Ósma rocznica – Henryk Szost na treningu New Balance Run Club
W niedzielę 8 marca w warszawskim parku Łazienki Królewskie odbył się specjalny trening z Henrykiem Szostem. Najlepszy maratończyk w kraju obchodził niedawno 8 rocznicę swojego rekordu Polski. Przy okazji treningu grupy New Balance Run Club mówił o tym, jak osiągnął 2:07:39 oraz odpowiadał na szereg pytań biegaczy amatorów.
Warszawskie poranne spotkanie z rekordzistą Polski odbyło się w siedzibie NBRC w Palmiarni, w stołecznych Łazienkach Królewskich. Rozpoczęło się od wywiadu, który poprowadził Jakub Pawlak, organizator warszawskiego New Balance Run Club. Była głównie mowa o niedoścignionym wyniku z Otsu uzyskanym 4.03.2012 r. oraz o tym, jak trening wyczynowy można przełożyć na ten amatorski.
Szost przyznał, że rekordowy bieg sprzed 8 lat nie był idealny. Pamięta maraton z Japonii dobrze.
– Wiele rzeczy nie zagrało wtedy na trasie. Było 5-6 stopni, padał lekki deszcz. Nie udawało mi się wziąć każdej butelki z piciem – w Japonii na maratonie zawsze na początku leci wielka grupa, nikt nie podaje bidonu do ręki, stoją na stole, skąd łatwo je zrzucić, ale trudno chwycić w pełnym biegu. Nawet zegarek mi siadł, więc nie wiedziałem, jak szybko biegnę. Może to mi pomogło nie wystraszyć się narzuconego tempa… (śmiech) Dopiero na 40-tym kilometrze zobaczyłem na wielkim zegarze 2:00, choć na początku myślałem, że z nim coś jest nie tak. Miałem w każdym razie „dzień konia”, każdy go kiedyś ma i życzę mu, żeby go wykorzystał. Dzisiaj moje doświadczenie jest dużo większe, ale liczba przebiegniętych maratonów i to, że dostałem parę razy po uszach za zbyt mocny początek – sprawiły, że inaczej na to patrzę. Może pobiegłbym wtedy inaczej….? Za metą wtedy byłem odcięty, zobojętniały na wszystko. Mój manager powiedział, bym usiadł na chwilę, więc usiadłem prosto w kałuży i tak sobie w niej siedziałem…
Henryka spytano, czemu jego zdaniem kolejne wyniki aktualnie startujących maratończyków w Polsce, choć dobre – to jednak dzielą od jego życiówki blisko 3 minuty. Przyznał, że często rekord odstaje od innych rezultatów i jest to kwestia złożenia się wielu czynników. Na pewno nie braku mocnego treningu u dzisiejszych zawodników, który, gdyby spojrzeć z boku, nawet na nim robi wielkie wrażenie.
– Zobaczymy, jakie wyniki będą na mecie tegorocznych maratonów. Trzeba uważać, by nie napatrzyć się na czyjeś treningi za bardzo. Nie każdy ma takie same warunki, odnowę biologiczną czy suplementację, nie każdy siedzi w wysokich górach. Nie można tego powielać. Niektórzy trenują na rekord Polski, ale nie są potem w stanie dotrwać do dnia startu.
Rekordzista podkreślił, że maraton w Polsce utrzymuje się na przyzwoitym poziomie dzięki wsparciu i finansowanie wojska. Dodał, że dla Polskiego Związku Lekkiej Atletyki ta konkurencja jest wyrodnym dzieckiem i nie ma na nią pomysłu.
– Sprowadza się to do tego, że mówią nam: „Zróbcie minimum, damy wam obozy”. My się szkolimy za własne pieniądze albo dzięki wojsku, minimum robimy, dwa zgrupowania dostajemy, a potem ocenia nas się za wyniki na imprezie. To smutne, ale moim zdaniem nie powinno się startować na imprezach mistrzowskich, jeśli finansowanie przygotowań będzie na takim poziomie. To często wszystko jest na ostatnią chwilę, jak w przypadku mistrzostw Polski w maratonie w Krakowie, do których już teraz nikt się poważnie nie przygotuje, bo zostały tak późno ogłoszone.
Długodystansowiec z Muszyny odpowiadał chętnie na wszystkie, nawet trudne, pytania uczestników spotkania. Mówił o tym, jak koronawirus wpływa na przygotowania i plany startowe profesjonalistów. Przyznał, że bieganie nigdy nie było jego jedyną pasją w życiu i że często myślał o skończeniu kariery. Opowiadał również o swoich udanych igrzyskach w Londynie. Wspominał współpracę z kolejnymi szkoleniowcami, między innymi z Leonidem Szwetsowem.
Szost przestrzegał, że samo zrobienie treningu o niczym nie świadczy, trzeba się raczej skupiać na tym, jak po danej sesji uda się zregenerować. Śmiał się, że nie zrobi pełnego skłonu. Żartobliwie opowiadał też, czemu nie leżą mu ćwiczenia sprawnościowe, ale już na poważnie podkreślał, jak ważną funkcję mają one w przygotowaniach biegaczy amatorów.
Na koniec uczestnicy otwartego treningu wspólnie z gościem i trenerami NBRC (Kasią Gorlo-Olszewską, Bartkiem Olszewskim, Łukaszem Jóźwiakiem) ruszyli na alejki parkowe Łazienek Królewskich. W planie były dwusetki.
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.