Wietnam w ostatnich latach przeżywa prawdziwy rozkwit biegania długodystansowego. Liczba organizowanych maratonów rośnie z roku na rok, a rosnące zainteresowanie tym sportem wśród klasy średniej sprawia, że staje się on nie tylko formą aktywności fizycznej, ale też wydarzeniem społecznym. Coraz częściej biorą w nich udział także zawodnicy z Afryki Wschodniej, głównie z Etiopii i Kenii szukający sportowej szansy i finansowej stabilizacji.
Jednym z nich jest Tesfaye Tsegaye Keress, 27-letni biegacz z etiopskiego miasteczka Sendafa, który przyleciał do Ho Chi Minh razem z rodakiem, Dereje Alemu Miko. Wzięli udział w największym maratonie w kraju – Techcombank Ho Chi Minh City International Marathon, gdzie Keress wystartował w maratonie, a Miko w półmaratonie.
Keress nie ukrywał, że motywacją do udziału nie była jedynie pasja do sportu, ale również nagroda pieniężna w wysokości 2500 dolarów za pierwsze miejsce. Pieniądze te chciał przeznaczyć na rozwój swojej farmy drobiu i hodowli krów w rodzinnej Etiopii, gdzie mieszka z żoną i dwójką dzieci.
Choć w swojej ojczyźnie nie wyróżnia się na tle innych zawodników, jego najlepszy czas to 2 godziny 23 minuty, co nie wystarczyłoby do startu w czołowych maratonach światowych – w Wietnamie jego wynik plasuje go w ścisłej czołówce. To pokazuje, że poziom maratonów w Wietnamie, choć dynamicznie rośnie, nadal pozostaje niższy niż w krajach o długiej tradycji biegowej.
Z roku na rok rośnie liczba maratonów organizowanych w Wietnamie. W 2023 odbyły się aż 41 takie imprezy w 27 miastach, z udziałem ponad ćwierć miliona uczestników. Wraz z popularnością przybywa także sponsorów oferujących nagrody pieniężne – nierzadko w tysiącach dolarów, co przyciąga zawodników z regionów takich jak Kenia i Etiopia.
Z Kenii do Wietnamu przyjechał m.in. Edwin Kiptoo, doświadczony biegacz, który w krótkim czasie stał się gwiazdą lokalnych maratonów. Jego początki były jednak trudne – przyleciał do Ho Chi Minh City z zaledwie kilkoma dolarami w kieszeni, nie mając nawet zarezerwowanego noclegu. Z pomocą przyszedł mu lokalny biegacz, Le Hoan, który nie tylko go przyjął do swojego domu, ale także opłacił mu hostel na noc przed startem.
Kiptoo odwdzięczył się w najlepszy możliwy sposób, zwyciężając w maratonie i wygrywając 2500 dolarów. Od tego czasu regularnie wygrywa kolejne biegi w Wietnamie, zarabiając średnio około 1000 dolarów tygodniowo. Jego sukces zaowocował podpisaniem kontraktu sponsorskiego z firmą Do-Win Vietnam, która zapewnia mu zakwaterowanie, opłaca starty i wspiera jego legalny pobyt w kraju.
Dzięki temu Kiptoo może w pełni poświęcić się treningom i startom w zawodach, a także korzystać z państwowych obiektów sportowych zarezerwowanych dla czołowych wietnamskich sportowców. Sukces sportowy i medialny przyniósł mu nie tylko rozgłos, ale też możliwość wspierania swojej rodziny w Kenii oraz inwestycje, udało mu się zakupić kilka nieruchomości w swoim kraju.
Nie każda historia kończy się jednak równie szczęśliwie. Inni biegacze, jak np. Kemboi Ezekiel z Kenii i Etiopka Marta Tinsae Birehan, spotkali się z rozczarowaniem. Przyjechali na maraton do Ho Chi Minh licząc na samochód jako nagrodę za pobicie rekordu, lecz okazało się, że ta oferta obowiązywała jedynie w poprzednim roku. Marta, mimo dobrej pozycji w biegu, musiała się wycofać z powodu problemów zdrowotnych po wypiciu nieodpowiedniego napoju izotonicznego.
Również Kiptoo doświadczył niedociągnięć organizacyjnych – podczas jednego z maratonów w Hanoi został błędnie sklasyfikowany jako amator, przez co mimo zwycięstwa otrzymał jedynie 200 dolarów zamiast pełnej nagrody. Nie złożył jednak oficjalnej skargi, tłumacząc, że „trzeba przestrzegać zasad”.
W wyścigu w Ho Chi Minh City w grudniu 2024 roku Kiptoo ponownie wygrał, pokonując Keressa i najlepszych wietnamskich zawodników. Keress finiszował na trzecim miejscu, zmagając się z bólem i zmęczeniem po wcześniejszym starcie w innym maratonie. Mimo wszystko udało mu się zdobyć 1000 dolarów nagrody, choć po odliczeniu prowizji dla promotora i kosztów pobytu, do domu trafi jedynie część tej sumy.
Keress i Miko po zawodach wrócili do Tajlandii, gdzie od miesięcy mieszkają w obozie treningowym prowadzonym przez tajskiego promotora, który zarządza ich karierą sportową w Azji Południowo-Wschodniej. Choć zawodnicy mówią o nim z szacunkiem, relacja przypomina bardziej stosunek pracownika do pracodawcy – z presją wyników i ścisłą kontrolą nad wszystkimi aspektami życia.
Pomimo wielu trudności, niepewnych wypłat, opóźnień, ryzyka kontuzji i braku gwarancji sukcesu, Wietnam staje się miejscem nadziei dla wielu afrykańskich sportowców. Ich historie, przekazywane ustnie i za pośrednictwem mediów społecznościowych, inspirują kolejnych biegaczy w Kenii i Etiopii do podjęcia ryzyka i spróbowania swoich sił w Azji.
„W Kenii oglądamy dużo wietnamskich filmów, ale niewielu ludzi naprawdę wie, jak wygląda życie w tym kraju” – mówi Kiptoo. „Ja też nie wiedziałem. Ale teraz wiem, że Wietnam zmienił moje życie”.
źródło: aljazzera