Nie pilnuję tego specjalnie. Jeśli nie mam zawodów, to w dzień treningowy najczęściej jem bardzo mało węgli, tylko tyle co w owocach. 100-200g dziennie. Jeśli nie trenuję to najczęściej nie jem owoców, tylko warzywa, więc węgli praktycznie nic. Co kilka dni wyczerpuje się glikogen, poznaję to po takim charakterystycznym leciutkim pieczeniu w mięsniach, i wtedy jem trochę więcej węgli, np trzy bułki czy trochę ziemniaków, ale generalnie ilości są śmieszne w porównaniu do tego co jadłem kiedyś.
Dzień-dwa przed jakimiś zawodami trochę makaronu, banany itp, żeby się minimalnie podładować, ale też nie jakieś super ilości.
Coraz lepiej taką dietę znoszę i jestem w stanie całkiem mocno trenować bez węgli, kiedyś było to nie do pomyślenia. Kusi mnie prawie całkowite odstawienie węgli, ale to raczej po sezonie startowym, bo ciężko się przestawiać, gdy zawody są co tydzień

.
Generalnie węgle zastępuję większą ilością tłuszczu, bo białka już nie ma jak zwiększać (jem już od dawna sporo mięsa).
Trochę bardziej tłuste mięsa, więcej oliwy do potraw, więcej orzechów itp itd.
The faster you are, the slower life goes by.