Przyzwyczajenie. Porządna kolacja i rano fruniesz na czczo.
+1
W ogóle co do tego "to ma być przyjemność", to o ile samo wyjście z łóżka i start specjalnie przyjemne nie są, o tyle już sam bieg przez pustawe nad ranem miasto plus uczucie satysfakcji po biegu bardzo lubię.
Moja metoda - kolacja w granicach 20-21 (ok. 300kcal, ale ja mała jestem, więc dla faceta powinno być odpowiednio więcej), około 22:30 spać, między 5:30 a 6:00 startuję, śniadanie dopiero po powrocie do domu. Wspomniałam o tych godzinach, bo napisanie "jem kolację, biegam rano na czczo" może równie dobrze oznaczać sałatkę o 18:00 i trening o 7:00, a to spora różnica jednak. Długich biegów nie robię, ale akcenty tak do 13-14km jak najbardziej.
Jak wstaję rano to nie zastanawiam się tylko wychodzę. Natomiast wizja wyjścia wieczorem gdy jest zimno i ciemno, gdy jestem najedzona, rozgrzana i nieco rozleniwiona mnie odrzuca. Argument oczywiście bez sensu, bo podobne zdanie można by pewnie skleić o bieganiu rano, no ale tak mam.
