Redakcja Bieganie.pl
Legenda głosi, że na początku stworzenia świata Pan Bóg rozdzielał narodom połacie ziemi. Kiedy większość czekających w kolejce przepychała się i kłóciła o najlepsze miejsce na globie, Gruzini, rozłożyli pod drzewem kosze z pożywieniem, winem i rozpoczęli biesiadę. Weseląc się śpiewem i tańcami, nie zauważyli, jak nadszedł zmierzch. Strudzony pracą Pan Bóg udawał się na spoczynek, kiedy zauważył rozbawiony naród, który dopiero wówczas zaczął dopominać się o kawałek ziemi. Zwrócił się wówczas do nich Pan Bóg, mówiąc:
„Kiedy wszyscy walczyli o ziemię dla siebie, wy się weseliliście, biesiadując i ciesząc się tym, co macie. Rozdałem jednak już tereny, które miałem. Zachowałem jednak pewien mały skrawek, który jest tak piękny, że chciałem go zatrzymać dla siebie. Ale spodobaliście mi się i wam go daruję”.
To ulubiona historia jaką musi usłyszeć każdy odwiedzający Gruzję podróżny. Gruzini są dumni ze swojego kraju, kultury i kuchni. A mają się czym pochwalić – na terytorium wielkości dwóch dużych polskich województw można w ciągu jednego dnia znaleźć się w środku Kaukazu, wśród 5000 m szczytów, wykąpać się w Morzu Czarnym i zdążyć wieczorem na pustynne południe. Nie inaczej jest z listą zabytków – słynne już są anegdotki że „prawdziwe” zabytki w Gruzji są sprzed X w. XIV monastyr nie robi na nikim wrażenia, bo to prawie współczesna budowla…
Znana na świecie jest też gościnność mieszkańców i ich zamiłowanie do uczt. A na tym polu też mają się czym pochwalić – chaczapuri i khinkhali to dopiero czubek góry stołowej…
I co najważniejsze – Gruzini nas lubią. Nas, w sensie Polaków. Można by podać tu kilka mniej lub bardziej mądrych historyczno-politycznych powodów, ale faktem jest to, że obie nacje należą do najczęściej najeżdżanych państwa świata. Na koniec jeszcze jedno hasło klucz które sprawia, że nasze relacje od razu są naznaczone sympatią: wiecie ilu Polskich czołgistów siedziało w słynnym czołgu Rudy 102? Czterech? Tak, nie! Potem było trzech!! A pamiętacie kim był ten czwarty?
Po przylocie do Tbilisi uderzymy na miasto, w którym ma się wrażenie że mieszka większość Gruzinów a już zdecydowanie każdy ma tu jakąś rodzinę, mieszkanie itp. Centrum miasta zmienia się bardzo dynamicznie pokazując aspiracje tego państwa do bycia na wskroś europejskim. Czasami z niezbyt dobrym skutkiem. To jednak świetne miejsce na poznanie historii i skosztowania gruzińskiej kuchni po uczciwym rozgrzewkowym treningu na otaczających miasto wzgórzach.
To dzień zwiedzania przeznaczony na zwiedzanie najstarszych zabytków w okolicach stolicy – najpierw pojedziemy do odległej o pół godziny busem starej stolicy Gruzji, a następnie zmienimy zupełnie otoczenie jadąc do położonego na półpustynnym płaskowyżu na granicy z Azerbejdżanen monastyru – to kolejne skalne arcydzieło tym razem z VI w. Tu planujemy kolejny trening, tym razem z żółto-piaskowym tłem i 15km przed nami na biegowo.
Ruszamy w serce Kaukazu – do Svanetii. Ta droga jeszcze kilkanaście lat temu uważana była za niezbyt bezpieczną bo i Svanetyńczycy niezbyt chętnie garnęli się do Gruzji. Dzisiaj Mestia powoli staje się gruzińskim Chamonix i jeśli chodzi o przyrodę ma do tego 100% prawo. Planujemy zrobić tu dwa treningi w scenerii otaczających dolinę łańcuchów górskich. Pierwszego dnia pobiegniemy pod Uszbę – gruziński Mattehorn.
Drugiego z rana wbiegniemy pod ścianę Bezingi, łatwo nie będzie! – najwyższą część Kaukazu z niemal wszystkimi 5 000 szczytami całego łańcucha. Popołudniu czeka nas droga nad morze.
Batumi to najsłynniejszy kurort w tej części morza czarnego – znamy z nadmorskich bulwarów, ogrodu botanicznego i piosenki Filipinek o herbacianych polach. Pola ostatnio zniknęły ale i tak po surowości gór, uderza widok palm, bananowców i innych roślin tropikalnych. Biegowy spacer wieczorem obowiązkowy!
Przejeżdżamy kolejną drogą na końcu świata do jednego z najważniejszych zabytków Gruzji – skalnego miasta Wardzia. W 12 wieku wydrążone w górze miasto mogło dawać schronienie 60 tysiącom ludzi naraz! Jeśli kogoś nie pociągają tak „świeże” zabytki mamy jeszcze jedną atrakcję: oddaloną o 15 km od Wardzi i 15 wieków starszą twierdzę Chertwisi, która pamięta Aleksandra Macedońskiego. To co? Przebieżka?
Trafiamy w Mały Kaukaz i do jego stolicy, która niestety lata świetności przeżywała wtedy kiedy na wielu produktach również w polskich sklepach widniał napis „zdjełano w USSR”. Do dziś można się natknąć nawet u nas na gruzińskiego Perriera właśnie z Borjomi. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł zimowej olimpiady w tym miasteczku – miał duuużo więcej fantazji niż włodarze Zakopanego i Krakowa. W planie wybieganie 18km po szlakach Parku Narodowego.