W tygodniu poprzedzającym niedzielny start, jak zwykle postawiłem na luźne treningi. Poza tym w sobotę prowadziłem na linii mecz klasy okręgowej, niedawnego spadkowicza z 4 ligi.
10.03 pon
10.05km; 49.09; t.4.53/km
12.03 śr
~2kmBS +ABC +8x200/200tr+~1.8km
Nawet nie zwracałem uwagi po ile te rytmy biegałem.
Bardzo często w okresie przedstartowym dopadała mnie jakaś infekcja. Teraz też tego się obawiałem, ponieważ wokół mnie prawie wszyscy są/byli chorzy. W domu tylko ja nie choruję. Bałem się też, że na meczu mnie wywieje, ale akurat świeciło słońce i nie zmarzłem. Zresztą sam mecz bardzo spokojny. Gospodarze mimo, że przegrali, po meczu postawili obiad sędziom i obserwatorowi. I Bogu dzięki, bo to 80km za Toruniem.
Niedziela przywitała kilkustopniowym mrozem, niewielką białą śnieżną kołderką oraz pięknym słońcem. Wyżówka jak się patrzy. Wiedziałem, że śnieg zniknie i w Poznaniu będą fajne warunki do biegania. Oczywiście do startu było jeszcze kilka godzin więc mogło się to nieco zmienić.
Wraz z trzema innymi zawodnikami wyjechaliśmy wcześnie, bo o 7.50. Jeszcze nasz kierowca nieopatrznie kliknął Barańczaka zamiast Baraniaka i trochę zwiedziliśmy Poznań. O 10.15 niestety ulica abpa Baraniaka była zamknięta i trzeba było jakoś to objechać, a chcieliśmy zaparkować koło toru narciarskiego tuż przy starcie. Kojarzyłem, że obok jest ul Inflancka i tak wbiliśy w nawigację. Niestety Inflancka z...yyy Inflancką się nie łączy

Uff, bo robiło się dosyć późno. Ze wspomnianego parkingu, do biura zawodów jest dobre 10-12 min szybkim marszem. Pakiety odebraliśmy tuż przed godziną 11.00. Na szczęście obyło się bez kolejek. Sam pakiet startowy zawierał także paczkę kawy, żel energetyczny i piwo bezalkoholowe. W drodze do auta, spotkaliśmy kilkoro znajomych z Torunia. Oni już przebrani, chronili się przed zimnem w wejściu do WC, w okolicy mety. Uważam, że to był ich błąd.
Dlatego warto parkować tuż przy starcie. Na rozgrzewkę wyszedłem ok 11.25 - ubrany w dresy, golf, buffa i rękawiczki. Około 11.45 wszyscy czterej mieliśmy się stawić przy aucie, przebrać w przygotowane koszulki z nr startowymi, czy też w same buty startowe. Wszystko poszło sprawnie i wystarczyło wejść do strefy.
Trzej koledzy startowali ze strefy B, a ja musiałem podejść kawałek dalej do strefy A.
Piąty raz brałem udział w tym biegu i po raz pierwszy nie było bardzo silnego wiatru. Ok trochę zawiewało, ale warunki były naprawdę dobre.
3-2-1 START
Pamiętałem, że przy niemal 5000 biegaczy jest ciasno i bardzo uważałem, aby sprawnie ruszyć, ale także, nie potknąć się, czy też nie zahaczyć kogoś innego. W ogóle po 1km pierwszy zakręt jest w lewo i biegacze mają taki odruch, aby zbiegać do lewej strony jednak tuż po starcie jest kilka wysepek i trzeba na to uważać.
Zamierzałem biec w okolicy 3.27-3.28 Jakoś przesadnie nie pilnowałem tego, ale fajnie wyszło, bo mimo wiatru w twarz
1km 3.27,9 Muszę przyznać, że byłem raczej wyprzedzany na pierwszym kilometrze. Potem skręciliśmy w lewo w kierunku Ronda Rataje i biegliśmy wzdłuż torów tramwajowych. No i jak to bywa, część zawodników zwalniała a wyprzedzanie było bardzo trudne. Czułem że zwolniłem, zerknąłem na zegarek i pokazywał tempo powyżej 3.30 Było naprawdę ciasno i gdzieś tam dwoma szarpnięciami przesunąłem się o kilka pozycji. Pilnowałem też prawej strony, bo czekał nas nawrót przez prawe ramię. Wiadomo, każdy chce szybko wbiec na nawrotkę, masa biegaczy ścina z zewnątrz do środka więc trzeba bardzo uważać. Nawrót nie był dla mnie łatwy, ale obyło się bez kolizji (choć później gdzieś tam zahaczyłem kogoś).
2km 3.30,7 Odrobinę za wolno, ale nie zamierzałem szarpać, ale raczej biec swoje.
3km 3.26,9
4km 3.26,6 Odcinek przez Most św. Rocha i kawałek dalej ul. Kazimierza Wielkiego były naprawdę fajne. Tam jest delikatny zbieg, ale dalej było gorzej. To już są okolice Starego Miasta i przy takim dużym kościele było kręto i wąsko + pod nogami nie tylko asfalt, ale i tory tramwajowe. Zrobiło się na tyle ciepło, że pot spłynął mi najpierw do prawego a potem do lewego oka. Sól w oku no nie pomaga:) Dodatkowo czułem, że zwolniłem, bo byłem zablokowany biegnąć gdzieś koło 300 miejsca!
W okolicy 4.5km trzeba wbiec z powrotem na wspomniany most. Tutaj już sporo osób wyprzedzałem. W oddali majaczyła mi mata pomiarowa. 5km 3.28,8 Standardowo, zegarek strzelił, ale było trzeba trochę dobiec do maty. Tam spojrzałem 17.31 na moim Garminie (i oficjalnie także 17.31 i miejsce 284 na półmetku). Rozjazd między zegarkiem a matą to 10s. Dużo i mało - bywało w tym miejscu znacznie więcej.
Gdzieś w okolicy 5.2km wyprzedziłem swojego znajomego, z którym regularnie przegrywam zawody, co dodało mi motywacji. Miało to miejsce na skręcie w kierunku Ronda Śródka. Ten fragment, mimo wiaterku poszedł bardzo fajnie 6km 3.26,6
Zauważyłem paru zawodników, którzy zeszli z trasy, nie wytrzymując własnego tempa. Kilkadziesiąt metrów przede mną biegł..nazwijmy go sygnalista - starszy mężczyzna, który co około 2 sekundy wydawał z siebie głośny dźwięk - i tak cały czas! Było to cholernie irytujące. Wszyscy się oglądali, no ale ten biegacz tak ma. Nie było innego wyjścia - najpierw należało go dogonić, a potem przed nim uciec:)
Nawrót na Rondzie Śródka pokonałem bardzo sprawnie, ale zamiast pójść za ciosem to wiedząc, że czeka mnie skręt na Maltę tuż przy chorągiewce 7km, dałem się zablokować przy wewnętrznej. Poza tym sam nawrót przez lewe ramię nie wyszedł najlepiej, ale 7km zamknąłem w 3.29,3
Wąska ścieżka nie pomagała w wyprzedzaniu. Obierałem cele pośrednie, jak konkretni zawodnicy, bo ponad dwukilometrowy odcinek, z którego widać metę jest celem bardzo dalekim. Zauważyłem, że zbliżam się do jednej z sióstr Pobłockich (Katarzyna) i tak sobie za jej grupką biegłem - błąd! - przecież ona słabła. Wbiegłem na trawnik z lewej strony i przeskoczyłem dalej, po drodze zamykając 8km w 3.28,3 Kurcze 8km, a ja nie słyszałem swojego oddechu. Nie była to jakaś walka o przetrwanie czy bieg na maxa do odcinki. Mój wewnętrzny głos miał już o to do mnie pretensje

Kawałek dalej zauważyłem biegacza z Bydgoszczy. Kojarzę go i od lat wyprzedzam go w drugiej fazie biegu. Prowadzi nawet swojego bloga, gdzieś na innej stronie. Taki cel pośredni mnie zmotywował. Wyprzedziłem go bez problemów a przed sobą zobaczyłem pewnego biegacza z Włocławka, z którym nigdy nie wygrałem...Jego też wyprzedziłem, a 9km wpadł w 3.24,2
Niby przyspieszyłem niewiele, ale takie 3.20/km to 18km/h, czyli 5 metrów na sekundę, czyli 5sekund różnicy daje na tych prędkościach około 25 metrów różnicy.
Organizator zadbał o ostatni kilometr dodając biegaczom motywacji poprzez znaczniki co 100m. To świetny pomysł. Nie zerkałem na zegarek lecz wypatrywałem kolejnych "znaków wstecznego odliczania".
Zafiniszowałem do mety...po drodze 10km w 3.12,5 + 60 metrów nadwyżki w 9s i nowy rekord życiowy stał się faktem!
PB 34.31
Open: 200
Na drugiej piątce wyprzedziłem aż 84 osoby spośród 283 będących przede mną w połowie dystansu

Na mecie oczywiście niedosyt, bo nie byłem zajechany, a jeszcze do rekordu mojego kolegi zabrakło mi 2s

Drugą piątkę pobiegłem w 17.00


Z naszego auta, koledzy nie poprawili swoich życiówek. Jeden chłopak mimo świetnej budowy, dobrych treningów. Kilometrażu na poziomie 300-320km/mc, opieki trenerskiej, 5-tki w Wiązownie niemal w 18.00....ledwo złamał 39 minut. Nie wiem jak to możliwe, ale trochę mu współczuję.
A i znajomi,, którzy w koszulkach/singletach paradowali godzinę przed startem, znacznie słabli w drugiej części dystansu uzyskując słabsze niż zakładali rezultaty.
Za 3 tygodnie start w Półmaratonie w Łodzi. Przy tym tempie 3.27 (a z dystansu 10.06 nawet 3.26/km) w pełni zasadne wydaje się być tempo 3.40/km na płaskim. Trasę z Łodzi znam na pamięć. Wiem, że 4km to Srebrzyńska pod górę a 11km to wbieg przy Atlas Arenia, ślimakiem na wiadukt i dalej w Maratońską. Odcinek od 15 do 18km mniej więcej to równy podbieg na Wyszyńskiego.
Liczę tylko, że mnie nic nie rozłoży, a pewności nie mam.
Tymczasem chwilę nacieszę się nowym PB na 10km, ustanowionym po 1.5 roku (poprawa o 16s).