Redakcja Bieganie.pl
Na 2 dni przed startem zadzwoniłem do Bambusa żeby zapytać na jaki czas byśmy lecieli gdyby był zdrowy. Po 30 minutach "pertraktacji" stanęło na 13 godzinach. Założenie ambitne, ale z analizy 4 treningów przeprowadzonych na trasie biegu wynikało, że do zrealizowania. Przyjąłem również dwa poboczne założenia: 1) jeżeli nie w 13h to w limicie, 2) z trasy zdjąć może mnie tylko limit czasowy albo złamana noga (bo z ręką przecież da się biec).
Do Zakopanego dotarłem w piątek popołudniu z mocną ekipą w składzie 2x Afgany, 1x Sponsorka (dzieci i żona – przyp. redakcji). Po odprawie szybka kolacja i wyjazd na start. Zdecydowałem się spać na parkingu 200 m od linii startu, dzięki tej strategii spałem 5 godzin i o 3:20 czułem się przyzwoicie wyspany.
Punktualnie o 4:00 wystrzał startera i Dolina Chochołowska rozświetlona została światłem 350 czołówek. Pierwsze 7 km prowadzi łagodnie pod górkę do Polany Chochołowskiej głównie asfaltem i szutrówką. Odcinek ten pokonuję dość żwawo. Podejście pod Grzesia przebiega bez historii łatwo, gładko i przyjemnie podobnie jak następne szczyty: Rakoń i Wołowiec. W połowie podejścia na Jarząbczy Wierch "wyłączyło mi się jedno płuco", nie wiem jak ten stan dokładnie opisać (miewam to tylko podczas biegania po górach; na ostatnie 6 treningów/startów objawiło się 2 razy) tętno w normie, a ja dyszę jak parowóz, serce chce wyskoczyć na powierzchnie i podziwiać widoki na zachodniej grani Tatr, a głowa pęka.
Wyłączenie płuca automatycznie wydłużyło czas każdego podejścia (na początku Jarząbczego miałem 12 min/km, a po odłączeniu płuca ledwo łamałem 20 min/km przy 100 m przewyższenia na km). Niestety wiedziałem, że to nie kryzys i nie minie 🙁 Od tej chwili zaczęła się walka o każdy metr do góry.
Przed Kasprowym przeprowadziłem sam ze sobą krótką rozmowę, że pomysł zjechania kolejką to nie jest plan, który pokrywa się z założeniami zawodów. Moja głowa w odpowiedzi zafundowała mi 5 min zgon przed 2 punktem żywieniowym przy Murowańcu (akurat tam gdzie najwięcej zawodników rezygnowało z dalszego biegu) zatoczyłem się wchodząc na bufet, tak że Wolontariuszka nie wiedziała czy lać izotonik, czy odpalać defibrylator.
Po 180s i 2 kubkach herbaty byłem na podejściu na Krzyżne. Wiedziałem, że jak wgramolę się na szczyt to będzie już nomen omen z górki 🙂 Wspinaczka zajęła 1:40 następne 60 min to całkiem przyjemny zbieg (z wyłączeniem pierwszych km po Krzyżnem) do Wodogrzmotów Mickiewicza, tankowanie bukłaka i ruszam na ostatnie 17 km. Dobrze, że za namową Bambusa zrobiłem rekonesans tego odcinka i nie dłuży się on jakoś strasznie choć podejścia po korzeniach i kamieniach nie były tak słodkie po 60 km jak na treningu. Po 16h i 33min wbiegłem na metę w eskorcie "Afganów" i ugiąłem się pod ciężarem medalu (fuck, takiego ciężkiego jeszcze nie miałem). Pomimo 14 na mocnym odcięciu dałem radę i jestem zadowolony choć z przyjemnością poprawię się za 2 lata w towarzystwie Bambusa oczywiście!
Czy możesz nam Paweł podac przykład jakichś swoich ostatich startów?
– STRC KRKONOŠE MARATON 2015 – trasa 48 km – czas 8:52:56 przewyższenia + 2800m miejsce 168 data 08.08.2015
– HARPAGAN (rajd na orientacje) Trasa Piesza 50 km – Czas 5h 556min, miejsce w 10 data 18.04.2015
– Górska Pętla UBS 12:12, czas 9h19min 4 pętle po 16 km 800 m przewyższenia na każdej, miejsce 12, data 25.03.2015
– Zimowy Maraton Bieszczadzki 44,6 km Czas 4:14min, miejsce 84, data 25.01.2015
– Bieg Rzeźnika, 11h 13min miejsce 75 data 20.06.2014
– Dynafit Run Adventure (Trasa Challange 3 x 20 km), czas łączny 8h 30min, miejsce 8, data 20.07.2014
– Chudy Wawrzyniec, trasa 80+ przewyższenie +3200 m, czas 12h 29min, miejsce 50 data 09.08.2014
Biegasz tylko ultra?
Staram się startować tylko w biegach +40 km.
Raz do roku biegam asfaltowe 10 km (około 41 min – przyp. redakcji). Do dnia dzisiejszego nie przebiegłem asfaltowegomaratonu i nie wiem czy mam na niego ochotę 😉
Jak trenujesz?
Trenuję 4-5 razy w tygodniu kilometraż 50-80 km + rekreacyjnie basen i rower.
Staram się aby min. jeden trening w miesiącu był w górach. Na trening poświęcam od 6 do 10h tygodniowo, z wyłączeniem weekendów staram się trenować zanim wstaną dzieci lub jak już śpią.
Co robisz na co dzień?
Na co dzień pracuję w sektorze usług dla branży elektroenergetycznej.
Wykonywany zawód wiąże się z podróżowaniem dzięki czemu łatwiej trenować w górach. Podczas delegacji treningi traktuję jako przerywnik w podróży.
Widziałeś, że toczy, toczyła się u nas dyskusja na temat BUGT. Czy zmieniłbyś coś w tegorocznym BUGT gdybyś mógł go powtórzyć?
Z zadań z fizyki pamiętam że piechur porusza się ze średnią prędkością 6 km/h, ja o nią nawet się nie otarłem, choć 40% dystansu biegłem. Przed startem liczyłem na wynik ok. 13h przy proporcjach 50/50 bieg/marsz. Jeżeli zrealizowałbym założenia, to średnia prędkość wciąż byłaby poniżej 6 km/h, czyli teoretycznie nie bieg. Do zawodów przygotowałem się dobrze, przeprowadziłem w lipcu cztery treningi na trasie – łącznie 110 km. Podczas zawodów nie odwodniłem się i nie czułem głodu. Na ostatnim odcinku lekko dokuczały mięśnie czworogłowe ud. Założenia taktyczne (picie co 15 min, posiłek co 60 min) sprawowały się dobrze. Zmieniłbym jedynie termin przyjazdu na miejsce startu z piątkowego popołudnia na czwartkowe.
Co znaczy: "Pomimo 14 na mocnym odcięciu"
Od 14 km wyścigu miałem problemy z oddychaniem
A nie zaniepokoiłeś się o co chodzi z tym płucem? Nie zrobisz sobie badań?
Na ostatnie 6 wypadów w góry miałem tak 2 razy. Pozostałe 4 przebiegły bezobjawowo.
Podejrzewam brak aklimatyzacji (dlatego to zmieniłbym następnym razem) oraz wahania ciśnienia spowodowane warunkami atmosferycznymi. Badania profilaktycznie zrobię, ale dopiero za parę dni jak organizm dojdzie do siebie po BUGT.
Jeżeli podobała się wam relacja, polubcie stronę: Słomiane Bambusy