Ogólnie mam jakąś niechęć do pisania, tak samo jaki i do ćwiczeń, które wykonuję systematycznie, aczkolwiek bez większego zapału

Zapału brakuje by zacząć, jak już się zacznie to idzie.
Być może dałbym sobie spokój z tym pisaniem, bo zasadniczo nic ciekawego nie realizuję – tzn. żadnego konkretnego planu, ale jakiś czas temu Jacek uratował sprawę pisząc, że jednak to moje pisanie ma jakiś sens.
Tak więc się mobilizuję
Luty jaki był, każdy wie. Podobno to kwiecień-plecień (być może i tak), ale w lutym był niesamowity rollercoaster pogodowy. Od temperatur -20 do +20 st/ w cieniu.
Dawno w Szczecinie takiej zimy nie było. Koleżanki córka ma 6 lat i do tej pory nigdy nie była tu na sankach, nie mogła ulepić bałwana, itp.
Zastanawiałem się kiedy ostatnio były takie opady śniegu i przypomniałem sobie jak 21 stycznia 2013 r., po ostatniej chemioterapii i radioterapii, jechałem do Poznania na badanie PET.
W Szczecinie były wtedy -3st i troszkę prószył śnieg. Jak wysiadałem z pociągu w Poznaniu to było -16 st. i z pół metra śniegu. Później tez napadało w Szczecinie.
Chyba od tego czasu nie było u nas później zimy z dużymi opadami śniegu aż do tego sezonu.
Przydały się buty trailowe. Biegałem na przemian w Altrach Lone Peak oraz w Adidasach SL20, które mają na podeszwie gumę Continental i dawały radę.
Jeszcze taka mała dygresja, badanie PET, które wtedy robiłem pokazało, że „nie świecę” i moja onkolog oficjalnie zakomunikowała, ze od teraz jestem w remisji. Pamiętam jak na początku leczenia mówiła, że obecne metody leczenia są bardzo obiecujące i pacjentom średnio o 10 lat przedłużają życie. Powoli więc kończy mi się gwarancja, ale tak łatwo się nie poddam
****
Ok, statystyki za luty:
- bieganie: 274.5 km
- ćwiczenia: 25,5 h
- spacery: zarejestrowałem ~100 km tych dłuższych ale było tego dużo więcej
Pomimo pogody, która zmienną była, biegało mi się już w lutym o wiele lepiej.
Wprowadzone podbiegi wchodziły mi całkiem fajnie.
Miałem tez pod koniec lutego wizytę u mojej fizjo i zostałem pochwalony za pracę i widoczne efekty, co mnie bardzo cieszy, bo przecież robię to dla własnego zdrowia.
Tydzień 1: 1-7 luty
Wtorek: 14km BS – na śnieżnym stadionie:
Środa: Interwały 4x6min zakładane tempo 4:30 na przerwach 2min:

Całość na tym zasypanym śniegiem stadionie, ale tam lepiej się biegało niż po chodnikach, które były w różnym stanie.
Piątek: 11 km BS – wyskok do Castoramy po drobne zakupy
Sobota: Podbiegi 7x500m

Trochę ślisko, zimno i wietrznie ale weszły całkiem fajnie.
Niedziela: Spokojne 20km, temperatura odczuwalna -16 st.
śr. tempo 5:44 /km; śr. tętno 124 bpm
Relive:
https://www.relive.cc/view/v4OGojgEe5O
Tydzień 2: 8-14 luty
Wtorek: 11.5km BS
Śniegu w cholerę ale w końcu bez większego wiatru. Temperatura około -8 st.

Relive:
https://www.relive.cc/view/vLqeG1Lo4RO
Środa: Interwały 4x2km tempo 4:20 na przerwie 5min:

Biegałem wzdłuż cmentarza na odcinku 2km, tu chodnik był w miarę jednolicie ogarnięty.
Minus tego miejsca jest taki, że najniższy punkt n.p.m. ma 14 m a najwyższy 34 m (tu robię podbiegi), więc akcent wyszedł w terenie pofalowanym.
Lapowałem ręcznie, przerwy trochę krótsze niż 5 min. Tempa jakoś specjalnie nie zakładałem, pierwszy lap był punktem odniesienia.
Jak na te warunki i teren to weszło dobrze.
Czwartek: 8.3 km regeneracyjnie, cieplej już tylko -3 st.
Sobota: podbiegi 10x190m ze wznosem 6-7m:

Ślisko ale znalazłem odśnieżony odcinek na podbiegi:
Niedziela: Spokojne 27 km
śr. tempo 5:40 /km; śr. tętno 127 bpm
Relive:
https://www.relive.cc/view/vKv277J3M4O
Biegłem do granicy Polski z Niemcami. Chodnik do granicy w większości był odśnieżony ~70%. Jeszcze po nocy mróz trzymał i nie było brei. Trochę górek, a za miastem mocniej wiało.
Tydzień 3: 15-21 luty
Wtorek: 12,2 km – nawaliło w nocy w cholerę śniegu, nie wiem po co, bo to był ostatni dzień z minusem, szła odwilż i już w czasie biegu po śniegu, zaczął padać deszcz.
Czwartek: 11km z wplecionym progowym 8km tempem 4:13:

Warunki już lepsze, w większości bez śniegu i lodu, tylko sporo wody było.
Bieg przez miasto po chodnikach, weszło dobrze.
Piątek: 8,2 km biegu regeneracyjnego.
Niedziela: 21,5km z takimi odcinkami 6,6km tempo 4:44 + 7km tempo 4:29
Wpadłem na pomysł, że sobie pobiegnę to co Robert @cichy70 czyli: „Progression Run 6km@4:49+6km@4:27+6km@4:12”:
Niestety poniosła mnie fantazja (może ułańska

), trzeba posypać głowę popiołem.
Przestrzeliłem swoje możliwości, przestrzeliłem tempo. Wybrałem też zbyt mocno pofalowaną pętlę i już na trzecim powtórzeniu biegnąć pod górkę poddałem się. Jedyny plus, że jeszcze to trzecie okrążenie, z dużym pulsem, ale dokończyłem.

Człowiek uczy się całe życie. Termometr pokazywał 15st i wiało ale nie ma co zwalać na warunki.
Doceniam jednak ten bieg, tym bardziej doceniam bieg Roberta.
Półmaraton wyszedł mi z tego w 1:39:57.
Tydzień 4: 22-28 luty
Wtorek: 12,7km BS, piękna wiosenna pogoda, na termometrze 16 st. w cieniu.

Po niedzieli nogi jeszcze lekko ciężkawe.
Środa: Fartlek 12,2km z podbiegami 10x250m – wyszedłem wieczorem pobiegać bez żadnego planu z całkiem spora dozą niechęci
Pobiegałem po lokalnej pofalowanej prostej i postanowiłem dołożyć spokojne podbiegi bez patrzenia na zegarek. Lapowałem sobie ręcznie ale tempo zupełnie na wyczucie. Zbiegi bez większego zwalniania, jedynie nawrotki 180st. wpływały na tempo.
Podbieg około 250m ze wznosem 11-12m.
W sumie fajnie się biegało.
Czwartek: 9km biegu regeneracyjnego
Sobota: 16,2 km z wplecionym 10,12km biegu tempem połówki 4:28 (życzeniowo maratońskie):

Było piękne słonko ale wietrznie. Biegało się dobrze chociaż głowa zbyt nie pracowała (jakaś ogólna niechęć).
Niedziela: Spokojne 32,1 km
śr. tempo 5:50 /km; śr. tętno 122 bpm
Relive:
https://www.relive.cc/view/v8qV9Qnz776
Bez żadnego zasilania na trasie: zero jedzenia i picia. Biegło mi się bardzo fajnie co mnie cieszy, tym bardziej po sobotnim akcencie.
Dodam, że ten tydzień męczyła mnie w nocy choroba tropikalna i za dania ciężko mi się funkcjonowało i większość biegów robiłem wieczorami. Na tego longa zebrałem się dopiero o 18:25.
W ostatnim tygodniu lutego wyszedł tym samym porządny kilometraż: 82,2 km.
Jak widać trochę kombinuję poszukując swojej drogi i dopasowując się do zdrowia.
Jest jednak tygodniowy schemat: akcent, podbiegi, long.
Wprowadziłem podbiegi i biega mi się je całkiem dobrze. Longi stopniowo wydłużałem.
Przegiąłem z tym, który chciałem „skopiować” od Roberta ale siadł dobrze w nogach i nie ma co marudzić.
Wprowadziłem też to co w zeszłym roku, czyli dzień przed długim wybieganiem robię coś mocniejszego.
Jedyny najbliższy cel to 110km w Lądku w lipcu i pod ten bieg układam sobie treningi.
Zapewne czasami jeszcze jakieś akcenty „podkradnę” od Roberta, bo on ostatnio uskutecznia mocną orkę powiązaną ze świniobiciem

- postaram się tylko tempa dostosować lub lekko popłynę na fali własnej fantazji
