



Moderator: infernal
UppsAngua pisze:to mnie trochę zmartwiłeś, bo ja tak miałam już np. we wrześniu, kiedy nie biegałam
Rzucaj i koniec. Powiedz sobie po prostu "dzisiaj kończę!".grim80 pisze:Dobrze mówisz, z tym zmienianiem, ale ciężko, cholera...
Jest w tym wiele racjiP@weł pisze: Pierwszy raz miałem okazję biec w towarzystwie innych biegaczy ... ... Kółeczko zleciało..nie wiadomo kiedy. To tylko dowód na to, jak wielki udział w wysiłku odgrywa nasz umysł - to tu budzi się "zwierz" , ale też tu powstają wątpliwości, tu "odlicza się" czas do końca, tu euforia miesza się z załamaniem..Umysł steruje poprawnością lub nie naszego poruszania się, stymuluje nasze tempo..Potrafi też się wyłączyć, gdy go czymś zajmiemy..np. gadaniem
Widzisz, każdy go zna..Gość jest "mocny w gębie" na początku przygody z bieganiem i cholernie przekonywującyMatthias pisze:P@weł myślałem, że tylko ja mam takiego" wewnętrznego przyjaciela"
Bo widzisz, wszystko w życiu, co wypracowane, co zrobione z poświęceniem, ma najlepszy smakrubin pisze:Samotnie biegam, sama muszę sobie zorganizować możliwość wyjścia w ogóle i nie zawsze to takie proste
Tak, jak napisałaś - kiedy biega się tym samym szlakiem, a w dodatku jeszcze np. po zmroku, gdzie jedyne "doznania" płyną ze świetlistego kręgu z Twojej czołówki (ja tak mam), to można poczuć się szybko znużonym...a na to tylko czeka "wewnętrzny przyjaciel", o którym wspominałem wcześniejrubin pisze:bardzo doceniam towarzystwo, tyle, że mam je od czasu do czasu i tylko z przypadku. A szkoda, bo tak jak Tobie bardzo mi to pomaga, zwłaszcza jak kolejny raz biegnę tą samą drogą.