Redakcja Bieganie.pl
Jak zjeść mule, skoro nie można im zrobić zdjęcia na Instagram?
Kawa bez publiczności, lunch bez filtra, zdjęcie w windzie dla siebie?
Bez sensu. Po co lecieć na Hawaje, jak nikt się nie dowie i nie zobaczy
nas pod palmą o zachodzie słońca? Komu dzieci pokazać, jak siadają na
nocnik (z filtrem)? Komu wylać żale, pokazać sukces obojętnie jaki.
Gdyby któregoś ranka okazało się, że nagle zniknęły wszystkie media
społecznościowe… Co wtedy? Popłoch, poszukiwanie zaginionych lajków i
brak kontaktu ze światem znajomych? Co z naszymi postami, zdjęciami z
wakacji, selfie z kotletem, krewetkami i psem ? Co z całym naszym życiem
w internecie? Nie jest ważne czy prawdziwym, czy nie, ale co teraz? Co ze
sobą robić? Jak opanować odruch zaglądania co chwilę w telefon, żeby
sprawdzić, czy ktoś odpisał, dał lajka albo go zabrał?
Byłem, widziałem, spotkałem, mam, znam. Co by to było, gdyby to nagle zniknęło? No i najważniejsze.
Jak
w takiej sytuacji biegać, skoro nie można tego nikomu pokazać? Mam
kilkunastu fejsbukowych znajomych, którzy biegają bardziej dla
znajomych w sieci, niż dla siebie. To zadziwiające, że można każdego
dnia informować cały świat, o tym, że właśnie biegam. Do tego ile i w
jakim tempie? Ile zeszło kalorii, i co za chwilę zjem na śniadanie, i że
będzie to coś zdrowego i pełnoziarnistego. Pełna dokumentacja. Mały
banan, garść świeżego szpinaku, łyżeczka miodu pszczelego i pół szklanki
2% jogurtu naturalnego. Trzeba też zrobić zdjęcie talerza i dołączyć do
posta o bieganiu.
Złapałem się całkiem niedawno na tym, że sam tak
robię od czasu do czasu. Chałupniczo z płatków owsianych wykonuje
omlet, smaruję go serkiem wiejskim i posypuje malinami. Jest taki
ładny, że wrzucam fotę na FB. Przepraszam, ale to takie kuszące.
Chodzi
mi o to, czy jakby zniknęły internety, zniknęli by też internetowi
biegacze? Mój kolega biegający, nie podam nazwiska, bo się obrazi,
przerwał trening po 20 minutach, kiedy okazało się, że aplikacja nie
liczy mu kroków, tętna i kalorii. Na moje pytanie – I co z tego, że nie
liczy? – odpowiedział – No to jak pokażemy traskę na fejsie?
Bieganie
się nie liczy, jeśli nikt tego nie może polajkować. Z drugiej strony
pokazywanie treningów w internecie działa na innych motywująco. Niejedna
kariera została na tym zbudowana. Sam byłem kiedyś grubasem w
poszukiwaniu motywatorów. Trafiłem w końcu na zdjęcie Scotta Jurka i po
prostu poszedłem pobiegać. Przyznaję – swoją pierwszą dychą też
pochwaliłem się w internecie.
Podzieliłem się tymi przemyśleniami z przyjacielem. Bez wahania odpowiedział:
–
Ludzie żyją bez rąk, nóg, oczu i dają radę, daliby radę bez mediów
społecznościowych. FB i inne powinny być traktowane jak jedzenie i
alkohol – trzeba jeść, a nie żreć i pić, a nie uchlewać się cudzym
życiem.
Dziś rano byłem na siłowni. Pobiegać, bo deszcz zniechęcał od
świtu, więc wygrała opcja pod dachem. Stawiam torbę, wchodzę na bieżnię,
gmeram w ustawieniach. Trzy „Mariolki” nadciągają w moją stronę.
– Ja idę na bieżnie, już mnie palce bolą od tego pedałowania.
– Ja wiesz, też nie lubię rowerów, to nie dla mnie.
– Miałam się spocić i się nie spociłam.
– Idź na steper, mówią że tam najwięcej tkanki się spala.
– Ale dlaczego ja się nie pocę? Gdzie jest ten młody trener?
– No on jest najlepszy, przy nim też się pocę na maxa.
– Czekaj zrobię Ci fotę na Insta.
Idę się spocić.
____________________
Robert Motyka: Komik, aktor, radiowiec,
weterynarz i biegacz od zawsze. Od 2004 roku ściśle związany z estradą.
Współzałożyciel kabaretu Paranienormalni. Współtwórca scenariuszy
spektakli oraz testów skeczów. Jako członek grupy Paranienormalni
regularnie prowadził największe festiwale muzyczne oraz rozrywkowe w
Polsce. Dużo i szybko mówi. Napędzany pozytywną energią ukończył maraton
w Poznaniu, Nowym Jorku i Londynie. Pasjonat sportu.
Triathlonista.Wiecznie w podróży. Szczęśliwy ojciec i mąż.