Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Dychę robi w 31:25, piątkę w 15:09, ale bieganie nie jest jego koronną konkurencją. Paweł Najmowicz to czołowy polski triathlonista, który w tym sezonie szczególnie dobrze czuje się na zawodach biegowych. Już za tydzień powalczy na trasie mistrzostw Polski w maratonie. Z Pawłem porozmawialiśmy o tym, skąd biorą się świetne wyniki triathlonistów w bieganiu, dlaczego najlepiej jest cisnąć, aż do „zapieku” i czy bardzo się wkurzał, gdy mówiono, że ojcostwo przekreśli jego plany sportowe.
Krzysztof Brągiel (Bieganie.pl): Maraton zbliża się wielkimi krokami. Uznajesz start 6 grudnia w Oleśnie za swój maratoński debiut?
Paweł Najmowicz: Można powiedzieć, że debiut, ale nie debiut. Pierwszy raz przebiegłem maraton przy okazji Iron Mana, więc mniej więcej wiem, co mnie czeka.
KB: No właśnie, czy na finiszerze Iron Mana 42 km samego biegu robi w ogóle jakieś wrażenie?
PN: Na pewno zrobi. To są zupełnie inne prędkości. Kończąc Iron Mana zrobiłem maraton ze średnią prędkością około 4:30 na km. Podczas mistrzostw Polski planuję pobiec dobrą minutę szybciej na każdym kilometrze, więc zmęczenie będzie inne.
KB: 11 listopada zrobiłeś życiówkę na dychę 31:25. Z kalkulatorów wynika, że maraton powinieneś atakować w 2:25, taki jest plan?
PN: Kalkulator dobrze oddaje moje oczekiwania. W taki czas będę celował. Oczywiście podchodzę do maratonu z wielkim respektem, wiem, że wszystko się może wydarzyć, ale chcę biec w granicach 3:25-3:30/km.
KB: Jeśli jako triathlonista biegniesz dychę w 31:25, to oznacza, że jesteś jednym z najlepiej biegających triathlonistów w Polsce?
PN: Myślę, że można tak powiedzieć. Z kilkoma triathlonistami sprawdzałem się tylko w bieganiu i mało kto biega szybciej. Może 2-3 osoby.
KB: Przygotowując się do naszej rozmowy sprawdziłem, jaki jest biegowy poziom najlepszych triathlonistów świata. W roku 2013 Alistair Brownlee, mistrz olimpijski z Londynu, przebiegł 10000 m w 28:32.48. Z kolei miesiąc temu Richard Murray wrzucił na YouTube filmik ze swojego sprawdzianu na 10 km, na którym wybiegał 28:04. Szok. Skąd biorą się tak doskonałe wyniki biegowe w świecie tri?
PN: Triathloniści to twardzi ludzie. Mogę śmiało powiedzieć że czołowi zawodnicy na świecie mogliby spokojnie rywalizować w Polsce o medale w konkurencjach biegowych. Trzeba pamiętać ze Murray to czwarty zawodnik ostatnich igrzysk. Wcale mnie nie dziwi osiągnięty przez niego rezultat. Ale trzeba powiedzieć, że sprawdzian to nie zawody. Nie neguję tego rezultatu, ale trasę mógł zaplanować w taki sposób, żeby wynik końcowy był jak najlepszy. Mimo wszystko nawet przy sprzyjających warunkach i totalnie płaskiej trasie, czas nadal jest kosmiczny
KB: No właśnie. To jak to jest, że trenując 3 konkurencje, można robić wyniki niewiele odbiegające od poziomu zawodników, którzy skupiają się tylko na bieganiu?
PN: Na pewno to jest magia multisportu. Wszechstronność i różnorodność treningu jest tutaj kluczowa. Może objętościowo treningi nie wychodzą na takim poziomie, jakbyśmy trenowali pojedynczą dyscyplinę wchodzącą w skład triathlonu, ale sumując wszystkie dyscypliny, trenuje się dużo więcej, bo około 20-30 godzin tygodniowo.
KB: To porozmawiajmy o konkretach, jak dużo miejsca w Twoim planie treningowym zajmuje bieganie?
PN: W ostatnim czasie biegam między 70 a 113 kilometrów tygodniowo. Odczuwam to jako duży bodziec, oczywiście jednocześnie są też treningi pływackie i kolarskie. Przekładając na jednostki treningowe, to na ten moment tygodniowo pływam 4 razy, wykonuję 3 jednostki rowerowe, aktualnie jest to rower MTB, żeby popracować siłowo i biegam od 4 do 5 razy. Starty triathlonowe już w tym roku zakończyłem, więc teraz biegania jest więcej, niż było latem. Jesienią postanowiłem sprawdzić się w mistrzostwach Polski na różnych dystansach biegowych. Wychodzę z założenia, że jeśli chcę się poprawiać w triathlonie, to muszę być na poziomie jednych z lepszych biegaczy w Polsce.
KB: Planujesz w przyszłości w ogóle zrezygnować z triathlonu i zająć się tylko bieganiem? Adam Głogowski kilka lat temu dokonał takiej wolty i w tym roku pobiegł już 30:24 na 10000 m, zdołał się też zakwalifikować do reprezentacji na półmaratońskie Mistrzostwa Świata w Gdyni.
PN: Mogę śmiało powiedzieć, że ja w samo bieganie nie pójdę. Nudzi mnie po prostu. Wiem, że takich objętości, jakie przerabiają biegacze nie będę w stanie zrobić. Triathlon pozwala mi przesuwać swój poziom biegowy i tego się będę trzymał. A wracając do Adama Głogowskiego, to widać, że trening triathlonowy nie poszedł w las. To jest fenomen, jaki ten chłopak zrobił progres. Uważam, że ma szansę namieszać w biegowej czołówce w Polsce.
KB: Wielu ludziom triathlon kojarzy się z cierpieniem. Pamiętasz swojego największego tri zgona?
PN: To może zabrzmieć śmiesznie, ale ja najbardziej cierpię na najkrótszych dystansach, czyli sprint i olimpijka. Przez wielu amatorów te dystanse są niedoceniane. Faktycznie, każdy da radę zrobić dystans sprinterski, ale już zrobić go bardzo szybko – to nie każdy potrafi. A na najwyższym poziomie ścigania wchodzimy w takie przemiany beztlenowe, że wpadając na metę przez kolejne pół godziny jesteśmy nieprzytomni. Sprint i Iron Man może i nazywają się triathlonem, ale to są dwie zupełnie różne dyscypliny sportu. W tym roku podczas mistrzostw Polski na dystansie sprinterskim w Rawie Mazowieckiej od samego wyjścia z wody, cierpiałem niesamowicie. Cały wyścig był na tak zwanym „zapieku”.
KB: To, że potrafisz pójść w tak zwanego trupa, to wiem. Pamiętam Cię z biegów podczas City Trail, gdzie najczęściej ruszałeś mocno od samego startu, mijając 1 km daleko przed resztą stawki. Skąd takie podejście? Nie byłoby lepiej zaczekać, schować się, pobiec bardziej taktycznie?
PN: Wychodzę z założenia, że jeśli chce się osiągnąć wynik sportowy, to nie ma co patrzeć na innych, tylko robić swoje. Chcąc pobić rekord życiowy trzeba się nastawić, że będzie bolało. Nie sprawdzając swoich maksymalnych parametrów na takich zawodach, jak choćby wspomniany przez Ciebie City Trail, może być tak, że będziemy stać w miejscu, zamiast się rozwijać. Kiedyś próbowałem biegać bardziej taktycznie, trzymać się innych, kombinować, ale gubiło mnie to. Teraz czuję się na tyle mocny fizycznie i psychicznie, że nie patrzę na nikogo.
KB: Porozmawiajmy chwilę o Twoim ojcostwie. Czytałem wywiad na triathlonlife.pl, w którym mówisz, że teksty sugerujące, że po pojawieniu się dziecka, nie będziesz miał czasu na treningi, działały na Ciebie, jak płachta na byka. Jesteś takim typem człowieka, że gdy ktoś mówi, że czegoś nie da się zrobić, to tylko Cię to napędza i motywuje?
PN: Chyba większość osób tak ma. Ja się lubię w ten sposób motywować, pokazać, że można, że ojcostwo wcale nie przekreśla dotychczasowego życia sportowego. Faktycznie często się słyszało takie teksty, że przy dziecku to nie będzie łatwo, że noce nieprzespane, to pewnie wyniku sportowego nie będzie… Wziąłem sobie za cel, żeby udowodnić, że jest inaczej. Do tej pory mi się to udaje. Wyniki biegowe w tym sezonie przerastają moje najśmielsze oczekiwania.
KB: Widziałem zdjęcia Twojego rocznego synka w mediach społecznościowych. Fotkę na rowerze ma, na bieżni lekkoatletycznej ma, w basenie też ma. Jest w ogóle szansa, że nie zostanie w przyszłości triathlonistą?
PN: To będzie jego wybór. Uważam, że nie powinno się zmuszać dzieci do sportu. To musi wyjść samo. Znam przykłady rodzin, gdzie dzieci są zmuszane do sportu, szybko osiągają fajne rezultaty, ale też szybko się wypalają. Potem dochodzi do tego, że dziecko na sport nie chce nawet patrzeć. Jeśli syn złapie bakcyla na triathlon, to będzie super. Jeśli nie, jeśli obierze inną drogę, to też będziemy go w tym wspierać.
KB: Masz rodzinę, uprawiasz triathlon, ale trenujesz też innych. Takie pojęcie jak „wolny czas” występuje w Twoim słowniku?
PN: Oj, ostatnio nie. Ale z drugiej strony ja lubię to co robię i w pewnym sensie trenując, odpoczywam.
KB: Na koniec chciałem Cię zapytać o cele stricte triathlonowe. Twoim trenerem jest starszy brat Sebastian, czołowy polski triathlonista na dystansie Iron Mana. Jaki macie plan na Twoją przyszłość?
PN: Jestem przygotowywany pod to, żeby największe osiągnięcia mieć w Iron Manie. Docelowo to będzie mój dystans koronny. Kluczem będą też wyniki biegowe, które chcemy doszlifować. Najlepsi zawodnicy świata w Iron Manie, potrafią jednocześnie pobiec 10km w okolicach 30 minut. Długi dystans nie wyklucza szybkości. Wiadomo, że w Iron Manie jest do złamania magiczne 8 godzin. Chciałbym się też zakwalifikować na Mistrzostwa Świata na Hawajach, daję sobie na to czas do 2025 roku.
KB: Skoro współpracujecie z bratem to pewnie dogadujecie się nie najgorzej. Zawsze tak było, czy jako dzieci praliście się jak każde, przykładne rodzeństwo?
PN: Były zgrzyty, były pobite buzie. Ale dziś sport nas mocno łączy. Mamy wspólny cel, żeby jako bracia Najmowicz odnosić jak najlepsze wyniki w kraju i na świecie. Mam od kogo brać przykład. Średnia Sebastiana z 6 najlepszych startów w Iron Manie jest poniżej 8:30. Nie wiem czy jest taki drugi zawodnik w Polsce.