Bezuszny - nieregularnik ambitnego amatora

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

O ile we wtorek biegało się fajnie, to w środę...też biegało się fajnie (luźny bieg tempem 5:10 na niskim pulsie), tyle że powrócił ból w stopie od wewnętrznej strony na podeszwie.
Skróciłem więc maksymalnie bieg, zamiast 10 wpadło 7 moją standardową pętelką.
W czwartek fizjo, teraz ćwiczenia, rolowanie piłeczką i przerwa minimum do końca tygodnia. Nie jest źle, bo czuję to praktycznie tylko przy bieganiu, ale lepiej trochę odsapnąć. Biegowo w tej chwili i tak nic się nie dzieje, więc dobry timing. :hej:
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

5 dni przerwy w celu regeneracji stopy. Zdecydowanie pomogło, zarówno odpoczynek, jak i ćwiczenia. Rolowanie stopy butelką z zamrożoną wodą to mój zdecydowany faworyt. :bum:

We wtorek przebiegłem 8 km, oczywiście puls w kosmos, ale biegło się lekko tempem ok. 5:05. Ze stopą jeszcze nie idealnie, ale już dużo dużo lepiej.

Update sprzętowy, nowe buty Brooks Levitate 5 - biega się wygodnie, choć stopy jeszcze trochę muszą się przyzwyczaić. Wydają się być dobrze amortyzowane, a jednocześnie w miarę szybkie (chociaż pewnie nie jakieś demony szybkości i do szybkich treningów lepiej stosować Launche). Pasek HR mi się zerwał w połowie. :hahaha: w miejscu, gdzie jest regulacja długości paska. Więc póki co tymczasowo puls z nadgarstka.

W środę nieco wydłużyłem do 10 km. Odczucia podobne jak we wtorek.

W czwartek skusiłem się na trening klubowy. Po wizycie u fizjo dostałem zielone światło na bieganie, ale lepiej trochę ograniczyć częstotliwość do ok. 3 razy w tygodniu póki co.

Najpierw standardowo 2 km rozgrzewki, potem rozgrzewka niebiegowa i 15 minut ćwiczeń skipopodobnych.
Jako danie główne duża pętla po parku ok. 2,75 km tempem progowym - pod koniec docisnąłem mocniej i wpadło po 4:07. Biegło się bardzo dobrze, w grupie łatwiej, choć płuca pod koniec się mocno nawentylowały. :bum: Przerwa zrobiła swoje.

Potem 3 minutki przerwy. I jedziemy z programem na bieżni. 200m - 400m - 600m - 400m - 200m (przerwy 200m truchtu). Tempa były dobierane na czuja, ale wchodziły tak wyraźnie poniżej tempa 4:00. Ostatnie 2 powtórzenia nawet trochę mocniej weszły, co było czuć w udach po schłodzeniu. :hej: Na koniec 2 km schłodzenia i rozciąganie.

Ze stopą ok, jeszcze nie idealnie, ale pod kontrolą. Teraz odczekam sobie do niedzieli i w międzyczasie porobię trochę ćwiczeń. Obciążenia będę dobierał w zależności od sytuacji.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

Powoli do przodu. Piątek i sobota wolne. Tylko trochę spacerów.
W niedzielę 13,5 km tempem ok. 5:08. Biegło się calkiem luźno, ale puls jeszcze wysoki, bo ostatnio mało było biegania i forma poleciała na łeb na szyję. No i dodatkowe kilogramy też nie pomagają. :bum: Powinienem był trochę zwolnić, ale lekkie nogi po przerwie same tak jakoś niosły.
Weekend brzydki jak cholera, leje i chłodno, ale złapałem okno pogodowe i po południu wyszło nawet słońce, więc przy 4 stopniach i dwóch warstwach trochę się nawet zgrzałem. :hahaha:
Ze stopą wyraźnie lepiej, czuć tylko niewielki dyskomfort i pod tym względem było najlepiej od 2 tygodni.
W przyszłym tygodniu jeszcze bez szaleństw, 3 biegi w tygodniu, aby dojść do 100% sprawności. Przy okazji przez mini lockdown treningi klubowe odwołane, :ojoj:
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

W tym tygodniu ambitny plan biegania 3 razy w tygodniu, zgodnie z zaleceniami fizjo. Dlaczego ambitny? Bo normalnie biegałbym 5 razy, ale trudno mi usiedzieć na dupie. :bum:
No ale jak jest przykaz z zewnątrz, to jednak trochę łatwiej mi odpuścić. I tak pogoda jest pod psem, codziennie leje i wieje. :hej:

Zatem poniedziałek wolny, a we wtorek skusiłem się zamiast samotnego biegania po ciemku na trening klubowy w wersji lockdownowej. Stadion zamknięty, dostaliśmy od trenera rozpiskę i biegaliśmy w grupkach po 4 osoby.
I dobrze, że zdecydowałem się, bo przetestowałem stopę i nie daje już żadnych negatywnych objawowych nawet przy szybszym bieganiu. Codziennie wykonuję ćwiczenia od fizjo i to chyba przynosi efekt.

Najpierw rozgrzeweczka 2 km truchtu po parku. Potem schowaliśmy się przed deszczem pod zadaszonym parkingiem szpitala. :hahaha: Tam rozgrzewka niebiegowa rzecz jasna. Potem ruszyliśmy na pętlę wokół parku w celu zabawy biegowej - 4' + 5' + 4' + 5" (p. 3'). Tempa nie były zabójcze, gdzieś w okolicach T21, bo grupka była minimalnie słabsza ode mnie to się dostosowałem i nie cisnąłem. Przerwy miały być w okolicach BC2, ale robiliśmy zwykłym truchtem.

Druga część: 7x(1'/1'), tu tempa wyszły wyraźniej poniżej 4:00, przerwa spokojny trucht. W programie było coś tam jeszcze, ale odpuściliśmy sobie przez deszcz, na zegarku było już ponad 12 km. Dotruchtałem sobie schłodzenie do 14 km i uciekam do domu.

Do dziś nie mogę zrozumieć, jak ludzie mogą biegać w kurtkach przeciwdeszczowych. 10 stopni, a byłem chyba jedyną osobą w krótkich spodenkach i jednej cienkiej warstwie na górze (z długim rękawem). OK, z początku było mi trochę chłodno od deszczu, ale na szybkich odcinkach było mi już wręcz za ciepło w długim rękawie.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

Wczoraj wjechał drugi trening w tym tygodniu i po raz drugi był to trening z grupą. Zimno się zrobiło jak na Holandię, jakieś 2-4 stopnie wieczorem. Mimo to biegło się całkiem przyjemnie.
Najpierw trochę rozgrzewki w parku, trucht + ćwiczenia. Potem danie główne: 3x8' żwawego biegu, myślę, że w okolicach progowego tempa, zegarek pokazał tempa od 4:18 do 4:13, ale momentami było szybciej, trzeba było tylko w niektórych miejscach uważać na rowerzystów, światła itp. Przerwa 4 minuty biegu. Pod kontrolą, choć calkiem mocno. Widać, że spadła mi wydolność po kilku tygodniach luzu treningowego i żywieniowego. Potem trochę przerwy w marszu i drugie danie: 3x90" mocno, weszło w okolicach tempa 3:45-4:00. W parku, więc jakieś zakręty po drodze też były. Przerwa w marszu+truchcie, też 90". Na koniec 2 km truchtu. Fajny trening, trochę tempa się zawsze przyda. Stopa nie dawała żadnych objawów w trakcie biegu po raz kolejny, co mnie bardzo cieszy. Po powrocie do domu czułem, że jest nieco bardziej zmęczona, ale porozciągałem, poćwiczyłem i jest git. Teraz chwila odpoczynku i w niedzielę może coś troszkę dłuższego wjedzie, a we wtorek kontrola u fizjo.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

W piątek wolne od biegania. Śledziłem... finał mistrzostw świata w szachach. :hahaha:
Ostatnio wciągnąłem się w tę grę mocno. Kto śledził, ten wie, że w piątek wydarzyły się dość legendarne rzeczy.

W sobotę wolontariat w parkrunie. Już chyba po raz 10ty. :taktak: Bardzo fajna ekipa, więc w sobotę rano wstaje się z przyjemnością. Na zawody mikołajkowe padł rekord frekwencji, 52 osoby. Do tego 3 osoby dobiegły poniżej 17 minut. :szok: Przy okazji zerknąłem na wyniki i dopiero teraz zerknąłem na kategorie wiekowe. Naprawdę ci ludzie wszyscy wyglądają na oko o 5-10 lat młodziej niż i kategorie, więc warto biegać. :taktak:

W niedzielę wreszcie pobiegałem sam, zgodnie z moim jakże ambitnym planem - 3 razy w tym tygodniu. W końcu urodziny, 18tka, to 18 kilometrów. Oczywiście głupi żart, tak naprawdę jestem już od roku w M30, ale nie bylbym teraz w stanie przebiec 31 km. :hahaha: No cóż, 18tka weszła calkiem przyjemnie pomimo deszczu. Nogi lekkie, tylko drobny dyskomfort w stopie, ale biegłem na czuja i jestem zaskoczony, że trzymałem tempo ok. 5:05 bez problemu. Co prawda puls wyższy niż powinien być, ale te dodatkowe kg i mało treningów robią swoje.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

Poniedziałek - wolne.
Wtorek - 10 km BS - na wybadanie - biegło się OK, tempo ok. 5:03. Nie zdążyłem na trening grupowy, bo nawał pracy mnie dopadł. Ale przynajmniej udało się wybrać do fizjo, wygląda na to, że stopa regeneruje się stopniowo.
Środa - 8 km BS - kopiuj wklej z wczoraj, tempo podobne.
Czwartek - 13 km - trening grupowy. Najpierw 2 km rozgrzewki, potem ćwiczenia, dalej pierwsze danie, 4x6' (ok. 1,5 km) tempem około progowym, dwa ostatnie trochę mocniej. Przerwa 3 minuty. Potem 3 minuty marszu i drugie danie. 4x minuta szybko/minuta marszu. Biegamy wciąż poza bieżnią, bo lockdown, więc w małych grupkach 4-6 osób, ale i tak dużo przyjemniej niż samemu. :hej:

Z ciekawych wiadomości. Wczoraj dostałem maila od Chicago Marathon, że zostałem wybrany z loterii na start w październiku 2022! :hej: Mam nadzieję, że nie wylosują też mnie na Berlin albo Londyn, bo będę w dupie. :bum: Na fali entuzjazmu po maratonie wysłałem kilka zgłoszeń i nie sądziłem, że się uda, bo szanse ponoć są niskie. :bum: A jednak warto było. W sumie brakło mi 4 minut do zdobycia kwalifikacji czasowej na Chicago, ale organizatorzy mi to w pełni wynagrodzili. :hej:
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

W piątek wolne. :) Jak zwykle.
W sobotę parkrun, też jak zwykle. Tym razem jako 'tailwalker' - jak to się mówi po polsku? Zamykający stawkę? :hejhej: Największym plusem tego jest fakt, że liczy się to podwójnie, zarówno do liczby biegów, jak i do liczby wolontariatów.
Póki co uzbierałem już 12 biegów i 11 wolontariatów. Po 25 przysługuje koszulka. :hej: Szkoda, że to się nie sumuje. W każdym razie piękny wschód słońca nad jeziorami plus 5 km przemaszerowane w miłym towarzystwie w 55 minut. :bum:
W niedzielę już coś konkretniejszego, półmaraton spokojnym tempem. 21 km weszło po 5:18. Początek był dość trudny, bo biegłem po wydmach pod wiatr. Udało mi się nawet wyprzedzić rowerzystę pod górkę, tak pizgało. W drodze powrotnej już płasko i dużo łatwiej z wiatrem, to i puls się uspokoił. Średnio wciąż trochę powyżej 75%, nie jestem jeszcze w dobrej formie, ale cieszy to że połówkę przebiegłem bez większych problemów i stopa nie doskwierała zbytnio. Pod koniec trochę się rozpadalo, ale przynajmniej zrobiło się ciepło, 10 stopni!

Jeszcze pewnie tydzień w Holandii, a potem na święta do Polski, wtedy może zrobię sobie tydzień przerwy na doleczenie stopy tak w razie czego, akurat dobra okazja, bo świąteczne lenistwo + śląski smog + planowany booster nie sprzyjają zbytnio bieganiu. :)
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

Dawno mnie tu nie było. :hejhej:

Co u mnie słychać? Dalej biegam regularnie. Przez dłuższy czas od listopada cały czas trapiły mnie jakiś drobne problemy, głównie rozcięgno podeszwowe, przez krótki moment achilles, a ostatnio kolano (a właściwie to winowajcą był czworogłowy). Razem z fizjo walczymy jednak i udało się od początku nowego roku utrzymać reżim 5 biegów tygodniowo po ok. 65-70 km, czasem tylko trochę schodziłem z intensywności. Do tego codzienne ćwiczenia, rozciąganie, rolowanie przynajmniej 15-20 minut i na pewno daje to efekty, bo mogę już od dłuższego czasu biegać właściwie bez żadnych problemów i dolegliwości.

Jakie są cele treningowe? Byłem zapisany na półmaraton w Hadze, bo chciałbym wreszcie złamać te 90 minut albo chociaż poprawić życiówkę. Niestety Hagę mi odwołali, więc zapisałem sie na Berlin 3 kwietnia. :hej: Ostatnio pobiegłem nawet zawody testowe i to zachęciło mnie do powrotu na forum (no i komentarz Przemka :hej:)

Jak wyglądał mój trening do tej pory? Obowiązkowym punktem było długie wybieganie, stopniowo doszedłem do 25 km i teraz ten dystans nie sprawia mi większych problemów. Staram się też co jakiś czas pobiec dłuższe wybieganie w formie BNP (np 21 km 10+10+1). Stwierdzam, że najlepiej mi się biega, gdy zbuduje sobie dobrą bazę kilometrową, chyba naprawdę bliżej mi do wytrzymałościowca.

Akcenty - w styczniu robiłem je razem z grupą biegową w klubie na bieżni, 2 razy w tygodniu więc raczej były to krótkie interwały do 1200m, ale za to treningi dość intensywne. W lutym potrzebowałem trochę zluzowania przez mięsień czworogłowy, dzięki czemu było mniej akcentów, ale za to złapałem dużo świeżości. Ostatnio biegam raczej drugie zakresy i interwały progowe, ale nie było ich jeszcze zbyt wiele. Czasem też parkrun treningowo tempem ok. T10-T15.

Tydzień temu pobiegłem parkrun już na maksa - 5 km w 19:36 (trasa minimalnie krótsza niż 5 km, ale poniżej 20 minut na pewno bym się zmieścił, pewnie ok. 19:42 byłoby uczciwsze). Wynik mnie ucieszył, bo do życiówki jeszcze trochę niby brak, ale wagowo wciąż jestem jakieś 2-3 kg powyżej celu, czyli masy życiówkowej. :hej: Od stycznia zrzuciłem już prawie 5, więc i tak nie jest źle. Po maratonie szybko się spasłem, muszę się przyznać bez bicia.

W ostatnią niedzielę (wczoraj) wreszcie nadeszły zawody na 10 km. Bieg średniej wielkości, taki na kilkaset osób na każdym dystansie, przez całą zimę w regionie odbywają się zawody z cyklu Z&Z, ale można też zapisać się na pojedynczy bieg. Zawsze są trzy dystanse do wyboru, krótki, średni i długi, w tym przypadku było to 5,10 km oraz 10 mil - mnie zależało na tescie na dychę, bo to mój ulubiony dystans i jest dla mnie dobrym wskaźnikiem.

Przed startem odebrałem pakiet na lokalnym boisku piłkarskim w małym miasteczku nieopodal, wszystko sprawnie zorganizowane i bez zbędnych dupereli. Numer startowy, jest szatnia, depozyt, z niczym nie ma problemu, ale nie ma też medali czy innych wodotrysków.

Start był dopiero o 12 i to razem z zawodnikami na 10 mil (trasa wspólna przez pierwsze 4 km). Pogoda prawie idealna. Trochę zimno, bo jakieś 5 stopni, ale bardzo słonecznie i lekki, ale zdradliwy zimny wiatr z północnego-wschodu.
Po 2,5 km truchtu na rozgrzewkę ruszyliśmy. Miałem problem z wyborem stroju, spodenki oczywiście krótkie, na górę wziąłem koszulkę z długim rękawem i po paru minutach zacząłem trochę żałować, bo szybko gotuję się w słońcu.
Pierwsze kilometry biegliśmy z wiatrem. Na początku spory tłum, ale udało mi się dzięki temu nie szarżować z tempem, musiałem tylko trochę lawirować z wyprzedzaniem. Pierwszy km wpadł jakoś w 4:10. Czułem sporą swobodę, więc postanowiłem przyspieszyć i trzymać tempo ok. 4:05, tak żeby skończyć poniżej 41 minut. Wiedziałem, że na 40 jeszcze nie jestem gotowy.

Po 2-3 km dalej dobrze się biegło, płuca zaczęły intensywniej wentylować, ale wciąż to ja wyprzedzałem. Do 4 kilometra chciałem doścignąć większą grupkę przede mną, bo zaczynało się robić pustawo, a przede mną był odcinek pod wiatr i nie chciałem biec sam. Dogoniłem ich, ale problem w tych, że musiałem ich też wyprzedzić. :hahaha: Gdy zmieniliśmy kierunek biegu, wiatr zacząl być cholernie wkurzający, miałem wrażenie, że za chwilę zerwie mi numerek startowy :bum: Tempo cały czas trzymałem równiutko po ok. 4:05. Znaczniki kilometrów też mijałem mniej więcej na czas tempem 4:05 (GPS pokazywał o kilkadziesiąt metrów mniej).

Na 5 km podali wodę, w ogóle zapomniałem o tej opcji, ale stwierdziłem, że kubeczek nie zaszkodzi. Na głowę nic nie lałem, za zimno. Jednak ten długi rekawek przy biegu pod wiatr nie był aż tak głupim pomysłem. Na 6 km nagle asfaltowa trasa zamieniła się w polną drogę. :hahaha: Biegliśmy tak przez około kilometr. Droga była calkiem ubita, ale wąska, więc wyprzedzać musiałem po trawie. Mostek wyglądał dość chybotliwie, ale na szczęście nie zawalił się pod moim słonim ciężarem. Mnie już nikt do końca biegu nie wyprzedził. Ten kilometr wpadł trochę wolniej, pewnie ok. 4:10, mimo że tu było z wiatrem.

Pozostałe 3 już na maksa pod wiatr, wracamy na asfalt. Na trasie bardzo się przerzedziło. Oddychałem coraz częściej i bardzo głośno, nawet głośniej od rywali, ale i tak ich wyprzedzałem. Wróciliśmy już do miasteczka, kibiców prawie nie było, czasem tylko wolontariusze coś tam bili brawo i dopingowali. Było ich sporo, bo zakręty zaczęły się mnożyć niemiłosiernie. Tempo trzymane cały czas ok. 4:05. Pod wiatr trudno było przyspieszyć. Nogi nie bolały, ale płuca pracowały prawie na maksa. Na znaczniku 9 km jakaś głupia agrafka, zawrotka o 180 stopni i ostatnia prosta do mety, a nie czekaj... jeszcze 2 zakręty. :hahaha: Widziałem, że nikt już mnie za plecami nie dogoni ani ja nikogo nie wyprzedzę, więc nie ryzykowałem ostrego finiszu. Nie było z czego. Gdy zobaczyłem bramkę mety i zostało kilkanaście sekund do 41 minut, ostatni zryw i zatrzymałem zegarek z czasem 40:57. Oficjalny pomiar to 40:59, więc tempomat działa. :hej:

Zwykle na ostatnim kilometrze mam siłę przyspieszyć poniżej 4:00, ale tym razem się nie udalo. Może bez tego wiatru "pod narty". Ciekawy był pomiar pulsu z paska - średnie 170, maksymalne 179 - to bardzo niski wynik jak na moją dychę, zwykle miałem ok. 178-182 średnie i 190-195 maks. Chyba mi serce urosło i strefy się poprzesuwały. :bum: Ogólnie jestem zadowolony. 39 miejsce wśród panów i 15 miejsce w kategorii. Jeszcze 4 tygodnie do półmaratonu, myślę, że można być umiarkowanym optymistą.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
Awatar użytkownika
bezuszny
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1527
Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
Życiówka na 10k: 39:51
Życiówka w maratonie: 3:13:48
Lokalizacja: Holandia

Nieprzeczytany post

Berliner Halbmarathon, czy też Półmaraton Berliński, jak kto woli. :)

03.04.2022

Aż trudno uwierzyć, że ostatni półmaraton biegłem aż półtora roku temu... Za to po drodze były już dwa maratony. Była to już moja siódma połówka, więc przed biegiem naprawdę zero stresu i pełny luz. Może nawet aż za bardzo się wyluzowałem, bo dzień przed biegiem zrobiłem po Berlinie ładne 25 tysięcy kroków, szkoda było mi zmarnować dzień w Rajchu, żeby sobie trochę nie pozwiedzać. Na samym odbiorze pakietu trochę się zeszło, bo trzeba było podjechać na słynne dawne lotnisko Tempelhof, gdzie kiedyś uciekały samoloty zza żelaznej kurtyny do wolnego Berlina, a dziś uciekali tutaj biegacze z całej Europy. :hej: Samo Expo było ogromne, ale bardzo dobrze zorganizowane i bez kolejek.

No i trochę faktycznie przesadziłem, bo pod koniec dnia od samego chodzenia (plus 5 km truchtu w sobotę rano) czułem trochę mięśnie dwugłowe. Na szczęście węgli i nawadniania nie zabrakło, więc bez obaw.
Przed biegiem wiedziałem, że życiówka (1:31 z groszami) jest spokojnie w zasięgu, ale co do 1:30 nie byłem pewny. Na plus działało to, że pracowałem mocno przez ostatni rok nad wytrzymałością, w ostatnim cyklu treningowym biegałem w pewnym momencie co tydzień ok. 25 km longi, więc bardziej jak pod maraton, ale tempowo nie czułem się przygotowany na życiową formę - głównie patrząc po treningach i po ostatniej dyszce pobiegniętej równo w 41 minut miesiąc temu, czyli o minutę gorzej niż życiówka. Do tego wagę udało mi się zbić tylko do ok. 78-79 kg, czyli daleko dobre 3 kg od życiówkowej wagi. :bum:

W niedzielę rano standardowe przygotowanie, zjadłem 1,5 bułki z dżemem i banana, wstałem o 7:30, start mojej fali był o 10:05. Pełen automatyzm, toaletę udało się wcześnie ogarnąć, rozgrzewka, 3 km truchtu i kilka przebieżek, zostawiłem moim kibicom cieplejsze ciuchy i o 9:30 ruszyłem w kierunku startu. I dobrze, że zostawiłem sobie więcej czasu, bo...ledwie zdążyłem do mojej strefy (a i tak musiałem trochę podtruchtać). W biegu brało udział 26 tysięcy biegaczy, a i tak nie dało się prawie nigdzie odczuć tłumu, tyle że miasteczko startowe było naprawdę przeogromne. (do tego tylko jedna brama wejściowa, do której wpuszczano tylko biegaczy). Za bramą trzeba było założyć maseczkę i większość osób rzeczywiście stosowała się, pełen ordnung.

Dotarłem do strefy 5 minut przed startem, nerwowo przepiąłem jeszcze pas z żelami, gdy zauważyłem, że spodenki są założone tył do przodu. :hahaha: Szybka przebiórka już w ścisku w strefie, sprawdziłem, czy chip w bucie jest dobrze zamocowany, a tu za chwilę finalne odliczanie. Lecimy! Pierwsze 3 km biegło się dość lekko. Start w wielkim parku Tiergarten, mijamy słynną kolumnę zwycięstwa. Założenie to biec po 4:20, nie przepalić początku. Idzie zaskakująco lekko, jak na luźnym treningu. Cały czas starałem się trzymać zielonej linii na asfalcie wyznaczającej optymalną trasę biegu. Fajny bajer, powinni to robić na każdym biegu. :hej: Minąłem dwie kobiety, trzymające wspólnie w biegu flagę Ukrainy, toteż krzyknąlem im, Slawa Ukrainie! Pogoda była chłodna, rano może ze 3 stopnie, ale zrobiło się słonecznie, do tego na pierwszych kilometrach wiało trochę w mordę. Byłem zaskoczony, że za startem naprawdę zero tłoku, miałem mnóstwo miejsca dla siebie (ale cały czas było z kim biec i nigdy nie byłem osamotniony).

Obrazek

Pierwsza piątka wpadła w tempie 4:18. Jest nieźle. Stwierdziłem, że postaram się trochę przyspieszyć, może rozkręcić się do 4:15 i powalczyć o te upragnione sub90. Jak na złość, stopniowo zaczęły się odzywać mięśnie. Najpierw czworogłowe zagrały swoje intro, potem wjechały dwugłowe i to głównie one dały mi się we znaki już do końca biegu. Nie był to jakiś mocny ból, ale dość upierdliwy. Próbowałem wejść na szybsze tempo, ale co przyspieszyłem, to za każdym razem zegarek uparcie pokazywał coś w okolicach 4:15-4:20. Miejscami GPS też świrował przez zakręty, budynki, biegliśmy bardzo ładną trasą, dobiegliśmy do pałacu Charlottenburg, ale dookoła było sporo wysokich kamienic. Podbiegów właściwie nie było, poza kilkoma małymi właśnie na odcinku między 5 a 10 km. W pewnym momencie wbiegliśmy też na kostkę brukową, a potem do krótkiego tunelu, co wybiło mnie trochę z rytmu. Jakieś nawet małe detale zaczęły mnie mocno irytować Zrobiło się ciepło w słońcu, musiałem podwinąć rękawy. Startowalem oczywiście w krótkich spodenkach, a na górę wziąłem jedną warstwę - długi rękaw. Mimo to, przy 5-7 stopniach zrobiło mi się bardzo ciepło. 10 km minąłem równo w 43 minuty i pomyślałem sobie, że 1:30 to raczej nie będzie, bo utrzymuję tempo 4:18 na styk, ale życiówka powinna wpaść.

Obrazek

I wtedy stało się coś dziwnego. Nagle zacząłem biec szybciej, zaprzyjaźniłem się z bólem, zrobił się znośny. Nie czuć było prędkości, a momentami zegarek pokazywał nawet tempo bliskie 4:00 lub szybsze. Przestałem ufać wskazaniom zegarka i po prostu trzymałem się tych samych ludzi, a w miarę sił starałem się wyprzedzać. Rzadko kiedy ktoś mnie wyprzedzał. Sprawdzałem tylko wskazania zegarka co kilometr, żeby kontrolować tempo, flagi były rozstawione regularnie i były dobrze widoczne. GPS doliczył ładnych 400m przez cały bieg, ale nie dlatego, że nie biegłem optymalnie, po biegu widzę, że po prostu trochę błądził. Miejsca było sporo, ale cały czas jest z kim biec. Może to zjedzony na 8 km żel dał mi też więcej sił do biegu. Może też było z wiatrem na dłuższym odcinku z zachodu na wschód.

Na 12-13 km złapałem jakąś silniejszą motywację, dużo kibiców też wykonywało świetną robotę. Zacząłem sobie pod nosem nucić energiczną muzykę filmową, która nagle skojarzyła mi się luźno pod wpływem bębniarzy przy trasie. Kilometr za kilometrem mozolnie odliczałem, już niedługo do 15 kilometra na Placu Poczdamskim. Powoli wpadamy w znajome rejony. Policzyłem sobie, że jak 15kę przekroczę w 1:04:30, to będzie dobrze, a jeśli w 1:04:00, to jest nawet szansa to sub90. Liczenie świetnie zajmuje czas. Przed 15km na punkcie z wodą wypuściłem kubeczek z ręki. Szkoda, miałem naprawdę ochotę się napić, a może nawet wylać coś na głowę. Wreszcie wpada 15 km i jest blisko do 1:04:00, czyli będę walczył o sub90! Jest dobrze. Mijamy plac Poczdamski, masa kibiców, ależ to była motywacja.

Obrazek

Obrazek

Za chwilę kolejne sławne punkty, w tym Checkpoint Charlie, czyli granica między wschodnim a zachodnim Berlinem. Nie jest lekko, ale na pewno lepiej niż na poprzednich półmaratonach. Lubię biegać negative splitem, kolejny raz to się sprawdziło, ale mam wrażenie, że parę kilometrów temu czułem sie gorzej niż teraz, to dla mnie jakaś zagadka. Przed ostatnim punktem z wodą w razie czego zjadłem jeszcze sobie drugi żel, ale bardziej pro forma, bo nie czułem się super głodny.

Obrazek

Na końcu już tylko odliczam, jakim tempem muszę biec, żeby była życiówka, a jakim sub90. Życiówki już nie zawalę, musiałaby się stać katastrofa na miarę wojny, skurczy albo sraczki. :hej: Czekam na jakiś kryzys, ale nie przychodzi. Coraz częściej zerkam na zegarek. Nagle zaczynamy mijać coraz ciekawsze miejsce w centrum Berlina, a tu jakiś ładny pałac, a tu plac Gendarmenmarkt. Trochę sporo zakrętów, ale trzymam się zielonej linii. Cisnę, cisnę, jeszcze mocniej. Nagle tempo zbliża się do 4:00 albo nawet je przekacza. Ciekawe, na treningu bym umierał, a tu biegnie się calkiem przyjemnie?!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wreszcie ostatni zakręt, widzę Bramę Brandenburską przed sobą i już wiem, że się uda. Niesamowity moment, bo to przecież tutaj, dokładnie w tym miejscu, pada tyle rekordów świata w maratonie, a nagle jestem tutaj ja z moim własnym małym rekordem. Jeszcze ważna rzecz, mijamy ruską ambasadę, miałem ochotę wrzasnąć coś o ruskich k..., ale powstrzymałem się, nie wiem czy bardziej przez grzeczność czy przez brak siły. Chyba jednak to drugie. :bum: Miejscowi postawili tutaj tabliczkę z napisem Plac Zelenskiego i rozwiesili na drzewach dziecięcy skarpetki, żeby upamiętnić ofiary wojny. Bardzo wymowne...

Ostatnia prosta wydaje się wyjątkowo długa, czyżby jednak zegarek zawalił robotę? Nie, wszystko się zgadza. Mijamy bramę, mijamy znacznik 21 km i na początku parku jest mała czerwona brama z napisem ZIEL. Uniosłem rękę w góre, wrzeszczałem jak po*ebany, ale niczego nie było słuchać w tumulcie kibiców. Czas brutto 1:31:07, ale netto 1:29:27. Duży zapas udalo się zbudować na ostatnim kilometrze, rzekomo wg GPS pobiegłem go w 3:45, ale nie chce mi się wierzyć, bo z pulsem nie dobiłem zbyt wysoko, ledwie do 180. W ogóle chyba strefy mi się poprzesuwały. Jest świetnie, dawno tak się nie cieszyłem z wyniku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Każdemu polecam Półmaraton w Berlinie, trasa idealna, płaska, szybka, pogoda w kwietniu też powinna zwykle sprzyjać. Do tego świetna organizacja. Za metą picie, banany, piwo bezalkoholowe, ponczo i... maseczka. :bum: No i nie można zapomnieć oddać cholernego chipa z buta. :bum: Szybko wyszedłem z tej strefy, gdzie kibice nie mają dostępu, żeby ubrać się, bo nagle zrobiło mi się dość zimno. Szybko wjechał sznycel wiedeński z frytami i browarem w pobliskiej knajpie. Na tym kończę mój sezon wiosenny, więc potem był czas na świętowanie. :taktak:

Jeszcze jeśli ktoś lubi cyferki:

Obrazek

Obrazek
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
ODPOWIEDZ