korea
17 października 2022 Aleksandra Konieczna Sport

Japoński mistrz olimpijski z Korei – Sohn Kee-chung


Gdy w 2011 roku światowy championat w lekkoatletyce odbywał się w Daegu jednym ze wspominanych podczas imprezy sportowców był maratończyk, który złoto olimpijskie zdobył dla… Japonii. Urodzony w Korei Sohn Kee-chung to biegacz, którego biografii uczy się nawet w lokalnych szkołach. Kim jednak był zawodnik, którego wygrana w 1936 roku doprowadził do aresztowania kilku dziennikarzy?

Nim opowiemy o niezwykłych losach wielkiego patrioty, którym był Sohn Kee-chung musimy przytoczyć kilka faktów sportowych oraz historycznych. Po pierwsze, odnotować należy, że Korea Południowa, to kraj bez większych lekkoatletycznych sukcesów. Podczas wszystkich edycji mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich Koreańczycy z południa wywalczyli bowiem łącznie tylko cztery medale. Nadal w swoich szeregach nie doczekali się lekkoatletycznego mistrza świata. Dla porównania w łuczniczych zmaganiach, tylko podczas igrzysk olimpijskich, Korea Południowa wywalczyła już ponad 40 medali.

Japońska okupacja

O relacjach japońsko-koreańskich można by opowiadać godzinami. Skupmy się jednak na tym, co wydarzyło się na początku XX wieku i miało znamienny wpływ na życie naszego bohatera. W 1907 roku, już po zakończeniu wojny rosyjsko-japońskiej, Korea stała się protektoratem drugiego z państw. Trzy lata później ostatni cesarz Korei Sunjong podpisał traktat akcesyjny. W jego efekcie utworzono Generalne Guberatorstwo Korei, które de facto stało się japońską kolonią. To wydarzenie wywarło znaczący wpływ na życie Koreańczyków, którym nowe władze ograniczyły przysługujące prawa oraz próbowały odebrać narodową tożsamość. Rozpoczęto proces japonizacji lokalnego społeczeństwa.

Okupacja, która trwała aż do końca II wojny światowej, znacząco wpłynęła również na sportową historię Korei. Mieszkańcy półwyspu na igrzyskach olimpijskich, pod swoją flagą, zadebiutowali bowiem dopiero w 1948 roku. Wtedy to w Londynie pojawili się przedstawiciele Korei Południowej. Na czele zawodników, w roli chorążego, wystąpił wtedy właśnie Kee-chung, który wreszcie mógł oficjalnie reprezentować swój kraj.

Pierwsze wygrane

O dzieciństwie oraz młodości Sohna wiadomo niewiele. Mężczyzna urodził się w 1912 lub 1914 roku w Sinŭiju – mieście obecnie położonym na terenie Korei Północnej. Maratoński świat zaczął podbijać na trzy lata przed igrzyskami w Berlinie. W latach 1933 – 1936 biegacz wystartował prawdopodobnie w trzynastu królewskich wyścigach, z którym wygrał aż dziesięć. Pierwszego wielkiego wyczynu dokonał 3 listopada 1935 roku. Wtedy to przebiegł maraton w czasie 2:26:42, co było ówcześnie najlepszym wynikiem w historii. Jego rezultat przetrwał aż do 1947 roku i został poprawiony przez innego z Koreańczyków.

Osiągane wyniki niewątpliwie wskazywały, że Kee-chung powinien liczyć się w nadchodzących olimpijskich zmaganiach w Niemczech. W tych – jako wielki patriota – pragnął oczywiście reprezentować swój kraj. W związku z sytuacją polityczną musiał jednak zdecydować się na trudny krok – do Berlina pojechał, ale jako reprezentant Japonii. Musiał nie tylko wystartować pod flagą tego państwa, ale również zmuszono go do przyjęcia zjaponizowanej wersji imienia i nazwiska. Na igrzyskach Sohn Kee-chung startował jako Son Kitei.

Okiem kamery

Olimpijskie zmagania, które rozpoczęły się 1 sierpnia 1936 roku w Berlinie, do dziś kojarzone są z postacią Jesse Owensa oraz filmem dokumentalnym autorstwa Leni Riefenstahl. Reżyserka, która przysłużyła się hitlerowskiej propagandzie, w niebywałym i nowatorskim stylu próbowała oddać olimpijskiego ducha. Tego niewątpliwie nie zabrakło Kee-Chungowi, który 9 sierpnia stanął na starcie biegu maratońskiego. U boku późniejszego triumfatora wystartowało 55 zawodników, w tym jego rodak – Nam Sung-yong, który także zmuszony był reprezentować Japonię i w wynikach widnieje jako Nan Shoryu.

Już na początku wyścigu prowadzenie objął Juan Carlos Zabala – mistrz olimpijski z 1932 roku, który uchodził za jednego z faworytów do wygranej. Początkowo, co opisywał „The Guardian”, Koreańczyk zamierzał ruszyć za rywalem. Przed tym ruchem powstrzymał go jednak Ernest Harper, z którym przebiegł kolejne kilkanaście kilometrów. Mimo bariery językowej Brytyjczyk zdołał przekonać Kee-chunga, że należy zachować spokój i pozwolić Zabali stracić siły. I tak rzeczywiście się stało. Brytyjsko-koreański duet biegł za słabnącym Argentyńczykiem, który najpierw stracił pozycję lidera, a później nie zdołał nawet ukończyć wyścigu.

Gdy Harper i Kee-chung znaleźli się na czele stawki, to swój popisowy atak przeprowadził Koreańczyk. Porzucił towarzysza ucieczki i do mety dotarł samotnie. Czas, który uzyskał – 2:29:19,2 – był nowym rekordem olimpijskim. Po srebro sięgnął Harper, a brąz przypadł drugiemu z Koreańczyków, czyli Sung-yongowi.

Zwieszone głowy

Moment wejścia na olimpijskie podium i wysłuchania narodowego hymnu, to dla wielu zawodników najszczęśliwsza chwila w sportowej karierze. Dla maratończyków z Korei była jednak niezwykle trudnym przeżyciem. Zamiast narodowego hymnu i flagi towarzyszyły im bowiem symbole Japonii. W związku z tym na podium, obok uśmiechniętego Brytyjczyka, stanęło dwóch Koreańczyków, którzy postanowili symbolicznie wyrazić swój sprzeciw. Podczas odgrywania japońskiego hymnu biegacze opuścili głowy, a Kee-chung przysłaniał nadrukowaną na swoim stroju flagę Japonii figurką drzewa, którą otrzymał.

Dodatkowo, podczas trwania imprezy, złoty medalista w maratonie miał przedstawiać się reszcie świata swoim koreańskim imieniem oraz nazwiskiem, a na liście startowej naszkicować kształt Korei. O swoim pochodzeniu Kee-chung miał również próbować opowiedzieć dziennikarzom. Tę próbę uniemożliwili mu jednak tłumacze, którzy odmówili przekładu słów zawodnika dotyczących jego pochodzenia. Znamienne było również to, gdzie reprezentanci Korei świętowali swój sukces. Mimo iż reszta japońskiej ekipy miała przygotować na ich cześć przyjęcie, to biegacze nie wzięli w nim udziału. Zamiast tego, jak podawał Andy Bull, pojawili się w domu An Bong-geuna – działacza nacjonalistycznego ruchu walczącego o wyzwolenie Korei. To właśnie podczas tego spotkania Kee-chung pierwszy raz miał na żywo zobaczyć koreańską flagę.

Aresztowani dziennikarze

Organizatorzy igrzysk w Berlinie planowali odznaczyć zwycięzcę biegu maratońskiego niezwykłą pamiątką. Miał on otrzymać starogrecki hełm koryncki, który został odkryty przez niemieckiego archeologa Ernsta Curtiusa. Pochodzący z VIII wieku p.n.e. artefakt nie został jednak wręczony Kee-chungowi. Najprawdopodobniej o nieprzyznaniu nagrody zdecydowała interwencja władz Japonii, które porozumiały się z organizatorami zawodów. Pamiątka trafiła do muzeum w Berlinie, gdzie pozostała do 1986 roku.

Tymczasem koreański mistrz powrócił do ojczyzny, w której został powitany jak bohater i trafił na okładki gazet. 24 sierpnia jeden z tytułów – Dong-a-Ilbo – opublikował jego fotografię na pierwszej stronie. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że zdjęcie poddano przeróbce i zatarto na nim japońską flagę. Prawdopodobnie zabiegu dokonała grupa dziennikarzy, która zataiła ten fakt przed szefostwem gazety. W efekcie japońskie władze nałożyły na przedstawicieli tytułu sankcje – kilku dziennikarzy aresztowano, a wydawanie gazety wstrzymano na osiem lub dziewięć miesięcy.

Pokonany Japończyk

Maraton w Berlinie był ostatnim, w którym wystartował Kee-chung. Jego sportowa historia nie skończyła się jednak w Niemczech, ponieważ po wojnie Koreańczyk z wybitnego zawodnika przerodził się w świetnego szkoleniowca. W 1948 roku to właśnie on wprowadził na stadion w Londynie olimpijską reprezentację Korei Południowej. Nim to się jednak stało, to rok wcześniej zawodnik stracił swój rekord świata. Jego wynik poprawił bowiem Suh Yun-bok – reprezentant Korei, który zwyciężył w maratonie bostońskim. Kee-chung prymat stracił jednak nie tylko na rzecz rodaka, ale i swojego wychowanka. To on bowiem był szkoleniowcem nowego rekordzisty globu.

Jako trener mistrz olimpijski z 1936 roku dokonał jeszcze jednej, historycznej sztuki. Kolejny z jego wychowanków – Hwang Young-cho – zwyciężył w biegu maratońskim podczas olimpijskich zmagań w Barcelonie w 1992 roku. Kee-chung miał wtedy wypowiedzieć znamienne słowa, które przytaczał David Wallechinsky: „Teraz mogę umrzeć bez żalu”. Co istotne, złoty medal wywalczony przez Young-cho jest do dziś jednym olimpijskim złotem w lekkoatletyce po które „oficjalnie” sięgnęli reprezentanci Korei Południowej. Znamienny był także fakt, że jako drugi do mety wyścigu w Barcelonie dotarł Japończyk – Kōichi Morishita. Dodatkowo, po powrocie do kraju, mistrz z 1992 roku zdecydował się podarować złoty krążek swojemu trenerowi.

Zwrócona nagroda

Kee-chung wsławił się nie tylko jako zawodnik i szkoleniowiec, ale również jako ambasador olimpizmu i propagator pokoju na świecie. Mimo swojej przeszłości próbował również doprowadzić do polepszenia relacji japońsko-koreańskich. Wielokrotnie pojawiał się także na sportowych arenach i reagował na wyniki rozgrywek. Gdy w 1951 roku w maratonie bostońskim zwyciężył Japończyk – Shigeki Tanaka – to Kee-chung nie tylko przesłał mu gratulacje, określił jego sukces „wygraną dla Azji”, ale również podpisał się zjaponizowaną wersją swojego nazwiska.

W 1972 roku Koreańczyk powrócił również do Niemiec. Tym razem obserwował olimpijskie zmagania w Monachium oraz, jak podawał profesor historii Minsoo Kang, miał ponownie spotkać się z Leni Riefenstahl. Kilka lat później – w 1986 roku – Kee-chung otrzymał również hełm koryncki, który pierwotnie powinien zostać mu wręczony już podczas zawodów w Berlinie. W tym samym roku mężczyzna udał się również do Culver City w Kalifornii. Podczas specjalnej ceremonii, na pomniku upamiętniającym zwycięzców olimpijskich maratonów, narodowość zawodnika poprawiono z japońskiej na koreańską oraz zapisano jego nazwisko w oryginalnej wersji.

Piłkarskie święto

Kee-chung wziął również udział w ceremonii otwarcia igrzysk w Seulu w 1988 roku. Mimo swojego wieku wbiegł na stadion, gdzie 80-tysięczny tłum wiwatował na jego cześć. Dawny mistrz, o czym opowiadał mediom jego syn, planował również, że jeśli w maratonie olimpijskim zwycięży przedstawiciel Japonii, to wręczy mu replikę hełmu korynckiego – oryginał przekazał bowiem do muzeum narodowego w Seulu.

Ostatnim znaczącym wydarzeniem w życiu mistrza, który zmarł 20 lat temu, były mistrzostwa świata w piłce nożnej rozegrane w 2002 roku. Imprezę, w której triumfowała Brazylia, wspólnie zorganizowały bowiem Japonia oraz Korea Południowa. Ocieplenie stosunków między tymi państwami niezwykle cieszyło zawodnika, który swojemu synowi miał często powtarzać, że: „Na wojnie, niezależnie od tego, czy wygrasz, czy przegrasz, jeśli trafi cię kula, to umrzesz. Ale w sporcie, nawet jeśli przegrasz, nadal możemy być przyjaciółmi”.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Aleksandra Konieczna
Aleksandra Konieczna

Pasjonatka sportu, którą bardziej niż listy wyników i cyferki interesują ludzkie historie. Szuka odpowiedzi na pytanie: „jak do tego doszło?”. Zwolenniczka długich dziennikarskich form i opowiadania barwnych historii. W szczególności zajmuje się sportami zimowymi, żużlem oraz lekkoatletyką