Redakcja Bieganie.pl
Z biegaczami to jest tak, że gdy tylko pojawią się w nowej scenerii, to od razu chcą ruszyć w teren. Tak zupełnie przed siebie i w nieznane. Taki trening jest niesamowitą odskocznią od tych, które na co dzień wykonujemy w miejscu swojego zamieszkania. Przed wylotem do Japonii w endomondo rozrysowałem sobie 2 trasy. Pierwsza (ok. 9 km) obejmowała bieg wzdłuż Pałacu Cesarskiego, zaś druga (ok. 15 km) zakładała dodatkowo okrążenie Pałacu Akasaka. Niestety udało mi się zrobić tylko jedną z nich.
Przez pierwsze 2 km trasa wiodła w scenerii, której nie powstydziłby się Manhattan. Biurowce pięły się ostro w niebo skutecznie zafałszowując wyniki podawane przez Garmina. Zresztą doskonale widać to na powyższej mapie – gdzieniegdzie pojawiły się przekłamania widoczne jako falująca, bądź mocno zakrzywiona linia. Biegłem szerokim chodnikiem mijając salarymanów, którzy spieszyli się do pracy.
Zaraz za linią drapaczy chmur znajdowało się przejście dla pieszych. Czekając na światłach zostałem zaczepiony przez starszego Japończyka. Widząc, iż jestem z Polski (biegłem w koszulce z orłem z przodu, a z tyłu z napisem Poland) uśmiechnął się i powiedział, że jego wielkim marzeniem jest odwiedzić Kraków. Od razu mu się zrewanżowałem mówiąc, że tak samo było u mnie z Tokio. Chwilę pogadaliśmy. Zapaliło się zielone i pobiegłem w stronę ogrodów Pałacu Cesarskiego, zostawiając za plecami nowoczesną architekturę.
Pałac Cesarski i otaczające go ogrody, to zielone płuca w samym sercu Tokio. Powierzchnia zespołu pałacowego, wraz z całym terenem, jest porównywalna wielkością do Central Parku w Nowym Jorku. Każdy centymetr Tokio jest wart fortunę. Ile są warte grunty, które obiegałem? Ktoś to kiedyś obliczył i wyszło mu, że w latach 80′ teren ten był wart więcej, niż obszar… całej Kalifornii.
Napisałem kiedyś, że gdyby istniał biegowy raj, to zapewne jedna z tras wiodłaby właśnie wokół w/w ogrodów. Nadal podtrzymuje swoje słowa. Wystarczyło, że moim oczom ukazał się pierwszy widok: fosa, część muru i biały budynek. Wyglądało to wszystko bajecznie. Skręciłem w lewo, gdzie szerokim chodnikiem dotarłem do interesująco wyglądających drzew. Kilka następnych zdjęć i dalej w drogę. Pojawili się pierwsi biegacze, ale tylko jeden z nich zareagował na moje pozdrowienie.
Pokonałem jedną z bram, która okalała ogrody i rozpocząłem 2 km delikatny podbieg. Chodnik był już znacznie węższy. Obok mnie biegły dzieci, które zdawały chyba jakiś test w ramach lekcji W-F.
Po piątym kilometrze podbieg się skończył i nogi mogły odpocząć. Po tej stronie ogrodów było zdecydowanie bardziej tłoczno. Trening powoli zmierzał ku końcowi. Odnalazłem znajomy prześwit między biurowcami i skręciłem w stronę hotelu. Żeby dobić do równych 10 km zatoczyłem jeszcze wokół niego kilka kółek. Cholernie zadowolony udałem się do pokoju.