzimy Półmaraton Gliwicki. Pogoda co prawda nie była idealna ale planowałem się zbliżyć do 1:40. Plan został osiągnięty a nawet wszedł SUB100 :hej: i pękła granica – 1:39:57

Teraz może troszkę o planach. Tak jak pisałem wcześniej – na razie nie planuję maratonu i przykładam się do powolnej poprawy 21k. Chcę rocznie poprawiać się o około 5 minut tak żeby na jesieni 2021 „MOŻE” podejść do maratonu (marzenie – Warszawa). Żadnego treningu biegowego do tej pory nie prowadziłem, tzn. nie biegałem według jakiegoś planu i raczej nie będę tego zmieniał. Bardzo dobrze i przyjemnie mi się tak biega. Nie mam żadnych odgórnych planów co mam dzisiaj pobiec. W zależności od dnia biegnę na co mam ochotę. Dyszki jakoś na czas nie biegam. Zazwyczaj poprawa czasu na tym dystansie wpadała przy okazji poprawy czasu na dłuższych dystansach. Raz tylko pobiegałem podczas interwałów specjalnie aby poprawić czas. Chcę więcej biegać w terenie i po hałdach. Może wpadnie jakiś górski bieg już w prawdziwych górach.
Jeśli chodzi o plany startowe na rok 2020 to najprawdopodobniej już w nowy rok wystartuję w Cyborg Maratonie :bleble: Później jeszcze nie mam ścisłego planu, chociaż Highland (o ile będzie w odpowiednim terminie), Silesia i Gliwicki na pewno. PKO organizuje w przyszłym roku po raz pierwszy Koronę Śląskich Półmaratonów i jak o tym przeczytałem to od razu pomyślałem że Must Have, ale po zastanowieniu a także planach rodzinnych prawdopodobnie nic z tego (chociaż ze 2-3 biegi z pakietu raczej wejdą).
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Czas na podsumowanie zeszłego tygodnia

Tydzień 11-17.11.2019:

11 listopad, poniedziałek:
W Dzień Niepodległości odbywa się dużo biegów z tej okazji. Jako, że ja w żadnym nie uczestniczyłem, postanowiłem sobie sam coś pobiegać. Na trasę wyruszałem rano, przed 8. Temperatura w granicach +4, bez wiatru więc plan - coś dłuższego i spokojnego. Tym sposobem weszło 18,12 km w czasie 1:37.

14 listopad, czwartek:
Miałem biegać poprzedniego dnia, ale cały dzień (po pracy) z dzieciakami i nie szło się wyrwać. Dawno nie biegałem na Orliku, więc plan już miałem. Założenie: 5x1km/3:min. Troszkę zawiewało, ale dało się przeżyć:) Szybkie odcinki założyłem, że pobiegnę w granicach 4:10-15, a przerwy 5:10-15. O ile 2 pierwsze kółeczka wpadły idealnie (4:13 i 4:08), to na drugim coś mnie zaczęło kłuć w brzuchu i troszkę spadło na 4:20. Czwarte też pociągnąłem na 4:20, natomiast na piątym troszkę przycisnąłem w końcówce na 4:15. Ogólnie nie było źle, chociaż troszkę z założeniami się rozjechało. ale jakieś miesiąc temu taki sam trening pocisnąłem wszystkie powtórzenia w 4:05. Suma sumarum weszło 10,42 km w czasie 48:42.

17 listopad, niedziela:
Znowu w planach miało być biegane w sobotę ale się nie wyrobiłem. Niedziela rano, słoneczko świeci, więc coś szybszego. Plan - szybko/wolno, odcinki kilometrowe. Początkowo biegłem przez zabudowania więc było ok. Pierwszy szybszy akurat zaczął się leciutko pod górkę i na polach więc jeszcze nie wszedłem na właściwe tempo (4:40). Kilometr wolniej i znowu przyspieszenie. Trochę zmieniłem kierunek i jak mnie nagle zmurował wmordewind, ale cisnąłem dalej. W sumie weszło 4,5 km szybkich odcinków na tempach ok 4:35-40. Natomiast wolniejsze odcinki biegłem po 5:10-15. Razem przebiegłem 13,23 w czasie 1:05.

Przed rozpoczęciem listopada zakładałem, że ten miesiąc będzie lajtowy, odpoczynkowy po całym roku a tutaj znowu weszły 2 akcenty w tygodniu :bum: Ten tydzień chciałbym w końcu trochę zluzować.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Tydzień 18-24.11.2019:

Poniedziałek:
Ten tydzień był w końcu lajtowy. Wszystkie biegi weszły na spokojnie. W poniedziałek wybiegłem już o zmierzchu. Niestety padało i chyba pierwszy raz od pamiętnych Tychów we wrześniu 2018 tak zmokłem :hej: Siadło 13 km w czasie 1:07.

Czwartek:
Znowu dzień deszczowy. Przez to musiałem troszkę po modyfikować trasę biegu, żeby ominąć odcinki z większym błotkiem. Suma sumarum przebiegłem 14,73 w czasie 1:18.

Sobota:
Dzień na szczęście już bez deszczowy. Jako, że łikend to postawiłem na coś dłuższego. Było zimno (ok 4 stopnie ok 11 godziny jak startowałem) ale słonecznie. Troszkę zmodyfikowałem obieganą już trasę żeby się nie nudzić, przez co troszkę się pokręciłem. Dopóki podążałem na zachód było ok, ale zmieniając kierunek na wschodni - nieźle dmuchało zimnem. Ten bieg był najdłuższy w tygodniu, ale wszedł mi bardzo gładko i przyjemnie i jak się okazało najszybszy. W półtora godziny pokonałem 18 km.




Dalej szukam butów trailowych. Wkońcu udało mi się dorwać i przymierzyć Peregrine ISO ale w rozmiarze 43 - o wiele za duże. Na szerokość ok, no ale nie wiem na jaki rozmiar miałbym się zdecydować - 41 może być na styk, więc chyba 42 byłoby w porządku. Gdyby nie ten niski drop to brałbym te. A może mam się nie martwić - noga se poradzi (???)
Ostatnio zmieniony 04 gru 2019, 13:33 przez mooll, łącznie zmieniany 1 raz.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Tydzień 25.11-01.12 2019

Poniedziałek:

bieżnia
śr. tempo - 4:45
dystans - 11,31 km

Dawno nie biegałem po bieżni więc taki miałem plan już od rana. Założenie: 6x800m w czasach: 3 pierwsze powtórzenia 4:15, 3 następne 4:20 na przerwach 5:10. I wszystko weszło jak w założeniach (4:15, 4:13, 4:11, 4:18, 4:19, 4:19). Po 4 powtórzeniu było troszkę ciężko - przerwę zwolniłem trochę, ale cały czas w truchcie.

Środa:

podbiegi
śr. tempo - 5:12
dystans - 12,37 km

Dawno nie biegałem w tym miejscu podbiegów więc trzeba było trochę odkurzyć ścieżkę. Na początek weszło jakieś 4,5 km lekko z czego połowę jest cały czas lekko w górę, a połowę lekko w dół. Później przeszedł czas na właściwy fragment biegu. Sam podbieg ma ok 200m po kostce betonowej, z czego ok 150m jest ostro w górę a 50m to już lekkie wypłaszczenie. To plus ok 300m to była jedna pętelka i tak 5 razy. Następnie wkoło parku (ok 800m) pól/pół góra/dół razy 3 z czego środkowe powtórzenie szybciej i ponownie 3 pętelki na podbieg. Wkoło parku i niecałe 2km i do domu.
W/g Garmina wzrost wysokości 107m, spadek 105m.

Piątek:

długi i spokojny
śr. tempo - 5:06
dystans - 16:31

Spokojny i długi bieg wśród konkretnych porywów wiatru. Jedyne co warte odnotowania to konkretna ulewa gdzieś w połowie trwająca jakieś 10-15 minut. W pewnym momencie deszcz padał w poziomie :bum: tak dmuchało. Później się uspokoiło ale siąpiło już do końca.


Podsumowanie miesiąca listopad 2019:

dystans - 191,02 km
ilość biegów - 13
całkowity czas aktywności - 16h 21m 18s
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Tydzień 02-08.12.2019

Poniedziałek:

długi i spokojny
śr. tempo - 5:09
dystans - 17,78

Planowałem coś krótszego w okolicach 12-14km ale w pewnym momencie postanowiłem skręcić w jedną z ulic i dokręcić jeszcze parę kilometrów. Kawałek było po konkretnym błotku, ledwo łapałem pion :ble: Na spokojnie weszło, chociaż "czuć" w nosie już zimę.

Środa:

coś szybszego
śr. tempo - 4:50
dystans - 11,62 km

Miały przyjść nowe buty i miałem się udać w las, ale coś kurier leci w kulki przez co musiałem zmodyfikować zakładaną trasę. Po lekkim pierwszym kilometrze postanowiłem przyśpieszyć i trochę pocisnąć aby rozruszać nogi. Jak zwykle ( :bum: ) pierwsza połowa - na wschód wyszło z wiatrem. Wracając na zachód musiałem trochę walczyć z wmordewindem :hahaha:

Piątek:

nowe buty -> lajcik
śr. tempo - 5:36
dystans - 8,89 km

We czwartek w końcu dotarł do mnie kurier z Peregrine ISO. Wybrałem się więc do parku. Trochę mroźno było tego dnia, więc parkowe ścieżki były zmrożone. Kawałek po asfalcie i dwie pętelki po ok 4,2km. Dobrze się biegło, wybierałem kurs raczej po wertepach niż po płaskim. Pod koniec wpadłem jeszcze na tor do downhilla, więc zaliczyłem niewielkie podbiegi/zbiegi. But bardzo wygodny; nic nie obciera, na długość ok.

Niedziela:

hałdator
śr. tempo - 5:27
dystans - 12 km

W niedzielę wybieraliśmy się z rodzinką do rodziców. Rzut kamieniem od nich jest na hałdy, więc już w domu uknułem plan - wszyscy będą szamać obiadek a jak pobiegam po górkach. Był to 4 trening w tym tygodniu, no ale trzeba testować nowe buty :bleble: Najpierw pobiegłem do lasu, lecz nie skręciłem na górę tylko postanowiłem jeszcze przebiec przez ten las ok 2km. później się zaczęło. Dróżka zrobiła się grząska, z daleka dochodził mnie warkot silników. Okazało się, że tego dnia terenówki, crossy, quady miały jakieś zawody na hałdach więc wszystkie dróżki były mega rozjeżdżone. Miejscami błota było chyba na pół łydki - takie miejsca omijałem :bum: ale i tak potaplałem się troszkę w błotku :hej: tak max do górnej krawędzi buta. Buty szybko miały całą podeszwę zaklejoną od tej brei, ale mimo to nieźle trzymały się podłoża, nawet na zbiegach/podbiegach. Umęczyło mnie te błoto ale buty spisały znakomicie.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Tydzień 9-15.12.2019

Środa:

wolno-szybko-wolno
śr. tempo - 4:58
dystans - 13,24 km

Na ten dzień zaplanowałem bieg z serii najpierw wolniejsza rozgrzewka, później szybszy odcinek i na koniec rozluźnienie. Pogoda była ok więc zacząłem od ok 5:40 powolutku przyśpieszając do 5:00 na przestrzeni 4 kilometrów. Następnie przyszedł czas na przyśpieszenie także przez 4 km i tutaj weszło w tempach 4:35, 4:40, 4:40, 4:35. Ostatni odcinek był już mega ciężki ale dociągnąłem. Najgorsze w tym jest to że od 1 do 8 kilometra jest cały czas pod górkę w tym najcięższe są 4 i 8 :bum: Później zaczął się odpoczynek i tutaj dla odmiany jest prawie cały czas z górki :ble: więc początkowo "zwolniłem" do 4:50-55 - tak dalej nogi niosły. Przed samym domem zwolniłem do 5:15.

Piątek:

równo
śr. tempo - 5:03
dystans - 15,13

Piątek 13, więc postanowiłem przebiec cały odcinek w miarę równym tempem. Pierwszy kilometr zanim się rozkulam zawsze wchodzi wolniej, ale później trzymałem się tempa 5:00-05. Trasa pofalowana więc były lekkie wahania. Najszybszy kilometr wszedł w 4:48, najwolniejszy - 5:21.



Przyszła sobota. Do południa czułem się znakomicie. Koło 13-14 zaczęła mnie boleć głowa, co mi się prawie nie zdarza. Po godzinie nie wiedziałem gdzie jestem. Wszystko w głowie pulsowało, oczy paliły, że ciężko mi się patrzyło. Doszła gorączka - czyżby atak grypy (nigdy na nią nie chorowałem). Najgorsze, że żona na nockę do pracy więc nie mogłem się położyć, tylko trzeba było ogarnąć dzieciaki. Kolacja, kąpanie, bajki, usypianie. Zasnęły ok 21 więc ja szybko do wanny i zaraz do łóżka. Tak jak wskoczyłem do kąpieli do zaraz musiałem wychodzić. Takie mnie dreszcze złapały, że myślałem, że wodę wychlapię, aż mi zęby dzwoniły :bum: Polopiryna, wit C, coś na ból głowy, zwinąłem się w kołdrę i "spać". No ale spać nie szło. Delirka nie pozwalała. I jeszcze co chwilę wstawałem na sikanie. Popijałem wodę, za herbatą nie przepadam. Wkońcu nad ranem chyba zasnąłem. Rano obudziłem się jakby przejechał po mnie czołg - tak się czułem. Żona ogarnęła siebie po pracy i dzieciaki i poszli do teściów a ja zostałem w łózku. Spać nie mogłem - ciężko mi zasnąć w dzień, więc tak leżałem do 13-14. Wstałem, już się czułem dużo lepiej. Zjadłem rosół no i do wieczora jakoś zleciało. W poniedziałek rano trzeba iść do pracy. Zero kataru, zero kaszlu, zero bólu. Myślałem, że może jakieś przeziębienie się z tego ukula a ja się czuje jakby tego incydentu w ogóle nie było. Nie wiem co to było, ale dobrze, że się tak to skończyło.
No i tym sposobem w zeszły tydzień tylko 2 razy biegałem, ale zdrowie ważniejsze. Za dwa tygodnie (w Nowy Rok) pierwsze zawody, więc w tym tygodniu muszę pobiec coś dłuższego, bo dawno nie biegałem nic w okolicach 2 godzin.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

16-31.12.2019

17.12 wtorek:

bieżnia
śr. tempo - 4:52
dystans - 11,18 km

Pogoda była w sam raz na szybkie bieganie, więc wybrałem się na bieżnię. Tym razem postawiłem na coś innego niż standardowe 800-1000, a na kółeczka. Biegałem na 2 torze czyli tym o długości ok 253m. Na początek 1 kółko szybko (4:10-15) 1 kółko wolniej (4:50-5:00) i tak 5 powtórzeń. Następnie 2 kółka szybko (ok 4:20) 1 wolniej (5:00-5:10) i tak 4 razy. Później weszły 3 kółeczka na uspokojenie i 3 kółeczka szybko (4:25-30) na 1,5 kółka wolno (5:20) - miały być 3 powtórzenia ale weszło tylko 2 razy, uspokojenie i spokojnie do domciu.

19.12 czwartek:

długi
śr. tempo - 5:20
dystans - 23,66 km

Dawno (od maja) nie biegałem nic ponad 21k. Dodatkowo (jutro :ble: ) zaczynam starty w 2020, więc trzeba było przetrzeć nogi przed dłuższym dystansem - 2 tygodnie przed wystarczy. Trasę miałem już obieganą wzdłuż i wszerz, chociaż miała ok 17 km więc dodałem dodatkowe okrążenie. Spokojnie i bez pośpiechu.

22.12 niedziela

błotko
śr tempo - 5:16
dystans - 16,19 km

Skoro świt - w tym przypadku było to o godzinie 8 :spoko: wpakowałem się do auta i podjechałem całe 3 km na parking koło działek. Normalnie ten dystans trzaskam z buta, ale chciałem tego dnia pobiec 16-17 km a z tym i z powrotem byłoby ponad 20. Wystartowałem na znanej trasie cały czas pod górkę. Gdzieś na 4 kilometrze, gdzie normalnie biegnę w lewo, poszedłem prosto i zaczęło się błotko. Po 2 km biegłem już całkiem nową dla mnie trasą przez las. Tutaj już było mega błoto miejscami po kostki. Oczywiście na nogach Peregriny - w asfaltówkach nie dałbym rady. Na mapce wcześniej podejrzałem, że mam biec do strumyka i w lewo. dobiegam do wody a po lewej gęste krzaczory więc musiałem się przez nie po przedzierać. W końcu musiałem ten ciek wodny przekroczyć bo już nie szło przez krzaki. Przy okazji umyłem trochę butki :bum: - woda ziiiimna. Końcówkę przyspieszyłem, gdyż już od paru kilometrów pikało SŁABA BATERIA. Jak skończyłem przy aucie to miałem 1%. Chociaż później podskoczyło do 8% - czyżby coś z baterią :zero:

24.12:

wigilijne bieganie
śr. tempo - 5:02
dystans - 13,49 km

Przed świątecznym obżarstwem trzeba było zrobić trochę miejsca w brzuchu :hej: Raz szybciej raz wolniej wjechało te 13 i pół kilosa więc bez dylematów mogłem przystąpić do świętowania.

26.12:

święta a ja biegam
śr. tempo - 5:13
dystans - 10,2 km

Zacząłem o 8, domownicy jeszcze spali. Oczywiście wszędzie pusto. Minąłem może kilkanaście samochodów, nikogo pieszego. Dopiero jak dobiegałem do domu pojawili się ludzie z pieskami na porannym sikaniu. Bieg bez szczególnej historii, najważniejsze, że pobieganie i spalone troszkę z poprzedniego dnia.

28.12:

ale piździ
śr. tempo - 4:54
dystans - 14,78 km

Ostatni dłuższy bieg w tym roku. Akurat musiało wtedy wiać i to jeszcze tak mroźno. Dopóki podążałem w południe i wschód było ok, ale odcinki na zachód a w szczególności na północ po prostu zwalały z nóg. W pewnym momencie myślałem ze mi twarz zamarznie. W nosie gile nawet marzły. Ale jakoś pokręciłem. Gdyby nie ten wiatr to pewnie tempo byłoby jeszcze z 5 sekund szybsze. Po świętach "przybyło" mnie tylko o 1 kg, więc nie jest źle :spoko:

30.12:

spokojnie
śr. tempo - 5:09
dystans 11,72 km

Ostatni bieg tym roku. W planach miałem 10 max 11 km, ale skręciłem w jedną z ulic nie tam gdzie trzeba no i tak wyszło.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Podsumowanie 2019

W roku 2019 przebiegłem 2044 km zaliczając 149 biegów (porównując do 2018 odpowiednio 2025 km/146 biegów).
W ten rok zaliczyłem też 12 zawodów - głównie połówek. Najdłuższy bieg zanotowałem na Wingsie - 24,92 km.
Jeśli chodzi o poprawę to na dystansie 21k patrząc na Półmaraton Gliwicki poprawiłem się z 1:45:14 w 2018 na 1:39:57.
Dystans 10 km jakoś specjalnie mnie nie interesuje, ale pewnie też jest poprawa o 2-3 minuty przy okazji dłuższych biegów.
W domu też więcej "pracuję" nad core. Doszły pompki, częściej się roluję.

Plan na 2020

Już jutro startuje z nowym rokiem. Cyborg Maraton w Chorzowie. Jest to bieg po pętlach po ok 7 km. Plan minimum to 3 kółeczka -> 21km, ale chciałbym zaatakować życiówkę jeśli chodzi o długość czyli 4 okrążenia co da ok 28 km. Zobaczymy co pokaże pogoda i jak się będę czuł.
W kolejnych miesiącach tez na pewno będę startował. Koło marca/kwietnia chciałbym wskoczyć na 1:38:xx na połówce.
Po drodze, prawdopodobnie w czerwcu - nie ma jeszcze terminu, zapisze się na Półmaraton Wiślański - chcę spróbować "prawdziwego" górala :hej:
W lipcu (11) kolejna edycja Silesia Highland Marathon - muszę tam być :spoczko:
Na jesieni standardowo Silesia i atak na 1:35:xx na Gliwickim :sss:
Pewnie po drodze jeszcze coś wpadnie.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

Nowy rok - ale tydzień niepełny: 01.01-05.01.2020

01.01 - Cyborg Maraton

noworoczny "trening"
śr. tempo - 5:13
dystans - 21,10 km

Cyborg Maraton - dla nieobeznanych w temacie, to cykliczna impreza (14 raz w tym roku) organizowana w Nowy Rok. Bieg lub nordic walking odbywa się w Parku Śląskim na pętlach po 7 km - zegarek zmierzył mi dystans idealnie, których można wykonać 1,2,3,4,5 lub 6 ( dla ultrasów można było dociągnąć jeszcze jedno kółko, jeśli się je zaczęło przed godziną 16) dla biegu i 1,2 lub 3 dla NW . Nie wybieramy odgórnie swojego dystansu, tylko w momencie mijania start/meta możemy skręcić na metę po medal lub biec następne kółko. Planowałem zrobić 4 okrążenia, przez co trzymałem dosyć niskie tempo, lecz gdzieś na 20 kilometrze powiedziałem sobie "pier…, wrzucam 6 bieg i skręcam na metę" :bum: Jeszcze się nabiegam w tym roku :ble:
Trasa jest średnio trudna jeśli chodzi o profil - początkowe 2 km jest łagodnie pod górkę, następnie ok 1,5 km jest ostro w górę; kolejne 2 km jest konkretny zbieg; lekka agrafka góra/dół i 1,2 km minimalnie do góry.
Biegło mi się stosunkowo luźno, tętno na garminowej 4, bez żadnych boleści.


03.01 piątek

lajcik
śr. tempo - 5:02
dystans - 12,95 km

Po noworocznych zawodach wziąłem sobie 2 dni urlopu, więc wyszło prawie tydzień wolnego. Wyruszyłem koło 9 z planem spokojnego rozbujania nóg. Mrozik złapał, ale słońce świeciło więc biegło się bardzo dobrze. W ogóle nie patrzyłem na zegarek, więc biegłem na czuja, jeśli chodzi o tempo i dystans - może dlatego zabrakło 50 m do 13 km :bum: Ale w planach miałem na dzisiaj jeszcze jedną sprawę - oddanie krwi. Od poprzedniej wizyty minął prawie rok, a więc trzeba było złamać tą długą przerwę.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

06-12.01.2020

Poniedziałek:

bieżnia - niewypał
śr. tempo - 5:07
dystans - 9,69 km

Jaki ja głupi jestem, że pobiegłem na bieżnie. Wspomniałem, że w piątek oddawałem krew. Raptem minęło 3,5 dnia od donacji a ja porwałem się z motyką na słońce. Nie oddawałem krwi od roku, gdyż zawsze to zaburzało bieganie przez następne kilka dni. Nie wiem co myślałem, ale wieczorową porą udałem się na orlika. Zacząłem od lekkiej rozgrzewki i kilku spokojnych kółeczek i już było ciężej niż zwykle. Następnie miało być 2 kółka szybkie (ok 4:15-20) na 1 wolne (ok 5:10) i tak razy 4. Od razu pierwsze powtórzenie ledwo dociągnąłem; zapaliła się czerwona lampka. Następne powtórzenia były już dużo wolniejsze - ostatnie na 4:35 i umierałem. Zatrzymałem się, posapałem trochę i postanowiłem zrezygnować - nie było nikogo na bieżni kto mógłby mnie reanimować :bum: Świńskim truchtem obleciałem jeszcze okoliczne uliczki aby weszło choć kilka kilometrów.

Nauczka na przyszłość - PO DONACJI -> TYLKO LUZIK

Środa:

luźny BS
śr. tempo - 5:15
dystans - 18,14 km

Po poniedziałkowej "przygodzie" postawiłem na coś naprawdę luźnego ale dłuższego. Poziom hemoglobiny myślę, że podskoczył gdzieś do 70-80% stanu wyjściowego. Mimo wiatru biegło się ok, tylko na jakiś odcinkach pod wiatr czy pod górkę czułem dyskomfort ale nie wyszedłem poza garminowską "czwóreczkę".

Sobota:

las
śr. tempo - 5:10
dystans - 15,59 km

Pogoda nieciekawa - pochmurno, lekka mgła i mżawka, ale dawno nie było mnie w lesie. Koło mnie nie ma żadnego lasu - mieszkam w centrum, więc wskoczyłem do samochodu i poza miasto. Co prawda w Gliwicach są miejskie lasy ale ja wybrałem się w okolice Łanów Wielkich. Raz już tutaj biegałem. Teren ogromy, mimo, że wcześniej przestudiowałem mapę to i tak trochę zbłądziłem. Dobrze, że miałem ze sobą telefon- chyba 2 raz w życiu na biegu. Rzut oka na mapę i się odnalazłem, chociaż było trochę przedzierania po krzaczorach :hej: W lesie dużo spacerowiczów, a nawet 5 biegaczy spotkałem. Dobrze mi się biegło więc kilometry 12-14 pobiegłem dużo szybciej - od 4:50 do 4:35. Oddech łapałem bez problemu - poziom hemoglobiny chyba już się unormował.

Niedziela:

W ten dzień grała Orkiestra i był organizowany bieg WOŚP, na który byłem zapisany wraz z córką. Niestety, córka od kilku dni choruje więc została w łóżku. Pobiegłem sam z dwoma numerami - bieg charytatywny więc nikt na to nie zwracał uwagi. "Bieg" był bez pomiaru czasu, wokół hali Arena w Gliwicach. Można było przejść, przekijkować lub przebiec minimum jedno okrążenie (ok 750m) a maksymalnie przez 60 minut. Ja zrobiłem 7,25 km czyli niecałe 9 kółeczek - sporo było wymijania i slalomu bardzo lajtowym tempem. Wrzuciłem trochę grosza do puszek. Córka się cieszyła z medalu :hej: i to było dla mnie najważniejsze.



Na ostatnich zawodach rozwaliłem sobie "końcówki" sznurówek w bucie zakładając chipa na but. Ledwo je później powiązałem. Postanowiłem kupić sobie opaskę na chipa na kostkę. Ktoś używa coś takiego?? Kiedyś oglądałem takie rzeczy to sporo osób biegało z opaskami COMPRESSPORT, a teraz nigdzie ich nie można dostać. Są inne na podobnym "poziomie" jeśli chodzi o komfort użytkowania?
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

13-19.01.2020

Wtorek:

bieżnia
śr. tempo - 4:40
dystans - 10,39 km

Po ostatnim niewypale na bieżni, postanowiłem pokręcić 800m. Plan zakładał zrobić 6 powtórzeń w tempie ok 4:15 na przerwie ok 5:00. Po dobiegu na orlika, lekkim rozciąganiu i rozgrzaniu, zrobiłem 4 kółeczka i wystartowałem. Weszły następująco;
- 4:21/4:55
- 4:15/4:56
- 4:12/4:53
- 4:10/5:00
- 4:12/5:06
- 4:05/5:17
Ostatni wszedł już prawie na maksa więc na kilkanaście sekund musiałem się zatrzymać (tętno dobiło do 190, gdzie max mam 194). Ale później lekki luzik do domu i było ok.

Czwartek:

hałdy
śr. tempo - 5:42
dystans - 10,63 km

Lekkie słoneczko, minimalny wiaterek, ok 1-2 stopnie na plusie. Na dobiegu przez las wydawało się, że stan "nawierzchni" będzie wporządeczku. Jednak jak zacząłem się wspinać, nogi zaczęły jeździć. Teren był maksymalnie rozjeżdżony przez quady, crossy i co tam jeszcze. Jak to ktoś określił, przypominało to konsystencją nutelle, miejscami powyżej kostek. Wszystkie ścieżki były tego pełne. Biegało się bardzo ciężko, nie wspominając o podbiegach i zbiegach gdzie przydałby się dupolot :bum:

Sobota:

długas
śr. tempo - 5:18
dystans - 19,72 km

"Jak sobota to tylko..." coś dłuższego. Spokojny bieg na pagórkowatej trasie.

20-26.01.2020

Poniedziałek:

BeeSik
śr. tempo - 5:08
dystans - 12,84 km

W domu kwarantanna. Dzieci mają ferie więc się pochorowali. Żona też kaszle i kicha, na L4. Mnie też coś lekko drapie w gardle ale nie smarkam. Postanowiłem nie szarżować, delikatnie rozkulać nogi. Biegłem przez osiedle domków jednorodzinnych - widać było "powietrze". Momentami nieźle gryzło :smutek:

Czwartek:

podbiegi
śr. tempo - 5:24
dystans - 11,77

Jako, że na hałdach wszystko "pływa", postanowiłem powspinać się na ulicy niedaleka mojego domu - zwana prze zemnie "KAZIK" :hej: Ulica ma ok 220m cały czas pod górkę. Plus mały odcinek po lekkim wzniosie i z górki i mamy ok 600m okrążenie. Zrobiłem takich kółeczek 9. Następnie okrążenie wkoło parku, gdzie też jest góra/dół ok 800m i pokręciłem jeszcze po okolicznych pagórkowatych ulicach.
W Garmin Connect mam włączoną korektę wysokości i mi zliczyło 99m wzrostu wysokości. Gdy ją wyłączyłem to zliczyło 537m. Nie wiem co jest bliższe prawdy, ale uważam, że powinno być gdzieś po środku :lalala:

Sobota:

rekord w dystansie
śr. tempo - 5:19
dystans - 27,4 km

Z rana lekki mrozik i słoneczko. Nastawiałem się na ten dystans już od miesiąca. Trasa oblatana przeze mnie wielokrotnie (serwisówka przy A4). Od domu mam 3 km, z czego 1km jest ostro pod górę po mega błocie. Później tylko asfalt. Leciałem spokojnie, mając w zanadrzu różne wersje biegu, w zależności od nastroju i stanu nóg. Wszystko szło ok. Po drodze łyknąłem 1 żela i kilka żelków plus wodę (mam ją zawsze przy sobie). Starałem się biec poniżej 80%HR i tak weszło. Myślę, że te 2,5km jeszcze mógłbym dokręcić, chociaż kosztowało by mnie to parę % więcej. Ale daję sobie czas, gdzieś za pół roku ponad 30km.
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

27.01-02.02.2020

poniedziałek:

bieżnia
śr. tempo - 4:44
dystans - 10,80 km

Założenie: 1,5km w tempie ok 4:25-30 na przerwie 3:30 razy 4. Rozgrzewka ok 2 km i jedziemy z koksem.
Realizacja:
- 4:27
- 4:28
- 4:21
- 4:16
Po trzecim i czwartym powtórzenie przeszedłem na chwilkę w marsz bo było ciężko ale udało się dokręcić. Odpoczynki wchodziły w tempie 5:00-5:15. Na koniec lekki truchcik do domu.

Czwartek:

przebieżki
śr. tempo - 5:05
dystans - 14,56 km

Przed wyjściem z domu myślałem o 1km/1km szybko/wolno. Jednak wiatr zweryfikował moje plany. Najpier rozgrzewkowe 2,5 km. Nie patrząc na zegarek i nie pilnując temp i dystansów, postanowiłem co jakiś czas przyśpieszać. Takich szybkich odcinków zrobiłem 12, długości ok 150-200m. W związku z tym, że temp nie pilnowałem, weszły zróżnicowane w granicach 4:15-4:30. Pod koniec dla odmulenia, 13 kilometr przyśpieszyłem i przeleciałem go w 4:37.

Sobota:

Las
śr. tempo - 5:17
dystans - 21,84 km

Pogoda iście wiosenna, jednak wiatr huraganowy momentami zatrzymywał mnie prawie w miejscu :hej: Postanowiłem polatać po okolicznych laskach, w których jeszcze nigdy nie byłem. Założyłem traile - było błotniście. W domu na mapach przestudiowałem co i gdzie przelecieć, żeby zrobić jakieś 14-16 km. Okazało się, że mapa a teren to 2 różne rzeczy. Biegnąc ścieżką w gęstym lesie, okazało się, że się kończy. Zmuszony byłem iść na przełaj przez krzaczory i powalone konary. Sporo zwierzyny spotkałem - sarny, zające, wiewiórki i jakieś ptaki. Po przebiciu się przez strumyk trafiłem na ścieżkę i "wiedziałem gdzie jestem". W pewnym momencie jednak, zamiast skręcić poleciałem prosto i znalazłem się w ościennej mieścinie jakieś 2km od planu. No nic, zawinąłem w najbliższą ścieżkę w las i znowu zacząłem krążyć chociaż już wiedziałem (pi razy drzwi) gdzie jestem. Jednak był to kilometr 12-14 a do auta jeszcze jakieś 7-8 km :bum: . Wybiegłem z lasu i wiatrzysko prawie mnie powaliło. Wkońcu ostatkiem sił i energii doleciałem do auta robiąc prawie 22 km. Rano jadłem tylko leciutkie śniadanie, przed samym biegiem wszamałem banana, a na bieganie wziąłem tylko wodę :bum: Kończąc około 16 żołądek mi prawie wykręciło. W domu kąpanie, rozciąganie i "ogarnąłem" konkrety talerz frytek i kurczaczka :sss:
mooll
Wyga
Wyga
Posty: 71
Rejestracja: 28 lip 2017, 08:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Gliwice

Nieprzeczytany post

03.02-16.02.2020

Poniedziałek 03.02:

spokojny oblot
śr. tempo - 5:12
dystans - 14,28 km

Kółeczko po mieście w wolnym tempie w deszczową pogodę.

Środa 05.02:

KAZIK
śr. tempo - 5:37
dystans - 13,02 km

Postanowiłem pobiegać podbiegi. Najpierw 4,5 km "rozgrzewki" lekko pod górkę i z później górki. I pętelki - 5x góra/dół, następnie obieg wokół parku i kolejne 6x góra/dół. Na koniec 1,5 km do domciu. Bez pilnowania i patrzenia na zegarek więc weszło spokojnie i wolno.

Od piątku do następnej soboty miałem dodatkową robotę cały czas na powietrzu, więc nie chciałem się żyłować w dni poprzedzające. Jednak we czwartek coś zaczęło mnie drapać w gardle. W piątek miało być kolejne bieganie, jednak mnie rozłożyło. Znowu ból głowy, gorączka i dreszcze. Całą noc piątek/sobota przepociłem się w łóżku prawie nie spiąć i trzęsąc się z zimna. Na sobotę czekało mnie cały dzień na nogach na dworze. Myślałem, że będę musiał to odłożyć, ale rano było już ok. Po nocy zostało tylko drapanie w gardle. Więc zaopatrzony w termos gorącej herbaty wyruszyłem do roboty. Cały dzień czułem się dobrze. Zero gorączki, bólu głowy i dreszczy. Nie wiem co to było ale znowu mnie zaatakowało "coś takiego" i trwało to dokładnie 1 dobę. Jakiś grypopodobny atak.
W kolejnym tygodniu nawiedziły nas huraganowe wiatry, więc niedziela, poniedziałek i wtorek odpuściłem bieganie mając na uwadze pogodę, niedawne "choróbsko" i dodatkową pracę. Miałem biegać w środę ale znowu namieszała mi moja dodatkowa robota, plus żona cały dzień w pracy. Dzieciaki dodatkowo nie chciały iść spać, usnęły dopiero po 21 a ja już też nie miałem na nic siły.

Czwartek 13.02:

szybsze kółeczko
żr. tempo - 5:01
dystans - 14,93 km

Wkońcu udało się. Co prawda ten tygodniowy luz bez biegania i zmęczenie dodatkową pracą (i "incydent") podniósł mi tętno więc było ciężko. Dodatkowo wiał momentami wmordewind, więc parę razy musiałem się zatrzymać i chwilkę dychnąć.

Piątek 14.02:

deszczowy wieczór
śr. tempo - 5:27
dystans - 9,88 km

Bieganie dzień po dniu to nie dla mnie, ale musiałem wcisnąć jeszcze jeden "trening" w tym tygodniu, gdyż w niedzielę czekały mnie "zawody". Bez napinki obleciałem po oświetlonych ulicach. Oddech i tętno już niższe. Mokro ale bezwietrznie.

Niedziela 16.02 Parkowe Hercklekoty:

Miałem atakować życiówkę na 10k. Jednak już tydzień wcześniej wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Więc założyłem sobie, że pobiegnę troszkę poniżej 50 minut. Jak wyjeżdżałem rano o 8 z Gliwic to było dosyć chłodno ale słonecznie. W Katowicach trochę powiewało. Odeprałem pakiet i wróciłem do auta, żeby się nie wychłodzić. Bieg odbywał się po pętli 5 km w parku 3 Stawy. Można było przebiec 1 lub 2 pętelki oraz KIJKI. Sporo osób już w wiosennych ciuchach, ja jeszcze na długo. Rozgrzeweczka i ruszamy. Pierwszy kilometr zachowawczo, było gęsto. Ale nogi niosły, dobrze się czułem więc przyśpieszamy. Gdzieś od 3 km jest leciutko pod górkę, agrafka i ostatnie 200m do końca pętli ostro z górki więc cisnę ostro. Patrzę na zegar a tutaj tempo 4:30. Jest dobrze zaczynam drugie okrążenie więc ogień. Na tym delikatnym podbiegu troszeczkę zwolniłem, ale ostatni kilometr wszedł po 4:05. Co prawda nie było to 10 km, ale do życiówki na 10k zabrakło by mi ok 1m10s więc i tak się cieszę :hej:
ODPOWIEDZ