Redakcja Bieganie.pl
Ostatnie trzy tygodnie po powrocie z obozu wymagały ode mnie wrócenia do
rzeczywistości. Zaliczyłem „służbowe” wizyty w Lublińcu i pod Tatrami,
gdzie trochę dłużej potrenowałem. Teraz lecę do Meksyku!
Zderzenia z rzeczywistością trochę bolą… Nazbierało się dużo pracy i obowiązków do odhaczenia w domu. Do tego doszły również treningi na obozie w Wiśle, udział w Charytatywnym Biegu w Lublińcu, otwarte spotkania biegowe w Krakowie, Szczawnicy i Zakopanem. Jeszcze odwiedziny z książką w Nowym Targu i święta, no ale akurat w ich czasie mogłem chwilę odpocząć i zaplanować najbliższe tygodnie.
Treningowo jak zawsze mogło być lepiej 😉 Wykonałem wiele ze swoich zaplanowanych treningów. Kilka dni w Kościelisku, o których napiszę zaraz, pozwoliło mi złapać jeszcze trochę przewyższeń. Były też treningi otwarte, gdzie prowadziłem zajęcia dla innych. W ich trakcie można było przetestować buty Columbia Montrail, model Caldorado III, w którym będę startował w tym sezonie. Dzięki temu wiele osób mogło poczuć na własnych nogach, co to za sprzęt.
Biegowe dni w Szczawnicy były wymagające dla uczestników, zwłaszcza pierwszy, gdy pogoda mocno nie sprzyjała trenującym. Powalone drzewa pomieszane z błotem i śniegiem podwójnie „wyciągały” z nas energię. Mam nadzieję, że na sobotnią Wielką Prehybę szlaki zostaną już oczyszczone i będzie dużo łatwiej pokonać trasę. Trochę szkoda, że nie będę mógł tam być z żoną i resztą teamu, ale już jestem na lotnisku. Meksyk czeka!
W minionych 3 tygodniach przebiegłem odpowiednio 160, 150, i 90 km. Najbardziej jestem zadowolony z krótkiego pobytu w Kościelisku i kilku treningów które tam zrobiłem – lepiej niż ostatnio mi się wbiegało i pokonywało przewyższenia (dziennie wychodziło pomiędzy 1,5-2,5 tys. metrów w górę). Zacząłem dodawać już interwały, żeby w czasie ostatnich 4-5 tygodni (BPS) dojść do odpowiedniej dyspozycji. Czułem, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Oczywiście nie mogło to być takie proste. W ostatnim dniu, tuż przed wyjazdem na święta, robiłem rytmy. Z każdym kolejnym powtórzeniem było co raz lepiej: skupiałem się na technice i szybkości. Każdy kolejny odcinek pokonywałem szybciej – szok nawet dla mnie… 8, 9… i przy 10-tym, gdy czułem, że będzie super, najlepiej… w połowie złapało mnie ukłucie w mięśniu dwugłowym z tyłu nogi. Aaaaa! Lekkie przerażenie! To był tylko jeden krok, ale plany trochę się „posypały”. Czułem nogę i postanowiłem jej nie przeciążać. Dlatego w ostatnim tygodniu robiłem tak mało kilometrów. Na szczęście udało się szybko zareagować. Fizjoterapeuta – Maciek z Opola wydał pokrzepiającą diagnozę i stwierdził, że musi być dobrze. I faktycznie dzisiaj już nie jest źle. Takie sytuacje przypominają mi jednak, jak bardzo trzeba dbać o regenerację.
Odrobinę zmodyfikowałem plany, ale myślę, że trochę więcej odpoczynku przed startem w Ultra Trail Cerro Rojo w Meksyku mi się przydało. W końcu czeka mnie tam spore wyzwanie: 53km i blisko +3300m przewyższenia, w dodatku cała trasa umiejscowiona jest na znacznej wysokości. Trzymajcie kciuki. Następny raport po powrocie, przed kolejnym egzotycznym startem!