Redakcja Bieganie.pl
Koncept
Biegacze-amatorzy mają coraz wyższe wymagania. W internecie jest dostępne mnóstwo darmowej wiedzy. Poziom świadomości przeciętnego biegacza wciąż rośnie. W tej sytuacji nie bardzo da się już wydawać poradniki powtarzające podstawy, które zostały już wielokrotnie przemielone, trzeba czegoś więcej, jakiejś idei, wokół której zbuduje się narrację książki. Niedawno recenzowana na naszym portalu książka „Niewiarygodny cel” Erica Ortona jest tego przykładem: tu zbudowano narrację wokół ludzkiej stopy, biegania „naturalnego” oraz autora-guru. Takie podejście jednak zawęża na wstępie grono odbiorców, szuka ich trochę poza bezpiecznym mainstream’em. Fitzgerald przeciwnie – pragnie wydać pozycję, która znajdzie uznanie w oczach jak największej liczby osób , potrzebuje więc idei, punktu zaczepienia, który będzie jednocześnie ciekawy i neutralny. I znajduje: tą ideą jest koncepcja 80/20.
80/20
Fitzgerald utrzymuje, że najskuteczniejszą postacią treningu jest taka, gdzie 80% treningów odbywa się w niskiej intensywności, a 20% w intensywności umiarkowanej i wysokiej. Jako punkt graniczny przyjmuje się tzw. próg wentylacyjny, czyli wg autora intensywność, powyżej której oddech gwałtownie przyspiesza albo inaczej: najwyższą intensywność, przy której możliwa jest swobodna rozmowa. W odniesieniu do procentu tętna maksymalnego jest 77-79%, uwaga: dla dobrze wytrenowanego biegacza.
Czytając tę definicję narzucają mi się następujące pytania: co to znaczy „gwałtownie przyspiesza”? Co to znaczy „swobodna rozmowa”? Co to znaczy „dobrze wytrenowany biegacz”? Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale unaocznić zasadniczy problem: wyjaśnienie Fitzgeralda nie trzyma się kupy.
Pierwsza część książki
Cała pierwsza część książki poświęcona jest wytłumaczeniu i „udowodnieniu” tezy 80/20. Niestety przytoczone badania, eksperymenty, zjawiska są albo źle interpretowane albo wyniki naciągane są tak, by pasowały do teorii albo wręcz wnioskuje się w nieuprawniony logicznie sposób. Analiza błędów pierwszej części książki stanowi sama w sobie temat na bardzo ciekawy artykuł – swego czasu na forum Jacek Ksiąszkiewicz przeprowadził szczegółową analizę błędów w książce „Bieganie naturalne” Danny’ego Abshire’a, warto byłoby w podobny sposób pochylić się nad Fitzgeraldem.
Ta recenzja to nie jest miejsce ani czas, żeby wchodzić w detale, w każdym razie: mnie argumentacja nie przekonuje, nie buduje mojego zaufania wobec tez autora, ale przeciwnie, z każdym kolejnym eksperymentem i badaniem wzmaga się moja nieufność.
A szkoda, ponieważ…
Clue czyli gwóźdź
…wydaje mi się, że autor ma wiele racji. Pogląd o tym, że biegacze amatorzy przesadzają z intensywnością wysiłku wraca jak bumerang w publikacji wielu ekspertów biegania. Bardzo często można przeczytać, że amator wolne treningi wykonuje za szybko, przez co szybkie biega za wolno – i moim zdaniem wiele w tym racji. Ba! Przy pewnych zastrzeżeniach może się okazać, że reguła 80/20 w wielu przypadkach faktycznie działa… Ale niestety zespół dowodów przytoczonych na potwierdzenie słuszności głównej tezy po prostu nie spełnia swojego zadania.
Druga część książki
To podana w nieco zmienionej, autorskiej formie amerykańska szkoła treningu. Chociaż bazą jest pomiar tętna i podział treningów według stref intensywności obliczonych w oparciu o tętno na progu mleczanowym, to w istocie jest tu wiele z pomysłów Danielsa i innych – kanonicznych już elementów szkoły amerykańskiej.
Ta część jest o wiele lepsza. Poszczególne strefy intensywności są dobrze wytłumaczone i opisane. Podobnie treningi oparte o różnorakie kombinacje stref. W dalszej części zamieszczone są plany treningowe pod najpopularniejsze długie dystanse i one również (zastrzegam: przy pobieżnym spojrzeniu, bez dogłębnej analizy) wyglądają kompetentnie i rozsądnie.
Fitzgerald stosuje dość powszechny zabieg: ponieważ o treningu wiemy już dość sporo i większość zagadnień ze szkoły amerykańskiej jest pewnego rodzaju powtarzaniem po Danielsie, Fitzgerald buduje własny podział intensywności, kilka stref tętna, które „ukrywają” znane nam jednostki, stwarzają pozór nowości.
W końcowych rozdziałach jako uzupełnienie Matt umiejętnie podaje treści, które wcześniej zawarł w innych swoich pozycjach, mamy więc rozdział odnośnie treningu uzupełniającego oraz podniesione kwestie odżywiania.
Podsumowanie
To nie jest zła książka. Idea główna nie jest bzdurna, jest tylko wadliwie dowodzona. Autor próbuje naginać fakty do teorii, by obronić ładną i chwytliwą formułę „80/20”. Całość jednak jest napisana sprawnie, ciekawie i zrozumiale. Podane treści treningowe są oparte o solidne wzorce szkoły amerykańskiej, mimo że bazą monitorowania treningu jest tętno. Nawet badania i eksperymenty służące dowiedzeniu głównej tezy same w sobie są bardzo interesujące i pouczające. Irytuje tylko naciągana interpretacja.
Jeżeli czytałeś Jacka Danielsa i nie odrzuciło cię, książka Fitzgeralda będzie pewnie krokiem wstecz. Jeżeli „kupujesz” założenia szkoły amerykańskiej, ale szukasz większej prostoty i kondensacji treści, polecałbym moją ukochaną pozycję (niestety niedostępną po polsku): Pete Pfitzinger i Scott Douglas „Road Racing for Serious Runners”.
Jeżeli natomiast należysz do szerokiej grupy biegaczy, którzy nie mają jeszcze rozległej wiedzy na temat treningu, za to mają tendencję do wypruwania flaków na każdym albo prawie każdym treningu, nowa książka Matta Fitzgeralda „80/20” może okazać się bardzo przydatna.