Redakcja Bieganie.pl
Podczas Igrzysk Olimpijskich w Montrealu (1976) Amerykanin Frank Shorter stanął przed ogromną szansą powtórzenia wyczynu Abebe Bikili – zdobycia drugiego złota w maratonie pod rząd. Jeszcze do 30 kilometra olimpijski dublet wydawał się być na wyciągnięcie ręki. Wtedy do akcji wkroczył biegacz zza żelaznej kurtyny, NRD-owski maratończyk – Waldemar Cierpinski. W strugach kanadyjskiego deszczu rozegrano jedną z bardziej pasjonujących końcówek w historii igrzysk.
Pojedynek. Ma wiele barw i definicji. Czasami już na długo przed zawodami można przyjąć, między którymi sportowcami dojdzie do potyczki o victorię. Innym razem pojedynek rodzi się na oczach kibiców. Dzieje się tak, gdy do gry wchodzi „czarny koń”, „underdog”, człowiek z cienia, na którego nikt wcześniej nie liczył. Poza Shorterem – obrońcą tytułu z roku 1972 – eksperci w gronie największych faworytów do złota IO 1976 typowali Billa Rogdersa, Jeromego Draytona, Dave’a Chettle’a, broniącego srebra z Monachium – Karela Lismonta, czy w końcu Lassego Virena, który niemal w ostatniej chwili pojawił się na linii startu. Fachowcy podawali różne nazwiska, tylko nie Cierpinskiego.
Waldemar Cierpinski (rocznik 1950) miał szansę zadebiutować podczas niemieckich igrzysk w 1972 roku na 3000 z przeszkodami. Do spełnienia olimpijskiego minimum zabrakło mu jednak wówczas 2.2 sekundy (sylwetka Cierpinskiego dostępna jest na naszym portalu). Swój pierwszy maraton przebiegł w Koszycach w roku 1974, finiszując na 3 miejscu, ale z dość słabym 2:20:28. Od tamtego momentu swoją sportową karierę podporządkował przygotowaniom pod królewski dystans. Kolejne życiówki pokazywały, że była to właściwa decyzja (2:17:31 w 1975 roku i 2:12:21 na dwa miesiące przed igrzyskami). Pomimo efektownego progresu o Cierpinskim nie mówiło się w gronie kandydatów do medalu. Wynikało to zapewne z faktu, że Niemiec startował głównie w lokalnych zawodach (Koszyce, Wittenberga, Karl-Marx-Stadt – obecnie Chemnitz), podczas gdy światowy maraton miał swoje stolice – Boston czy Fukuokę, a tam po laury sięgali inni.
W roku 1975 kultowy maraton w Bostonie niespodziewanie wygrał Bill Rodgers. W tym samym roku w Fukuoce triumfował z kolei Kanadyjczyk Jerome Drayton.
Shorter? W latach 70–tych był niekwestionowanym królem amerykańskich biegów długich. Jego 2:10:30 wybiegane podczas maratonu w Fukuoce w roku 1972 przez kolejne 7 lat było rekordem Stanów Zjednoczonych. W Japonii Shorter czuł się zresztą wyjątkowo dobrze, ponieważ wygrywał Fukuoka Marathon czterokrotnie (1971-1974).
Długodystansowiec uznawany jest obok Steve’a Prefontaine’a za jednego z najbardziej wpływowych biegaczy Ameryki. 6 razy zdobywał mistrzostwo USA na 10000 m, 4 razy w przełajach. W trakcie ucieczki po złoto IO w Monachium (nawiasem mówiąc mieście, w którym się urodził) ani razu nie obejrzał się za siebie.
Do olimpijskiego wyścigu w roku 1976 Amerykanin przygotowywał się tym samym kluczem, co cztery lata wcześniej.– Jedno się tylko zmieniło – zgoliłem wąsy – mówił dla Runners’ World kilka lat temu. – Za swojego najgroźniejszego rywala uważałem Billa Rodgersa. Gdyby na światowej scenie miał być inny pretendent do złota, to wiedziałbym o jego istnieniu – wspominał po latach Shorter.
Wyścig maratoński podczas kanadyjskich igrzysk z 1976 roku odbył się bez udziału mocnych zawodników ze wschodniej Afryki. Ich kraje zbojkotowały imprezę w ramach protestu przeciwko apartheidowi w RPA. Z drugiej strony mocne reprezentacje wystawiły ekipy z Bloku Wschodniego, na czele ze Związkiem Radzieckim i NRD. Mocne – niekoniecznie siłą treningu i talentu, ale częściej zakazanych anabolików. Zazwyczaj silna lekkoatletyczna reprezentacja USA miała w Montrealu zaledwie kilku murowanych faworytów do złota – płotkarza Edwina Mosesa, dziesięcioboistę Bruce’a Jennera (który wiele lat po zakończeniu kariery został kobietą i przyjął imię Caitlyn), dyskobola Maca Wilkinsa oraz właśnie Franka Shortera.
Sobota 31 lipca 1976 roku była w Montrealu ciepła i pochmurna. Maratończycy ruszyli dość nietypowo, o 17:30 lokalnego czasu przy delikatnej mżawce, która z czasem zmieniła się w rzęsisty deszcz. Od samego początku bardzo aktywnie biegli Amerykanie. Shorter i Rodgers pracowali na tyle mocno, że szybko wyklarowała się 10 osobowa grupa liderów. Poza biegaczami z USA znajdowali się w niej, zgodnie z oczekiwaniami – faworyt gospodarzy Dreyer czy debiutujący w maratonie Lasse Viren. W zwycięstwo Fina chyba jednak nikt nie wierzył, ponieważ miał już na koncie 2 złote medale tamtych igrzysk (na 10000 i 5000), wydawało się więc nieprawdopodobne, że dołoży niczym Emil Zatopek do swojej kolekcji jeszcze krążek na 42.195 km. W prowadzącej ekipie znalazł się również Cierpinski. Biegł schowany, nie wyrywając się do przewodzenia stawce.
Trasa była wymagająca, prowadziła przez wysokie na 233 metrów wzgórze Mont Royal. Jak twierdzono, została wytyczona w ten sposób nie przez przypadek. Kanadyjski faworyt do medalu – Drayton, bardzo dobrze czuł się bowiem na podbiegach. Jednak to nie Drayton grał główną rolę w tej maratońskiej sztuce. Shorter w czerwonej koszulce brylował na scenie. Próbował odrywać się od grupy wielokrotnie, choć nieskutecznie. Dopiero za półmetkiem podkręcił tempo do 2:55 na kilometr i ten zryw podziałał na wszystkich rywali. Wszystkich… poza Cierpinskim.
– Przyśpieszyłem do 4:40 na milę, odskakując od grupy, z wyjątkiem jednego mężczyzny, bladego biegacza, który wyglądał bardzo podobnie do Lopesa, ale nie byłem pewien czy to on. Zaskoczył mnie. W tym momencie maratonu nikt nie jest świeży. Szukasz zmęczenia na twarzy innych, ale on nie wyglądał na zmęczonego. Ścigał mnie jak zły facet z filmowych pościgów samochodowych – tak Shorter wspomina swoje pierwsze spotkanie z Cierpinskim,
Na 34 kilometrze w strugach deszczu Niemiec wyprowadził ostateczny cios. Z dużą łatwością oderwał się od obrońcy tytułu błyskawicznie wypracowując sobie 100 metrów przewagi. Shorter jak przystało na mistrza olimpijskiego postanowił wykrzesać z siebie jeszcze trochę energii i w pewnym momencie zmniejszył stratę do kilkudziesięciu metrów. Wtedy Cierpinski miał się odwrócić i ich spojrzenia się spotkały. Co się stało dalej? Mistrz olimpijski z 1972 roku mówi wprost:
– Potem – nigdy tego nie zapomnę – odwrócił się i po prostu odleciał. Wybierzcie sobie porównanie, może – jak rakieta. Uświadomiłem sobie, że zostałem pobity.
Ostatecznie Waldemar Cierpinski pojawił się na mecie z blisko 50-sekundową przewagą nad rywalem, wynikiem 2:09:55 ustanawiając nowy rekord życiowy (pobity o przeszło 2 minuty) i do tego rekord olimpijski. Cierpinski wbiegając na stadion był przekonany, że zostało mu do zrobienia jeszcze jedno okrążenie… Ale najlepiej jeśli oddamy głos mistrzowi:
– Jako największy faworyt był traktowany obrońca tytułu z Monachium, Frank Shorter. Jeśli chciałem z nim rywalizować, musiałem się poddać jego taktyce. On zużywał rywali nagłymi przyśpieszeniami w trakcie biegu. Takie sprinty potrafią wykończyć każdego. Shorter trzymał mocne tempo zwłaszcza na wzniesieniach, przy szalonym dopingu swoich fanów, których na trasie nie brakowało. Pomimo wszystko – musiałem z nim wytrzymać. I to mi się udawało! Mało tego, na 34 kilometrze wyszedłem na prowadzenie. Nie pytajcie, co się wtedy ze mną działo. Gdy dobiegałem na stadion, byłem wykończony. Nagle – szok! Tablica pokazywała, że mam przebiec dodatkową rundą po bieżni. Przebiegnięcie każdego dodatkowego metra było dla mnie ciężkie. Nagle spostrzegłem Shortera – przede mną! Okazało się, że przebiegłem o jedno okrążenie za dużo, a on czekał na mecie, żeby mi pogratulować – relacjonuje Cierpinski na swojej stronie internetowej.
Niemiec wspomina też, że dopiero w momencie, gdy oderwał się od rywala, w magiczny sposób kibice zaczęli wykrzykiwać jego imię. Zwycięstwo nikomu wcześniej nieznanego biegacza z NRD musiało szokować. A już pokonanie dodatkowych 400 metrów po rekordowym maratonie… Wielki talent, tytan pracy, czy…? Wielu ekspertów do dziś jest przekonanych, że prawdziwym zwycięzcą IO 1976 został Shorter, a Niemiec swój sukces zawdzięcza sztucznemu wspomaganiu. Fakty są jednak takie, że Waldemarowi Cierpinskiego nic nie udowodniono.Niemieckiego biegacza pamięta z bieżni Stanisław Wiśniewski, ówczesny zawodnik KS Warszawianka:
– Zanim Cierpinski startował w maratonie, próbował swoich sił na bieżni. Doszedł do poziomu 8:32 w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, startował też na krótszych dystansach. Pamiętam, że biegając 4:10 czy 4:11 na 1500 z przeszkodami wygrałem z nim w 1969 roku na jakimś mityngu w Berlinie. Po latach skojarzyłem, że pokonałem przyszłego mistrza olimpijskiego – wspomina weteran.
Shorterowi nie udało się powtórzyć wyczynu Bikili i po złocie w Monachium, musiał w Kanadzie zadowolić się srebrnym medalem. Słynnego bosego biegacza z Etiopii „dogonił” jednak Cierpinski, dorzucając do złota z Montrealu, złoty krążek kolejnych igrzysk, które rozegrano w Moskwie (1980). Igrzysk przez zachodni świat nie do końca uznawanych, w których zabrakło wielu bojkotujących imprezę krajów, na czele z USA.
Obydwaj rywale po zakończeniu kariery nadal obracali się w świecie sportu. Cierpinski ma swój sklep sportowy w Halle, jest (już mało aktywnym) ambasadorem biegania; Shorter pełni rolę mówcy motywacyjnego, organizuje biegi, w latach 2003-2007 kierował amerykańską agencją antydopingową.
Przeczytaj również w cyklu „Pojedynki wszech czasów":
BEKELE VS GEBRSELASSIE VS FARAH
Bieganie to nudny
sport? Najbardziej zacięte pojedynki wszech czasów mogą przełamać ten
stereotyp. Kontynuujemy serię artykułów poświęconych najciekawszym
biegom w historii. Piszcie w komentarzach, o jakich wyścigach
chcielibyście przeczytać. Postaramy się odświeżyć najbardziej zakurzone
historie.