Masa ciała to ciągle bardzo wrażliwy temat. Co gorsza, w związku z ograniczeniem aktywności fizycznej przez ostatnie restrykcje, część osób z pewnością wystraszy się tego, co pokaże ta zdradziecka waga. Chciałem was dzisiaj przekonać, że w wielu przypadkach nie ma się co przejmować samymi kilogramami. Ważniejsze dla naszego zdrowia jest zupełnie co innego.
Pierwsze, co mi się kojarzy z tym „ważnym” tematem, to kwestia terminologii. Pamiętam, że specjaliści zawsze mnie poprawiali, by nie mówić o sprawdzaniu „wagi” tylko „masy ciała” („Wagę to masz w kuchni!”). Co prawda wg Słownika PWN potocznie można używać obu form, ale podobnie jak w przypadku „igrzysk olimpijskich” (chodzi o zawody) i „olimpiad” (czteroletni okres pomiędzy igrzyskami) staram się być konsekwentny i już więcej nie określać „wagi”, a raczej „masę”. Uściślając, waga to przyrząd do wyznaczania masy poprzez pomiar siły ciążenia. Jednak nie o tym, ale o składzie ciała chciałem powiedzieć nieco więcej.
Do dziś pokutuje twierdzenie, że do szybkiego biegania niezbędne jest drastyczne odchudzanie i częsta kontrola kilogramów. U kobiet często prowadzi to do utraty miesiączki, obniżenia gęstości kości oraz braku energii (tzw. triada sportsmenek). Prastara prawda mówi, że im mniej tkanki tłuszczowej, tym lepiej, a w związku z tym wskazania wagi muszą być jak najniższe. Problem pojawia się w momencie, jak tę tkankę tłuszczową w ogóle sprawdzić. W wielu miejscach (np. w siłowniach) znajdują się wagi, które za pomocą bioimpedencji elektrycznej szacują skład ciała. Niestety metoda ta obarczona jest sporym błędem, szczególnie u osób szczupłych lub otyłych (na minus u tych pierwszych i na plus u tych drugich). A to właśnie tym osobom zależy na dokładnym wyniku, bo wiąże się to z różnymi zagrożeniami zdrowia. By wynik był jak najbliższy prawdy, przed takim badaniem trzeba być odpowiednio nawodnionym, zrobić je na czczo i najlepiej po pół godziny leżenia. Niestety praktyka pokazuje, że wyniki i tak mogą różnić się np. na pomiędzy urządzeniami.
„Złotym standardem” jest DEXA (DXA, dual-energy x-ray absorptiometry), z której miałem okazję parę razy skorzystać. Dostajemy dzięki niej dokładny skład ciała, a także stan kości. Badanie jest przeprowadzone za pomocą podwójnej wiązki promieniowania RTG. Tego typu urządzenie (bo nie można go raczej nazwać wagą) kosztuje 2 miliony złotych, ale nawet wyczynowi sportowcy na najwyższym poziomie w Polsce mają duży problem, by się na nim przebadać. Pozostaje więc klasyczna waga.
Inną kwestią jest otyłość, która wiąże się z wyższym ryzykiem nadciśnienia, cukrzycy i choroby wieńcowej. Mnóstwo badań epidemiologicznych na setkach tysięcy, a nawet milionach pacjentów stwierdza, że osoby o większej masie ciała są bardziej narażone na wystąpienie tych chorób. Ale sytuacja nie jest tak jednoznaczna, jak się wydaje. Naukowcy zidentyfikowali grupę otyłych pacjentów, których można uznać za „metabolicznie zdrowych”. Nie mają oni podwyższonego ciśnienia ani tak zwanej oporności na insulinę, prowadzącej do cukrzycy. Choć wartości liczbowe w poszczególnych badaniach się różniły, populacja zdrowa metabolicznie może stanowić od 6 do 75% osób otyłych.
W jednym z artykułów z 2016 r. stwierdzono też, że osoby niezdrowo szczupłe są dwukrotnie bardziej narażone na wystąpienie cukrzycy niż zdrowe, otyłe osoby. Kluczowa nie jest masa ciała, ale coś więcej. Wiele zależy od osobistej fizjologii i codziennych zachowań.
Część osób zamartwia się, że nie może osiągnąć upragnionej masy i ciągle się odchudza. Jednak to właśnie cykliczna utrata masy, a później ponowne tycie wiąże się z gorszymi skutkami dla sprawności układu sercowo-naczyniowego i przyczynia się do nadciśnienia, oporności na insulinę i wysokiego poziomu cholesterolu.
Na aktualne wskazania wagi wpływa też złożoność indywidualnej fizjologii człowieka. Po treningu przede wszystkim tracisz wodę i glikogen mięśniowy, a organizm wraca do normy czasem dwa dni później. Nie mówiąc już o wielu innych czynnikach.
Co jest więc ważniejsze od wskazań wagi? Najlepsze efekty przyniesie ci zmiana trybu życia. Drastyczne głodówki, różne dziwne mikstury na tzw. detoks czy łykanie „cudownych” tabletek odchudzających przyniesie więcej szkody, niż pożytku. Dobra dieta (czy jesz 5 porcji warzyw i owoców dziennie?) w połączeniu ze zwiększoną aktywnością fizyczną dużo lepiej wpłynie na twoje zdrowie, często niezależnie od redukcji masy ciała.
Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.