Redakcja Bieganie.pl
Tyle dopiero i tyle aż lat minęło, momentów w bursztynie, w tylko brązowych medalach, proporców pamięci na wietrze rozhuśtanych, twarzy rozmazanych, nieostrych obrazów spod Grunwaldu, kiedy trzeba było lepiej się może skupić i w soczewce zamknąć chwałę lub kładziony fundament pod własny gmach.
Może właśnie trzeba było wtedy nie pędzić, nie spieszyć się, ale zatrzymać, wolniej może właśnie uciekać albo nie gonić na goły łeb na bez szalika szyję.
Nie ma już życzeń z rekordów życiowych, z szaleństw na złamany kark, tylko zdrowia, zdrówka, zdróweczka, sto lat, skoro połowa niemal nastała, a jak coraz wolniej, to i coraz dłużej się biegnie, myśli, kojarzy i marzy, tylko śpi krócej, jakby sen sprawiedliwych był tylko snem młodych.
Od czego i od kogo biegłem, dopokąd te trasy wiodły, przecież nie tylko naokoło jeziora, na linię mety, na szczyt góry skąd pyszny widok: „Samotności i relacji nie poznajemy (…) po tym, czy ktoś żyje w odosobnieniu, czy ktoś jest towarzyski, ale właśnie po tym od czego – zarówno w chwilach samotności , jak i w chwilach więzi – odwraca się i ku czemu się zwraca” – pisze Tadeusz Gadacz.
Może tyle i aż tyle mieścić chcemy w bieganiu, że życzeń nie słyszymy, tylko za sobą zostawiamy, może jak egzorcyzm bieganie zbyt wiele ma przegonić, uświęcić i pomścić, jak worek zbyt wiele pomieścić sprowadzonych do wspólnego biegowego mianownika przełomów i przesileń, znajomości i obcowań, zbliżania się do siebie, do trzewi, wymiotów, bluzgów potu i paznokci u stóp krwią nabiegłych.
W sytuacjach nad wyraz, tych przejmujących prądem, granicznych doświadczamy samotności, bo wtedy nikt nas nie może zastąpić w przeżyciach – jak za Jaspersem dalej Gadacz pisze; a mi się wydaje, że niepowtarzalność i nieprzekładalność własna są w jednej chwili ciężkimi od błota buciorami, zaraz potem lekkością na pustej drodze za domem, kiedy kolejny rok nie zwiódł mnie mimo wszystko na manowce.
Zmagania i przezwyciężania siebie samego – to chyba bym chciał usłyszeć, tego życzyć każdemu długodystansowcowi na n-te urodziny – ale nie w samej biernej obecności innych, lecz dla nich również, by życzenia, jak to w takich razach bywa, były bardziej dla życzącego niż obdarowanego.
Tyle dopiero i tyle aż lat minęło, komend „na miejsca”, półprawd „nic się nie stało”, sprzeczności „muszę wytrwać” kontra „nie muszę niczego udowadniać”, podobnych sobie złożonych bezwiednie – a jednak pełnych szans wykrzykników „Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!”
____________________