9 maja 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

linia z napisem meta


Pamiętam, w jaki sposób patrzyłem na ludzi po czterdziestce, kiedy sam miałem niespełna 20 lat. Byli poza zasięgiem logicznej interpretacji. Jak z innego wymiaru. Starzy i pomarszczeni jak mistrz Yoda. Siła, energia, ogień, zabawa, cały ten luz na kołach, to przywilej ludzi młodych. Czterdziestka, to już najczęściej powtarzający się brak jednej fazy i przygaszone światła.

Łysienie, zgarbienie, utykanie, narzekanie, smutek, nostalgia i kawa sypana. Dwie łyżeczki o 5 nad ranem, nad krzyżówką panoramiczną. Do kogoś, kto był jak słynny Stefan Karwowski, mówiło się „Proszę Pana”. Jak się miało 40 lat, było się po prostu starym. Wyjątkiem był mój nauczyciel od kultury fizycznej w szkole średniej – Pan Anatol. Podejrzewam, że to właśnie on mógł być inspiracją do filmu „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Pan Anatol był z roku na rok coraz młodszy i nikt z nas nie wiedział, ile tak naprawdę ma lat. Niedawno spotkałem go na uroczystości z okazji okrągłego jubileuszu naszej szkoły i wyglądał prawie jak wtedy.

– Panie profesorze, jak zdrowie ?
– A wiesz, dopóki człowiek biega jest dobrze.
– I jest dobrze?
– Jeszcze biegam.

Sekret Pana Anatola odkryłem oczywiście dawno temu. Był w ciągłym ruchu i rzucał sobie coraz to nowe wyzwania. To działa. Proste rozwiązania są najlepsze. Kiedy po raz pierwszy minąłem linię mety maratonu, znowu miałem 20 lat. Trzymało mnie 2 miesiące. Potem znalazłem kolejne wyzwanie i znów powrót do przeszłości. To uczucie, kiedy ogarniam wszystko i wszystko mogę, i nie ma rzeczy niemożliwych, i chociaż boli, to przez łzy już planujesz kolejny skok w nadprzestrzeń – pojawia się zawsze, kiedy tylko mijam linię z napisem META.

3 lata temu umówiłem się po długiej przerwie z przyjacielem na wino i kolację. A może odwrotnie? Na spotkaniu okazało się, że Maciek posmutniał znacznie od naszego ostatniego widzenia. Poza tym miał dosyć swojej pracy,  kontuzję kostki, nie miał już żony i nie ominął go lekki zawał serca. No a ja byłem akurat tydzień po maratonie, świeżo po kuracji endorfinowej.

– Maciek, nie ma wyjścia, musisz zacząć biegać chłopie. Tylko to cię uratuje.
– Ledwo chodzę.
– Dlatego właśnie biegaj.

I opowiadam mu z całej siły o tym bieganiu, że radość, podróże w głowie, szlochy, gwiazdki przed oczyma, pozytywne trzęsienie mięśnia sercowego i ból, i znowu te 20 lat na mecie. Nawet mu wtedy brewka na drgnęła. Zjedliśmy i do domu. Rok później przetruchtał dyszkę, potem półmaraton i maraton. Minęły 4 lata. Dzisiaj Maciek lata Granią Tatr. Myślę, że to go naprawdę uratowało. Widzę to w jego oku, kiedy opowiada o swoim kolejnym starcie. I chociaż jest ode mnie starszy, ma skurczybyk znowu swoje 20 lat. Bieganie ma moc największą. Dla mnie nawet większą niż występy przed żywą publicznością.

Stoję na scenie. Rozpoczynam kolejny spektakl kabaretowy. To niezwykłe uczucie. Patrzy na mnie tłum ludzi. Uśmiechają się. Jest gorąco. Stróżka potu leci w dół po plecach. Czuję się świetnie. Oklaski unoszą mnie minimalnie. Otwieram ramiona i obejmuję przestrzeń. Wszystko inne znika. Myśli szeregują się w jeden okrzyk. Po chwili eksplodują w środku. TERAZ! Kocham cały świat. Lepiej jest tylko wtedy, kiedy mijam linię z napisem Meta.

 

____________________

Robert Motyka: Komik, aktor, radiowiec,
weterynarz i biegacz od zawsze. Od 2004 roku ściśle związany z estradą.
Współzałożyciel kabaretu Paranienormalni. Współtwórca scenariuszy
spektakli oraz testów skeczów. Jako członek grupy Paranienormalni
regularnie prowadził największe festiwale muzyczne oraz rozrywkowe w
Polsce. Dużo i szybko mówi. Napędzany pozytywną energią ukończył maraton
w Poznaniu, Nowym Jorku i Londynie. Pasjonat sportu.
Triathlonista. Wiecznie w podróży. Szczęśliwy ojciec i mąż.

Fot. Aleksandra Szmigiel, Running Creatives

Możliwość komentowania została wyłączona.