26 kwietnia 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

żurki i kiełbasy biegną ze mną


Najgorzej zachować dyscyplinę w święta. Najpierw robię sobie przyrzeczenia:
– nie obżerać się
– słodyczy tylko trochę
– wstawać często od stołu
– unikać alkoholu
– nie pytać o dokładkę
– trochę pobiegać

Święta rodzinne weryfikują, jaki masz charakter. To one odpowiedzą na pytanie, czy jesteś wojownikiem, czy cieniasem z ogromnym żołądkiem, w którym zmieści się wszystko. Wielkanoc z reguły spędzam na wsi u taty. Najpierw z listą zakupów jedziemy razem do sklepu i już tam, kiedy czytam pierwsze pozycje z kartki, wpadam w lekką panikę:
– majonez duży
– 2 serki mascarpone
– 4 budynie waniliowe, a jak nie ma, to mogą być cytrynowe
– śmietanka kremówka
– migdały w płatkach
– WIADERKO sera na sernik
– no i najlepsze – masa krówkowa w puszce (palce lizać, też można jeść wiadrami)

A to dopiero początek listy… Po spakowaniu zakupów do bagażnika wracamy do domu i po drodze widzę to wszystko w moim brzuchu, który jest ogromny, jak wtedy gdy ważyłem 115 kilogramów.

Tak. To prawda. Byłem radiowcem, dużo siedziałem, jeszcze więcej jadłem i ważyłem właśnie tyle. 115. Najgorsze jest jednak to, że podobno wyglądałem na więcej. Noszę w telefonie swoje zdjęcie z tamtego okresu. Ku przestrodze oczywiście. Jak mam chwilę słabości i ochotę na zdradzieckie frytki z McDonalda. Tak, zdradzieckie. Niedawno odkryłem, że normalne mają 3 składniki, a te zdradzieckie aż 17!

Święta to dla mnie  prawdziwy sprawdzian. Czy jeść tylko okruszki i pić wodę, czy może odpuścić i przytulić miskę żurku z pajdą białej kiełbasy, a potem całą resztę wesołej gromady z sernikiem na czele? Jak dobrze zjeść i nie mieć wyrzutów sumienia? No i znalazłem sposób. Przed śniadaniem zrobiłem 15 kilometrów, potem te wszystkie żurki, krówki, serniki, kiełbaski, majonezy zaprosiłem do wspólnej zabawy. Bawiliśmy się razem przez dwa dni. Od rana do wieczora, aż do chwili kiedy niechcący spojrzałem na  zdjęcie w telefonie…

Kiedy zacząłem pracować w radiu, szybko zacząłem tyć. Ruch był wtedy raczej niewskazany. Szybko się męczyłem i jeszcze szybciej zniechęcałem. Z drugiej strony to dziwne, bo przecież biegałem od zawsze i byłem w tym niezły.

W nowej szkole biegałem żeby być w pierwszej trójce, bo to było coś i miało się respekt u całej reszty. Na zawodach przełajowych, żeby nie zawieść trenera, bo widział we mnie talent. Biegałem do pociągu, żeby się nie spóźnić, bo następny do miasta odjeżdżał dopiero za 2 godziny. Biegałem dla dziewczyny, żeby zaimponować, że mogę z  plecakiem  zrobić truchtem 10 km, a potem w mgnieniu oka rozbić namiot nad jeziorem. Z psem, bo musiał się biedaczek wybiegać. Biegałem od zawsze i często słyszałem pytanie – a gdzie Ty tak biegniesz i po co?

A potem nagle przestałem. No i zacząłem kolekcjonować oponki i podbródki. Na wyższy lewel wszedłem kiedy zostałem radiowcem. Wszystko miałem wtedy grube. Uszy, nogi balerony, ręce serdelki, podbródek jak poduszka do samolotu, nawet czoło miało nadwagę. Siedziałem i gadałem do mikrofonu, a w wolnych chwilach zajadałem, co było w zasięgu i stało się. Progres wagowy był tak dynamiczny, że po prostu któregoś poranka w rozpaczy i w cichym chrząkaniu podczas sznurowania butów, chwyciłem się ostatniej deski ratunku i poszedłem potruchtać. Tym razem dla siebie, żeby się jakoś uratować. Schudłem prawie 30 kilogramów. Biegałem co drugi dzień, najpierw po 10-15 min, a potem więcej, i dalej, i szybciej.

Zajęło mi to 2 lata. No i znowu jestem na święta u taty. Nakładam sobie ciasto szpinakowe z bitą śmietaną, a sernik zagaduje:
– Halo ! Tutaj ! Czekam w kolejce…

Dwa dni później podczas treningu z ekipą biegaczy, postanowiłem wypuścić się mocniej na 5 kilometrze. Przyspieszyłem, wydłużyłem krok i po chwili oderwałem się od grupy. Lecę. Najpierw swobodnie i w dobrym tempie, a może było z górki? Nie wiem. 300 metrów dalej tracę jednak rezon. Żurki i kiełbasy, które też biegną ze mną, udają,że to nie ich wina. Ciemnieje mi prze oczyma i wtedy ktoś obok luźnym krokiem, jakby jechał na rowerze, mijając mnie, zadaje z uśmiechem pytanie:
– A gdzie to tak biegniemy proszę Pana?

 

 

____________________

Robert Motyka: Komik, aktor, radiowiec,
weterynarz i biegacz od zawsze. Od 2004 roku ściśle związany z estradą.
Współzałożyciel kabaretu Paranienormalni. Współtwórca scenariuszy
spektakli oraz testów skeczów. Jako członek grupy Paranienormalni
regularnie prowadził największe festiwale muzyczne oraz rozrywkowe w
Polsce. Dużo i szybko mówi. Napędzany pozytywną energią ukończył maraton
w Poznaniu, Nowym Jorku i Londynie. Pasjonat sportu.
Triathlonista. Wiecznie w podróży. Szczęśliwy ojciec i mąż.

Możliwość komentowania została wyłączona.