Redakcja Bieganie.pl
W miniony weekend zakończyła się Triada zimowa 2017 – czyli śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg! Poniższa grafika najlepiej oddaj to co wszyscy czuli na trasie.
Ale zacznijmy od początku. Każdy bieg dla uczestników składa się z kilku niezbędnych części czyli:
1) PAKOWANIE!
Jak spakować się na bieg, który składa się z trzech biegów w odległości tak niewielkiej, że na pewno nic nie zdąży wyschnąć? Taktyki były różne:
a) dużo sprzętu:
b) mało sprzętu, ale dobrze przemyślanego:
c) sprzęt najbardziej renomowanych górskich marek:
2) Jazda na miejsce i szukanie biura zawodów
Tu akurat nic trudnego nie było – jak biuro jest przy rondzie, a w miejscowości jest tylko jedno to dylematów nie ma 😉 Ale dla pewności płot przy Karczmie został dobrze oznaczony.
3) Odbiór pakietu i odprawa
Organizatorzy dość mocno starali się przekonać uczestników, że góry, zima i zmęczenie biegiem to bardzo wymagająca mieszanka i trzeba podejść do biegu bardzo odpowiedzialnie. Tak mocno się postarali, że tuż po odprawie jeden z uczestników przyszedł oddać swój chip pomiarowy i poinformować, że on jednak rezygnuje.
Teraz już wszystko w rękach a raczej nogach uczestników. Zostało tylko dobrze się wyspać i następnego dnia rano stawić się na starcie pierwszego etapu: GORCE.
4) START
250 osób żwawo ruszyło na trasę! Przed nimi 22 km, ale nie takie zwykłe 22 km. Połowa trasy poza szlakiem, śniegu momentami po pas, ale nie takiego zwykłego śniegu – tak zwanego śniegu kopnego – czyli kolejne osoby wcale nie ubijają trasy tylko mieszają śnieg i dalej jest ciężko biec .
Mimo wszystko większość uczestników obrała taktykę „na gęsiego”.
A na koniec upragniona meta:
Zwykle to tu kończy się zabawa. Medal, dekoracja zwycięzców i powrót do domu, ale nie na TRIADZIE! Tu dopiero teraz zaczyna się prawdziwa walka, bo jest się tuż po biegu i tuż przed biegiem. Jakie to uczucie – najlepiej jeśli odpowiedzą uczestnicy:
5) START!
Drugi bieg tego samego dnia, a dni w zimie są bardzo krótkie, więc bieg musiał odbyć się już po zmroku! 3… BUM… 2…. BUM…. 1…. BUM….. START!
Biegacze ruszyli w trasę przy akompaniamencie wystrzałów fajerwerków. Dzięki temu rozmowa telefoniczna między organizatorami na starcie i na trasie nie wyglądała jak zwykle „ORG START- Ruszyli punktualnie, ORG TRASA – ok będę dawać znać jak zobaczę czołówkę”. Tylko tak: „ORG START – Ruszyli!, ORG TRASA – Wiem, przecież widzę fajerwerki!”. W ostatniej chwili trasa biegu została odwrócona i biegacze pobieli pod prąd. Ta decyzja zapadła podczas oznaczania trasy, kiedy okazało się, że przy tej ilości śniegu zbieg z Toporzyska przez wąwóz z powalonymi drzewami i kamieniami ukrytymi pod śniegiem będzie zbyt niebezpieczny. Na mecie większość uczestników potwierdziła słuszność tej decyzji. 11 km w Pieninach wydawałoby się najłatwiejszym etapem, ale warunki biegu nocą, trasa poprowadzona częściowo w głębokim śniegu poza szlakiem i zmęczenie w nogach po pierwszym etapie w Gorcach zrobiło swoje. Na mecie widać było ogromne zmęczenie.
Po etapie w Pieninach znów parę osób przyszło oddać swoje chipy i zgłosić rezygnacje. Brak sił, nieprzygotowanie, strach przed jutrzejszym, najdłuższym etapem – powody były różne – ważne, że uczestnicy realnie potrafili ocenić swoje siły i nie narażali się na niebezpieczeństwo. Pozostali wrócili do swoich pensjonatów odpocząć, żeby jutro być w pełni sił do biegania.
6) START!
To już niedziela! Start najdłuższego etapu w Beskidzie Sądeckim. Uczestników przywitało piękne słońce – to właśnie dzięki niemu biegacze mogli zachwycać się pięknem gór. Na szlaku towarzyszyły im nawet Tatry!
Wszyscy dzielnie walczyli na trasie, a śnieg nie ułatwiał zadania.
Były też chwile grozy – bo jak zrozumieć sms’a o treści „Schodzę na Przehybie….”. Czy uczestnik rezygnuje czy kolokwialnie mówiąc źle się czuje i „schodzi”? Do opcji drugiej bardziej przekonywał jeszcze fakt, że rodzina przez pół godziny nie mogła się do niego dodzwonić. Całe szczęście była to jednak opcja pierwsza i powrót do Krościenka nastąpił bezpiecznie w samochodzie organizatora 😉 Wreszcie po 3 biegach przyszła upragniona – ta właściwa – meta.
Mamo… przeżyłam!
Ale jak to – ukończyłem 3 biegi i nie dostanę medalu? Spokojnie to dopiero na uroczystej dekoracji! Każdy Finisher Triady został wywołany na scenę i odebrał swój medal. Wyjątkowy , bo z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem! A na koniec wspólne zdjęcie, które pokazuje kto tworzy atmosferę Triady. To Wy – pełni radości z biegania na łonie natury!
Dziękujemy, że byliście z nami i do zobaczenia w lipcu podczas letniej edycji Triady!!