Po pierwsze, Dobek. Mimo słabszych wystepów po Tokio (ponoć ma jakiś dyskomfort bólowy i to stąd), nadal uważam, że jeśli nic nie stanie mu na przeszkodzie to RP będzie jego i to z 1:42 z przodu. Jestem bardzo ciekawy przyszłego sezonu - czy spokojny trening pod 2022 spowoduje, że Dobek będzie biegał jeszcze lepiej niż w tym roku.
Po drugie, Lewalski. Chciałem przejść do Różnickiego, ale to co zrobił Lewalski w Chorzowie to jest jakieś szaleństwo. Byłem na miejscu i przyznam, że zupełnie przegapiłem jego bieg - patrzyłem do końca na Dobka i liczyłem, że jeszcze odpali na finiszu.. a na finiszu odpalił Lewalski. Szczerze mówiąc te ostatnie 200m Lewalskiego wyglądało lepiej niż finisze Czapiewskiego. Jakaś totalna magia. I do tego życiówka pobita o 2s! Dobra, z jednej strony rozumiem. Żeby junior mógł się zakręcić koło 1:44 to raczej musi mieć bieg, gdzie inni też biegną na taki wynik, a zawody juniorskie zwykle jednak na takim poziomie nie są. Ale i tak.. w tym roku najpierw Różnicki odpala petardę raz za razem, a teraz Lewalski mija kilku Brytoli i Kenijczyków jakby to byli jacyś słabsi juniorzy w na mistrzostwach w Nairobi. Jakie to musi być uczucie, że za nim przybiegli Kipruto, Dobek, Saruni, Giles czy Weightman (z Season Bestem!),
Po trzecie, Różnicki. Bardzo szkoda tej kontuzji, bo był w genialnej formie, ale potencjał ma jak Lewalski. Kolejne lata pokażą czy to Dobek będzie naszym najlepszym 800m czy jednak Różnicki/Lewalski

Po czwarte, Lewandowski. To też jest kurde kozak jakich mało. Tylko dwa razy w tym roku biegł na 800m i za drugim razem 1:44.31. No ale skoro twierdził, że jest gotowy na 3:29 na 1500m to te 1:44 na 800m właściwie było formalnością. Tu mam w sumie trochę smut, bo wygląda na to, że na 800m Lewy wciąż miałby ogromne szanse na świetne wyniki, medale. W tym roku moim zdaniem lepsze wyniki na świecie robili na 1500m niż na 800, więc nawet w genialnej formie w Tokio bez kontuzji mógłby mieć spory problem z medalem. Brąz wywalczył Kerr 3:29.05. Nie wiem czy Marcin był w stanie zrobić aż taki wynik.
Po piąte, Borkowski. Zrobił 2 razy 1:44 i w sumie tyle. To wciąż bardzo dobre wyniki, ale wydawało mi się, że będzie się rozkręcał, a przed Tokio trochę to siadło. Niemniej jednak, dalej jest to mocny gracz jeśli chodzi o polskie 800m w przyszłych sezonach.
Po szóste, Kszczot. I tu w sumie nie wiem. W tym roku nie poszło i myślę, że Adam dobrze o tym wie. W zeszłym roku też wybitnie nie było, ale 2020 to dziwny rok, więc pomińmy go. Ostatnie bieganie na poziomie pozostałej piątki miał w 2019 - parę razy zrobił 1:44, podobnie w poprzednich latach. Czy 2022 przyniesie jakieś zmiany? Czy jeszcze da radę nas zaskoczyć na tym dystansie? Czas pokaże.
Podsumowując, czekam na sezon halowy, choć wtedy niekoniecznie będziemy mogli coś powiedzieć o formie wyżej wspomnianych panów. Na konkretne emocje związane z tym dystansem trzeba będzie pewnie poczekać do wiosny/wczesnego lata, ale już się jaram co to będzie. Przepraszam, że nic nie napisałem o damskim 800m. Tu bardzo kibicuję Sarnie czy J. Jóźwik, ale uważam, że w męskim 800m mamy więcej roszad, zaskoczeń i po prostu więcej do obgadania
