Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Zimą można ją spotkać, jak przemierza olsztyńskie ulice w krótkim rękawku. W ciągu ostatnich 5 lat nie opuściła żadnego treningu. W międzyczasie skończyła cztery podyplomówki, a na co dzień uczy języka angielskiego niesłyszące dzieci. Biega, bo lubi swoje towarzystwo. Od kilku lat motywuje innych przez media społecznościowe, choć początkowo nie sądziła, że ktokolwiek będzie chciał ją czytać. Poznajcie Miłkę Wasiak, znaną z Facebookowego profilu „Be Active & Attractive”.
Krzysztof Brągiel (Bieganie.pl): Jedna rzecz szczególnie mi się z Tobą kojarzy. To było ponad rok temu – zima, wieczór, a Ty biegłaś chodnikiem ubrana na krótko, w krótkim rękawku i krótkich spodenkach. Początkowo pomyślałem, że mi się to przewidziało, ale Ty chyba tak się po prostu ubierasz na treningi… Dlaczego?
Miłka Wasiak: Dla mnie to normalny strój. Biegając, inaczej odczuwam temperaturę. Jest mi po prostu ciepło. Jedyne co, to marzną mi dłonie, dlatego zimą muszę mieć rękawiczki i opaskę na głowę, ale poza tym – spodenki, koszulka na krótki rękaw i jest okej.
KB: Nawet przy minus 10 na termometrze?
MW: Tak. Ostatni raz trenowałam w długich legginsach w lutym 2018. Pamiętam ten dzień, biegałam akurat nad jeziorem Długim i było mi bardzo gorąco, łydki aż paliły, więc od tamtego czasu ubieram się już tylko na krótko.
KB: Krótko mówiąc – mróz Ci niestraszny. Niestraszne okazały się też wiosenne obostrzenia. Wiele osób zrezygnowało wówczas z biegania, ale Ciebie można było regularnie spotkać w terenie. Długo się zastanawiałaś – biegać, nie biegać?
MW: Wiosną bieganie stało się moją odskocznią od komputera, ponieważ sytuacja zmusiła mnie do pracy zdalnej. Na co dzień uczę w szkole, a wtedy szkoły były zamknięte, więc miałam komputer i bieganie. Nie chodziłam po sklepach, nie spotykałam się ze znajomymi, bieganie stało się moją jedyną odskocznią od pracy zdalnej.
Mimo, że zawody były odwoływane a wiosną chciałam wystartować na 10 km i w półmaratonie, nie straciłam motywacji. Tegoroczny kwiecień był moim rekordowym miesiącem, jeśli chodzi o kilometraż. Zrobiłam ponad 400 km, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Czy biłam się z myślami – wychodzić, czy zostać w domu? Raczej nie. Dwa razy zatrzymała mnie policja, ale to były miłe rozmowy. Generalnie panowie przepraszali, że przeszkadzają mi w treningu (śmiech). Po prostu sprawdzali, czy nie jestem objęta kwarantanną i puszczali. Myślę, że bieganie pozwoliło mi w dobrej kondycji psychicznej przetrwać te wszystkie obostrzenia.
KB: Prowadzisz od kilku lat swój profil w mediach społecznościowych, gdzie duży nacisk kładziesz na motywowanie innych do aktywności fizycznej. Co mogłabyś powiedzieć osobie, która chciałaby zacząć biegać, ale nie potrafi się przełamać, nie potrafi znaleźć w sobie odpowiedniej motywacji?
MW: Myślę, że może się sprawdzić metoda małych kroków. Z jednej strony uważam, że nie należy się zmuszać do rzeczy, które nie sprawiają nam przyjemności, ale z drugiej strony, jeśli raz coś nam nie podpasowało, to warto dać sobie kolejną szansę i spróbować jeszcze raz. Kiedyś się zapierałam, że nie będę biegać. Wolałam rower, w tym się czułam super. Ale spróbowałam biegania raz, drugi i w końcu mi się spodobało.
Później wystartowałam w pierwszych zawodach i to był kluczowy moment. Ale jeśli ktoś spróbuje biegać raz, drugi, trzeci i nadal się w tym nie odnajdzie, to warto spróbować innych rzeczy. Szczególnie, że teraz mamy bardzo dużo możliwości. Siłownia, fitness, internet i ćwiczenia publikowane na youtube – każdy może znaleźć coś dla siebie. Ale, jeśli ktoś nie czuje żadnej aktywności fizycznej, zachęcam do spacerów: samemu, z rodziną, czy z psem, do spędzania czasu blisko natury…
KB: Ostatnia rzecz, o jakiej mówisz, ma chyba związek z metodą Neat, o której pisałaś niedawno na Facebooku. Chodzi o to, żeby szukać pretekstu do aktywności w najprostszych, codziennych zajęciach?
MW: Dokładnie. Zamiast jechać do pracy samochodem, można rowerem, zamiast jechać windą, można wejść schodami. Albo jak widzę, że ktoś jedzie samochodem 500 m do sklepu… przecież można się przejść i spacer zaliczony.
KB: Sprawiasz wrażenie osoby niezwykle energicznej, która nie ma problemów z motywacją. Ale czy rzeczywiście tak jest, czy może sprawdza się przysłowie, że szewc bez butów chodzi i pomimo, że na co dzień motywujesz innych, to niekiedy sama nie masz ochoty, żeby wyjść pobiegać?
MW: Raczej nie mam takich spadków energii i motywacji. Ja po prostu lubię biegać. W styczniu minie 5 lat odkąd trenuję i przez te 5 lat ani razu nie zrezygnowałam ze zrobienia jednostki, którą miałam w planie. Uważam się za osobę dobrze zorganizowaną. Mam tradycyjny kalendarz, gdzie zapisuję wszystkie rzeczy, które mam danego dnia do zrobienia. Ten moment, gdy odhaczam czerwonym długopisem kolejne wykonane zadanie, daje mi poczucie satysfakcji i jednocześnie motywuje.
Stosuję też technikę nagród. Jeśli dobrze pójdą mi zawody, czy treningi to w jakiś sposób się nagradzam. Dzisiaj na przykład kupiłam sobie kolczyki z wygrawerowaną biegaczką, bo ostatnio naprawdę jestem zadowolona z treningów i swoich działań. Ostatnio też dostaję trochę zapytań, jak się motywuję do biegania o piątej rano. Wstaję, nie analizuję, wiem, że mam zadanie do wykonania i je realizuję.
KB: Brzmi, jak typowo męskie, zadaniowe podejście. Strzelam, że odbiorcami Twoich treści na Facebooku są jednak głównie kobiety. Co Twoim zdaniem najbardziej motywuje panie do aktywności? Myślę, że dużo mężczyzn biega, bo szuka rywalizacji, a kobiety?
MW: Wielu z nich zależy na poprawie sylwetki, na schudnięciu, są też takie, które po prostu potrzebują ruchu i tego, by zrobić coś tylko dla siebie. Ale wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach aktywny styl życia stał się modny. Ktoś, kto nic nie robi może jest nawet czasami odbierany, jako dziwny. Większość moich znajomych ma jakieś hobby poza pracą. Ktoś biega, ktoś uprawia jogę, ktoś jeździ na rowerze. Nie wiem czy dobrze to nazwę, ale mam wrażenie, że wytworzyła się pewna społeczna presja, żeby być aktywnym.
KB: Wspomniałaś wcześniej, że bieganie przychodzi Ci łatwo, bo lubisz to robić. Co takiego fajnego jest w bieganiu? Wychodzi się na godzinę czy dłużej i po prostu tupie… Umówmy się, że są bardziej ekscytujące sporty.
MW: Lubię biegać, może dlatego, że lubię siebie?
KB: No tak, żeby zrobić samemu długie, załóżmy dwugodzinne rozbieganie to ewidentnie trzeba lubić swoje towarzystwo…
MW: To jest właśnie taki czas tylko dla mnie. Jest to w pewnym stopniu sprzeczne, bo biegając się męczę, ale jednocześnie odpoczywam. Realizacja zadania, nawet jeśli jest trudne, daje mi dużo energii i satysfakcji. Mogę powiedzieć, że bieganie dało mi więcej, niż cała moja edukacja zaczynając od szkoły podstawowej, kończąc na czterech podyplomówkach. W tym sensie, że więcej mnie nauczyło. Stałam się pewniejsza siebie, wytrwała w swoich działaniach, bardziej ambitna i nie odpuszczam, jeśli chodzi o realizację moich celów. Bieganie nakręca mnie do ich realizacji. Sprawiło, że zaczęłam wierzyć w rzeczy, które początkowo wydają się niemożliwe do zrobienia.
Przecież, jak kiedyś pomyślałam, że miałabym przebiec 30 km, to wydawało mi się to totalnie nieosiągalne. A w ostatnią niedzielę zrobiłam swoją pierwszą trzydziestkę. Coś, co było niemożliwe, stało się realne. Skoro w bieganiu osiągam rzeczy z pozoru poza zasięgiem, to zaczynam wierzyć, że uda mi się to też na innych płaszczyznach.
KB: Przejrzałem Twoje ostatnie posty, w których dzielisz się relacjami z zawodów, no i tak – zdjęcie jest, informacja o zajętym miejscu jest, ale nie podajesz czasu. Życiówki Cię nie interesują? Zazwyczaj wynik jest pierwszą rzeczą, o jakiej biegacze informują.
MW: Nie wiem czy kogoś to interesuje. Dla mnie życiówki są ważne, ale jeszcze nie osiągam takich wyników, jakie bym chciała. Inna sprawa, że porównywanie czasu z jednego biegu do drugiego, ma się nijak. Ostatnio byłam na przykład na zawodach w Lesie Kabackim. 10 km w terenie, a załóżmy 10 km na asfalcie podczas Biegu Niepodległości w Warszawie to są dwie inne sprawy. Staram się czerpać z biegania radość, nieważne, jaki czas osiągnę, bo można się zafiksować na biciu rekordów.
KB: Ale jakieś cele odnoście życiówek chyba masz?
MW: Jasne, że tak. Na pewno rozmienić 20 minut na 5 km, czy 42 minuty na dychę. Chciałabym też przebiec maraton, ale rzeczywiście przebiec, a nie go zamęczyć. Jeśli już pobiegnę to chcę mieć pewność, że jestem dobrze przygotowana i w pewne widełki czasowe się wczepię.
KB: Chciałem trochę dłużej porozmawiać o początkach Twojego profilu na Facebooku. Jak to się zaczęło? Najpierw był blog, a później poszły za nim media społecznościowe?
MW: Od razu zaczęłam od Facebooka. Długo się temu opierałam. Gdy znajomi mnie namawiali to ich wyśmiewałam, mówiąc, że już i tak jest dużo osób, które się tym zajmują, mają co przekazać, mają super sylwetki i wyniki, więc to nie dla mnie. Ale ostatecznie uległam tym namowom. Publikuję od 2015 roku, ale nie jakoś często. Mam taką zasadę, że wolę pisać rzadziej, ale żeby ktoś z mojego wpisu coś fajnego dla siebie wyniósł. Wolę tak, niż codziennie wstawianie zdjęć na przykład z nic niewnoszącym cytatem.
KB: Ciężko się było przebić na początku i zdobyć pierwszych followersów?
MW: Raczej nie zapraszałam nigdy znajomych do obserwowania. Bardziej to inni komentowali i tak przyciągali nowe osoby. Na początku pamiętam, że myślałam sobie, że jak sto osób polubi mój profil to będzie bardzo dużo. Sto osób, to przecież jak na przykład pięć klas w szkole (śmiech). Teraz mam ponad cztery tysiące obserwujących i dla mnie to jest bardzo dużo. Wiem, że są fanpejdże, które mają setki tysięcy polubień, ale… Wieś, z której pochodzę ma kilkaset mieszkańców, więc fakt, że kilka tysięcy osób lubi to co piszę, to dla mnie naprawdę super sprawa.
KB: Nazwa fanpejdża to „Be Active & Attractive”. Z jednej strony można powiedzieć, że wpada w ucho, ale z drugiej chyba nie jesteś do końca z niej zadowolona.
MW: To był spontaniczny pomysł. Pewnie można by ją zmienić, ale nie mam pomysłu na jaką. W każdym razie nie chodziło mi o to, że z aktywności wynika atrakcyjność fizyczna, ale szerzej, że bycie aktywnym rozwija mentalnie, przez co stajemy się ludźmi o atrakcyjnych osobowościach.
KB: Jeden z Twoich ostatnich wpisów szczególnie zapamiętałem, chodzi o ten, kiedy wspominasz o wychodzeniu ze strefy komfortu. Zacytuję go: „Ludzie po prostu nie chcą się zmieniać. Wybierają swoje przyzwyczajenia, szarą codzienność i swoje słabości, bo to jest dla nich czymś bezpiecznym. Często wprowadzanie zmian, praca nad sobą i swoim życiem, to trudny i wymagający proces. Ale… myślę, że dzięki zmianom-życie jest po prostu ciekawsze”. Zastanawiam się czy niekiedy nie jest na odwrót. Myślę, że sporo osób ucieka przed codziennością, a strefą komfortu staje się właśnie pogoń za zmianami, podróże, wyzwania. Może paradoksalnie to właśnie ta szara nudna codzienność, o której napisałaś, byłaby wyjściem ze strefy komfortu?
MW: Myślałam o tym ostatnio. W jakiejś książce natknęłam się na tezę, że wpadamy w wir ciągłych zmian, podążania za kolejnymi wyzwaniami i to staje się tak naprawdę ucieczką od codzienności, od problemów. Może to wynikać z tego, że na siłę chcemy wszystkim udowodnić, że potrafimy coś osiągnąć. Zastanawiam się, jak wiele osób, zaczęło biegać, żeby zwiększyć poczucie własnej wartości, żeby stać się lepszymi w swoich oczach, ale też w odbiorze znajomych i rodziny.
KB: Obstawiam, że wiele. Zresztą bieganie stwarza doskonałe warunki, żeby podreperować swoje ego. Medale, kategorie wiekowe, a co za tym idzie – możliwość stanięcia na podium. Cały ten splendor zarezerwowany dla wyczynowców, stał się dostępny tak naprawdę każdemu…
MW: A jeszcze jak dochodzą nagrody, pieniądze, bycie osobą rozpoznawalną na przykład u siebie na wsi… Niektórych to może kręcić i napędzać.
KB: Na koniec chciałem Cię zapytać o pracę. Uczysz dzieci niesłyszące języka angielskiego, a jest rzecz, której Ty nauczyłaś się od nich?
MW: Pomimo swojej niepełnosprawności zachowują pogodę ducha, to jest super. Nasze codzienne problemy w zderzeniu z ich problemami, stają się błahe. Sporo osób niesłyszących, które znam, angażuje się w wolontariat. Pomagają innym, mimo, że sami tak naprawdę potrzebują pomocy.
Zdjęcia: adrenaline.pl i Adrian Biema